Historia o ludzkiej pazerności.
Będąc w ostatniej klasie szkoły średniej dorabiałam sobie w nowo otwartym pubie należącym do mojego kuzyna. Kuzyn do zbyt hojnych nigdy nie należał, ale nie narzekałam. Odkładałam wówczas na studia i każdy grosz się liczył.
Tak się akurat złożyło, że w międzyczasie wzięłam udział w wymianie polsko-niemieckiej.
Młodzież niemiecka należała do raczej rozrywkowej, w związku z czym zaproponowałam kuzynowi, że jeśli pozwoli nam zorganizować u siebie coś na styl wieczoru integracyjnego (z kilku względów wiązało się to z zamknięciem lokalu dla innych gości) i zaproponuje konkurencyjne ceny drinków, to postaram się ściągnąć całą wymianę do nas. Dodam, że pub do najtańszych nie należał, a w mieście znajdowało się przynajmniej kilka przyzwoitych lokali, gdzie można by taką posiadówę urządzić.
Było nas w sumie około 200 osób, więc biorąc pod uwagę, że Niemcy nie mieli oporów przed szastaniem swoim 'ojro', to mógłby być z tego niezły utarg, a i reklama dla pubu przednia. Kolejnym dużym plusem mojego pomysłu było to, że jeśli uczestnikom wymiany się spodoba, to prawdopodobnie będziemy wpadać na obiad czy piwko po szkole przez kolejne dwa tygodnie trwania wymiany.
Kuzynowi oczy się zaświeciły, toteż na mój pomysł ochoczo przystał zapewniając, że jeśli utarg będzie dobry, to ja również mogę liczyć na fajny zastrzyk finansowy w ramach podziękowania.
Pamiętny wieczór minął sympatycznie, choć roboty było po pachy i, pomimo że od czasu do czasu miałam okazję posiedzieć z gośćmi, to w prowadzeniu pubu pomagałam tak, jakbym była w pracy.
Koniec końców Niemcy zadowoleni, nauczyciele również (tak, tak - bez opiekunów ani rusz:]), kuzyn wniebowzięty. Dodam, że zarobił on na tej jednej imprezie pięciokrotną wartość średniego sobotniego utargu.
Po zakończeniu posiadówki i podliczeniu kasy kuzyn kazał mi zaczekać na mój zasłużony bonus. Ja z podekscytowania już przebierałam nogami, i - nie ukrywam - po cichu liczyłam, że te parę stów wpadnie.
Jak się domyślacie - nie wpadło. W domu na spokojnie otworzyłam kopertę, a moim oczom ukazał się banknot o zawrotnym nominale 20zł. No normalnie strzał w pysk. I to od tak bliskiego krewnego.
Nie wiedziałam, czy się śmiać, czy płakać, czy też może "szefa" z wdzięczności po stopach całować.
Na zakończenie dodam tylko, że knajpa splajtowała po około 3 latach działalności. Nie, żebym komuś źle życzyła, ale jak widać karma prędzej, czy później dopadnie każdego.
z rodziną najlepiej na zdjęciu
Ciekaw jestem, co było powodem zamknięcia lokalu. Odnoszę wrażenie, że mogło chodzić o spadek jakości produktów (np rozcieńczany alkohol, mniejsze porcje jedzenia niż na początku itp). Tak właśnie straci się klientelę, zwłaszcza przy dużej konkurencji. Pazerny dwa razy traci, jak to mówią.
Odpowiedz@LuckyOne: Albo po prostu za drogo było.
Odpowiedzi co powiedziałaś mu, że jest śmieszny, i te 20 zł jest żenujące? BTW. pomijając Twoją opowieść, większość historyjek które ludzie dodają tutaj, kończy się tym, że ktoś autora wykiwał, ośmieszył etc. i koniec tekstu. Nie wiem po co coś wstawiać, jeśli nie ma ciągu dalszego- a autor pozostaje w pamięci odbiorców jako pokrzywdzona ofiara losu. btw2. ode mnie poszedł + :)
Odpowiedz@Hobgobllin: Po części masz rację, ale, jak być może zauważyłeś w innym moich historiach, raczej staram się unikać rozwijania nic niewnoszących zakończeń, pozwalając tym samym czytelnikom na samodzielne wyciągnięcie wniosków i ocenę czyjegoś zachowania. Oczywiście, że mogę podkręcić atmosferę psiocząc na piekielnego i rozwinąć zakończenie, ale nie jestem pewna, czy ma to większy sens w przypadku powyższej historii. BTW. Dzieki za plusika :)
OdpowiedzWybaczcie mi byka przy "nic niewnoszących". Nie ma już możliwości edycji. Powinno być "nic nie wnoszących".
OdpowiedzTo mi przypomniało moje osiemnaste urodziny: była wtedy u nas Ciotka z Ameryki i wręczyła mi kopertę zawierającą 1 dolara :-)))
Odpowiedz@gomez: A kiedy to było? Jak na szóste urodziny dostałam jednego dolara od wujka z Zachodu, mogłam pierwszy raz w życiu kupić coś w Pewexie. To było wielkie przeżycie!
Odpowiedz@inga: Połowa lat 80-tych ubiegłego stulecia. O ile pamiętam, to małoobrazkowy film Kodaka kosztował wówczas w Pewexie bodajże 6 dolarów.
Odpowiedz@inga: Bardzo trafne spostrzeżenie:) Faktycznie sądząc po ostatniej historii @gomeza można wywnioskować, że 18-stkę obchodził on w latach 80-tych, jak nie wcześniej. Aż z ciekawości trochę poszperałam po internetach jak to było z tym dolarem i oto co znalazłam. I muszę przyznać, że jestem wręcz zdumiona:) http://www.forum.80s.pl/viewtopic.php?t=14119&sid=cf1d033f7cd1e820c23cc732d15bf974
Odpowiedz@gomez: Ojciec wspominał jak to pod koniec lat '80 w Peweksie pojawiły się zachodnie kolumny nagłaśniające. No normalnie cudo techniki. Rodzice zapragnęli kupić sobie takie kolumny. Nie pamiętam, ile kosztowały. Załóżmy że 100 dolarów. Po podliczeniu budżetu okazało się, że rodzice mają dokładne 99 dolarów. Ale mamie przypomniało się, że wujek z Włoch przysłał kartkę na święta i włożył tam dolara. Podobno mało tynków ze ścian nie rozkuli, żeby tylko tę kartkę odnaleźć.
Odpowiedz@archeoziele: Nie pamiętam dokładnie, ale chyba ok 2000 roku dostałam 20 dolarów od krewnego z Ameryki. Kupiłam za to magnetofon :)
Odpowiedz@funmilayo: Ale rok 2000 i dolar to już w sumie żadna ekscytująca rzecz.. Nie szukałem kursów z tamtych lat ale to już no wydaje mi się było coś dość normalnego :) Choć nie powiem, lata 2000-2004 powiedzmy i zabawki przywożonę przez kuzynkę, która wyjechała z rodzicami do USA(swoją drogą wrócili po ~5 latach więc..nie każdy wyjeżdża na zawsze) to był wtedy szał.. Można było "przyszpanować" przed kolegami z podstawówki, że ma się "pryskające-sprejowe mazaki", "Grę w życie(Life)" czy inne cuda, o których w Polsce się jeszcze wtedy dłuugo nie śniło. W sumie fajne wspomnienia, taki kawałek "innego świata"...:)
OdpowiedzPierwsza zasada - wysokość zapłaty za pracę trzeba znać z góry, zanim się pracy podejmiesz.
Odpowiedz