Piekielność pierwsza:
Dostałem gazem pieprzowym. Ot tak - po prostu - w ramach czyjeś świetnej zabawy. W nocy ok godziny 2:00 w centrum miasta czekamy sobie ze znajomymi na kebaba. Wąską w tym miejscu ulicą przejeżdża samochód. Zatrzymuje się na naszej wysokości i ktoś z niego nas woła. Odruchowo odwracamy się. Kolega stojący najbliżej nachyla się do otwartego okna pasażera oby wysłuchać o co chodzi (myśleliśmy, że chcą ognia albo zapytać się o drogę) i w tym momencie czuję coś piekącego na twarzy. Praktycznie nie mogę otworzyć jednego oka (poszło jakoś rykoszetem). Kolega który był najbliżej kompletnie nic nie widzi.
Bogaty w doświadczenie z internetowych filmików mówię, iż najlepiej przepłukać twarz mlekiem.
Więc wsiadamy do naszego samochodu (szczęśliwie nasz kierowca nie oberwał) i śmigamy do sklepu nocnego po mleko (pani w okienku musiała się nieźle zdziwić :P) Ja w międzyczasie mogę już otworzyć oczy. Duch kolegów mimo przemywania mlekiem nadal masakrycznie piecze twarz. Dzwonię pod 112 przedstawiam sytuację i pytam się co w takiej sytuacji zrobić.
Dostajemy instrukcję aby przemywać twarz zwykłą wodą, a jak objawy nie ustąpią to udać się do wskazanego szpitala gdyż jest tam oddział okulistyczny.
I tu pojawia się piekielność numer dwa:
Wbiegamy na SOR - kumple od razu do łazienki aby przepłukiwać twarz. My do rejestracji tłumaczymy o co chodzi. Pani w okienku z miną "CZEGO" stwierdza, że o drugiej w nocy to powinniśmy w domu siedzieć a nie po mieście się szwendać. No po prostu zachowanie pełne profesjonalizmu.
Ale nie zrażamy się tym - pora na formalności. Pani prosi o dokumenty poszkodowanych kolegów. Kumpel leci i przynosi. Koledzy nadal pod kranem w łazience. Pani wypełnia jakieś tam papiery i mówi, że koledzy muszą się podpisać. No fajnie... Było by to łatwiejsze jakby cokolwiek widzieli... Ale cóż przyprowadziliśmy obu - jeden jakoś dał radę się podpisać. Jak pani zobaczyła drugiego (cały czerwony na twarzy, oczy napuchnięte) to stwierdziła, że jednak może się podpisać później. Sama wizyta u lekarza wyglądała naprawdę w porządku, chociaż widać było, iż obudziliśmy ich w środku nocy.
Najbardziej z tego wszystkiego jednak rozbroiło nas podejście Policji.
Z racji iż miejsce, w którym doszło do zdarzenia, było wręcz oblepione kamerami stwierdziliśmy, że nie puścimy tego zajścia płazem. Po wcześniejszych konsultacjach telefonicznych z policją udajemy się do najbliższego (licząc od szpitala) komisariatu.
Rozmowa oczywiście przez okienko znajdujące się na wysokości naszego kroku. Więc zniżamy się do poziomu policjantów i tłumaczymy o co chodzi. I tu pada jakże konkretne pytanie: „Ale co się właściwie stało?” My zbici z tropu, więc pan policjant wyjaśnia o co mu chodziło: „No bo rozumiem, że nie ma żadnego trwałego uszczerbku na zdrowiu, uszkodzenia mienia itp. ?” No po prostu zaje fajnie. Jakoś grzecznie próbuje panu wytłumaczyć, że niezbyt przyjemnie jest tak bez powodu dostać po twarzy gazem pieprzowym i z racji iż na miejscu zdarzenia są kamery, miło byłoby gdyby policja coś w tej sprawie zrobiła. Facet tłumaczy, że tak właściwie to nie jest jego rejon itp. itd. Kumple jeszcze lekko podpici i nadal odczuwający skutki gazu mniej grzecznie komentują w stylu „spadamy, nie ma sensu – tylko z dupą siedzi i nie pomoże, tak to już działa nasza genialna policja” itp.
Pan chyba poczuł się urażony, gdyż tłumaczy, że w sumie on to nic nie może zrobić. Jak chcemy to możemy udać się do sądu, wpłacić wadium w wysokości 200-300zł i wytoczyć sprawę z powództwa cywilnego. No po prostu bosko - nie dość, że zostaliśmy zaatakowani to jeszcze, żeby zaczęli szukać "sprawców" musimy zapłacić kilka stówek. Jednocześnie facet cały czas próbuje nas przekonać, że niezbyt nam się to opłaca – „bo nie wiadomo w jakiej jakości nagrywały te kamery, czy to w ogóle nie były atrapy itp.” Widząc, że za dużo tu nie wskóramy stwierdzam, że spadamy. Proszę tylko oby pan w jakikolwiek sposób odnotował, że byliśmy i zgłaszaliśmy zaistniałą sytuację.
Będąc z powrotem na „miejscu zdarzenia”. Kilkukrotnie dzwonimy na policję. W teorii byliśmy przerzucani pomiędzy różnymi komisariatami. W końcu za którymś z kolei telefonem. Udaje mi się wytłumaczyć panu w słuchawce, że rozumiem iż nie wyślą w tej chwili żadnego radiowozu, oraz że mogę złożyć sprawę z powództwa cywilnego. Udaje mi się także wytłumaczyć, że taką sprawę należy wytoczyć przeciwko konkretnej osobie, a w naszej sytuacji nie do końca wiemy komu i dlatego właśnie prosimy policję o pomoc choćby w zabezpieczeniu nagrań z monitoringu. Pan wtedy oznajmia, że spokojnie - mamy 7 dni na oficjalne zgłoszenie sprawy. Po zapytaniu się, czy miejski monitoring aż tak długo przechowuje nagrania pan stwierdza, że nie – nagrania są przechowywane ok. 48 godzin. Jednocześnie wpadł w końcu na genialny pomysł, że w takim razie on wstępnie zabezpieczy nagrania z owej ulicy.
Dotychczas miałem naprawdę dobre doświadczenia z policją. Co prawda była to w większości drogówka, ale naprawdę trafiałem na naprawdę przemiłych i pomocnych policjantów. Ale po dzisiejszej nocy nie dziwię się, że ludziom odechciewa się zgłaszać jakiś drobnych przestępstw. A tacy idioci jeżdżący samochodem i traktujący ludzi jakimś gazem pieprzowym czują się całkowicie bezkarni nawet w centrum miasta oblepionego kamerami.
policja miasto
A czego się spodziewałeś? Z punktu widzenia "psa" - następna sprawa, przesłuchanie i protokoły od wszystkich świadków, poszkodowanych, sprzedawców kebaba itd. łażenie i zabezpieczanie monitoringu, wcześniej ustalenie do kogo należy, zdobycie zgody prokuratora na zabezpieczenie, ustalenie po numerach właściciela pojazdu, pruba ustalenia kto użytkował w tym czasie pojazd, co nie jest łatwe, bo tatuś pożyczył synkowi, a synek koledze tylko nie pamięęta któremu, nawet jeżeli złapali by osobę psikającą gazem, a ona powie, że podobny osobnik przed chwilą napastował jego dziewczynę to dostanie grzywnę 200zł i po sprawie, mała szkodliwość itp. pierdoły. Podsumowując kilku policjantów ma 2 dni zajęte, a i tak to gówno da. Jeżeli byś powiedział, że zabrali Ci telefon, to jest rozbój i podeszli by do tego inaczej, po zatrzymaniu sprawców możesz powiedzieć, że telefon ci wypadł lub schowałeś do innej kieszeni jak dostałeś gazem, jednak reakcja policji była by inna. Nie jestem policjantem, nie mam nawet z nimi nic wspólnego, tak mi wytłumaczył to kiedyś policjant, gdy chciałem zgłosić też jakąś pierdołe i przyznałem mu rację.
Odpowiedz@thebill: No nie wiem. Mi kiedys skradziono telefon na monitorowanym parkingu. Sprawe zglosilam na policje, ale niestety nawet sie nie pofatygowali, zeby zabezpieczyc nagranie. Nie zrobili nic i zeby nie bylo, ze tylko polska policja jest taka zla, sytuacja miala miejsce za granica.
OdpowiedzZa granicą... Tylko wschodnią czy zachodnią?
Odpowiedz@grruby80: Zachodnia, chociaz telefon akurat zostal skradziony przez Rumunke (tak, znalam sprawczynie, ale niczego jej udowodnic nie moglam, bez pomocy policji).
Odpowiedz@thebill: Nie, w przypadku rozboju i zabrania telefonu nie podchodzą do tego inaczej. Jak się baaardzo uprzesz to łaskawie pofatygują się na miejsce zdarzenia, nie wiadomo po co, bo przecież wiadomo że jak ktoś okradł to sobie poszedł w inne miejsce. Ale nie, nie przejadą po okolicznych uliczkach, nie zajrzą w bramy, przecież nie ma czasu a jest w związku z tą sprawą tak dużo niezbędnych czynności ... prznajmniej 3 godziny wypełniania protokołu. Przecież tu nie chodzi o to żeby odzyskać telefon tylko żeby skompletować dokumentację ze zgłoszenia zgodną z procedurami.
OdpowiedzA może w tym mieście jest straż miejska, która zajęłaby się tematem lepiej?
OdpowiedzStraż miejska zajęłaby się czymś lepiej... Uśmiałam się ;)
Odpowiedz@lvlaras: mentalnos. Gliny i sm wola dawac mandaty za predkosc i alkohol. Ale jak w ciagu 2 minut moga dac 3 kierowcom 7 mandatow (dochodowy odcinek obok szkoly) to ich nie ma.
Odpowiedz@pawel78: No co za bezczelni policjanci! Wystawiaja mandaty za przekraczanie predkosci w okolicy szkoly! No karygodne...
Odpowiedz@Shaienne: Specjalnie dla Ciebie wyciągnę meritum z tego jakże długiego zdania: "Ale jak moga dac 7 mandatow obok szkoly to ich nie ma." Wiec nie wiem jak ty, ale ja rozumiem, że własnie nie wystawiają mandatów za przekraczanie prędkości w okolicy szkoły.
Odpowiedz@imhotep: Pozwol, ze zacytuje moj wlasny komentarz dodany dwa dni przed Twoim: "@pawel78: Ok, zle przeczytalam Twoj komentarz, moj blad." Dziekuje wiec, ze tak sie postarales, bym zrozumiala to jakze trudne zdanie, ale nie trzeba bylo.
OdpowiedzTzn. chodzi o sam fakt, żeby tacy idioci nie czuli się całkiem bezkarnie, bo nie wiadomo na jakie jeszcze inne genialne pomysły mogą wpaść. A da radę jakoś na własną rękę zdobyć nagranie z monitoringu. Bo w sumie gdybym poprostu znał rejestrację to by mnie już urzadzalo.
Odpowiedz@lvlaras: jak Ci czasu nie szkoda, to przejdź się po sklepach/instytucjach/co tam jeszcze jest w okolicy zajścia, może któraś kamerka do kogośtam należy i ktoś z uprzejmości udostępni nagranie. Ale to trzeba się pospieszyć, bo z reguły dłużej niż kilka dni nikt takich nagrań nie trzyma. ja w moim monopolu mam kamerę zewnętrzną na chodnik przed sklepem i bramie obok wejścia i kilka razy już udostępniałam nagrania prywatnym osobom, bo stłuczka, bo ktoś okradł samochód, bo było niedaleko włamanie, może przechodził włamywacz obok sklepu itp.
Odpowiedz@Shaienne napisalem ogolnie o predkosci i alkoholu. A przy szkole to za: art.47, B-36, B-2; niektorzy 3 jednoczesnie ignoruja Na innej ulicy nawet do 10 ignorujacych art.47
OdpowiedzZmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 23 maja 2015 o 13:20
@pawel78: Ok, zle przeczytalam Twoj komentarz, moj blad.
OdpowiedzPierdoły z was - trzeba było zamiast jechać na pogotowie i do sklepu zadzwonić na 112, zgłosić napaść i próbę rabunku/porwania.
Odpowiedz... i jeszcze próbę morderstwa.
OdpowiedzHehe. Witamy w prawdziwym świecie :) Na policję zgłasza się tylko po to żeby mieć papierek do ubezpieczalni. Zgłaszanie czegokolwiek innego nie ma sensu. Jeśli dzwonisz po pomoc bo jest jakieś zagrożenie to przecież nic nie zrobią bo jeszcze nie było przestępstwa. Jeśli już się coś stało to też nie ma sensu bo wygląda to tak jak opisałeś. Zresztą, już się stało co się miało stać, to po co ich wołać, przecież nie naprawią szkód, nie wyleczą obrażeń.
OdpowiedzCiesz się że testowali gaz pieprzowy a nie pistolet.
Odpowiedz