Szukam pracy. Pewnego dnia trafiam na ogłoszenie Uczelni Wyższej w dużym mieście wojewódzkim. Mam bogate doświadczenie w danej dziedzinie, odpowiednie wykształcenie, spełniam wszystkie wymagania. Aplikacja wysłana, kilka dni później telefon z zaproszeniem na rozmowę rekrutacyjną.
Stawiam się na spotkaniu, pełna dobrych myśli. Punkt 9:00, nikogo pod drzwiami nie ma. Zerkam na karteczkę, na której zapisałam sobie szczegóły, wszystko się zgadza, tego dnia, tu i tu, godzina 9:00. Ale 9:10, wciąż na korytarzu pusto. 9:15, chwytam za telefon, ale rekruter, który zapraszał mnie na rozmowę ma wyłączony telefon. O 9:40 poddaję się i - wściekła na ten brak szacunku do mojej osoby i mojego czasu - wracam do domu.
Zła jak osa, żalę się znajomej, która w tejże uczelni pracuje, ale w innym dziale, jak zostałam potraktowana przez jej chlebodawcę. Znajoma zdziwiona, z ciekawości postanawia sprawę "od środka" zbadać.
Dnia następnego rekruter dzwoni z przeprosinami. Zapomniał o rozmowie (!) ale wspólna znajoma przypomniała, więc zaprasza raz jeszcze.
Nic to, jeszcze raz pędzę na Uczelnię Wyższą. Tym razem pan już jest. Rozmowa trwa 10 minut i to głównie ja zadaję pytania. Pan ledwo-ledwo, czuję że z grzeczności jedynie, wykazuje zainteresowanie moją osobą. Czuję, że coś tu nie gra.
Następnego dnia, zupełnie przez przypadek, dowiaduję się, że rekrutacja była ustawiona. A ja miałam trochę pecha - spełniałam wszystkie wymogi stanowiska, więc - jako że to budżetówka - musieli mnie zaprosić do kolejnego etapu rekrutacji...
Miałam to samo również na uczelni wyższej. Czy nazwa uczelni zaczyna się na "S"?
OdpowiedzStandard
OdpowiedzNo cóż, stwierdzam ze to standard. Gdyby nie chodziło o to że daną osobę z jakiejś katedry czy instytutu trzeba ponownie zatrudnić bo skończyła się jej dotychczasowa umowa to nie było by żadnej rekrutacji. Tak to właśnie działa.
OdpowiedzSmutna rzeczywistość. Ja tak się odbijałam od urzędów we Wrocławiu i Opolu. Tylko znajomości...
Odpowiedz@Rudaa: takie stwierdzenie działa na mnie jak płachta na byka... Pracuję na uczelni i jakoś nie musiałam mieć żadnych znajomości. Pracuję tu już 3 rok. I te cudowne głosy ze strony dalszej rodziny czy niektórych prawie obcych (!) mi ludzi - pewnie miałaś plecy, teraz siedzisz w biurze i kawkę pijesz, obijasz się, aaaale miałaś znajomości. Eh.
Odpowiedz@Pelococta: jeśli pracujesz tam 3 lata to na pewno wiesz już, kto z twoich współpracowników pracuje, a kto ma tatę profesora.
Odpowiedzskąd ja to znam...
Odpowiedzteraz niestety wszędzie liczą się tylko znajomości... zycie w polsce....
OdpowiedzStandard i tak jest nie tylko na uczelniach wyższych. W rodzinie jedna osoba dostała cynk, że pewna szkoła szuka pracownika. CV złożone, spore szanse żeby dostać fuchę. Kontakty uruchomione i znajomy pracujący w tej szkole ma za zadanie zbadać teren i realne szanse. Następnego dnia dzwoni i mówi, że nic z tego. Już w momencie wystawiania ogłoszenia było uzgodnione kto dostaje robotę, ale oficjalnie trzeba szaraczkom zrobić nadzieję, że dostaną zatrudnienie. Gdy liczba CV które napłynęły osiągnęła liczbę 150 szybko zamknięto rekrutację i ogłoszono zwycięzcę. To jest Polska właśnie...
Odpowiedz