Nie wiem, kto tutaj był piekielny.
Pracuję jako nauczycielka angielskiego i egzaminatorka w niedużej, posiadającej trzy filie firmie. Nauczyciele są we wszystkich filiach, ale egzaminatorka tylko jedna, dlatego jeżdżę regularnie na "występy gościnne”.
W zeszłym tygodniu pojechałam do filii "południowej", odległej od mojej o jakieś 60 km. I jakież było moje zdziwienie, kiedy wśród uczniów czekających na egzamin, zobaczyłam 'S'- własnego ucznia, mieszkającego od mojego ośrodka o niewielki rzut kamieniem.
Nie dopuściłam go miesiąc wcześniej do egzaminu, bo zdać Entry3 (B1), to już jest sztuka, a S po angielsku ledwo duka. Podobnych obiekcji nie miała 'N' - nauczycielka z południowego biura. Zainkasowała kasę i z czystym sumieniem skierowała na egzamin.
Ja, z równie czystym sumieniem, oblałam S zgodnie z zasadami sztuki i nie dałam się przekonać N, by dać mu jeszcze jedną szansę.
To powiedzcie mi proszę, kto tu jest piekielny:
1. Ja - bo wystawiam ocenę adekwatną do zdolności.
2. S - bo myślał, że uda mu się oszukać system i nie upewnił się, kim będzie egzaminator, albo myślał, że jak już wybuli te kilka stów więcej, to certyfikat będzie miał w kieszeni.
3. N - która, po pierwsze nie odesłała S do najbliższego mu geograficznie ośrodka (ja zawsze tak robię), zapewniła go, że zda, a nawet nie sprawdziła w naszym systemie, że taki uczeń już tam figuruje, tylko zduplikowała dane... i jeszcze próbowała wpływać na mój osąd, by wymusić zdanie na B1 osoby, którą ja z wielkim wysiłkiem przygotowałam kilka tygodni wcześniej na zaledwie A1...
Ja Ci powiem tak - w 2006 roku w Północnej Anglii spotkałem wraz z kolegami studentkę UJ. Mimo że ja urodzony i wychowany jestem w Glasgow, a koledzy w ogóle nie mieli kontaktu z Polską, to owa studentka nas okrzyczała, że mówimy niepoprawnie i w ogóle be, bo ona nie rozumie, a przecież jest z UJ. Niestety, Polacy bywają butni.
Odpowiedz@Ara: nie mówimy o Polakach... mieszkam w Anglii, moi uczniowie, szefowie i koledzy w pracy to w większości Azjaci :-) dla nich A1 -to przedłużenie wizy, B1 -możliwość aplikowania o obywatelstwo lub pobyt stały.
Odpowiedz@Ara: hehe niestety. Pamiętam jak pojechałam z koleżanką ze studiów do Niemiec. Ona była za granicą pierwszy raz i strasznie przeżywa, że oni wszyscy tak strasznie niepoprawnie mówią :) To jest efekt czysto podręcznikowej nauki języka
Odpowiedz@menevagoriel: na co dzień zgadza się - niech sobie mówią jak chcą. ale to jest egzamin. Ja później muszę wypisać jakie struktury zostały użyte i w jaki sposób odpowiadają one poziomowi egzaminu. A zblagowanie nic nie da - do protokołu dołączyć muszę nagrania wideo.
Odpowiedz@GoshC: tak oczywiście :) tylko teraz nauka coraz bardziej nastawiona jest na komunikację, niekoniecznie bezbłędną. Szczególnie ta na poziomach początkowych (co uważam za bardzo dobre). PS.To, że mu nie zaliczyłaś tylko dobrze o Tobie świadczy :)
Odpowiedz@menevagoriel: ta komunikacja też nie za bardzo miała miejsce... egzamin jest w parach, obydwaj panowie z tej akurat pary mieli mniej więcej takie pojęcie o angielskim jak ja o fizyce kwantowej. Żadne zdanie nie było złożone poprawnie, brakowało czasowników... kolejność słów zupełnie przypadkowa...
OdpowiedzPamiętam jak kiedyś pewna Polka poprawiła mnie ponieważ przy śniadaniu w trakcie potocznej rozmowy zadałam komuś pytanie Been working all night? - nie mogłam się powstrzymać i musiałam się roześmiać w trakcie jej krótkiego śmiertelnie poważnego wykładu z gramatyki.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 24 kwietnia 2015 o 8:50
@kertesz_haz: odnoszę wrażenie, że ludzie pokroju tej kobitki żyją w kompletnym oderwaniu od tego, jak ludzie mają zwyczaj mówić na codzień :D
Odpowiedz@kertesz_haz: Polacy to do wszystkiego sie doczepia. Jestem w UK od 3 lat, przyjechalam z bardzo dobra znajomoscia jezyka, ale wiadomo musialam sie nauczyc slownictwa branzowego. Jedyna osoba, ktora mnie skrytykowala, gdy czegos nie umialam powiedziec to byla Polka, stwierdzila, ze kalecze jezyk. :)
OdpowiedzZe wszystkim się zgadzam z wyjątkiem krytyki za nieodesłanie do najbliższego mu geograficznie ośrodka. Jakąś rejonizację tam macie? Klientowi może bardziej odpowiadać inny ośrodek, sam na lekcje miejscowego języka uczęszczałem w pobliżu miejsca pracy, bo było to dla mnie wygodniejsze niż chodzenie do ośrodka niedaleko domu.
Odpowiedz@Jorn: nie jest to rejonizacja bezwzględna, co komu pasuje, ale N nawet nie poinformowała S o naszych pozostałych ośrodkach -obydwa są bliżej od ośrodka południowego. Może gdyby to zrobiła, to S skojarzyłby jakoś fakty i nie zapisywał się na egzamin, którego nie ma szansy zdać. Poza tym on pracuje, 6 dni w tygodniu po 12 godzin, w tej samej miejscowości gdzie mieszka. Żeby móc uczęszczać na sesje przygotowawcze, a później na egzamin tam, musiał wziąć łącznie co najmniej 3, może 4 dni wolnego. Zapewniam Cię, że N kierowała się tylko chciwością.
OdpowiedzBardzo dobrze zrobiłaś. Osoba bez kompetencji nie zasługuje na papierek.
Odpowiedz@InuKimi: na szczęście już tam nie pracuję, a procedury przyznawania wiz na podstawie testów zaostrzyły się kilkukrotnie :-)
OdpowiedzJak historia z 2015 trafiła dzisiaj na główną? To się nazywa utknąć w poczekalni!
Odpowiedz@fursik: też się zdziwiłam :-) ale to oczywiście miłe zaskoczenie :-)
Odpowiedz