Mieszkam w wieżowcu. Ponieważ pogoda zrobiła się wiosenna, postanowiłam przewietrzyć trochę pościel, zrobić pranie, umyć okna. Pranie wywiesiłam na balkon, a sama szoruję parapety.
Nagle chlust i widzę, że coś cieknie na moje czyściutkie ubrania. Lecę do sąsiadki na górę zapytać co ona wyczynia, że mam cały balkon w błocie i brudzie. Otwiera, cały jej balkon pozastawiany doniczkami, zalany: "to przecież tylko czysta woda z moich kwiatków, bo ja kwiatki przesadzam".
Widocznie inaczej rozumiemy słowo "czysta".
Hm, ja zawsze przed myciem balkonu/laniem wody w ogóle pukam do sąsiadów z dołu z ostrzeżeniem - taka uprzejmość. Widać jestem wyjątkiem :P
Odpowiedz@Skarpetka: To naprawdę trzeba lać szlauchem na balkon, żeby go umyć?!? Nie można normalnie, po ludzku, mopem? Brak kultury, tyle w temacie.
Odpowiedz@PooH77: Jeśli szorujesz balkon (a po zimie i gołębiach trzeba), to nie ma siły, żeby się nie nachlapało. Nawet z mopa może ci nakapać. Nie rozumiem, w czym problem? A chamstwem to by było, gdybym rzeczywiście lała wodę i jeszcze miała w poważaniu ewentualne szkody sąsiadów.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 31 marca 2015 o 15:33
@Skarpetka: Ok, ale jest chyba różnica między kroplami wody przy szorowaniu a laniem (tak się wyraziłaś w pierwszym komentarzu, do niego się więc odniosłem) tejże z wiadra tak, że pranie sąsiada, prawie suche, nadaje się do kolejnego odwirowania :p...
Odpowiedz@PooH77: A znasz takie słowo jak "metafora", względnie "hiperbola"? "Laniem wody" określiłam - wierząc w inteligencję czytelnika - wszelkie podlewanie kwiatków, mycie balkonu, przepierki w misce czy inne rzeczy, które zdarza się robić na balkonie, a wymagają użycia wody. Lanie wiaderkiem pozostawię sobie na Śmigusa-Dyngusa :3
Odpowiedz@Skarpetka: Oczywiście, że znam, tylko że w twoim wpisie absolutnie tego nie da się rozpoznać :). Wystarczyło np.: w cudzysłów wziąć lanie i byłoby jasne, w innym razie nie dziw się, że biorę takie wyrażenie dosłownie. Tak czy inaczej - po wyjaśnieniach z twojej strony - wszystko jest już jasne i zgadzam się z tobą całkowicie :).
Odpowiedzludzie wolą, "wolnoć Tomku w swoim domku", niż "nie czyń drugiemu co tobie niemiłe".Nic nowego niestety.
OdpowiedzWyobraźcie sobie taką sytuację: idziecie wieczorem i spotykacie jakieś dresiary, które zaczynają się coś spinać. Nagle jedna Cię uderza przy śmiechach reszty. Widać, że na tym nie przestanie. Kolejne ciosy na Ciebie lecą. I co dalej nie będziesz "damskim bokserem" ? Pozwolisz sobie obić ryj jakimś tępym rurom ? Chodzi mi tutaj o to, że niby kobiety to słabsza płeć ale w przypadkach takich jak ta należy im się...
Odpowiedz@MeYouBumBumNow: Chyba ci się z lekka temat popierdzielił...
OdpowiedzTo nie do tego, piszę ogólni... Jak już się minusuje to wypada uzasadnić :)
Odpowiedz@MeYouBumBumNow: "To nie do tego, piszę ogólnie"? To może napisz gdzie indziej tak "ogólnie", bo to jest miejsce na komentarze dotyczące powyższej historii. A nie na "rozważania ogólne". Wiesz, to odrobinę niekulturalne tak ni z gruszki, ni z pietruszki zaczynać jakąś niezwiązaną z treścią historii dyskusję akurat tutaj; w dodatku dyskusję niepotrzebną i wymuszoną ("bo temat feminizmu, to ktoś coś napisze"). Ot, i masz: zminusowałam i uzasadniłam.
OdpowiedzSzkoda, że tylko Ty
OdpowiedzWidocznie kobieta miała jakiś obyczajowy atawizm z czasów, gdy ludzie wylewali zawartość nocników do rynsztoku. ;-)
OdpowiedzOdkąd piętro wyżej wprowadził się jeden buc - nauczyłam się żadnego prania nie wywieszać na balkon. Buc miał zwyczaj szczania ze swojego balkonu prosto na moje parapety. Rozprysk był imponujący. Nie pomagały interwencje policji - wszystkiego się wypierał i jeszcze robił ze mnie wariatkę. Buc miał jakieś 35 lat, zajmował poważne stanowisko w poważnej firmie i jeździł wypasionym audi. Na szczęście szybko się wyniósł, pewnie wolał obszczywać parapety w bloku deweloperskim, ale u mnie opór przed wywieszaniem czegokolwiek na balkon pozostał.
OdpowiedzO, znam to. Sąsiedzi mieszkający bezpośrednio nad moimi rodzicami mieli przez kilka lat zwyczaj wieszania na balkonie nieodwirowanego prania. Efektem był oczywiście wodospad spadający na balkony poniżej, z czego większość na nasz. Nie dawali sobie wytłumaczyć, skończyło się na tym, że rodzice zainwestowali w daszek kierujący spadającą wodę poza balkon. Po kilku latach proceder ustał, ale już nie pamiętam, czy sąsiedzi poszli po rozum do głowy, czy się wyporowadzili.
Odpowiedzwiem co czujesz jestem w takiej samej sytuacji :)
Odpowiedz