Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Piekielne podejście ludzi do studiów. Nie będzie to typowa historia studencka. Nie…

Piekielne podejście ludzi do studiów.

Nie będzie to typowa historia studencka. Nie znajdziecie w niej wrednych Pań z dziekanatu, uporczywych profesorów czy wielkich przebojów z akademikiem czy stancją.

Znajdziecie natomiast spojrzenie z mojej perspektywy na podejście sporego odsetku naszego społeczeństwa do studiowania i ogólnie uczenia się.

Główne studia skończyłem już dość dawno temu ale zachciało mi się zrobić do tego drugi kierunek. Nie potrzebowałem go zawodowo, mam dobrze płatną pracę, nikt mnie do pójścia nań nie zmuszał. Po prostu przedmiot studiów mnie interesuje.

Z racji wieku i pełnoetatowej pracy padło oczywiście na studia zaoczne, zapisałem się zatem - wszystko ładnie, przyjęty, wpłacam czesne i idę na rozpoczęcie roku na początku października.

Jestem na tym rozpoczęciu, profesor czyta z kartki przemówienie, gadka szmatka - norma. Chcę zapoznać się nieco z moją grupą, przełamać lody - no wiadomo o co chodzi. I tutaj nastąpiło pierwsze uderzenie lodowatej wody - ludzie z reguły młodzi (19-23 lata) już na samym starcie wykazują kompletne olewactwo wobec studiów, mówią ,że nie zamierzają się uczyć i najpewniej wylecą (to czemu ku*wa w ogóle tu przyszli i na dokładkę wywalili 3000 złotych na czesne!!!) i ogólnie to mają w nosie studia, wykładowców i całą resztę. Nie były to odosobnione czarne owce tylko jakieś 30-40% grupy, z którą usiłowałem trochę na luzie porozmawiać.

Z czasem wcale lepiej nie było - na zajęciach może 20% pojawia się regularnie i uważa, reszta - gra na telefonach / laptopach, słucha muzyki, rozmawia o pierdołach, kacuje po imprezie - rzeczy, które z powodzeniem można robić w domu i nawet tam jest z tym wygodniej niż na auli z twardymi drewnianymi stołkami. Ci nieco mądrzejsi (tj. ci którzy zrozumieli że w domu jest wygodniej) w ogóle nie przychodzą na zajęcia, pojawiają się tylko na sesji zaliczeniowej - oczywiście oblewają X terminów z rzędu i lecą skamleć do profesora o jeszcze jeden. Na zajęciach ćwiczeniowych do tablicy chodzą w kółko te same 2-3 osoby (ze mną włącznie), reszta woli oberwać minusa za nieprzygotowanie niż podejść i chociażby spróbować to cholerne zadanie zrobić. Ćwiczeniowiec jeszcze nigdy nie wstawił nikomu minusa czy pały za to że nie umiał czegoś przy tablicy rozwiązać. Nie umiał - ale na studiach jest po to, żeby się nauczyć, a skoro nie oponował przy wezwaniu to się go nie kara. Nie. Ci ludzie wolą oberwać karą niż podejść i się nauczyć.

Domyślam się czym taki stan rzeczy jest spowodowany: ludziom od małego tłucze się do łba, że na studia TRZEBA iść. Rodzice każą, otoczenie każe, wszyscy WYMAGAJĄ od tych osób pójścia na te studia, mimo że ta osoba wcale tam nie chce iść i okazuje to od samego początku. I kij z tym, że ci ludzie mają ponad 20 lat każdy, zamiast samemu zdecydować co tak naprawdę chcą to wolą ślepo słuchać rodziców / kolegów / kogo tam jeszcze, tracąc przy tym kupę czasu i kasy (choć kasę pewnie łożą rodzice więc ten aspekt mają w nosie).

Otóż nie. Na studia nie TRZEBA iść. Nikt nikogo nie zmusza (w sensie prawnym) do ich podjęcia. Przez takie osoby jak te opisane powyżej (a raczej ich ilość) studiowanie staje się problematyczne także i dla mnie. Bo o ile zajęcia indywidualne sam opanuję i zdam na bdb, o tyle niektóre rzeczy wymagają dobrania się w kilkuosobowe sekcje. A z tym bywa problem, nieraz naprawdę spory. Nie zamierzam też robić za murzyna, co piątki tym leserom na srebrnej tacy przyniesie, podczas kiedy oni będą odkacowywali piątą imprezę tego miesiąca.

To się musi zmienić. Skończmy z tym wmuszaniem studiów każdemu. Niech idą ludzie tacy jak ja - bo chcą się tego nauczyć. Tym bardziej że kierunek tychże nie był jakiś szczególnie oblegany - myślałem że dzięki temu uniknę tego, na co narzeka obecnie większość uczelni. O jakże się myliłem... niestety.

astronomia i fizyka galaktyk

by nuclear82
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Agness92
7 23

Piekielni sa pracodawcy, ktorzy wymagaja pelnej dyspozycyjnosci i statusu studenta.

Odpowiedz
avatar mariamasyna
-3 11

@Agness92: A jaki to ma związek z historią??

Odpowiedz
avatar Szyszkowa
12 18

@mariamasyna: Jak na moje ma dość spory, bo wiele osób idzie na studia dla samego statusu studenta, a później sprawę olewają. Niezależnie od sposobu "olewania" w takim czy innym stopniu odbija się to później na tych studentach, którzy idą na dany kierunek bo chcą i ich sprawa interesuje.

Odpowiedz
avatar mariamasyna
-3 5

@Szyszkowa: Myślę, że studia zaoczne to raczej za droga 'impreza' żeby iść dla samego "statusu studenta"

Odpowiedz
avatar Draco
8 10

@mariamasyna: Mylisz się. Dam przykład znajomego, który ze mną studiował historię zaocznie. Przyszedł na studia tylko dla statusu studenta. Pojawiał się tylko na zajęciach na których musiał, a kolejne sesje zaliczał na naciąganych trójach. Wybrał zaoczną historię bo było tanio. Czesne 3000 zł za rok. On to sobie wliczał w "koszty pracy". Dzięki posiadaniu statusu studenta pracował (jeżeli dobrze pamiętam) w dwóch miejscach na umowach zlecenie. Zarabiał z tego co mówił coś około 2500 zł miesięcznie. Czyli wystarczy, że z 6 pensji odłożył 500 zł i studia opłacone. Tych prac nie dostałby gdyby nie posiadał statusu studenta. To się nawet opłaca jeżeli pracujesz na jednej umowie zlecenie za 1500 zł miesięcznie. Trzeba tylko studia z niewielkim czesnym znaleźć. Przy czesnym 3000 zł wystarczy odkładać po 250 zł by po roku mieć całą kwotę. A i trzeba pamiętać, że przy pracy na umowę zlecenie dostaje się MAKSYMALNY zwrot podatku, czyli coś koło 500 zł raz do roku.

Odpowiedz
avatar fuin
30 32

Problem niestety leży trochę głębiej, bo najpierw zmusza się do pójścia do liceum. Znam całą masę osób, które chciały iść np na cukiernika czy zwykłego murarza, ale ,,co powiedzą sąsiedzi, mój syn/córka w zawodówce/technikum?!" No i jak już jest się po liceum, bez doświadczenia i czegokolwiek to pchają potem na studia...

Odpowiedz
avatar Kecaw
12 12

Czysta presja wymuszana od dzieciństwa, bo studia to taki oh i ah jak się nie pójdzie na nie to od razu zostaje przylepiona nalepka "tumoka i nierozgarniętego" w bliskim bądź rodzinnym otoczeniu. Na studia trzeba chcieć iść a nie "wymuszać" bo a może ktoś jest lepszy z bardziej praktycznych rzeczy? Nie każdy musi być lekarzem i prawnikiem bo oni ci raczej elektryki w domu nie naprawią, ale mentalność w tym kraju wyewoluowała do tego stopnia że studia są traktowane jak wejście na szczyt świętości i osiągu życiowego. A ja na to mówię gówno prawda.

Odpowiedz
avatar Eloe
15 15

@fuin: Sama jestem taką osobą. Praktycznie od od matury pluje sobie w brodę, że jednak nie miałam odwagi się postawić i pójść właśnie na cukiernika.

Odpowiedz
avatar PiekielnyDiablik
-3 7

W większości są to studia zaoczne typu: dyplom za kasę. Na prawdę mało jest już tych typu: wiedza za kasę. Ten syndrom dotyka nawet renomowanych publicznych uczelni.

Odpowiedz
avatar wumisiak
12 14

Sądziłam, że ludzie studiujący takie kierunki, jak "astronomia i fizyka galaktyk" (jeszcze odpłatnie!), to sami pasjonaci, zaciekawieni tematem... Ech, skoro jest tak, jak nuclear opisuje, to naprawdę kiepsko to wygląda.

Odpowiedz
avatar dzien_dobry
8 12

@wumisiak: Też myślałam czytając to o jakiejś socjologii czy filozofii, łatwo się dostać ale żeby się utrzymać trzeba mieć ogromną wiedzę.. A tu tak piękny kierunek i to traktowany bez szacunku.;(

Odpowiedz
avatar raquela
7 9

Pierwsze słyszę o kierunku "astronomia i fizyka galaktyk". Trochę to w moich zainteresowaniach ale pierwszy raz to słyszę, więc gdzież to można studiować zaocznie???

Odpowiedz
avatar ljubomora
15 17

Też czasem się zastanawiam, po kiego grzyba niektórzy w ogóle się za to zabierają. Studiuję filologię słowiańską w DE i jak to na filologii - trzeba się nauczyć jakiegoś języka. O ile jestem w stanie zrozumieć Niemca, który ma problemy z opanowaniem polskich samoglosek nosowych czy słowiańskich aspektów, o tyle kompletnie nie rozumiem osób, które zaczynając studiować są kompletnie zaskoczone faktem, że tu trzeba się czegoś uczyć i że w dodatku będzie to oceniane! Ale jak to? Ja przychodzę na studia, płacę, więc wymagam! Żeby nie było - mowa o studiach dziennych. Że jakim prawem dozwolona jest tylko dwukrotna nieobecność na zajęciach, a później zostaje się wyrzuconym z kursu? I dlaczego pani tak szybko mówi? Przecież ja nie rozumiem po chorwacku (ostatni semestr dwuletniego kursu językowego -_-)! Ale jak to trzeba odrabiać zadania domowe? I dlaczego ktoś wymaga ode mnie, żebym po 2-3 latach intensywnego kursu rosyjskiego cokolwiek w tym języku rozumiał?! Ludzie, ręce opadają po prostu. A najbardziej mnie drażni, że akurat na mój kierunek nie ma egzaminów wstępnych, więc dostaje się dosłownie każdy. I to nic, że kompletnie nie ma zdolności językowych. Zwróć takiemu uwagę, to cię zabije wzrokiem. No sorry. Ja z fizyki też jestem cienias i dlatego nie poszłam na takie studia. A języków uczę się dość szybko i sprawia mi to ogromną frajdę - uczyłabym się jeszcze szybciej, gdybyśmy co chwilę nie cofali się do pierwszego kursu, bo jakiś debil przyszedł studiować, bo "to modne".

Odpowiedz
avatar onnika
-5 5

Zupełnie inaczej widzę ten problem, większość prywatnych studiów nie ma nic wspólnego z nauczaniem. To biznes zwykły, umowa: pochodzisz trochę na jakieś zajęcia, przyniesiesz indeks, żeby można było wpisać oceny, no i ZAPŁACISZ - więc dyplom masz w kieszeni. To jeden ze sposobów zarabiania kasy, olbrzymiej. I bez żadnej odpowiedzialności. Po co tylko wybierać coś tak specyficznego? Przecież jest tyle marketingów i zarządzania....

Odpowiedz
avatar nuclear82
0 2

@onnika: Zarządzania i marketingi to też piekielność ale nieco inna. Na te kierunki zwykle idą ludzie którym nie udało się na konkretniejszym kierunku. W swojej historii opisałem I etap bycia "piekielnym" studentem - osoba taka idzie na wymagający kierunek jako częstokroć pierwsze studia w życiu, przy czym nasłuchała się w liceum o tym, że studiowanie to właściwie same imprezy, melanż 24/7, wóda, dziwki i lasery. A na zajęcia to może raz na tydzień się chodzi przy dobrych wiatrach. Na pierwszej sesji czeka na te osoby rozczarowanie bo na trudnym kierunku z takim podejściem po prostu wylatują. To że uczelnia prywatna i studia zaoczne nie ma nic do rzeczy. Jestem zadowolony, wykładana wiedza naprawdę konkretna, kadra współpracuje chętnie z każdym kto CHCE współpracować a nie tylko liczy na tą 3 w indeksie za nicnierobienie. To co Ty opisujesz to studia które wykształcenie wyższe dają tylko w nazwie. Tam trafiają właśnie ci imprezowicze po pierwszym flopie na normalnym kierunku. I z reguły kończą te kierunki bo na tych marketingach chodzi tylko o zarobek uczelni, ci ludzie i tak nigdy roboty w zawodzie nie dostaną więc i uczelnia średnio się przejmuje czy oni coś z tych studiów wyniosą czy też nie.

Odpowiedz
avatar Kejt
8 10

Jestem jeszcze w liceum ale jak słyszę z ust znajomych, że "najlepsze imprezy 24/7 i zupełny luz dopiero przed nami" to jestem załamana. Wszyscy z wizją władnych mieszkań i nieustannego chlania i zażywania innych substancji, żeby okazyjnie pojawić się na wykładach. Do tego rozmowy studentów, które często słyszę w tramwajach - że wykładowca śmie czegoś wymagać, że "ta szmata" zaczęła komuś robić problemy, że nie zjawił się na prawie żadnym wykładzie i teraz zapowiedziała, że go do zaliczenia nie dopuści..

Odpowiedz
avatar nuclear82
4 4

@Kejt: To też prawda. W liceum ci ludzie dużo takich bzdur się nasłuchają i idą potem na trudny kierunek którego niestety nie zaliczą żyjąc od imprezy do imprezy. Jak pisałem skończyłem już 1 kierunek (energetyka jądrowa, 5 lat), teraz kończę I semestr z tego drugiego. Te 12 lat temu na pierwszym roku też miałem spory odsetek "dużych dzieci" którzy pierwszy raz wyrwali się z mieszkania rodziców po to żeby codziennie pić do oporu i opuszczać większość zajęć (bo wywiadówek nie ma hehe!) Żeby nie było, pierwsze studia były na państwowej polibudzie w trybie dziennym. Zdawałem prawie zawsze na bdb, nigdy nie spotkałem się z wszystkimi tymi wrednymi paniami z dziekanatu i profesorami, na wyższych latach nawet współpracowałem z nimi w różnych badaniach i eksperymentach. Nikt nigdy nie robił ŻADNYCH problemów - przynajmniej tym studentom którzy przyszli tam czegoś się nauczyć. Wiadomo że niejeden egzamin zdałem w drugim terminie bo nie ma ludzi idealnych. Jednak jest różnica między zdaniem tego egzaminu w II terminie (czy nawet w III) a oddaniem pustej kartki na wszystkich trzech terminach a następnie płacz u profesora żeby zrobił jeszcze IV, a jak da radę to i V termin.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 2

Też się zastanawiam po co niektórzy ludzie chodzą na studia. Olewanie, nagminne ściąganie na egzaminach... ja rozumiem, że dany przedmiot może się nie podobać, ale są pewne granice. Zastanawiają mnie też motywy osób, które chodzą na wykłady, żeby sobie pogadać. I to nie cicho, ale tak, że siedząc w 1 rzędzie ma się czasem problem z usłyszeniem wykładowcy, bo tylne rzędy tak drą japę, że go zagłuszają. A niestety, nie wszyscy prowadzący prowadzący potrafią uspokoić tłum. Bo starsi, bo dają sobie wejść na głowę, bo być może wychodzą z założenia, że gadają, nie mają notatek, to będą mieli problem na egzaminie. Kolejna sprawa, to postawa takich osób. Nie chodzę/przeszkadzam, ale dawaj notatki, bo MI SIĘ NALEŻY.

Odpowiedz
avatar xenomii
1 1

Ja właśnie jestem taką "ofiarą losu", co to poszła na studia bo kazali. Bo rodzice nie skończyli żadnej wyższej szkoły, więc dzieci MUSZĄ. Nie skończyłam, co oczywiście mam wypominane do tej pory. Mama nie mogła zrozumieć, że po zdanej maturze chciałam iść na kucharza...

Odpowiedz
avatar SirNobody
0 0

Zarąbisty kierunek sobie wybrałeś, muszę przyznać. Aż mi smaka narobiłeś :D A ludzi - nie rozumiem i nie zrozumiem chyba nigdy.

Odpowiedz
avatar egow
0 0

Ludzie chodzą i siedzą z na niewygodnych stołkach, bo niektórzy wykładowcy maja szalony pomysł sprawdzać obecność. Nie każdy uczy się tak samo, ja do każdego egzaminu uczyłem się w domu i sam, a nie w auli słuchając przemówienia czy patrząc jak inni coś robią.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

U mnie w klasie maturalnej w liceum dominowały dwa podejścia: 1. "Idę na studia, bo jestem takĄ oświeconĄ elitĄ, a cała reszta to plebs i robole" oraz 2. "Nie chcę iść na studia, ale chcę mieć przedłużone o 5 lat dzieciństwo, no a przecież jeśli nie pójdę na studia, to rodzice przestaną mnie utrzymywać". ._. Ja po liceum byłam tak sfrustrowana i rozczarowana polskim systemem edukacji (to długa historia), że zaparłam się, iż za Boga Ojca nie pójdę na studia. W moim zawodzie zresztą wielkiego wyboru studiów nie ma (albo fotografia na ASP, czyli "kierunek może zawierać śladowe ilości wykładów z fotografii", albo filmówka, na którą ludzie często próbują się dostać po 2-3 lata pod rząd - i w efekcie studiowanie zajmuje im np. 8 lat), a nie chciałam iść na pierwszy lepszy z brzegu kierunek tylko dla tytułu magistra. Na szczęście moja matka, która po dwóch kierunkach studiów i 20 latach stażu pracy ledwo wiąże koniec z końcem, całkowicie mnie poparła. I oto jestem, jedynie po rocznym studium fotografii - wykształcenie może i średnie, ale przynajmniej mam konkretne umiejętności. ;) Żałuję tylko, że nie miałam możliwości iść do technikum zamiast liceum.

Odpowiedz
Udostępnij