Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Zdawałam maturę kilkanaście lat temu, jeszcze w starym systemie szkolnictwa. Ze zdawania…

Zdawałam maturę kilkanaście lat temu, jeszcze w starym systemie szkolnictwa. Ze zdawania języka polskiego nikt nas zwolnić nie mógł. A co do przygotowań...

Od pierwszej do czwartej klasy łącznie moja klasa miała sześć nauczycielek.
Pani A najbardziej lubiła odpytywać całą lekcję, albo czytać na głos fragmenty lektur lub wiersze. Średnio prowadziła jedną normalną lekcję tygodniowo, reszta wyglądała jw. Pod koniec roku szkolnego pani A zaszła w ciążę i zostawiła nas z ogromnymi zaległościami.

Drugą klasę zaczęliśmy z panią B. Ta starała się, jak mogła, zamiast iść z nami normalnym trybem, musiała nadganiać braki wynikłe z nieudolności A (mieliśmy przerobioną TYLKO połowę materiału z pierwszej klasy, cały renesans i barok nadganiała z nami B, choć należało to do A). Koło Bożego Narodzenia B gwałtownie pogorszyło się zdrowie i poszła na przysługujący jej urlop dla poratowania tegoż zdrowia.

Przyszła kolej pani C. Raczej panny, świeżo po studiach. Chaos, płacz i zgrzytanie zębów, właściwie nie umiała prowadzić lekcji, a najgorsze beztalencia humanistyczne skończyły rok z oceną bdb. Tyle o niej, bo po wakacjach nie wróciła.

Wróciła za to pani A. Na całe dwa miesiące, bo znów zaszła w ciążę, oczywiście uprzednio narobiwszy zaległości, które jako tako "podłatały" B i C.

Od listopada nastał czas pani X - ona właściwie to już była jedną nogą na emeryturze, więc co ona się będzie użerać z bandą debili (czytaj: z gromadą jeszcze dzieciaków, których olano i którzy najlepiej żeby sami przerabiali podręczniki i lektury, może jeszcze sami sprawdziany sobie oceniali i odpytywali). Jednak nodze pani X było bliżej do grobu niż emerytury.

W kwietniu szkoła uroczyście pożegnała śp. X, a nas podrzuciła Y. Pani Y była owszem, kobietą z celem, nauczycielką z powołania. Ale i tak miała roboty ze swoimi uczniami, myśmy byli "chwilowi", więc moja klasa tylko trochę uszczknęła z jej nauczycielskiej wiedzy.

W klasie maturalnej zaczęła nas uczyć pani W. Kobieta spokojna, zdecydowana, "z jajami". Gdyby to ona albo Y od początku, bez przerw, nas uczyły, zapewne byłoby dobrze. Ale w ciągu jednego roku szkolnego, nawet niepełnego, bo zaledwie ośmiomiesięcznego, nie da się nadgonić trzech poprzednich lat. Spora część mojej klasy oblała maturę pisemną lub skończyła z oceną mierną. Na egzaminie ustnym było jeszcze gorzej.

Ja wiem, uczeń powinien się sam uczyć, owszem. Ale wiedzę trzeba też jakoś uładzić, przekazać - od tego są nauczyciele. Do większości nauczycielek żalu mieć nie mogę, bo ciąża, choroba - to sytuacje, nad którymi nie mamy kontroli. Co do zmarłej - potraktowała nas jak typowe zło koniecznie, nawet się nie starała (wiem, o zmarłych się źle nie mówi...). Do A wszyscy mieli pretensje nie o ciążę, ale o sposób prowadzenia zajęć. Rodzice i uczniowie apelowali, aby nas w trzeciej klasie dać inne nauczycielce, byle nie A. Oczywiście odmówiono.
Szkoła chyba nas olała. Ciepłym moczem.

matura z polskiego wieeeele lat temu

by konto usunięte
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar spielmitmir
-3 13

I tak, proszę państwa, wygląda polskie szkolnictwo.

Odpowiedz
avatar Dark_Messiah
2 8

No cóż, ja maturę zdawałem w 1997 i problem może nie był taki sam. U mnie nauczyciel polskiego był też informatykiem i lekcje polaka były związane raczej z komputerami raczkującymi w owym czasie. W Klasie chyba dwie osoby miały kompa, wiec słuchaliśmy informatyki na polskim z zapartym tchem, a do tego miałem też problemy z błędami i wyszło jak wyszło, matura pisemna z polskiego na mierny a ustna na 4 :) Ale było minęło.

Odpowiedz
avatar grupaorkow
8 16

Ja miałam podobną historię z nauczycielami angielskiego w gimbazie i liceum - jakaś klątwa mnie chyba objęła, bo przez całą swoją edukację miałam fatalnych nauczycieli tego języka. To, że znam angielski to zasługa tylko i wyłącznie gier komputerowych i seriali...

Odpowiedz
avatar falka_85
17 17

Miałam w liceum wypisz wymaluj panią A, łącznie z tym, że po pierwszej klasie też poszła na macierzyński. Nauczycielka, która przyszła na zastępstwo w drugiej klasie nie mogła uwierzyć, że dopiero zaczęliśmy barok, myślała, że robimy sobie z niej jakieś głupie żarty, groziła konsekwencjami i poleciała do archiwum szukać dziennika z zeszłego roku. Po powrocie rzuciła tylko "No dobrze, zaczniemy barok od początku" :-)

Odpowiedz
avatar katma
11 11

@falka_85: Ech, jak mój niemiecki w pierwszej liceum... W drugiej klasie regularnie były pytania "A czy temat-X przerabialiście?" i wiecznie nie mogła uwierzyć, że naprawdę tak mało zrobiliśmy...

Odpowiedz
avatar mesiaste
0 18

Ja całą wiedzę potrzebną do matury posiadłam w podstawówce i gimnazjum, w liceum traktowalam to już tylko jako powtórkę z rozrywki, więc poziom tych zajęć niespecjalnie mnie interesował czy przerażał. Bardziej martwiło mnie to, że ludzie, którzy przez 9 lat mieli wałkowane ciągle te same informacje, doszli jakoś do liceum, prawie nie czytając nic, pisząc na poziomie wczesnej podstawówki i nie znając pewnych elementarnych podstaw. Przerażona byłam też tym, że połowa mojej klasy nie zdała pisemnej z polskiego, a tyłek uratowała im ówczesna amnestia Romana G, a nasza wychowawczyni, notabene polonistka, zamiast tych matołów zrugać, jeszcze wyraziła dumę, "że jakoś zdaliście". Zgroza.

Odpowiedz
avatar licho13
4 20

Inne przedmioty to rozumiem, ale polski? Wystarczało przeczytać połowę lektur(streszczeń)żeby zdać stara maturę. U nas był pan M.M. który się gapił w cycki, śpiewał nam piosenki biesiadne i kilka razy w roku (x4) mieliśmy lekcje "mickiewiczsłowackinorwid" a i tak większość dawała rade na maturze

Odpowiedz
avatar Sine
11 11

Ojjj, jak ja znam temat - też z polskim. W systemie trójklasowym trafiła nam się z początku nauczycielka, która sama nie pamiętała, co robiliśmy (trzy razy streszczała nam przez to lekturę, która wypadła poza kanon), wprowadzała wiecznie jakieś zupełnie niepotrzebne tematy i poświęcała pół lekcji na odpytkę, przez co nie wyrabiała się z czasem. Po pierwszym roku mieliśmy przerobioną raptem połowę materiału z pierwszej klasy. Duża też była w tym zasługa ludzi z mojej klasy, bo kobiety się zwyczajnie bali i nie protestowali, kiedy się powtarzała, a ci, którzy ośmielili się wygłosić sprzeciw, byli natychmiast przekrzykiwani przez resztę. Całe szczęście, że garstka z nas miała rodziców z głowami na karku. Było gorąco w pokoju nauczycielskim, był płacz i zgrzytanie zębów, ale ostatecznie niekompetentna nauczycielka została wymieniona na nowszy model - kobitkę, która jakoś dała radę nadrobić zaległości i nawet zostało jej nieco czasu na tłuczenie z nami matur testowych. Jestem święcie przekonana, że gdyby nie awantura, jaką urządzili podpuszczeni przez nas rodzice, wyniki matur byłyby znacznie słabsze.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
4 6

Polski jak Polski, jako tako można się nauczyć samemu, w końcu to nasz rodowity język. Ja leciałam starym programem (8 klas, ostatni rocznik). Angielski siódma klasa (dopiero wprowadzono anglika): Pan ćwiczy karate na stołach. Nie potrafisz? Buuum w pierwszy stół. Prawie się złamał. Następna osoba: duka ledwo co, w końcu to początki: stół w dwóch połówkach. Serio, było to zgłaszane do dyrekcji, ale w ten czas nie było tyle lingwistów co teraz i każdy był na wage złota. W każdym razie znienawidziłam Michela Jacsona, kazano nam uczyć się jego piosenek na pamięć. Kij z tym że prawie nikt nie rozumiał o czym śpiewa. Ważne że zachowano rytm i "wyrecytowano" tekst. Ósma klasa: sympatyczny Pan murzynek. Nie jestem rasistką, naprawde go lubiłam. Ale... Klasówka to korzystanie z podręcznika do czego sam zachęcał. Na półrocze miałam, piątke, co z tego że tak w sumie nic nie potrafiłam? Półrocze mineło, nastała nowa nauczycielka. Jaki czas potem sprawdzian i gucio... Ja się ledwo przedstawić potrafię. Ehh...

Odpowiedz
avatar gatto31
8 8

Ja chyba miałam szczęście do szkół i nauczycieli. Po podstawówce egzaminy do liceum na piątki, matura bez stresu: pisemne 4 i 5, ustne na 5. Szkoła z gatunku tych z tradycjami i naprawdę wysokim poziomem nauczania (" za moich czasów"), uczniowie krótko trzymani, wymagania duże ale wspaniała kadra nauczycielska. Na początku pierwszej klasy powiedziano nam,że 30% z nas odpadnie po roku ale Ci, którzy zostaną, zdadzą maturę. W moim roczniku do egzaminu dojrzałości przystąpiło ponad 200 osób i tylko 2 oblały pisemne.

Odpowiedz
avatar GythaOgg
3 5

Niektórzy tu mówią, że polski to nic trudnego, można zdać maturę ucząc się samemu. A ja się nie zgadzam. Jasne, można samemu przeczytać lektury, ale ktoś musi pokierować młodego człowieka, aby nauczył się je interpretować, wyszukiwać motywy, pisać charakterystyki, rozprawki, formułować problemy. Trudno jest samemu się tego nauczyć, nie da się sprawdzić poprawności swoich wypowiedzi bez pomocy nauczyciela.

Odpowiedz
avatar sla
-4 4

@GythaOgg: Od tego są opracowania. Poza tym, nie trzeba umieć interpretować lektur, wyszukiwać w nich motywów by bez problemu maturę zdać. Nawet nie trzeba znać książki, o której się pisze...

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 14 maja 2015 o 1:24

avatar falka_85
7 7

@sla: Ale idąc tym tokiem myślenia nieuchronnie dochodzimy do konkluzji, to na kiego grzyba siedzieć na tym polskim w szkole kilka godzin w tygodniu przez kilka lat? Wystarczy przecież przeczytać na miesiąc przed maturą kilka gregów (swoją drogą za co w takim razie opisywani nauczyciele brali pieniądze?). A potem zdziwienie, że społeczeństwo coraz głupsze, nie czyta, nie chodzi do teatru, za to ogląda Taniec z gwiazdami i Dlaczego ja.

Odpowiedz
avatar czosnek_cebula
4 4

@falka_85: Lekcje polskiego powinny być od dyskusji :) I gramatyki. Gramatyka, gramatyka, gramatyka.

Odpowiedz
avatar sla
2 2

@falka_85: Społeczeństwo nie czyta właśnie dzięki lekcjom polskiego. Szkoła zamiast zachęcać do książek robi coś przeciwnego - skutecznie do nich zniechęca. Jeśli dziecko nie ma wzorca w postaci czytającego rodzica to mała jest szansa, że samodzielnie sięgnie po książkę a szkoła jedynie utwierdzi go w przekonaniu, że jest to nudne, bezsensowne i głupie.

Odpowiedz
avatar GythaOgg
0 2

@sla: Bez przesady. Przeglądałaś ostatnio listę lektur? Jest sporo nowych i interesujących pozycji. Opracowania nie uczą myślenia. Dyskusje na temat książki, ustne i pisemne wypowiedzi - owszem. One też uczą gramatyki, przecież pod tym kątem też są sprawdzane i oceniane. Fakt, żeby jako-tako zdać maturę nie trzeba znać książki, ale trzeba umieć interpretować tekst i czytać ze zrozumieniem. To nie przychodzi samo z siebie.

Odpowiedz
avatar sla
4 4

@GythaOgg: Tylko rozbieranie książki na części i czytanie jej tak, by zapamiętać nawet najmniejszą pierdółkę (tytuł rozdziału, kolor wstążki bohaterki) według mnie zabija całą przyjemność z czytania. Nawet jeśli sama książka jest dobra to już nie sposób jej interpretacji. Zresztą ja po dziś dzień nie trawię 'narodowych wieszczów'. Właśnie sprawdziłam listę licealną - nic nowego tam nie widzę. Lalka, Wesele, Pan Tadeusz, Chłopi, Dziady...

Odpowiedz
avatar GythaOgg
1 5

@sla: Chęci do czytania rozbudza się wcześniej, nie w szkole średniej. W szkole średniej trzeba się zapoznać z dziedzictwem literackim po to, aby być kulturalnym, obytym człowiekiem, który ma podstawy aby smakować inną literaturę. Nie przypominam sobie też, abym kiedykolwiek musiała zapamiętywać kolor wstążki, nawet podczas studiów polonistycznych. To, że nie trawisz wieszczów wynika tylko z tego, że miałaś okazję ich poczytać i dziś masz prawo ich nie lubić i dobierać sobie taką literaturę, jaka ci odpowiada.

Odpowiedz
avatar katma
2 2

@GythaOgg: U mnie co prawda nie "kolor wstążki", ale różne drobiazgi, którym poświęcono jedną linijkę w książce. Rzeczy w stylu "ile dni bohater szedł do X", "na którym piętrze mieszkała Iwanowna [Zbrodnia i kara]"…

Odpowiedz
avatar kaede
0 4

Podczas moich trzech lat licencjatu, jedna wykładowczyni albo zachodziła w ciąże albo była na macieżyńskim. Jak przychodziła nas chwile pouczyć, to tylko czekaliśmy jak za miesiąc znowu jej nie będzie XD Taaa ciąża, zdarzenie losowe ... trzy razy pod rząd. XD Do tego za każdym razem niby zagrożona i od razu na zwolnienie na cały okres. Żeby nie było- kobieta miała zajecia 3h w tygodniu, z dorosłymi ludzmi w grupach po 15 osob, wiekszosc czasu pracowalismy sami (pisanie akademickie) a ona tylko to sprawdzała - wiec ni jak ciaza w tej pracy by jej przeszkadzała.

Odpowiedz
avatar Viper1984
0 2

Zmiana nauczycieli i olewka ze strony szkoły to jedno. Drugie to że żaden nawet najlepszy nauczyciel was nie nauczy przedmiotu jak sami się nie będziecie uczyć. Np. ja zdawałem maturę z geografii w 5 klasie technikum ( mają ten przedmiot przez pierwsze 3 lata szkoły i nie z jakimiś nauczycielami omnibusami). Zdałem na 5. Prawda jest taka że jak się chce to się potrafi a jak się nie chce to najlepiej zwalić winę na kogoś innego.

Odpowiedz
Udostępnij