Jestem listonoszem.
Miałem adresata - willa, hektar ziemi, trzy owczarkowate.
Skrzynka na zewnątrz, przez cały dzień nie ma nikogo. Generalnie to tylko psy miały na mnie alergię.
To był listopad 2013 roku.
Jestem na wysokości sąsiadów owego adresata (czyli od jego furtki dzieli mnie 40-50 metrów) - psy już ujadają, kiedy pan właściciel zajeżdża autem i zdalnie otwiera bramę...
W ciągu sekund zostałem osaczony przez trzy owczarkowate.
Nigdy wcześniej i później nie byłem tak przerażony.....
Nigdy wcześniej nie musiałem dosłownie walczyć z naturą.
Nie życzę nikomu.
Co dalej?
Odpowiedz@MeYouBumBumNow: No właśnie! Rozumiem, że wyciągnął pistolet (koszt max 100 zł za komplet z nabojem) gazowy i pogonił pieski. Ewentualnie właściciela też... Później jeszcze zwrot kosztów zakupu naboju gazowego...
OdpowiedzNie. Klaskającego autobusu tez nie było. Psy po kilku nieudanych próbach ataku w końcu posłuchały nawołującego je własciela i odpuściły.
Odpowiedz@jalkavaki: OK, dobrze, że bez strat w ubraniu i ciele (;-)), ale czy rozmawiałeś z właścicielem psów lub z policją o tym zdarzeniu? Bo to może się przydać, gdyby np. następnym razem cię zagryzły (tak, wiem, trochę makabrycznie podaję przykład...) - może się zdarzyć, że prokurator akurat tę historię na Piekielnych przeoczy... :-)
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 7 marca 2015 o 13:03
@Bydle: Właściciel dostał ode mnie klasyczny o-pe-er.
Odpowiedz@Bydle: a jak wygląda sprawa przekroczenia granic obrony koniecznej wobec psa? Nie wszyscy przecież są przeszkoleni w "rozmawianiu z psem" i sam fakt szczekającego średniego/większego psa, bez smyczy, w odległości np. 1m mogą uznać za stan zagrożenia. Zatem zastosować adekwatne środki, zgodnie ze stanem wyższej konieczności?
Odpowiedz@PiekielnyDiablik: OIDP to w doktrynie (jeszcze) życie i zdrowie człowieka stoją ciut wyżej niż życie i zdrowie zwierzęcia. Ale pojawia się problem - CZYM delikwent zabiłby psa. Bo jeśli nożem - to ma już pod górkę. Użył tylko rąk? Już lepiej, ale i tak sprawca musiałby być nieźle pogryziony, by prokuratorzyna nie bredziła o przewadze fizycznej nad biednym pieskiem, a przed obliczem sądu sprawiać wrażenie ofiary i uzyskać wyrok zbliżony do sprawiedliwego, w potocznym tego słowa znaczeniu. Dlatego - będąc na miejscu autora historii - zgłosiłbym zdarzenie policji i swemu przełożonemu, by w razie złego, istniała już odpowiednia dokumentacja świadcząca na moją korzyść. :-) (można też probować aerozoli, nazywanych przez słabujących na umyśle pistoletami gazowymi, ale musiałyby być naprawdę sprawdzone - wydaje mi się, że większość dostępnych środków, opartych na pieprzu, może tylko bardziej wq rwić atakującego _już_ psa ;))
Odpowiedz@Bydle: Racja. O wiele skuteczniejszy jest zwykły dezodorant w sprayu - byle spirytusowy. Tylko, czy jeszcze robią takie?
OdpowiedzA ja polecam ultradźwiękowy odstraszacz na psy. Sama mam traumę po pogryzieniu i panicznie boję się psów, więc noszę przy sobie. Sprawdza się.
OdpowiedzMiałeś dużo szczęścia - 3 psy to już stado, a stado zachowuje się trochę inaczej niż pojedynczy pies...
Odpowiedz@bonsai: Zachowały się jak klasyczne stado drapeżników, czyli otoczyły i probowały z każdej strony dopaść ofiarę.
OdpowiedzRozumiem, że zaatakowały cię na drodze publicznej. Kto jak kto, ale listonosz powinien mieć jakiś gaz w sprayu, albo nawet pistolet gazowy. Strzelasz do kundla, on idzie do psiego raju, dzwonisz po (nomen omen) psy i zdajesz relację z ataku, który odparłeś. Jeżeli psy (te czworonożne) słuchają właściciela na zasadzie "wołam je do skutku, kiedyś przybiegną", to w żadnym razie nie powinny przebywać na terenie publicznym samopas i bez kagańca. Takie buce rozumieją tylko język siły i dotkliwych kar. Ubranie wymienisz na nowe, ale rany szarpane naprawdę trudno się goją, a blizny na twarzy są mało wyjściowe.
Odpowiedz@Fomalhaut: Dlatego od tamtej pory ZAWSZE mam pod ręką gaz i nie ma skrupułów aby go używać.
OdpowiedzJa mam w telefonie na takie m.in. okazje dźwięk gwizdka na psy. Działa tez na dzieci. Na dorosłych nie działa - kwestia naturalnego stępienia słuchu.
Odpowiedz@inmymind: Uwierz mi, że w takiej sytuacji nie miałbyś czasu aby pomyśleć o tym ,że telefonie mam muzyczkę. Nie mówiąc o tym aby gdziekolwiek znaleźć na wyciągnięcie telefonu, znalezienie muzyki i jej puszczenie. Cała akcja wyglądała mniej więcej tak: Idę "uzbrojony w torbę przewieszoną przez ramię i "aktówkę". Jak gość podjechał, otworzył brałem i zanim sie spostrzegłem, że psy na mnie biegną to jedyne co zdążyłem zrobić zasłonić się od pierwszego ataku od torbą z listami. Potem się rozbiegły, otoczyły i z każdej strony trzeba było się odganiać od pchlarzy. Mieć oczy wokoło głowy, patrzeć, który atakuje, a który tylko pozoruje. Samemu udawać atak. Byle tylko nie pokazać, że jestes słaby. To trwało nawet nie wiem czy minutę, ale powiedz, czy w tedy szukał bys w telefonie odpowiedniej ?muzyczki?
Odpowiedz