Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Jestem wykładowcą akademickim. W dzisiejszej historii chciałbym poruszyć sprawę doktorantów, a konkretnie…

Jestem wykładowcą akademickim. W dzisiejszej historii chciałbym poruszyć sprawę doktorantów, a konkretnie jednej doktorantki ode mnie z uczelni.

Pani Iza była moją studentką od pierwszego roku studiów. Z tego, co kojarzę, zawsze otaczała się wieloma znajomymi. Po pięciu latach stwierdziła, że chce zostać na doktoracie i mój dobry znajomy zgodził się, żeby pisała dysertację pod jego kierunkiem. Ów znajomy opowiedział mi ciekawą historię o wspomnianej wyżej kobiecie.

Otóż pani Iza nakazała znajomym, z którymi się trzymała, aby zaczęli mówić jej na "pani"! Stwierdziła, że jako doktorantce należy jej się szacunek i powinna zadawać się tylko z osobami na jej poziomie. Śmiałbym się z tej historii, gdyby to był pojedynczy przypadek. Zauważyłem jednak, że część doktorantów (uprzedzam, że nie wszyscy!) rozmawia ze sobą (prywatnie), jakby chcieli się wymądrzać (przepraszam za to określenie) i pokazać, który z nich ma większą wiedzę. Do jasnej cholery! Rozumiem, że na uczelni trwa pewnego rodzaju walka, ale nie jestem w stanie pojąć, jak ludzie, którzy chodzili razem na imprezy, mogą tak sztucznie się do siebie odnosić. Uwierzcie mi - z mojej perspektywy to groteska.

by stepyakermanskie
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar glan
11 29

Zabawne. Mam koleżankę, która się doktoryzowała. A teraz wysyłając CV musi ukrywać to, że ma doktorat bo nikt jej nie zatrudni. Czy naprawdę jest się czym wywyższać?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
24 26

@glan: po co się edukować,skoro później trzeba to ukrywać? Przykre,smutne i straszne.

Odpowiedz
avatar popielna
16 18

@Day_Becomes_Night: Niestety, zdarza się. Moja wychowawczyni z liceum opowiadała o podobnym problemie: wielu dyrektorów - magistrów nie chciało mieć "pod sobą" doktora. Ot, kompleksy najwyraźniej.

Odpowiedz
avatar didja
9 11

@popielna: @glan: Potwierdzam konieczność ukrywania doktoratu...

Odpowiedz
avatar inga
7 7

@glan: Czym innym jest ukrywanie w cv tytułu, który zdobyło się niemałym wysiłkiem, czym innym - wywyższanie się wśród znajomych tylko dlatego, że jest się na studiach doktoranckich (co samo w sobie o niczym jeszcze nie świadczy).

Odpowiedz
avatar sixton
9 9

@inga: Czytając o różnych przypadłościach w szkolnictwie wyższym można przypuszczać, że nie tak do końca wszystkie doktoraty zdobyte są potem i krwią. Więc doktorat faktycznie nie musi jeszcze świadczyć o jakiejś "elitarności". Natomiast za piekielne uważam konieczność ukrywania doktoratu w swoim życiowym dorobku, szczególnie jeśli jest on poparty faktyczną wiedzą. Świadczy o patologiach na rynku pracy.

Odpowiedz
avatar PiekielnyDiablik
4 12

"Empirycznie, paradoksalnie, parekselans." Elementarny brak erudycji. Nieprawdaż szanowny Panie Kolego...

Odpowiedz
avatar Zeus_Gromowladny
3 21

Bo to zwykle chłopstwo jest! Chłopstwo, któremu takie a nie inne czasy pozwoliły osiągnąć to co w innych byłoby nie do pomyślenia. Dla mnie inteligencji nie da się nabyć. Możesz być wykształconym ale nie inteligentnym. Wywyższanie się ponad innymi to dla mnie właśnie brak inteligencji.

Odpowiedz
avatar NobbyNobbs
9 19

@Zeus_Gromowladny: gdyby szlachta coś sobą reprezentowała kiedykolwiek to może i bym się z tym zgodził.

Odpowiedz
avatar MrSpook
6 16

@Zeus_Gromowladny: Jeszcze jedno, tak takie osobniki leczą swoje kompleksy społeczne. Szlachty i elit w tym kraju nie ma, zostały niedobitki po okupacji niemieckiej i komunie, a Ci co mogli zwiać przed NKWD, UB, SB już dawno siedzą w Stanach, Kanadzie, Niemczech, Australii, WB. Wśród kadry akademickiej, mamy 3-cie pokolenie hołoty i chłopstwa z awansu społecznego. Niedobitki pierwotnej inteligencji przetrwały tylko w tych obszarach wiedzy i specjalizacji, gdzie PZPR nie był w stanie danego eksperta zastąpić kimś z awansu, tacy jeszcze pokazują obycie, prawdziwą klasę w połączeniu z inteligencją, przekazują je następnym pokoleniom, swoim naśladowcom. Patrząc po informatyce na mojej uczelni, na doktoracie zostali; -ludzie w większości, którzy nie radzili sobie na rynku komercyjnym, na podstawie tworzenia kompilacji z uczelni naukowych z zagranicy, udają, że pracują naukowo, a rada wydziału to kupuje, bo nie ogarnia wydarzeń za granicą - rada z doktorów i profesorów, których powinno się wysłać już na emeryturę i paru młodszych na doczepkę oraz zachowania pozorów, -ludzie z ogólnymi odchyłami psychicznymi, -ludzie, którzy mają własne firmy, dają radę to i to ciągnąć, szukają dla siebie pracowników - sporadyczne przypadki, -ludzie, naukowcy z prawdziwego zdarzenia, 2/10 tam przyjętych doktorantów, -ludzie, których tatko/matula pracuje w administracji wydziału lub są tam doktorami/profesorami, więc mają wszystkie materiały opracowania, na dzień dobry, i nie musieli niczego szukać jak reszta studentów.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 20 marca 2015 o 8:48

avatar NobbyNobbs
26 26

Niektórym odbija i tyle. Za szczenięcych lat miałem koleżankę starszą o rok. Świetna dziewczyna. Nagle bach, 18 na karku i pełnoletniość... Mam się do niej nagle zwracać "Proszę Pani", a żeby móc się z nią zadawać jak równy z równym trzeba by mieć przynajmniej trzy krzyżyki na karku. Skoro ludziom odwala z powodu metryki to czemu ma nie odwalać z powodu tytułów? I albo z tego wyrosną albo nie.

Odpowiedz
avatar bloodcarver
26 26

Mam wśród znajomych i robotników, i doktorów, i w ogóle różnych. I nikt takich cyrków nie robi. Znaczy owszem, zwracanie się do kumpla "panie doktorze" przez pierwszy miesiąc czy dwa, to tak, ale bardziej w formie żartu i komplementu w jednym, a nie, że nagle kij w... i sztywno.

Odpowiedz
avatar SzatanWeMnieMocny
17 17

Proszę was, tu przynajmniej chodzi o doktorantów. Jeśli chodzi o wywyższanie się i wymądrzanie to było to u mnie normą już na pierwszym roku. Jednemu koledze totalnie odwaliło w temacie władzy. Wszystkim na uczelni podpisywał się aż przykro, jednak gdy już na drugim roku został przewodniczącym wydziału (juuhuu) to chodził z nosem tak zadartym, że kark chyba wygiął mu się w drugą stronę. I uwaga, najlepsze! Wykładowcy trochę niechętnie zaczęli na niego patrzeć, gdy totalnie olewal studia i żył tylko samorządem. Jedna wykładowczyni cynicznie skomentowała takie postępowanie. Po tym jak doszło to do uszu przewodniczacego, wykładowczyni dostała e-mail, że on sobie NIE ŻYCZY podburzanie przeciwko niemu studentów. :D Co dalej się tam dzieje, nie wiem.

Odpowiedz
avatar Yumka
16 16

Kurde, ja byłam ostatnio na piwie z doktorantem, z którym miałam w zeszłym roku zajęcia. Jakby ta dziewczyna się o tym dowiedziała to chyba by na zawał zeszła, bo facet się tak poniżył ;)

Odpowiedz
avatar plokijuty
9 9

Ktoś kto ma wiedzę nie oznacza, że jest mądry. Mądrość to praktyczne wykorzystanie posiadanej wiedzy. Wiedzę od mądrości dzieli jeszcze rozeznanie. Przykład: Wiedza - Stoisz na środku i widzisz jadący na ciebie samochód. Rozeznanie - Wiesz, że jeśli nie zejdziesz z ulicy samochód może ciebie rozjechać. Mądrość - schodzisz z ulicy, po której jedzie samochód.

Odpowiedz
avatar Zona_Informatyka
4 4

@plokijuty: Inteligencja - Nie stajesz na środku drogi. ;)

Odpowiedz
avatar katem
9 9

Miałam okazję przyjrzeć się stosunkom "uczelnianym" - dla mnie były one komiczne. Oto przykład: dawno, dawno temu mój przyjaciel miał obronę pracy doktorskiej, na której to obronie pojawiliśmy się celem duchowego wsparcia naszego kolegi. Po obronie zaproszeni zostaliśmy na uroczysty obiad. Na obiad ten zaproszeni byli też ludzie (ludziki) z uczelni, na której nasz kolega pisał swoją dysertację. Ludziki owe odzywały się do siebie wyłącznie per - "panie doktorze", "panie profesorze", panie docencie itp itd, mimo że widać było, że znają się od lat. Nie umiem jednak przekazać tego napuszonego tonu, jaki panował przy stole. Na szczęście było nas czworo przyjaciół naszego Marka, więc zajęliśmy się rozmową ze sobą i jako osoby dobrze wychowane nie śmialiśmy się w głos z państwa docentów i profesorów. Jakoś nie zauważyłam tego w czasie studiów, no ale ... studentów większość traktowała z góry.

Odpowiedz
avatar inga
7 7

@katem: Nie wszyscy pracownicy naukowi są ze sobą na Ty, choć znają się i pracują razem od lat. To naprawdę bardzo zhierarchizowane środowisko! Ich zachowanie mogło też częściowo wynikać z tego, że na obiedzie byli też "obcy", czyli Wy. We własnym gronie mogą sobie pozwolić na więcej luzu, przy innych muszą trzymać fason ;) Bardzo mocno odczułam to podczas studiów doktoranckich i po obronie. Małymi kroczkami, poszczególni pracownicy (od najmłodszych począwszy) minimalnie zmniejszali dystans i dawali się poznać od bardziej "wyluzowanej" strony. To jak zaliczanie kolejnych stopni wtajemniczenia w elitarnym bractwie ;)

Odpowiedz
avatar Glon_morski
4 4

@katem: To dziwne, że ludzie pracujący ze sobą mówią do siebie 'pan'? A w każdej pracy współpracownicy mówią do siebie na 'ty'? Przecież normalne jest, że ludzie mówią do siebie "pani Kaziu", "panie Krzysztofie", "panie inżynierze", "pani doktor". Czasem z powodu hierarchii, czasem różnicy wieku, czasem szacunku, a czasem po prostu nie chcą mieszać życia zawodowego z prywatnym i nie wdają się w bliże relacje ze współpracownikami, pozostając przy tych służbowych. Kilka przykładów: - Studentka kończy studia magisterskie, zostaje na uczelni, robi doktorat, pracuje oczywiście ze swoimi dawnymi wykładowcami. Nagle ma zacząć do starszych profesorów mówić na ty? Czy raczej normalne będzie, że [przynajmniej przez pierwsze lata] wciąż będzie zwracać się 'panie profesorze'? - Współpracownicy, którzy owszem, pracują na jednym wydziale, ale nie znają się wcale [w sensie prywatnym, bo wiedzą, że to prof. Kowalski, który zajmuje się tym, ma takie osiągnięcia i tyle], widują się parę razy do roku przy okazji rady wydziału czy uroczystości akademickiej. Dlaczego mają mówić do siebie 'ty'? - Współpracownicy, których dzieli kilkadziesiąt lat. Wiele młodych osób nie wyobraża sobie, że do starszego 'kolegi', powiedzmy w wieku okołoemerytalnym mieliby mówić 'ty', nawet jeśli pracuje na równorzędnym stanowisku. Zwykły szacunek do wieku. To, że z kimś pracujesz, nawet od lat, nie oznacza, że od razu musi być twoim najlepszym przyjacielem, z którym pijesz wódkę i zwierzasz się ze swoich problemów, a na weekend zapraszasz na grilla do ogródka.

Odpowiedz
avatar Ara
7 7

To niestety dosc powszechne i to nie tylko w srodowisku akademickim. Z rekruterskiego doswiadczenia moge powiedziec, ze jezeli ktos jest naprawde specjalista w swojej dziedzinie (inzynier, architekt rozwiazan IT, dyrektor oddzialu) to zachowuje sie podczas rozmowy jak normalny czlowiek, okazujac szacunek drugiej osobie. Osoby ktore dochrapaly sie jakiegos stanowiska poprzez znajomosci lub machlojki zachowuja sie jak buraki. Sam bylem zdziwiony jak swobodnie i milo rozmawialo mi sie z ludzmi pokroju polskiego konsula w Nowym Jorku - po prostu facet na poziomie.

Odpowiedz
avatar g_3
7 7

U mnie w instytucie jest nas doktorantek 9. I też jest taka jedna, która nawet pisząc do pozostałych na facebooku zaczyna od "dzień dobry, Pani Magister", obowiązkowo zaczynając od dużych liter... Musi być niepocieszona, bo żadna z nas nie zamierza jej analogicznie tytułować ;)

Odpowiedz
avatar Bastet
7 7

Bywa :) Miałam w pracy znajomą, która po wyjściu za mąż komentowała wszystko słowami: "Mój mąż, dyrektor", np rozmowa na temat telefonów, "Mój mąż dyrektor, uważa że najlepszym telefonem jest taki a taki" , "Mój mąż dyrektor, uważa, że taki samochód to szajs", "Mój mąż, dyrektor, jada chleb mieszany" itp itd. Nawet teksty typy "A moja siostra magister, i mój szwagier magister, i moja druga siostra prawie magister uważają że...." - nie robiły na niej wrażenia i dalej miałyśmy przegląd poglądów "Męża Dyrektora" ;)

Odpowiedz
avatar inga
8 8

Taaak, znam to! "Teraz, kiedy jestem już po tej drugiej stronie barykady...". "Zapraszam do MOJEGO GABINETU" (czyli gabinetu promotora, użyczanego na czas dyżurów). Chodzenie zawsze w garniturze, dla dodania sobie powagi (gdy standardowym strojem wykładowcy jest co najwyżej marynarka i zwykłe spodnie), popisywanie się byciem po imieniu z młodszymi pracownikami naukowymi, rozstawianie po kątach bogu ducha winnych pracowników administracji, foch gdy student napisze w mailu "Szanowny Panie" Zamiast "Szanowny Panie Magistrze". I dość powszechne zapominanie o znajomych, którzy nagle są Panią/Panem, choć kilka miesięcy temu piło się z nimi piwo. Działacze samorządu to osobna kategoria. "Och, muszę pamiętać, żeby wyłączyć też TELEFON SŁUŻBOWY", pani prezes, panie prezesie, "no tak, teraz gdy to od nas zależy, kto dostanie dofinansowanie, wszyscy chcą nam się przypodobać i trudno liczyć na prawdziwych przyjaciół", "odkąd mam władzę, ludzie mi zazdroszczą i odsuwają się ode mnie" (nieee, na pewno nie dlatego, że zacząłeś się zachowywać jak palant). Na szczęście atak bucowatości dopada max. 1/4 doktorantów i zwykle przechodzi najpóźniej po obronie ;) Myślę, że to wynika z coraz bardziej niejasnego statusu doktorantów. To teraz ni pies ni wydra, student studiów trzeciego stopnia, a zarazem wykładowca. Wykładowca, ale nie pracownik, często nie mający stypendium, a i tak wykorzystywany do prowadzenia najnudniejszych zajęć, zajmowania się rekrutacją, organizacją praktyk, papierologią itp. Przez takie zewnętrzne oznaki prestiżu próbują sobie zrównoważyć słabą pozycję na uniwersytecie. Nie chcę tego usprawiedliwiać, ale tylko wyjaśnić, skąd mogą się brać takie zachowania.

Odpowiedz
avatar kaede
9 9

Mam wykładowce (40-50 lat) na uczelni, który chce żeby się do niego zwracać 'Szanowny Panie Profesorze XYZ' w trakcie zajęć ale i tak się cieszymy, że przynajmniej nie 'Jego Książeca mość XYZ'. ;D Facet musi płakać kiedy słyszy 'Płaci Pan kartą czy gotówką?'' w Biedronce, przecież to jak zrównanie z plebsem. xDD

Odpowiedz
avatar kocurognia
4 4

No nieźle ... Ja w przyszłości zamierzam zrobić doktorat, mam jednak nadzieję, że nie będę miała takich ludzi wokół siebie ...

Odpowiedz
avatar Zona_Informatyka
0 0

@kocurognia: Zawsze musi się trafić przynajmniej jeden taki osobnik. Nie ma zmiłuj! ;) Aczkolwiek na mojej Alma Mater wszyscy, dosłownie wszyscy ludzie są cudowni. Nie ma nikogo z kadry nauczycielskiej, kogo można by nie lubić. Za to wśród studentów... Ha.

Odpowiedz
avatar justine
2 2

Straszne! Pamiętam za to, że jak mieliśmy pierwsze zajęcia z Erazmusami na naszej uczelni, to jedna właśnie Pani Doktor (:D) uznała, że w zasadzie my, Polacy, jako że była nas tam garstka możemy jej pomóc mówiąc jej na "Ty", że atmosfera będzie luźniejsza itp. Opowiedziałam to koleżance, jako w sumie miłą historię o Doktorce, która nie zadziera nosa. A co moja koleżanka na to? "Wiesz, do nas to mówią Proszę Państwa, szanują nas, nie to co u was".... cóż, zatem Proszę Państwa, idzie Pani Doktor, padnijcie Państwo na kolana :)

Odpowiedz
Udostępnij