To, co przydarzyło mi się wczoraj jest prawdziwym szczęściem w nieszczęściu.
Przechodziłam przez przejście na "skrzyżowaniu" (główna ulica, dwie małe uliczki- jedna osiedlowa, jedna dojazdowa do parkingu i kościoła). Jest to jedyne przejście w tej okolicy, na osiedlowej i dojazdowej nie ma pasów, są to ulice dwukierunkowe. Następnie weszłam na ulicę dojazdową z zamiarem przejścia na jej drugą stronę (upewniłam się, że nic nie jedzie). Gdy byłam już na drugiej połowie odruchowo zerknęłam w lewo i zobaczyłam rozpędzony samochód jadący wprost na mnie- ostatnia myśl przed potrąceniem "Dlaczego nie hamuje?". Zostałam potrącona, wpadłam na maskę, przejechałam się na tej masce kawałek i w końcu spadłam na asfalt. Nogi miałam tak "powykręcane", że nie byłam w stanie sama wstać.
Od razu zbiegli się ludzie, wysiadł kierowca. W szoku najpierw zaczęłam na niego krzyczeć, następnie się rozpłakałam i w końcu zadzwoniłam po tatę (mieszkamy dosłownie obok). W międzyczasie została wezwana policja i pogotowie. Karetka przyjechała szybciej, zbadano mnie i zabrano do szpitala. Reszty dowiedziałam się od taty.
Kierowca ma prawo jazdy dopiero od roku, jego samochód nie powinien być dopuszczony do ruchu (w związku z czym zatrzymano mu prawo jazdy i dowód rejestracyjny), ponadto skręcał w ulicę (w lewo) ścinając zakręt, z nadmierną prędkością, bez kierunkowskazu, wjeżdżając pod prąd - gdyby wjechał prawidłowo na prawy pas, ominąłby mnie bez żadnego problemu. Jedynym jego wytłumaczeniem było to, że mnie nie zauważył (nie jestem ani niska, ani chuda). O sile z jaką we mnie uderzył świadczą rozbity zderzak i urwana tablica rejestracyjna.
Gdzie tu szczęście, o którym wspominałam na początku? Oprócz siniaków i silnych stłuczeń nic poważnego mi się nie stało - czemu dziwili się wszyscy, począwszy od ratowników i lekarzy w szpitalu, przez rodzinę aż po lekarza rodzinnego. Każdy zgodnie orzekał, że w tej sytuacji powinnam mieć przynajmniej jedną nogę złamaną (jak to ma miejsce w większości takich przypadków).
wypadki drogowe
Limit szczęścia na ten rok wyczerpany za jednym podejściem :)
Odpowiedzmesing: Mnóstwo szczęścia i dobre ubrania- muszkieterki z grubej skóry i puchowy płaszcz też zrobiły swoje ;)
OdpowiedzDaję plusa, choć uważam, że czas jaki posiada się prawo jazdy nie ma tu znaczenia. Tak samo mogłaby to być osoba z 20-letnim stażem za kółkiem. Po prostu brak wyobraźni niektórych kierowców jest najczęstszą przyczyną takich sytuacji. Brak wyobraźni pieszych też czasem jest nielepsza.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 20 lutego 2015 o 0:39
@halogen: Nie zgodzę się. Kierowca z 20letnim stażem raczej nie wejdzie w zakręt (pod kątem 90 stopni) z prędkością ok 40-50km/h. Nawet nie chodzi o bezpieczeństwo- on wie, że pójdzie mu zawieszenie. A dzieciak, który dorwał autko tatusia albo grata dziadka ze stodoły nie wie- bo nikt mu tego nie powiedział. Chodzę tą trasą od 20 lat i to była ostatnia rzecz, której bym się spodziewała. Ruch jest zawsze taki, że nikt nie liczy na to że zdąży i się zmieści, zwyczajnie czekają. Przynajmniej do tej pory tak było.
Odpowiedz@TruskawkowyMuss: "głupich nie sieją, sami sie rodzą" ;-) nigdy nie wiesz na kogo trafisz. Zgodzę się z tym, że młodym odbija i najczęściej tacy się rozbijają się na drzewach, ale....no właśnie to "ale". Tak dla przykładu: w zeszłym roku taki daleki znajomy,wiek (bodajże) 35 lat, strażak PSP, prawo jazdy od kiedy skończył 18-tkę. Wydawałoby się więc, że osoba odpowiedzialna jeśli chodzi o bezpieczne prowadzenie pojazdu. Pechowego dnia wjechał na drodze powiatowej (którą bardzo dobrze znał) w ostry zakręt z bardzo wysoką prędkością. Niestety nie przeżył. Osierocił dwójkę dzieci. Poza nim nikomu innemu się nic nie stało, bo jechał sam a i droga była pusta. Jak dla mnie zabrakło mu jednak tej wyobraźni. Tak więc do meritum. Ten staż nie do końca ma znaczenie. Człowiek w końcu niby mądrzeje z wiekiem.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 20 lutego 2015 o 2:33
@halogen: Ok, nigdy nie wiesz na kogo trafisz i w gruncie rzeczy to, czy wróci się do domu z pracy to loteria. Też jestem młodym kierowcą (2 lata) ale szczerze mówiąc nie zdarzyło mi się zgłupieć za kierownicą a jeżdżę dużo. Nie robię na nikogo nagonki, nikogo nie skreślam ale nie życzę sobie więcej być rozjeżdżana, a patrząc na umiejętności i głupotę moich znajomych - obawiam się, że oni też mogą mieć kogoś na sumieniu. W historii napisałam o krótkim stażu kierowcy bo to fakt, taki sam fakt jak to że przywalił we mnie czy że to była środa. Nie wiem skąd to czepianie się - w historii opisałam jeden przypadek, nie całą grupę. Może wyjdzie na to, że tak naprawdę on jeździ świetnie tylko raz mu się zdarzyło...?
OdpowiedzA ja spadłam w domu z pufy i roztrzaskałam łokieć na 3 części. To się nazywa pech:(
Odpowiedz@zolwik: nie martw się, ja podbiegałam do tramwaju i rozwaliłam więzadło w kolanie :p Wychodzi na to, że autorka zużyła swój i nasz limit szczęścia.
Odpowiedzno i co z tego że miał prawko od roku? Znam faceta który ma prawko już przynajmniej z 15lat, potrącił kobietę swoim super hiper extra samochodem na prostej drodze na pasach gdzie jest ograniczenie do 40km/h i mimo że kobieta z tego co slyszałam nie może chodzić to on i tak nic za to nie dostał oprócz kasy do zapłacenia.
Odpowiedz@tollat: I to z tego, że to fakt. To takie obraźliwe dla innych młodych, że ktoś we mnie wjechał? Filtrować wszystkie fakty w opowieściach bo a nuż się kogoś urazi? Był młody i koniec. Ja też jestem młoda. Po co przytaczać miliony innych przypadków gdzie winny był starszy, żeby mnie przekonać że w gruncie rzeczy on był niewinny? Że nie jego wina? Nie powiedziałam ani razu, że każdy młody jest bezmyślnym wariatem.
Odpowiedz@TruskawkowyMuss: w historii nie napisałaś, że kierowca był młody, tylko że prawko miał dopiero od roku a to jest różnica. Osoba 50-letnia też może mieć prawko dopiero od roku, z tą różnicą, że taka osoba jest rozsądniejsza na drodze. PS. Tylko nie bierz moich komentarzy do siebie i nie myśl, że próbuję Cie hejtować. Chodziło mi o pokazanie, że staż kierowcy jednak nie zawsze ma znaczenie. Odbić może każdemu :-)
OdpowiedzRadzę bardzo dokładnie się przebadać (jeśli tego nie zrobiłaś). W takiej sytuacji była moja ciotka ładnych parę lat temu. Niby nic się nie stało, a tydzień później się... utopiła... Okazało się, że miała wodę w płucach powstałą w efekcie uderzenia. Oczywiście oficjalnie bez związku z wcześniejszym wypadkiem :/ Na pasach wjechała w nią pani prokurator...
Odpowiedz