Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Historia z happy-endem, ale mająca w sobie wiele piekielności. Moja mama miała…

Historia z happy-endem, ale mająca w sobie wiele piekielności.

Moja mama miała kiedyś koleżankę. Na jej przykładzie przekonała się, że "dobry zwyczaj - nie pożyczaj". Serce ma miękkie, to uległa lamentom koleżanki, która była w tamtym czasie w trakcie budowy domu. A płaczu było sporo. Nie zapłaciła czegoś i podobno komornik dał jej czas na uregulowanie płatności do konkretnej godziny, a kwota niemała, bo dobrych dziesięć tysięcy złotych, w przeciwnym razie zabiorą jej samochód.
Mama pożyczyła w końcu te pieniądze, ale na całe szczęście zachowała jeszcze tę przytomność umysłu i zrobiła to w obecności notariusza, bo jak stwierdziła "to nie dwadzieścia złotych, żeby na gębę dawać".

Koleżanka pieniądze wzięła, komornikowi (chociaż dziś myślę, że pewnie był to zwykły windykator, bo komornik się raczej nie bawi w godziny) zapłaciła, a potem, jak się tego można było spodziewać, zaczęła mojej mamy unikać. To było dobrych piętnaście lat temu, więc komórki nie były w tamtym okresie zbyt popularne, a dzwoniąc na stacjonarny należący do koleżanki, można było nagrywać się na pocztę ile wlezie. Drzwi nie otwierała, udając, że jej nie ma. Przy przypadkowym spotkaniu udawało się wyegzekwować od kobiety jakieś 20 czy 50 zł, ale takie sytuacje zdarzały się niezwykle rzadko.

To trwało dwa lata. Mama stwierdziła, że nie będzie się patyczkować i założyła w sądzie sprawę, bo to wydawał się być jedyny sposób, by swoje pieniądze jeszcze kiedyś na oczy zobaczyć. Z uśmiechem na ustach wróciła do domu, przeświadczona, że w końcu jej problem się skończy. Jak bardzo się myliła!

Po około miesiącu otrzymała z sądu pismo, że do jej pozwu dołączył min. Urząd skarbowy, Urząd Gminy, dostawca prądu i bodajże gazu, a także trzech innych cywilnych wierzycieli. Lista długów koleżanki nagle okazała się niezwykle spora, ale nic to - moja mama pożyczyła pieniądze notarialnie, więc o ich zwrot nie bała się aż tak bardzo. Na pismach wszystkie kwoty, którymi zalegała dłużniczka były wyszczególnione, moja mama zawsze w tych tabelkach była w towarzystwie innych cywilnych dłużników, ale dopiero znajomy radca wytłumaczył jej, że oznacza to, iż w przypadku gdyby komornik sądowy zlicytował w końcu jej dom (kwota wszystkich długów, wraz z odsetkami oscylowała w granicy 500 tysięcy złotych, a sprawa ciągnęła się prawie 10 lat, bo nikt nie chciał kupić tego domu), pierwszeństwo mają urzędy i instytucje, i to one najpierw otrzymają to co im się należy, a moja mama dopiero potem. Co, gdyby pieniędzy nie wystarczyło? Cóż, musi sądzić się dalej, ale skoro zabiorą jej już wszystko co ma, to marne szanse na odzyskanie tego co pożyczyła, nie mówiąc już o odsetkach.

Licytacja domu odbywała się, z tego co pamiętam, raz w roku. Za każde ogłoszenie w prasie, w zasadzie za wszystko, płacić musiała moja mama, jako, że to ona sprawę założyła. Płaciła i płakała, bo przecież nikt nie mógł jej zagwarantować, że nie wyrzuca pieniędzy w błoto. Gdy w końcu znalazł się chętny na kupno tego domu, nadzieja wstąpiła w moją mamę i na całe szczęście, po latach, dostała to, co pożyczyła, wszystkie koszty, jakie w sprawę włożyła, plus nawet coś więcej.
Straciła jedynie nerwy i oczywiście koleżankę, która w trakcie, gdy sprawa jeszcze trwała, niejednokrotnie śmiała się nam w twarz, gdy mijaliśmy ją podczas zakupów w hipermarkecie, a jej wózek dosłownie zarywał się pod ciężarem produktów.

Dla smaczku dodam, że jej mąż w końcu chyba uświadomił sobie, że z taką żoną do niczego w życiu nie dojdzie, bo uciekł z sąsiadką.

dobry zwyczaj nie pożyczaj jeszcze lepszy oddawaj

by Kamaah
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar konto usunięte
47 51

Piekielne jest to, że zakładając sprawę i płacąc wszelkie koszta, podpinają się urzędy i to one traktowane są jako priorytet, a nie osoba, która jako pierwsza pożyczyła pieniądze!

Odpowiedz
avatar bonsai
31 31

@funmilayo: nie "pierwsza pożyczyła" tylko "pierwsza założyła sprawę i opłaca wszystkie koszta"

Odpowiedz
avatar konto usunięte
17 17

@bonsai: eee no faktycznie coś się poplątałam, o to mi chodziło :)

Odpowiedz
avatar doktorek
-2 22

Niepotrzebnie dodałaś o tym mężu. Nie sądzisz chyba, że to wszystko robiła bez jego wiedzy i aprobaty? On jest przynajmniej takim samym typem jak i ona.

Odpowiedz
avatar archeoziele
17 21

@doktorek: Nawet nie wiesz, ile można ukryć przed współmałżonkiem...

Odpowiedz
avatar Kamaah
19 19

@doktorek: Jeśli chodzi o męża, to zawsze wydawał mi się być pozbawiony własnego zdania. Biernie chyba akceptował to co robiła żonka, aż w końcu nie wytrzymał.

Odpowiedz
avatar leevran
3 9

Specem nie jestem, ale chwila moment. Mama złożyła pozew. Pozew podszywam podejrzewam o zapłatę (albo o wydanie nakazu zapłaty, nvm). DO POZWU magicznie dołączają się wierzyciele (???????) którzy zupełnie na innych podstawach (no bo chyba nie były stronami umowy notarialnej między mamą autorki a "dłużniczką") domagają się pieniędzy. Ale dobra, spoko, może umknął gdzieś fakt calej procedury z wyrokami/nakazami zapłaty, wcześniejszej wizyty u komornika, takich tam. Ok. Ale skoro próbują niby od 10 lat sprzedać dom, to po pierwsze kto wcześniej za "wszystko" płacił (i że niby oczywiście do Sądu, gdzie sprawę o nadzór nad egzekucją składa komornik) To chyba jednak mama się przyłączyła do reszty wierzycieli w tej egzekucji skoro trwa już 10 lat. Już pomijam fakt jaki ten dom musiał być wypasiony żeby po dziesięciu licytacjach wszystkim na cokolwiek starczyło (pierwsza licytacja 3/4 ceny oszacowania, druga 2/3 a jak się nie sprzeda to umorzona i po pół roku min. znowu 3/4 itd.) skoro długu było na 500000. Uświadom mnie ktoś proszę jak to się odbywało.

Odpowiedz
avatar Kamaah
11 11

@leevran: Właśnie chodzi o to, że moja mama założyła sprawę, która ciągnęła się przez 10 lat. Nikt za nic wcześniej płacić nie musiał. A o to magiczne dołączenie się do sprawy też zawsze stanowiło dla mnie zagadkę, bo jeszcze urzędy i instytucje jestem w stanie zrozumieć, że się dowiedziały. Mają swoim prawników. Ale kompletnie obce nam osoby? Spójrz też na fakt, że sprawa skończyła się, gdy miałam 18 lat. Gdy się zaczęła miałam 8. Opisałam to tak jak pamiętałam, skupiając się na głównej piekielności naszego chorego prawa, w którym osoba podająca kogoś do sądu i tak nie ma gwarancji, że coś osiągnie, bo najpierw koryta muszą się nachapać.

Odpowiedz
avatar Kamaah
10 10

@leevran: A dom też licytowany nie był od samego początku. Z tego co wiem, komornik najpierw zajął pensję męża, a gdy zaczął pracować na czarno, wtedy dopiero zaczęła się ta procedura. Dom wcale nie musiał być wypasiony, żeby pójść za 500 tys. Działka była ogromna, dom całkiem spory też, a cena za niego w moich okolicach wcale nie była taka wygórowana. Mieszkam bardzo blisko plaży.

Odpowiedz
avatar Sukkub
0 0

@leevran: Rodzice mojej koleżanki mają dom (wcale nie jakiś wypasiony, i w dodatku nie całkiem wykończony - zabrakło im już sił i funduszy) z małym ogródkiem. Próbują go sprzedać od kilku lat, rzeczoznawca wycenił całość na kwotę sześciocyfrową, więc ja jestem w stanie uwierzyć, że po zakończonej licytacji wystarczyło na spłatę długów i odsetek.

Odpowiedz
avatar Sukkub
2 2

@leevran: *siedmiocyfrową (poprzednio policzyłam tylko "ilość zer" ;))

Odpowiedz
avatar PrawoWita
4 4

@leevran: Dla wielu ludzi "sprawa" to czas od pierwszej czynności przed sądem aż do otrzymania kasy, o którą się sądzili. W ten sposób to mogło trwać i dziesięć lat. A skąd nagle po wniesieniu pozwu inni wierzyciele? To po prostu złe używanie pojęć związanych z procesem cywilnym. Strzelam, że sama sprawa sądowa czyli od złożenia pozwu do uzyskania wyroku poszła szybko. Był akt notarialny, druga strona pewnie miałaby spore trudności, żeby udowodnić, że jednak kasy nie dostała, mimo że notariusz tak twierdzi. Albo że zdążyła wszystko spłacić, skoro nie miała na to żadnych dowodów. Więc dalej sprawa po uzyskaniu wyroku toczyła się już przed komornikiem jako postępowanie egzekucyjne. A tam, jeśli mamy kilku wierzycieli, to jest już możliwość "dołączenia się" (mało profesjonalnie to określając) innych wierzycieli. Przy sumach uzyskanych z egzekucji tworzy się coś takiego jak "plan podziału" czyli rozpisuje, ile który wierzyciel dostanie z poszczególnych kwot - czy to każdorazowo z zajętej pensji, czy ze sprzedaży domu. I niestety - należności publicznoskarbowe mają wtedy pierwszeństwo. Tylko przy takiej interpretacji komentowanej historii cała opowieść ma "prawniczy" sens.

Odpowiedz
avatar sevenwishes
-2 4

No cóż... pożycza się ludziom kase tylko wtedy, jeśli można sobie na to pozwolić, tj.nie zależą od tego nasze podstawowe potrzeby życiowe. A jeśli już wiedziałabym, że jedynym warunkiem odzyskania kwoty, która NIE jest mi niezbędna do przeżycia jest to, że ktoś zostanie bez dachy nad głową - dałabym sobie spokój. No chyba że ta pani miała drugi dom. Ale może niekoniecznie po trupach do celu...

Odpowiedz
avatar Kamaah
2 2

@sevenwishes: Nie miała, otrzymała od gminy mieszkanie socjalne.

Odpowiedz
avatar InuKimi
2 2

@Kamaah: Więc jak to jest z tym koszem pełnych zakupów? Powinni z niej ściągnąć tyle, żeby miała na chlebek i nic więcej... Ech... :/

Odpowiedz
avatar demonix
0 0

Brawo mąż :)

Odpowiedz
avatar baka
0 0

Cóż... moja znajoma miała podobną sytuację. Również była u notariusza spisała z umowę czy coś (szczegółów nie znam), oczywiście osoba pożyczająca nie oddawała pieniędzy przez dłuugie lata (kwota ok 4tys złotych), śmiejąc się w twarz mojej znajomej. W końcu zdenerwowana znajoma sprzedała dług jakiejś firmie...

Odpowiedz
Udostępnij