Historia zdarzyła się kilka lat temu. Kilka słów o kochanych sąsiadach.
Mieszkałam w bloku, na 3 piętrze. Niestety w mojej klatce średnia wieku to 60 lat, w dodatku ludzie, których głównym zajęciem jest monitorowanie osiedla i przesiadywanie na ławce w celu wspólnych ploteczek. To naprawdę bardzo upierdliwe staruszki. Przez pierwszy rok od przeprowadzki, na porządku dziennym było dzwonienie na policję chwilę po 22, bo pies szczeknął, więc na pewno awantura u nas. Funkcjonariusze często zastawali nas zaspanych - takie oto haniebne rzeczy się u nas działy. Każda nowa rodzina, która się wprowadzała przechodziła swoisty chrzest, ale to temat na osobną historię. Pomimo tego wszystkiego mama zawsze upominała mnie, że jak widzę sąsiadkę z ciężkimi torbami, to mam jej pomóc nieść, otwierać drzwi i ogólnie zachowywać pełną kulturę. Tak też robiłam.
Któregoś jesiennego wieczoru babcia wyszła do sklepu. Kiedy wracała i weszła już do klatki ktoś ją napadł, zanim zdążyła zapalić światło. Delikwent nie zrobił jej krzywdy, ale szarpał się z nią w celu kradzieży torebki oraz reklamówki z zakupami. Babcia krzyczała w nadziei, że któryś z sąsiadów wyjdzie na pomoc. Oczywiście tak się nie stało. Na szczęście w torebce znajdował się tylko portfel, którego zawartość to ok. 20 zł, ale nie o tym mowa. Następnego dnia zaczepiła mnie sąsiadka i wywiązał się mniej więcej taki dialog:
(S)ąsiadka: A co to się Twojej babci stało, bo słyszałam jak krzyczała wczoraj wieczorem na klatce?
(J)a: Ktoś ją napadł. A to słyszała Pani, że wzywa pomocy i nawet nie wyszła sprawdzić co się dzieje?
S: No tak, tak. Wiesz, myślałam, że ktoś sobie żarty robi. No i co to się tam wydarzyło?
J: Skoro myślała pani, że ktoś sobie robi żarty, to skąd Pani wie, że to akurat była moja babcia?
S: Pomińmy szczegóły, mów co tam się działo.
Opadły mi ręce. Odpowiedziałam sąsiadce jedynie tyle, że gwarantuję, że nie otrzyma ode mnie ani od mojej rodziny pomocy w razie gdyby coś się jej działo.
Wyprzedzając komentarze, że przecież starsza kobieta, bała się i tym podobne dodam, że wszelkie popijawy kilkunastoosobowych grupek szemranego towarzystwa spoza osiedla kończyły się wychodzeniem sąsiadki w piżamie, szlafroku, kapciach i robieniem awantury, niezależnie od pory dnia czy nocy, więc raczej należy do tych odważnych.
Jednak trochę co innego szemrane towarzystwo które chce się napić w spokoju, a co innego ktoś, kto bez oporów bije staruszki.
Odpowiedz@bloodcarver: To raczej nie było szemrane towarzystwo, które chce się w spokoju napić. To był margines społeczny mojego miasta, który spotykał się u nas na osiedlu z uwagi na bliskość osiedla z mieszkaniami socjalnymi. Ich popijawy dosyć często kończyły się naprawdę poważnymi bijatykami z interwencjami kilku radiowozów, a raz nawet dźgnięciem nożem jakiegoś przechodnia.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 28 maja 2015 o 15:33
Możliwe, że sama reakcja: choćby wyjrzenie i głośne zapytanie " co się dzieję, zaraz zadzwonię na policję" przestraszyłyby delikwenta. Nikt nie wymagał szarpania się ze sprawcą, ale zwykłego ludzkiego działania.
Odpowiedz60 lat to nie staruszki
Odpowiedz@proporczyk: Wlasnie, w kwiecie wieku!
Odpowiedz@ZaglobaOnufry: Dla ZUSu jak najbardziej :)
Odpowiedz