Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Historia http://piekielni.pl/65355 bardzo przypomniała mi moją. Planowałam ją opisać po zakończeniu całej…

Historia http://piekielni.pl/65355 bardzo przypomniała mi moją. Planowałam ją opisać po zakończeniu całej sprawy, ale że końca nie widać, równie dobrze mogę zrobić to teraz.

W styczniu zeszłego roku razem z dwójką współlokatorów robiliśmy objazdówkę po sprawunki. Tu po coś spożywczego, tu sklep z odzieżą używaną, zahaczyliśmy też o osiedle mojej mamy, gdzie podeszłam po pieniądze, które jej pożyczyłam kiedyś, a teraz potrzebowałam na mieszkanie. Świętując udany dzień i zastrzyk gotówki na sam koniec pojechaliśmy do pizzerii, gdzie trochę posiedzieliśmy przy piwie i cygarze.

Wyszliśmy, a ja obładowana zakupami nie zauważyłam, że na oparciu krzesła zostawiłam torebkę - zorientowałam się dopiero jak wypakowywaliśmy rzeczy z samochodu. Przeklinając własną trzpiotowatość znalazłam numer pizzerii i poprosiłam o sprawdzenie, czy torebka nadal tam jest. Mimo iż nie minęło nawet 20 minut, torebki już nie było.

No to co dalej? W torebce portfel, w portfelu wszystko - od dokumentów, poprzez nieszczęsne 500 zł od mamy, aż po karty stałego klienta i inne duperele. Przestraszona zadzwoniłam zablokować kartę, potem jeszcze raz do pizzerii z pytaniem, czy mogą udostępnić nagranie z monitoringu. Powiedzieli, że pozwolenie może dać tylko kierownik, który pojawi się pod wieczór, ale dokładnie nie wiedzą o której godzinie. Byłam tak spychana przez nich przez resztę dnia. W międzyczasie dzwoniłam do brata-policjanta z pytaniem co robić (choć teraz żałuję, że nie pojechałam od razu na posterunek zgłosić sprawę). Od niego dowiedziałam się, że to co się stało nie można nazwać "kradzieżą", tylko "przywłaszczeniem mienia", więc nie wiadomo jak to na posterunku potraktują.

Przenosimy się teraz na następny dzień. Śnieg sypie, ciemno się robi, jadę tramwajem spotkać się z koleżanką mamy.
Teraz muszę ostrzec, że sprawa jest bardzo pokręcona, samej ciężko mi było się w tym połapać.

Telefon - dzwonią byli właściciele mojego kota. Odbieram i słyszę, że skontaktowała się z nimi osoba, która znalazła moje dokumenty oraz książeczkę zdrowia kota. Czyli znalazca musiał zadzwonić do schroniska po numer byłych właścicieli, którzy z kolei zadzwonili do mnie. Przedziwny łańcuszek, ale byłam zbyt zachwycona, że ktoś zadał sobie tyle trudu, żeby traktować to bardzo podejrzanie. Numer do znalazcy został mi wysłany smsem, więc dzwonię jak tylko wysiadam z tramwaju. Odbiera mężczyzna. Potwierdził, że to on znalazł dokumenty.
Zaczęło mi tu coś nie pasować. Tylko dokumenty? W końcu książeczka zdrowia kota była osobno w torebce, nie w portfelu.
Tak, tylko dokumenty, które były w książeczce i porzucone koło kosza na śmieci na ulicy X (drugi koniec miasta).
No to ja zaczynam dziękować za trud, pytać się o szczegóły przekazania dokumentów itp.
Przytoczę teraz mniej-więcej rozmowę:

(F)acet: Ale przewiduje pani jakieś znaleźne?
(J)a: Tak, oczywiście (mając na myśli przysłowiową flaszkę albo 50 zł - na więcej w tamtej chwili nie było mnie stać, zwłaszcza po utracie pięciu stówek od mamy).
(F): A ile dokładnie? (naciska, nie odpuści, to podaję mu sumę którą mogę mu dać).
(F) (zmienia temat): Bo mnie też kiedyś ukradli dokumenty, wiem ile z tym wysiłku żeby nowe wyrobić, uznałem że nie ma co kogoś narażać na coś takiego. To ile?
Powtarzam to samo co powiedziałam wcześniej.
(F): Bo wie pani, bo moja dziewczyna znalazła pani dokumenty w moich rzeczach. Wściekła się, że niby ją zdradzam, roztrzaskała mi telefon o ścianę. To przynajmniej oczekuję zwrotu równowartości telefonu, no i jeszcze straty moralne, bo obdzwoniła wszystkich znajomych rozpowiadając że ją zdradzam!

Mnie kompletnie wcięło. Myślałam że facet sobie żartuje, naprawdę. Nawet zaczęłam się śmiać, ale facet cały czas się powtarzał, aż zrozumiałam, że mówi serio. Nawet zaczął sugerować cenę za telefon (300 zł), no i jeszcze te straty moralne!

W tej chwili uznałam, że świat zwariował, ale jestem w impasie. Facet ma moje dokumenty, które naprawdę chcę odzyskać, z drugiej strony ewidentnie próbuje wyłudzić ode mnie pieniądze, i to jeszcze traktując jak kompletną idiotkę. Żeby zyskać na czasie by móc się zastanowić, powiedziałam, że się zgadzam, ale musi dać mi trochę czasu na zorganizowanie takiej sumy, a jak to zrobię, wtedy do niego oddzwonię. Zgodził się, rozłączyliśmy się, w międzyczasie już weszłam do mieszkania koleżanki mojej mamy.

Zgodnie z poradą brata, z którym od razu się skontaktowałam, zadzwoniłam na policję zgłaszając to jako próbę wyłudzenia. Tu zaznaczam, że do samego końca nie wiedziałam, czy to ten facet ukradł mi poprzedniego dnia torebkę, czy po prostu pechowo trafiłam na kolejnego człowieka, który chce zarobić cudzym kosztem.

Policjanci przyjechali, spisali moje zeznania. Powiedzieli, że to nie ja mam dzwonić, tylko czekać na telefon od niego, bo to, że ja do niego zadzwoniłam wcześniej, dyskwalifikuje sprawę jako próbę wyłudzenia. Powiedzieli, że jak zadzwoni, mam się z nim umówić na przekazanie dokumentów w odstępie co najmniej godziny od telefonu, zadzwonić potem jeszcze raz na policję, już do właściwego "oddziału" (inne dzielnice, inni policjanci), a ci przyjadą do mnie, odeskortują na miejsce, i w trakcie "transakcji" go zgarną. Wyszli, ja zdążyłam wrócić do mieszkania. Już dawno została przekroczona godzina, na którą umawialiśmy się z facetem, że do niego zadzwonię. Aż się bałam, że nie zadzwoni, i walczyłam ze sobą, żeby samej tego nie zrobić. Ale zadzwonił, a ja postąpiłam według instrukcji policjantów (swoją drogą, złego słowa o chłopakach powiedzieć nie mogę, byli wobec mnie cierpliwi, mili, i znali się na swojej robocie).

Reszta wyglądała jak wycinka z policyjnego filmu. Czekam w samochodzie z trójką policjantów w cywilu, o odpowiedniej godzinie idę w umówione miejsce (przystanek autobusowy). Odbieram telefon - facet już czeka, jest w parku za przystankiem. Teraz sama się z siebie śmieję, ale tak mnie to wystraszyło, że dwa razy przeszłam koło "mojego" policjanta komentując "czyli za przystankiem, tak?". Bałam się, że im zniknę, i nie wejdą na czas.
Poszłam za ten nieszczęsny przystanek, facet rzeczywiście już tam czekał. Opisywać go nie będę, nie ma to teraz znaczenia. Ważne, że wszystko poszło zgodnie z planem. Faceta zwinęli, ja miałam czekać na innych policjantów żeby pojechać na posterunek złożyć zeznania.

Jak się pewnie już domyślacie, była to ta sama osoba, która poprzedniego dnia wzięła moją torebkę z pizzerii. Przeszukali jego mieszkanie, moje rzeczy razem z torebką znalazły się na śmietniku, dokumenty miał przy sobie, więc odzyskałam je od razu.

Oczywiście sprawa trafiła do sądu. Po roku przesuwania rozpraw zapadł wyrok, faceta uznano winnym, ale tydzień temu dowiedziałam się, że się odwołał, więc czeka mnie kolejny rok chodzenia po sądach.

Całą sprawą jestem już przemęczona. Same rozprawy to temat na już zupełnie inną historię.

Nie życzę Wam czegoś takiego - bo nawet jak teoretycznie skończy się dobrze (rzeczy odzyskane, oskarżony uznany winnym), to kosztuje to bardzo dużo energii, zdrowia, no i wiary w ludzi.

kradzież wyłudzenie

by Anchie
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar margol86
0 22

Najprostszym rozwiązaniem w chwili znalezienia dokumentów jest oddanie ich na policję. Kompletnie nie wiem dlaczego facet chcąc przywłaszczyć sobie Twoje pieniążki rozegrał to w taki sposób. Brawo za cierpliwość i mocne nerwy. :-)

Odpowiedz
avatar chocolatte20
25 25

Zachlanny dwa razy traci. Myślał że jeszcze coś ugra przy okazji

Odpowiedz
avatar bazienka
15 15

@margol86: bo chcial wyludzic kase?

Odpowiedz
avatar margol86
1 5

@bazienka: chodzi mi o to, że nie spodziewał się, że tzw. "Karma" powraca.

Odpowiedz
avatar Rammsteinowa
12 16

@margol86: Swoją drogą... Pieniążki? Ja osobiście wolę mieć pieniądze.

Odpowiedz
avatar czosnek_cebula
4 6

@Rammsteinowa: Piniondz dobra rzecz.

Odpowiedz
avatar tollat
10 12

historia jak z ojca Mateusza :D Współczuję.

Odpowiedz
avatar R1910R
17 19

Mnie pewnego razu skradziono portfel w sklepie, na szczęście kartę płatniczą miałam w kieszeni, już przygotowaną, żeby płacić za zakupy, a w portfelu jedynie 20zł. Przejmowałam się strasznie, bo to dokumenty, a dwa dni później miałam jechać za granicę, więc bez dowodu ani rusz. Godzinę po tym, jak się zorientowałam, że portfela nie mam, zadzwoniła do mnie kobieta ze sklepu spożywczego kilka ulic obok mnie, i powiedziała, że ktoś znalazł mój portfel. Biegiem udałam się do sklepu, portfel odzyskałam. Oczywiście 20zł nie było, ani starej karty płatniczej, którą nosiłam z przyzwyczajenia (zablokowana od dłuższego czasu), a do sklepu portfel przyniosła okolo 9 letnia dziewczynka, mówiąc, że go znalazła przy śmietniku. Szkoda, że nie podała jakiś danych, chętnie wręczyłabym jej olbrzymią czekoladę. :)

Odpowiedz
avatar bazienka
7 11

a najlepsze jest to, ze jak nie stawisz sie na sprawie to sama mozesz trafic do aresztu nawet do 30 dni... dramat jakis, nie wiem, skad sie tacy ludzie biora

Odpowiedz
avatar bazienka
7 7

@bazienka: skad minusy? pracuje w areszcie, nie macie pojecia, za jakie piertoly ludzie tu trafiaja moj kolega m.in. za to ze byl w sadzie swiadkiem i olal rozprawe... na wspomniane 30 dni ( akurat nie do mnie, ale jednak) wiec uwazajcie...

Odpowiedz
avatar Turtelian
-2 2

@bazienka: owszem do aresztu ludzie trafiaja za głupoty. Ale po prostu kłamiesz :) Ktoś musi odebrać wezwanie i celowo olać rozprawę aby Sąd mógł cokolwiek zrobić,po drugie za pierwszym i drugim razem jest to kara pieniężna. Później najczęściej doprowadzenie w dniu rozprawy. A później ewentualnie zatrzymanie po jakiejś dacie. Po drugie rozprawy apelacyjne odbywają się bez stron chyba że to sobie tego koniecznie życzą.

Odpowiedz
avatar ikarus
11 27

Dobra historia ok ale, jezu czego się spodziewacie? Że co, że złodziej przeprosi, podda się karze i będzie grzecznie odbywać wyrok by się zresocjalizować? NIE! to jest złodziej szuja twój wróg i tak go traktuj. Kosztowało Cie to zdrowia? To ty masz nauczkę że masz pilnować swoich rzeczy i koniec. To nie raj, jesteś użytkowniczką piekielnych i wiedz że ludzie to dranie. Wiem zdarzają się dobrzy uczciwi sam do takich należy ale nie, nie nie nie nie NIE oczekuj tego od innych. A jak karać to z całą surowością prawa. A gdy musisz się trochę przemęczyć z sądami to olaboga jaka ja pokrzywdzona ile nerwów, no jak tak można. Ktoś robi Ci krzywdę staje się twoim wrogiem a walka z nim (czyli dochodzenie sprawiedliwości) traktujesz jako kare. I na to ten gość liczy, trzeba cisnąć wroga do końca aż będzie żałował że z tobą zadarł, a czytając twoją historie czuje że robisz z siebie ofiarę losu. Dla mnie to jest piekielne. Nie odpuszczać, nigdy, ani chamstwa ani złodziejstwa ani głupoty, nie pozwalajmy oszustom wejść nam na głowy bo ich jest więcej i są wszędzie, a my jesteśmy sami z nieliczną liczbą przyjaciół i jak bardzo małym gronem ludzi życzliwych. A walki z czymś takim nie traktujmy jak kary boskiej tylko nasz obowiązek, inaczej będą chwasty i wodorosty. Głupi ludzie wszędzie się wpychają bo się tym nie męczą, ludzie uczciwi nie mogą traktować bycia uczciwym i walecznym jako karę, tylko z dumą pokazywać to, a pot i zmęczenie przy takich sprawach ma nas hartować. Bo jak nie to będzie źle. Bo jak widać jest źle. Bo kto nas obroni? politycy? sądy? prawo? nie bo tam też są ludzie niegodziwi, którzy chcą nas oszukać, a że prawo czasem działa to się cieszyć, a że nie do końca idealnie to albo zmienić prawo albo planetę. A że jedno i drugie ciężko zmienić to pozostaję uzbroić się na wojnę w cierpliwość, kulturę osobistą i charakter, to może jakoś to będzie wyglądać.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 15 marca 2015 o 3:09

avatar Anchie
18 20

@ikarus: Uważam, że swoją postawą pokazałam, że nie odpuszczę. Nie dałam facetowi pieniędzy, zaangażowałam policję, zostałam oskarżycielem posiłkowym. Czynami robiłam wszystko, by faceta udupić. Oceń czyny, nie słowa. To co tu napisałam, to moje przemyślenia- żałuję, że tacy ludzie są, że taki jeden wieczór wpływa na twoje życie przez następne kilka lat i nie daje o sobie zapomnieć. Nie odpuszczę. Ale to nie znaczy, że nie mogę być zniechęcona.

Odpowiedz
avatar Doombringerpl
5 5

Podsumuję to tak. Jak chce się aby takich cwaniaków nie było(i za razem być może uchronić innych, bardziej naiwnych) to trzeba pamiętać o tym, ze w sądzie to trwa. Jesteś ofiarą więc oprócz straconego czasu nie masz czym się martwić. Poza tym zapytaj jakiegoś prawnika, a może przyjaciela-policjanta czy nie przysługuje ci prawo do zwrotu kosztów poniesionych na dostanie się na rozprawę. Takie koszty to także utracony zarobek. A jeśli chce się mieć święty spokój to można wesprzeć element przestępczy i po prostu zapłacić. Z kolei w druga stronę, jeśli znajdzie się czyjeś dokumenty, portfel lub torebkę to jeśli chce się być dobrym samarytaninem to lepiej zanim się dotknie torby, z daleka nagrać podejście do torby i ewentualne przeszukanie w celu odnalezienia dokumentów lub stałe nagrywanie do momentu zdania znalezionej rzeczy na komisariacie. Lub hybryda dla oszczędzenia miejsca w telefonie: nagranie podejścia i "inwentaryzacji" a potem pokazanie filmu na komisariacie i spisanie zawartości przy dostarczeniu. To także czasochłonne ale pozwoli uniknąć naciągaczy w drugą stronę. Albo dla świętego spokoju nie podejmować zguby lub jak złodziej, wziąć co wartościowe a resztę zniszczyć.

Odpowiedz
avatar piwonia
-1 1

Dlatego lepiej nie nosić ze sobą wszędzie dokumentów, w końcu dowód osobisty czy prawo jazdy nie są nam potrzebne o ile nie kierujemy akurat pojazdem.

Odpowiedz
avatar asmok
2 2

@piwonia: Dopóki nie trafisz na policjanta psychopatę. Też robota, bo dzień zepsuty, skargi trzeba pisać, a nie daj bóg zirytujesz się i powiesz coś co urazi jego delikatną psychikę to jeszcze i oskarżenie może jakieś być.

Odpowiedz
avatar radzio
3 3

kurcze, nie dość, że złodziej to jeszcze wyłudzacz... :/

Odpowiedz
avatar sevenwishes
2 2

Najczęściej podobne problemy mają osoby kochające porządek - wszystkie dokumenty i karty w portfelu w odpowiednich przegródkach, portfel w torebce w odpowiedniej przegródce, klucze do domu i samochodu na wierzchu, żeby na dnie nie szukać...Jak złodziej okrada kogoś takiego ma ułatwione zadanie. Czasami bałaganiarstwo popłaca. Od kiedy ukradziono mi ostatnią portmonetkę (dobre kilkanaście lat temu), nie kupiłam sobie nowej. Część "ważnych" rzeczy upycham po kieszeniach, część tonie w odmętach chaosu przysypana kosmetykami w torbie... Od tego czasu nikt nic nie ukradł. Owszem, parę razy zdarzyło mi się wysypywać wszystko z torebki wywróconej do góry dnem przed drzwiami w poszukiwaniu klucza :) ale zastanawiam się ile razy jakiś złodziej np. w tramwaju próbował coś "wyłowić" z mojej torebki i najpierw "wylosował" stare paragony, potem pudełko po lekach, następnie starą puderniczkę, w końcu powiedział w myślach "do trzech razy sztuka" i się poddał ;)

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 26 marca 2015 o 9:48

Udostępnij