To co mnie spotkało wczoraj sprawiło, że przestaje mnie cokolwiek dziwić. A najmniej ludzka głupota.
Sobota, korzystając z wolnego dnia wybrałam się na zakupy. Weszłam do jednej z tzw. lepszych sieciówek. Było wcześnie, przed południem, sklep był prawie pusty, więc darowałam sobie marsz przez cały sklep i zaczęłam przymierzać kurtki przy dużym lustrze między wieszakami. Swój płaszcz, kupiony dwa lata temu w tym samym sklepie położyłam na wieszaku w zasięgu ręki. I to był mój błąd.
Kilka słów o płaszczu: granatowy, z kaczego puchu, świeżo odebrany z pralni, futrzany kołnierz, brak kaptura (istotne), trochę na mnie za duży (po pierwsze schudłam przez dwa lata, po drugie zimą lubię się ubierać na cebulkę, więc jakoś mi się to wszystko musi pod okryciem zmieścić).
Przeszłam może 10 kroków, żeby odwiesić przymierzaną przeze mnie kurtkę, gdy do mojego płaszcza podeszła Piekielna Pani [PP] 50+ z [N]astoletnią córką i rozpoczęły przymierzanie.
[J]a: Przepraszam bardzo, ale ten płaszcz jest mój. - powiedziałam bardzo spokojnie i przyjaźnie, bo przecież każdemu może się zdarzyć pomyłka.
PP zupełnie nie przejęła się moją uwagą i wydawała N polecenia z gatunku "zapnij się", "obróć", "rękawy nie za długie?".
[J]: Przepraszam - bardziej natarczywym tonem - to jest mój płaszcz. On nie jest na sprzedaż, proszę mi go oddać.
PP w dalszym ciągu nie reaguje, ale N zaczyna rozpinać płaszcz.
[PP] sycząc do N: Przestań, to przecież jakaś oszustka, pierwsza tu przyszła i myśli, że jej się należy.
Przed oczami zobaczyłam czerwoną mgiełkę furii, odetchnęłam trzy razy i próbuję jeszcze raz:
[J]: Nie oszustka, tylko właścicielka, proszę mi to oddać.
[PP]: Odpieprz się, nie Twoje, więc wara.
Mnie już szlag zupełnie trafił, myślę o tym, żeby nie wybuchnąć i nie przywalić durnej babie na środku sklepu. Konflikt zwęszyła ekspedientka[E1], idzie w naszym kierunku, a ja myślę, że ona zakończy tę idiotyczną dyskusję.
[E1]: Czy mogę paniom w czymś pomóc?
[J]: Proszę wytłumaczyć PP, że N ma na sobie moją własność, która nie jest na sprzedaż.
E1 z pełną uwagą ogląda płaszcz i dochodzi do wniosku, że jak najbardziej, oczywiście, co tylko szanowna PP sobie życzy, płaszcz jest w ofercie, płaci kartą czy gotówką.
Mnie już trzęsie ze złości, tłumaczę jak krowie na rowie, że owszem kurtka jest z tego sklepu, jest z kolekcji sprzed 2 lat, nie, nie macie państwo jej w sprzedaży, niech sprawdzi, nie ma metki, nosi ślady użytkowania, ale o proszę na manekinie wisi bardzo podobny model, różni się tylko kapturem. E1 ze skupieniem godnym tworzenia bomby atomowej porównuje oba ciuchy i stwierdza, że ona nie wie, sprawdzi w systemie, ewentualnie zawoła kierownika, jakoś problem rozwiążemy.
W tym momencie PP zaczyna wrzeszczeć, że jestem oszustką, złodziejką, wariatką, że ona dziecku kurtkę chce kupić, czasu nie ma, musi wracać obiad gotować, a ja jej tutaj bezczelnie zawracam głowę jakimiś farmazonami, że to nie jest na sprzedaż.
Do orzeczenia, że mój płaszcz jest mój. potrzebne były dwie ekspedientki, kierownik sklepu, ochroniarz (sprawdził monitoring na którym widać, że wchodzę do sklepu w tym płaszczu). Gdy już wszystkie wyżej wymienione osoby były przekonane o mojej własności, N była na granicy płaczu, gotowa zdejmować płaszcz, PP w dalszym ciągu była zdeterminowana, żeby dziecku kurtkę kupić: tę, konkretną, żadną inną, bo przecież N w niej tak pięknie wygląda. Rozpoczęła więc licytacje. Zaczęła od 50 zł, podbijając cenę o 10 zł.
W ten sposób doszłyśmy do 300 zł. Obsługa sklepu zdenerwowana, zjawiło się więcej klientów, my przyciągaliśmy uwagę. Ja mam wrażenie, że wyjdę z siebie i stanę obok, a przynajmniej uduszę głupie babsko. Ja twardo się upieram, że nie sprzedam za żadne pieniądze, niech dzieciak mi kurtkę odda, zapomnimy o sprawie, ona ugotuje w domu obiad. PP dalej swoje.
Proszę E1 o wezwanie policji. PP dostaje szału, szarpie N, moją kurtkę i zarzeka się z ona to tu i teraz kupi. Prawie toczy pianę z ust.
Sprawa zakończyła się przyjazdem policji, histerią N, szaleństwem PP, oddaniem mi kurtki po wyraźnym poleceniu policjanta i prezentem w postaci karty prezentowej na 100 zł od sklepu w ramach rekompensaty.
Dla uściślenia:
1. Płaszcz kosztował mnie prawie tysiąc zł. Uwielbiam go, najcieplejsza rzecz jaką w życiu miałam.
2. Nie chciałam na siłę go z N zdejmować, żeby mnie nikt nie posądził o naruszenie nietykalności cielesnej, a poza tym nie chciałam jej zwyczajnie uszkodzić.
Wniosek dla mnie: zawsze idź do przymierzalni, szczególnie jeśli masz ubranie ze sklepu w którym się znajdujesz. Albo haftuj na ciuchach swoje imię i nazwisko, tak jak robią to mamy przedszkolaków na workach na buty.
sklepy
Skoro był taki drogi, to ciesz się, że wydarzyła się "tylko" taka sytuację i miałaś szansę zapobiec kradzieży, bo ktoś mógł ją po prostu zwinąć.
OdpowiedzA naprawdę było tak. Weszłam do sklepu, zdjęłam swoją płaszczokurtkę i odłożyłam na wieszak, bo chciałam sobie, tym razem, przymierzyć równie drogi kurtkopłaszcz. Może kupię. Odeszłam od mojego okrycia, by obejrzeć się w lustrze, a w tym czasie do wieszaka podeszła kobieta z córką, i myśląc, że moja płaszczokurtka jest towarem sklepowym - poleciła córce, by ją założyła. Gdy zorientowałam się w sytuacji, podeszłam do klientek i powiedziałam kobiecie, że to granatowe cudo jest moje, ale nie zareagowała. Prawdopodobnie pomyślała, że mówiąc "moje" - mam na myśli to, że już je sobie wybrałam i zamierzam kupić. W związku z tym towar wydał jej się jeszcze bardziej atrakcyjny (bo to była tylko jedna sztuka na wieszaku), więc mnie zlekceważyła. Wobec tego, bardziej natarczywym tonem, uświadomiłam jej, że to jest moje osobiste ubranie, tu w nim przyszłam, więc niech mi je łaskawie odda. Kobieta chyba nie do końca mi uwierzyła, ale z odsieczą przyszła ekspedientka, która - z racji tego, że w sklepie były pustki - wszystko słyszała i widziała, więc potwierdziła moje słowa. Baba oddała mi okrycie, ale była zła, bo się na zakup napaliła. Wtedy ekspedientka wskazała jej bardzo podobny model, tylko z kapturem, wiszący na manekinie. Mamusia z córusią poszły przymierzać tę drugą płaszczokurtkę, a ja udałam się do domu. Ze zdenerwowania nie mogłam zasnąć, więc o pierwszej w nocy uznałam, że najlepiej zrobię, jak opiszę to wszystko na "Piekielnych". KONIEC
Odpowiedz@Armagedon: Tak było na pewno, bo ludzie głupi i zawzięci nie istnieją, a za to Ci, co siedzą w internetach, chcą podbudować swoje ego i zdobyć dużo plusów za wymyślone historie. WSZYSCY.
Odpowiedz@rahell: Ludzie zawzięci istnieją. Nie wierzę jedynie w totalne zidiocenie całego sklepowego personelu, co to nie wie do końca czym w sklepie handluje. Nie wierzę w brak zabezpieczeń magnetycznych na ubraniach w drogich sklepach. Nie wierzę w propozycję odkupienia używanego ciucha na miejscu, tu i teraz, za pięć dych - w ekskluzywnym sklepie. Bo... - nawet największa kretynka pojmie, że nikt nie będzie wracał do domu w samym sweterku - jeśli komuś zależy, to raczej przepłaci - nie sądzę, żeby baba pomyliła drogi sklep z ciuchlandem. Nie wierzę w interwencję policyjną. Od sytuacji kryzysowych w sklepie jest ochrona. Baba powinna być grzecznie poproszona o opuszczenie sklepu, a córka o zdjęcie okrycia. A tu cały personel, łącznie z ochroną, przygląda się z ciekawością, jak rozwinie się licytacja ciucha... Przeeeestań... bajki z mchu i paproci, dokładnie dla gimbazy. I to tej młodszej.
Odpowiedz@Armagedon: Przecież to były kobiety. Im czasem naprawdę bije na dekiel, gdy wpadną w szał zakupów. A ekspedientka? Gówniana praca za marne pieniądze i ty chcesz, żeby się w sąd bawiła? Tym bardziej, że chyba do końca nie była pewna która z nich mówi prawdę.
Odpowiedz@Fomalhaut: Jeśli chcesz mi powiedzieć, że wierzysz w te banialuki, to chyba masz gorszy dzień dzisiaj. We wszystkim trzeba zachować umiar i dbać o odpowiednią dozę prawdopodobieństwa.
Odpowiedz@Armagedon: Po tym wszystkim, co przeszłam ze wszelkiego rodzaju ekspedientkami, jestem w stanie uwierzyć w historię. Ot, wystarczy sprzedawczyni, która dopiero się uczy, płaszcz podobny do tego z wystawy i autorka, która powiesiła swoje prywatne ciuchy na wieszaku. Do tego piekielna, która upiera się, że chce kupić dokładnie ten płaszcz z wieszaka... I weź tu człowieku bądź mądry.
Odpowiedz@Hancia: A ja się upieram, żebyś przeczytała to jeszcze raz. "Do orzeczenia, że mój płaszcz jest mój potrzebne były DWIE ekspedientki, KIEROWNIK sklepu, OCHRONIARZ..." I oczywiście NIKT nie zauważył, że autorka stoi w samej bluzce, więc jeśli sporny płaszcz NIE JEST jej, to znaczy, że SWÓJ musiałaby gdzieś schować. A jeśli tak - to TYLKO PO TO, żeby nówkę sztukę ze sklepu ukraść - wynosząc na własnym grzbiecie. Nie martwiąc się, oczywiście, że bramki zapiszczą. I będąc, oczywiście, na tyle bezczelną, żeby jeszcze o kradziony właśnie płaszcz się wykłócać. Toteż CAŁY personel sklepu ma wątpliwości CZYJ ten płaszcz właściwie jest? Ich, czy nie ich? No bo przecież wcześniej NIKT w pustym sklepie niczego nie widział, ekspedientki są "nowe", niekumate, a ochrona siedzi, patrzy w sufit i dłubie palcem w nosie. Dopiero MONITORING rozwiał wątpliwości. A normalnie to do tego salonu można sobie wejść w starym łachu, wyjść w nowym - i NIKT na to nie zwróci uwagi. Toteż na wchodzącą autorkę żaden pracownik nawet nie spojrzał. "Gdy już wszystkie wyżej wymienione osoby były przekonane o mojej własności (...) PP w dalszym ciągu była zdeterminowana, żeby dziecku [moją] kurtkę kupić (...) Rozpoczęła więc licytacje. Zaczęła od 50 zł, podbijając cenę o 10 zł. W ten sposób DOSZŁYŚMY do 300 zł. Obsługa sklepu zdenerwowana [ciekawe, komu kibicowała?] (...) Ja twardo się upieram, że nie sprzedam za żadne pieniądze..." A zdenerwowany personel ręce załamuje, czeka i patrzy, co dalej z tego wyniknie, i na koniec, na wyraźne życzenie autorki, wzywa policję (gdyż sam by na to w życiu nie wpadł). Wściekła baba ma to w dupie, dalej drze mordę, aż do jej (policji) przyjazdu, bo chyba liczy na to, że pan policjant każe autorce, by jej (babie) tę kurtkę sprzedała. Obsługa nadal niczego nie jest pewna, policja ma w tej kwestii zdanie decydujące. Mądry funkcjonariusz grozi babie paluszkiem, baba spuszcza z tonu (jednak się przestraszyła), kurtkę oddaje i przez nikogo nie niepokojona udaje się do wyjścia, a autorka dostaje od sklepu bonus, chyba w ramach rekompensaty za dupowatość pracowników. KURTYNA Co ciekawe, wściekła baba (ani zresztą jej córuś) nawet przez chwilę nie jest zainteresowana prawie identycznym modelem płaszczyka wiszącego sobie spokojnie, tuż obok, na manekinie.
Odpowiedz@Armagedon: Ty chyba ludzi nie znasz... ;)
Odpowiedz@Armagedon: W niektórych centrach handlowych są szatnie - płacisz, oddajesz płaszcz, chodzisz - uwaga! - w samym sweterku. Jakby chwilę pomyśleć, to można wymyślić jeszcze inne sytuacje chodzenia bez swojego płaszcza.
Odpowiedz@Innaodreszty: A co to zmienia? Napisałam "gdzieś schować". Równie dobrze tym "schowankiem" mogłaby być szatnia. Autorka nie chciała niczego KUPIĆ, tylko twierdziła, że paszcz z wieszaka jest JEJ! Więc, jeśli założyć, że NIE CHCE GO UKRAŚĆ, to znaczy, że MÓWI PRAWDĘ! A raczej NIE MOGŁABY chcieć go ukraść w sposób tak bezczelny, awanturując się i kłócąc o niego z inną klientką i całym personelem sklepu! Więc obsługa sklepu OD POCZĄTKU nie powinna mieć ŻADNYCH wątpliwości, czyja jest ta kurtka! Jaśniej już nie potrafię.
Odpowiedz@Armagedon: I tu się mylisz. Kiedyś może przyznałbym Ci rację ale... ALE!... mam taką teściową. W podobnej sytuacji zanim trybiki uruchomiły mechanizm racjonalnego myślenia o mało co nie podarła prywatnej bluzy, którą dziewczyna jeszcze nie zdążyła z siebie ściągnąć w celu przymierzenia innych ubrań. Złapała i ciągnie!! Dziewczyna mówi, że to jej a ta szarpie jak głupia. Co się moja żona przy niej wstydu najadła...
Odpowiedz@Armagedon: nie zgodzę się z tobą. weszłam kiedyś do sklepu mając pod pachą kurtkę, w ferworze przeglądania wieszaków zwyczajnie mi upadła. gdy odwróciłam się, żeby ją podnieść, zobaczyłam, że SPRZEDAWCZYNI odwiesza ją na wieszak do innych ciuchów. też chwilę trwało zanim wytłumaczyłam kobiecie, że ja w tej kurtce tutaj przyszłam, i jest MOJA.
Odpowiedz@Armagedon: a myslalas, ze baba mogla pomyslec, ze autorka mogla przyjechac samochodem, ktory zostawila na parkingu podziemnym, a w nim kurtkke? opcjonalnie w niektorych CH sa szatnie?
Odpowiedz@Armagedon: no to pytanie retoryczne: ile wiesz o pracy ochroniarza w sieciówce? Ja miałam okazję poznać ją od podszewki. Nikomu nie chce się użerać z taką pindą, bo to nie ma sensu. Niech same się dogadają, ochrona może sprawdzi monitoring, a może nie, bo system nie działa. A przeciętny ochroniarz w takim miejscu (zazwyczaj są to osoby bez licencji) ma jeszcze mniejsze możliwości interwencji w takiej sytuacji, niż właścicielka kurtki. De facto wszystko co może zrobić, to powiadomić kierownika (który ma to w dupie) albo policję (chociaż czasami najpierw musi powiadomić kierownika i to kierownik dzwoni na policję :D ), ewentualnie POPROSIĆ złodziejkę o pozostanie w sklepie. Nie, nie może zatrzymać jej siłą dopóki ta go nie zaatakuje-naruszyłby jej nietykalność cielesną :)
Odpowiedzjak sie ma cos za tyle forsy to trzeba tego pilnowac a nie zostawiac gdzie popadnie! powinnas sie cieszyc ze w sklepie jest monitoring :)
Odpowiedzproblemy burzujki noszacej na sobie kilknascie przecietnych pensji w tym kraju no tragiczna historyja
Odpowiedz@PolitischerLeiter14_88: Wydaje mi się, że budżet jakim operuje Autorka jest bez znaczenia - sytuacja była absolutnie kuriozalna, a zachowanie drugiej klientki całkowicie niedopuszczalne i irracjonalne. Bardziej zastanawia mnie to, które sieciówki oferują kurtki tego rodzaju w cenie 1000 zł, większość sklepów sprzedaje podobne produkty za cenę nie przekraczającą 600 zł, więc koszt był naprawdę duży. Może suwak ze złota? Hm... Czy mogłabym prosić o wklejenie zdjęcia lub podanie linka do tego modelu?
Odpowiedz@mahisna: takie ceny płaszczy i kurtek może mieć Bytom. Jeszcze droższe Ochnik. I też sieciówki.
Odpowiedz@PolitischerLeiter14_88: żal i zazdrość Ci dupę ściska, że Cię nie stać? Nie Twój biznes koleś, kto, co i za ile na sobie nosi. Stać ją to ma. Zluzuj porty.
Odpowiedz@mahisna: massimo dutti. benetton. naprawdę długo by wymieniać.
Odpowiedzstawiam na Zarę.
Odpowiedz@PolitischerLeiter14_88: 1000zł to kilkanaście przeciętnych pensji w tym kraju? Chyba pomyliły Ci się rzeczywistości
Odpowiedz@jass: Możliwe że @PolitischerLeiter14_88 jest z Kambodży albo z Bangladeszu...
Odpowiedz@ejbisidii: Też obstawiam tę opcję
OdpowiedzKurtka bardzo ciepła i przez cały ten czas dziewczyna w niej siedziała? Nie zapociła się czasem? No i, skoro jedyna wyglądała na normalną, dlaczego jej wcześniej nie zdjęła i po prostu Ci nie oddała? Jakieś to takie naciągane...
Odpowiedz"[PP] sycząc do N: Przestań, to przecież jakaś oszustka, pierwsza tu przyszła i myśli, że jej się należy. " Po tym zdaniu powinnaś bez skrupułów jej pierdoInąć, a nie tracić czas.
OdpowiedzDroga Autorko, podziwiam cierpliwość. Ja bym na Twoi miejscu zasadziła śliwę tej kobiecie, kiedy tylko odmówiła zdjęcia płaszcza ;)
Odpowiedz