Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Historia Lelissy (http://piekielni.pl/66262) przypomniała mi historię mojego dziadka sprzed lat. Pewnego dnia…

Historia Lelissy (http://piekielni.pl/66262) przypomniała mi historię mojego dziadka sprzed lat.

Pewnego dnia dziadek jechał swoim starym (ale bardzo zadbanym) rowerem marki romet. Asfaltowa, wąska droga na wsi - pola, lasy, czasami jeden lub więcej domów. Nagle zauważył przed sobą na środku jezdni wielki, samotny konar drzewa, leżący niemal na całej szerokości ulicy. Piekielnością już było to, że konar musiał przynieść ktoś specjalnie, bo akurat na tym odcinku były szczere pola, dodatkowo leżał on tak idealnie na środku drogi, że żaden wiaterek nie miałby siły go tam przywiać, a tego i poprzedniego dnia nie wiało mocno.

W tym samym momencie do tego miejsca zbliżał się z naprzeciwka samochód. Żeby kierowca nie musiał specjalnie wychodzić i przesuwać gałęzi, dziadek położył rower na poboczu i zaczął ciągnąć konar na drugą stronę. Dziadek swoje lata ma, a konar spory i ciężki (powiedział, że chyba strongmani go musieli przynieść), ale dzielnie ciągnął jeden koniec na pobocze jezdni. Samochód zdążył podjechać, w środku kobitka, konar jeszcze mniej więcej na środku drogi, dziadek krzyknął coś, że jeszcze chwilka. Ale po co czekać? Kobitka rusza, skręca maksymalnie na pobocze żeby też przypadkiem nie zahaczyć samochodem o gałąź i przejeżdża, a jakże, po "zaparkowanym" rowerze mojego dziadka, po czym wciska gaz i znika za wzniesieniem drogi. Dziadek nawet nie zdążył zareagować, pozostało mu tylko przekląć babę, dokończyć przeciągać konar i stwierdzić, że z roweru nie ma czego wyklepać (nie wiem jaki to był samochód, ale była to dość duża osobówka, a sama widziałam w jakim rowerek był pogiętym stanie).

Jak już wspomniałam, dziadek jechał przez jakiś słabo zaludniony teren, ok. 4-5 kilometrów od domu. Niby nie tak bardzo daleko, ale nie dla 67-letniego mężczyzny. Wtedy też dziadek nie posiadał telefonu komórkowego, poszedł więc do najbliższego spotkanego domu i poprosił o możliwość przedzwonienia ze stacjonarnego.

Dziadek zapamiętał numery rejestracyjne. Ale sam stwierdził, że nie ma nerwów na sprzeczanie się z babskiem o stary rower.

by Teru
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar doktorek
18 20

A mimo wszystko szkoda, że dziadek nie zrobił użytku z zapamiętanego numeru rejestracyjnego. Bab się nauczy, ze cwaniactwo popłaca i następnym razem też zwieje.

Odpowiedz
avatar NiePyskuj
12 14

@doktorek: Dokładnie. Co z tego, że stary rower. Niech walczy! Baba przynajmniej dostanie nauczkę.

Odpowiedz
avatar Teru
11 13

Z jednej strony popieram, by baba dostała za swoje. Z drugiej wiem, że dziadek od zawsze bardzo uważał, by się niczym nie denerwować, a taka sprawa u starszego człowieka to może jednak jakiś stres zawsze powodować. Zresztą ile by za ten rower dostał? 50 zł? Pewnie nawet mniej :) Sprawa przedawniona, pozostaje tylko gorycz, że gdy chce się komuś pomóc, to znajdzie się burak, który "odwdzięczy się" chamstwem...

Odpowiedz
Udostępnij