Masa krytyczna.
Lubię jeździć na rowerze. Wybrałem się kiedyś w swoim mieście na MK, żeby w ogóle zobaczyć o co w tym chodzi. Wcześniej w internecie poczytałem o co w tym chodzi i wydało mi się, że fajna sprawa. Do czasu.
Trasa. Miała być powiedzmy długości 5km z czego max. 2 były w centrum miasta. Okazało się, że po samym centrum krążyliśmy co najmniej 5km.
Ruch. "Nie blokujemy ruchu drogowego, my nim jesteśmy" - takie hasło widnieje na stronie MK z mojego miasta, nie wiem czy jest tak wszędzie. Po tej masie wiem, że to bzdura. Ruch w mieście był zablokowany na maksa. Jechało nas jakieś 300 rowerzystów, może więcej. Impreza zabezpieczona przez policję - to dobrze, ale do powyższego stwierdzenia nie pasuje, gdyż co skrzyżowanie policjanci BLOKOWALI ruch dla samochodów, bo banda ciołków na rowerkach musi sobie przejechać. Przypomnę tylko, że masa odbywa się w ostatni piątek miesiąca. Ta konkretna zaczynała się o 16. W lipcu. Moim zdaniem lepiej by było jakby MK odbywało się w sobotę. Mniejszy ruch w mieście i więcej rowerzystów może przyjść. Wszystkim byłoby lepiej.
Zachowanie uczestników. Na starcie byłem na styk, więc nie słyszałem jak omawiano zasady zachowania się, ale wcześniej wyczytałem na stronie co i jak, więc wiedziałem jak się zachować. Jedziemy sobie przez most, dwa pasy w każdą stronę. Mieliśmy zajmować jeden pas. Ja jechałem na czele, gdzie był porządek. Z tyłu... każdy jechał jak chciał. A jak ja z przodu zjechałem na drugi pas to zaraz jeden z rowerzystów - organizatorów zwracał mi uwagę, że mam być na prawym pasie. Jechałem jeszcze chwilę (łącznie jechałem jakieś 40 minut) i się odłączyłem od grupy. Moja pierwsza i ostatni masa.
Jestem również kierowcą i pieszym. Zawsze staram się zwracać uwagę na innych. Nie chciałbym, żeby rowerzyści byli postrzegani jako zawalidrogi, bo faktycznie my też jesteśmy ruchem drogowym ale moim zdaniem, masy krytyczne powinny się odbywać trochę inaczej. Chociażby przekładając je na inny dzień/godzinę.
Masa krytyczna
Może weźcie swoje rowerki wraz z... masą krytyczną i wynieście się z nimi poza Warszawę, a nie blokujecie pół miasta, które i tak jest zapchane "słoikami". Uwielbiam weekendy kiedy się to całe tałatajstwo wyniesie po wałówki. Ale żeby nie było za miło, wpierniczą masę rowerkową.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 13 lutego 2015 o 12:19
@Toyota_Hilux: Tu akurat nie Warszawa :)
Odpowiedz@Toyota_Hilux: Możesz mi wytłumaczyć o co chodzi z tymi słoikami? Denerwuje Ciebie, że w ogóle są czy to, że twierdzą, że są z Warszawy, chociaż urodzili się gdzie indziej? Czy o jakieś konkretne zachowanie? Serio - chciałabym zrozumieć czemu tak wielu ludzi tak bardzo nienawidzi napływowych.
Odpowiedz@Toyota_Hilux: jak w warszawie to dobrze wgl powinniscie miec tam godzine policyjna wprowadzona
Odpowiedz@inmymind: Taki kolejny sposób na dowartościowanie się - ja jestem prawdziwym warszawiakiem a ty tylko marną podróbką! Nie płacisz tu podatków! Jesteś bezwartościowy! Chociaż faktycznie te masy krytyczne są... tragiczne.
Odpowiedz@PolitischerLeiter14_88: żebyś wiedział, przynajmniej byłoby cicho a nie pijane ryczące bydło które przyjechało z całej Polski.
Odpowiedz@Toyota_Hilux: nie nie nie! godzina policyjna TYLKO DLA WARSZAWIAKOW i zakaz korzystania ztransportu skonczyloby sie narzekanie na dlugie dojazdy do pracy bo byscie zamieszkali po sklepach i fabrykach z pelna sanitarka
Odpowiedz@Toyota_Hilux: Wypraszam sobie, mieszkam w stolicy mimo, że tutaj się nie urodziłam i jakoś daleko mi do 'pijanego bydła'. Nie oblegam wszystkich barów i knajp, piję tyle, co nic i w dodatku nigdy się nie upijam.
Odpowiedz@sla: Nienienie. Za prosto. O podatkach to mawiają ci, którzy musieli się przemeldować z powodu przedszkola/żłobka/szkoły! Porozmawiajmy serio - tzn, tak, jak kretyni z DC rozmawiają naprawdę: - Mieszkasz tu? Od ilu lat? Twoi rodzice też? A dziadkowie? A pradziadkowie? A co robisz 3 października? A na groby dokąd jeździsz? A co robisz 3 pździernika? A takie głupawe, typowe dla warszawiaków-kretynów gadki gasi mój (warszawski) znajomy pytaniem o adres. I słysząc „Białołęka”, „Gocław”, „Saska Kępa”, „Żerań” czy „Targówek” zabija odpowiedzią: - A, to wy z Azji, a my to o Warszawie rozprawiamy! Jego z kolei gasi inny znajomy: - Co się pan szanowny z podpraską wsią Warszawa pakujesz do rozmowy o miastach? I tak można w nieskończoność. Każde Katowice mają swój Sosnowiec, Gorzowy Wkp. swoje Zielone Góry, Bydgoszcze swoje Torunie... A Praga ma swoją Warszawę. :-)
OdpowiedzZmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 13 lutego 2015 o 14:14
@Bydle: Co masz do Torunia?
Odpowiedz@bobylon89: Chodziło o to, że Toruń się nawzajem gryzą z Bydgoszczą.
Odpowiedz@Toyota_Hilux: A potem się pedalarze żalą, że ich nikt nie lubi, a oni przecież są tacy fajni.Fuj, w piątkowe popołudnia jak widzę tych debili, to naprawdę sama siebie zaczynam się bać.Słoiki wyjeżdżają, ludzie z pracy do domu jadą, a tu ta wataha imbecyli.
Odpowiedz@inmymind: Może ja to wytłumaczę. Po pierwsze są dwie całkowicie różne grupy osób: "przyjezdni do Warszawy", którzy są ok i "słoje", które ok nie są. Sama nazwa "słoiki" wzięła się od tego, że oni co weekend śmigają do swoich domów rodzinnych po zapasy, które właśnie w słoikach przywożą. W piątek można usłyszeć stukot pustych słoików w plecakach i torbach, a w niedzielny wieczór stukot pełnych słoików. Serio, sam to kilka razy słyszałem. I teraz różnice pomiędzy "przyjezdnymi", a "słoikami" bo nie każdy "nie rodowity Warszawiak" jest zły ;) Przyjezdni po prostu do Warszawy przyjechali z innej miejscowości. Żyją tutaj, uczą się i pracują. Często płacą w Warszawie podatki. Są normalni i nikomu nie wadzą. Czasem pojadą w odwiedziny do rodziny. "Słoiki" natomiast to zasrańcy przez których w tym mieście coraz ciężej idzie wytrzymać. Przyjeżdżają oni do Warszawy na studia, albo do pracy. Tylko, że oni traktują sam przyjazd jako nobilitację, zaczynają czuć się kimś lepszym i im lekko odwala. Żyją w Warszawie, ale są cały czas połączeni "pępowiną" ze swoją rodzinną miejscowością. Tam są zameldowani i tam płacą podatki. Co gorsza "słoiki" są najczęściej tak zaślepione wizją swojej "kariery" zawodowej, że biorą każdą robotę jaka się trafi. Nieuczciwi pracodawcy wykorzystują to i fakt, że większość słoików nie ma pojęcia o zapisach "Kodeksu Pracy" i Kodeksu Cywilnego. W praktyce wygląda to tak, że masa słoików pracuje za pensję które NIE POZWALAJĄ na przeżycie w Warszawie. Jak to robią? Co weekend jadą do rodziny po jedzenie na kolejny tydzień. Trzeba też doliczyć załatwianie pracy po znajomości. Czyli "słoik" mieszkający już w Warszawie i pracujący za maleńkie pieniądze jak mały robocik zaślepiony wizją kariery, sprowadza swojego kolegę i poleca go swojemu pracodawcy. Pracodawca najczęściej przyjmuje go do pracy na takich samych gównianych warunkach jak jego kolegę. Ot kolejny dobrowolny niewolnik na "plantacji bawełny". W Warszawie jest pełno "Wyższych Szkół Gotowania na Gazie" i mają się świetnie. Czemu? Bo ich klientami czyli studentami są właśnie "słoiki". Dla nich liczy się tylko posiadanie statusu studenta, dzięki któremu mają zniżki na bilety komunikacji miejskiej i dzięki któremu wielu pracodawców w ogóle ich zatrudnia. W tych szkołach liczy się tylko kasa i papier. Wykładowcy olewają studentów, a studenci wykładowców. Co weekend "słoiki" fundują też Warszawie piękne korki. W piątkowe popołudnia wyjeżdżają z Warszawy blokując drogi wyjazdowe, by w niedzielne popołudnie zakorkować drogi dojazdowe do Warszawy. To mniej więcej tyle, dlaczego w Warszawie nie lubimy "słoików". Ja osobiście najbardziej odczułem zepsucie rynku pracy przez nich. Sporo pracodawców woli ich zatrudniać, bo oni nie znają przepisów i zgodzą się na śmiesznie niską pensję. Idziesz potem do takiego pracodawcy, a on Cię informuje, że jak się nie podoba to wynocha, on ma 10 chętnych na twoje miejsce. W wielu firmach "słoiki" to większość pracowników. Tylko gdzie w takim razie pracy mają szukać Warszawiacy i normalni przyjezdni?
Odpowiedz@sla: Nie, to zupełnie nie o to chodzi, więc pozwól, że Ci wytłumaczę.Łopatologicznie. 1.Tak, nie płacą podatków, a korzystają z tego, co z podatków warszawiaków jest opłacone. 2.Są bezwartościowi dla naszych usługodawców, bo pieniądze wydają u siebie. 3.Korkują i tak już zakorkowaną Warszawę, smrodząc swoimi pełnoletnimi dieslami. 4,Potwornie zaniżają stawki, godząc się na żenujące wynagrodzenie, psując tym samym szyki tym, którzy muszą tu wydawać pieniądze i się utrzymać.Oni po 5 sztuk mieszkają w jednym pokoju i pieniądze wydają na chleb i najtańszą wódę w Biedronce. Tak, słoiki są tak bardzo potrzebni.
Odpowiedz@Draco: Z ust mnię to wyjęłeś :)
Odpowiedz@Katka_43: i drą mi ryja pod oknami całe noce. Skąd wiem, że to słoje? Wzywam każdorazowo policję albo straż miejską. A że mam dobre układy z dzielnicowym to dowiedziałam się, że to element napływowy głównie okolice Lublina i Torunia. Nic dodać, nic ująć.
Odpowiedz@Katka_43: Jestem osobą przyjezdną, czyli według wielu - 'słoikiem'. Jak napisałam wyżej - mieszkam w Warszawie mimo, że w niej się nie urodziłam. Po kolei. Pieniądze głównie wydaję w Warszawie + w Internecie (w którym to większość firm także jest z Warszawy). Jedzenie kupuję tutaj, do restauracji chodzę tutaj, karnet na basen i siłownię mam tutaj. Ubrania, zabawki, elektronikę - wszystko kupuję tutaj. Korzystam z usług, kablówki, Internetów. Lekarzy (prywatnie oczywiście), taksówek i innych, dziwnych rzeczy. Miasta nie korkuję - wolę komunikację miejską (płacę za bilety). Nawet jakbym wybrała auto to nie korzystam z pełnoletniego Diesla. Auto kupione w Warszawie. Nie zaniżam stawek, nie mieszkam w 5 osób w kawalerce, kupuję jedzenie w 'snobistycznych' delikatesach, nie pijam wódki, nie zaglądam do Biedronki (bo jest daleko i jej nie lubię). Dodam jeszcze, że wiem, po której stronie stoi się na ruchomych schodach i nie wpycham się do autobusu zanim wysiądą inni. Nie upijam się w podrzędnych knajpach z najtańszą wódką, nie piję w miejscach publicznych, nie wydzieram się na ulicach. Nawet nie palę. Nie robię imprez, jestem całkowicie bezproblemowa dla sąsiadów. Kwestią czasu jest aż się przemelduję. W czym więc przeszkadza ci moje pochodzenie?
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 13 lutego 2015 o 15:05
@Katka_43: Ja bym jeszcze dodał, że "słoiki" szkodzą też swoim rodzinnym miejscowością. Co prawda do budżetu gminy trafiają podatki, ale nie są to kwoty duże (w końcu słoiki najczęściej pracują za śmieszne pensję na umowie zlecenie), ale z tych miejscowości znikają ludzie. Gdy nie ma ludzi sens traci prowadzenie większości usług. Bo tylko w weekend wraca spora część mieszkańców. Bankrutują lokalne firmy, bo nie ma klientów, ludzie nie mają pieniędzy więc bankrutują kolejne firmy. I w końcu cała miejscowość jest w czarnej dupie, a nagle największym pracodawcą staje się samorząd. Zapytałem kiedyś jednego słoika, czy nie lepiej by było odłożyć trochę kasy z pracy w Warszawie i za nią rozkręcić jakiś interes w rodzinnym mieście? Choćby to miała być nawet budka z hot-dogami przy szkole. A on stwierdził, że woli pracować w Warszawie za marne pieniądze, bo on tu "karierę robi".
Odpowiedz@Draco: Tylko dlaczego mam być na siłę przywiązana do jednego miejsca na ziemi? Mam w nim mieszkać do końca życia tylko dlatego, że się w nim urodziłam, 'dla dobra miasta'? Co z moim dobrem, moimi preferencjami? Mam zostawić męża, znajomych i przeprowadzić się do rodzinnej miejscowości 'bo ona traci'?
Odpowiedz@sla: Czyli nie jesteś słoikiem. Słoik =/= przyjezdny
Odpowiedz@sla: Przeczytaj poprzedni post Draco, gdzie rozróżnia "słoiki" od "normalnych przyjezdnych"...
Odpowiedz@sla: To po co się odzywasz, nie jesteś słoikiem.Tu nie chodzi o to, czy ktoś mieszka w Warszawie od 5 pokoleń, czy sprowadził się rok temu.Tu mieszka i tu się utrzymuje.Już jaśniej chyba się nie da.Czy Ty naprawdę różnicy nie widzisz czy głupią udajesz?Przeczytaj post Draco, może on jakoś do Ciebie trafi.
Odpowiedz@sla: Tyle postów, tyle tłumaczeń, a Ty nadal idiotkę z siebie robisz.A mieszkaj se i w Pernabuko, ale coś od siebie daj dla tego miasta, a nie tylko bierz.
Odpowiedz@zyxxx: Słoik nie ma swojej oficjalnej definicji, tak więc wszystko zależy od interpretacji tego pojęcia. Dla wielu każdy przyjezdny jest słoikiem, niezależnie czy jeździ z przetworami z domu, czy nie (chociaż ja też czasem coś dostaję). Tak samo jak dla wielu osoba mieszkająca w Warszawie bez pradziadków z tego miasta jest gorsza. Poza tym, bycie 'słoikiem' to często tylko etap w życiu, głównie studia, gdzie człowiek nie ma pieniędzy i maksymalnie na wszystkim oszczędza. Z czasem sytuacja ulega zmianie, pojawia się praca, własne mieszkanie, partner/ka, przywiązanie do miasta, które daną osobę przyjęło.
Odpowiedz@Bydle: To gaszenie Twojego znajomego jest o tyle kiepskie, że przecież mogą tylko mieszkać na tej (załóżmy) Białołęce - bo np. tanio ;) Zresztą ile osób-warszawiaków, tyle podejść. Dla mnie jedyną słuszną stroną Warszawy jest lewobrzeżna. A to może dawać podstawy do niezłej dyskusji zakończonej kłótnią, o ile ktoś się zapędzi :)
Odpowiedz@sla: Definicja słoika powstałą samoistnie i ma bezpośrednie nawiązanie do podstawowego zachowania części osób przyjezdnych. Słoik to ktoś kto co weekend jeździ do rodzinnej miejscowości i przywozi stamtąd sobie jedzenie na kolejny tydzień. To pozwala mu pracować za stawki za które nikt się w Warszawie nie utrzyma. Słoiki charakteryzują się też byciem bucem i chamem. Najczęściej wobec innych osób przyjezdnych. "Poza tym, bycie 'słoikiem' to często tylko etap w życiu, głównie studia, gdzie człowiek nie ma pieniędzy i maksymalnie na wszystkim oszczędza. Z czasem sytuacja ulega zmianie, pojawia się praca, własne mieszkanie, partner/ka, przywiązanie do miasta, które daną osobę przyjęło." Nieprawda. Taka osoba jest po prostu "studentem z poza Warszawy". Słoiki są w różnym wieku od 18 po 40 lat (a czasem i więcej). Nie wszyscy też studiują. sla Ty NIE JESTEŚ SŁOIKIEM! Zrozum to wreszcie. To że jakiś debil tak powie to nie ostateczny wyrok. Inny powie, że Jesteś masonem, albo Żydówką i co też tak się tym przejmiesz? ;)
Odpowiedz@Nimfetamina: :))))A ja się bałam tego powiedzieć.Dla mojej prawie dziewięćdziesioletniej babci Białołęka to nie Warszawa, a Praga to hołota:))No cóż, wychowana na Żoliborzu Oficerskim, więc "arystokratyczne" odchyły ma:))
Odpowiedz@Toyota_Hilux: Warszawiacy takie samo bydło, jak wszędzie indziej. Co ciekawe ci, którzy rzeczywiście są w Warszawie od dawien dawna (a procent tychże jest zdaje się niewielki) raczej nie czepiają się przyjezdnych. Wiesz, kto się czepia? Niewychowane chamy.
Odpowiedz@sla: Draco już podał definicję słoika i różnicę między przyjezdnym. Nazwa słoik nie brzmi przyjemnie, ale ludzie tak nazywani też nie są zbyt przyjemni. Znajoma robi karierę w Warszawie. Mieszka na Białołęce, bo tam taniej, codziennie podróżuje do pracy 1,5 h i tyle samo z powrotem - pracuje na Okęciu. Nigdy nie bywa w normalnych ludzkich rejonach miasta, bo nie ma kiedy. W każdy weekend jeździ busem do rodziców na Dolnym Śląsku - dwie noce w podróży, oczywiście przywozi plecak słoików. Ale to nic, jej wybór jej życie. Nieprzyjemne natomiast jest to, jak negatywnie wyraża się o Warszawie: tu się nie da mieszkać, ona w życiu nie zamierza tu zostać, szuka pracy zagranicą. Nie zna miasta w ogóle, nie ma kiedy go poznać, żadnej wolnej chwili tu nie spędza ale przy każdej okazji najeżdża na wszystkich i wszystko tutaj, tu przecież jest tak strasznie! To co tutaj robi? To jest właśnie typowy słoik, chociaż ja sama unikam używania tej nazwy. Oczywiście podatki też odprowadza w swoim mieście, tu nawet prawie nie robi zakupów, bo wszystko drożej, nawet w Biedronce. Z komunikacji miejskiej i pływalni dotowanych przez miasto natomiast korzysta. Moja (polska) rodzina pochodzi z przedwojennego Lwowa, po wojnie tuła się po różnych miejscach w obecnych granicach Polski. Ja znalazłam swoje miejsce w Warszawie, lubię to miasto, rodowici Warszawiacy mnie lubią i nikt nigdy nie potraktował mnie protekcjonalnie, chociaż nie ukrywam swojego pochodzenia. A mieszkam w bardzo "tradycyjnej" dzielnicy, gdzie patrzy się z góry na obcych.
Odpowiedz@Katka_43: Właśnie dałam zarobić lokalnemu sklepikowi. Liczy się? @Draco: Ta 'definicja' też nie jest jednoznaczna. Za czasów wczesnostudenckich przywoziłam sporą część jedzenia z domu, no może nie co tydzień, bo byłoby to niewykonalne. Zaliczałam się więc do tych złych słoików? Przecież spełniałam podstawowy warunek. Chyba, że słoik to tylko i wyłącznie buc i cham, który żywi się tym, co zrobią mu rodzice, pijący i doprowadzający sąsiadów do szału godzący się pracować za głodowe stawki obniżając tym samym zarobki innym. Jeśli tak to cały ten hejt na słoiki jest, moim zdaniem, znacznie przejaskrawiony. W dużych miastach mieszkam całe życie, od kilku lat jestem w stolicy i jak do tej pory nigdy nie udało mi się takiego człowieka spotkać. I uściślijmy :). Ja tam się nie przejmuję, nawet wówczas, gdy popularny publicysta stwierdzi, że jestem albo mężczyzną, albo zwierzęciem (bo nie prasuję prześcieradeł). Po prostu sobie rozmawiam :). @Pauldora: W sumie to ja też nie znam miasta poza główną częścią mojej dzielnicy ;].
Odpowiedz@Pauldora: To co piszesz to znakomity przykład "słoika". Najgorsze jest w tym to o czym już wspomniałem, że takie osoby "robią karierę" w Warszawie pracując za małe pieniądze i nie mają prawie życia towarzyskiego i rodzinnego. To jest błędne myślenie, które doprowadza często do "wypalenia" i nie pozwala na utworzenie normalnego i stabilnego domu. Taka osoba jest gościem w domu rodzinnym, a w Warszawie np. ma tylko wynajęty pokój i traktuje go jako miejsce noclegów. Pomyśleć, że większość tych "słoików" spokojnie mogłoby zostać w swoich regionach i tam zakładać nieźle prosperujące firmy. Dając pracę sobie i innym... ale oni wolą "robić karierę" w Warszawie. Przedstawię przykładowe wyliczenie dla przeciętnego "słoika": - Zarobki miesięczne na umowę zlecenie - 1300 zł do ręki - Wynajęcie pokoju - 600 zł - Bilet miesięczny na komunikację miejską - dla studenta 55 zł, normalny 110 zł - Opłata za studia w Wyższej Szkole Gotowania na Gazie - coś koło 400 zł miesięcznie (zależy od szkoły) Czyli już mamy 600 + 55 + 400 = 1055 zł. A słoik co weekend jeździ do rodziny po jedzenie, czyli spokojnie wyda pozostałe 245 zł. A gdzie pieniądze na życie i jedzenie? Słoik który nie jest już studentem nie wydaje kasy na studia, ale przez to nie obejmuje go zniżka na komunikacje i wiele innych. No i ciężej o pracę bez znajomości, bo wielu pracodawców poszukuje ludzi ze statusem studenta.
Odpowiedz@bobylon89: „Co masz do Torunia?” Nic. Mam w dupie fakt jego istnienia. Tak samo jak w przypadku Bydgoszczy. Dobre dowcipy osnute na kretyńskich sporach mieszkańców tych miast zawsze chętnie usłyszę. Ale dobre - takie jak np. te widzewsko-łódzkie: http://wojnatwardzieli.pl/img/rts-bije-mame-rozancem-w-szczepionke.jpg czy http://wojnatwardzieli.pl/img/widzew-smial-sie-na-kac-wawie.jpg Poza tym mam te (i inne) miasta i ich animozje w dupie. O Toruniu pamiętam, niestety, ze szkoły, że znany teoretyk finansów, syn niejakiej Watzenrode mieszkał tam czy pracował albo się urodził? Jakoś tak. A z Bydgoszczą wiąże mi się wspomnienie, że niejaki Rulewski dostał w ryj i gibis mu wyleciał, co zostało uwiecznione na zdjęciu i nazwane zostało prowokacją, no bo jak to tak można ujawniać, że ludzie „Solidarności” porządnie przyklejonych zębów nie mają?! Mam nadzieję, że zaspokoiłem twą ciekawość na temat tych miast.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 13 lutego 2015 o 18:11
@Draco: „ "słoiki" szkodzą też swoim rodzinnym miejscowością.” Nic tak nie szkodzi warszawiakom, jak wieś wychodząca z nich podczas deklinowania. Ten paraliżujący ich strach, że wieś z nich wyjdzie, powoduje, że prędzej się zesrają, niż napiszą końcówkę =om, która kojarzy im się ze wsią... ;>>>
Odpowiedz@Nimfetamina: „To gaszenie Twojego znajomego jest o tyle kiepskie, że przecież mogą tylko mieszkać na tej (załóżmy) Białołęce” A jak myślisz, o czym on mówi, pytając o adres? Właśnie o to, gdzie mieszkają! A skoro mieszkają za Wisłą, to znaczy, że w Azji, czyli - wg jego definicji - nie w Warszawie. :-) „Dla mnie jedyną słuszną stroną Warszawy jest lewobrzeżna” Czyli u niego miałabyś fory. Ale u tego drugiego - od Pragi - byłabyś przegrana. :-)))
Odpowiedz@Nimfetamina: @Bydle: Co do tej "jedynej słusznej lewobrzeżnej Warszawy" to ja tak właśnie zostałam wychowana i kurcze ciężko mi się pozbyć tego wrażenia, choć wydaje mi się, że powinnam, bo to trochę nieuczciwe wobec prawej strony. Z kolei jeśli o Pragę chodzi, to tu już mnie wychowano, że samotna dziewczyna/kobieta nigdy tam nogi postawić nie powinna i tyle. Co prawda odkąd odnowili W-wę Wschodnią, to jakoś tak lepiej chociaż na dworcu, ale jak tam raz byłam, to i tak się dziwnie czułam. I od razu podkreślę, że nie mam zielonego pojęcia jaka jest prawda dotycząca Pragi, wiem tylko co mi rodzina wmawiała całe życie. A jak kogoś moje odczucia urażają, to cóż, trudno.
Odpowiedz@Zmora: bo na pradze jest inaczej... :) też jestem fanką lewej strony, w sumie przez większość życia nie miałam potrzeby jeździć na prawy brzeg :)
Odpowiedz@sla: Wybacz, normalnie nie mam nic do twoich komentarzy, ale ostatnio mam wrażenie, że masz pewien problem, polegający na tym, że cokolwiek się napisze, to ty bierzesz to od razu do siebie, interpretujesz jako najazd na twą wolność osobistą i się rzucasz na wszystkich z pazurami, bo ponoć tobie zabraniają robić tego czy tamtego, w tym przypadku przeprowadzania się do Warszawy i dostawania słoików z jedzeniem od rodziców (o jest nieprawdą, bo nie widzę, żeby w tym wątku ktokolwiek tego zabraniał komukolwiek, o tobie nie mówiąc). Trochę dystansu, bo ci nerwy puszczą...
Odpowiedz@Bydle: U mnie to raczej wynik "skutecznej" pracy pani polonistki z gimnazjum. Tak mnie niszczyła za ortografię, że odruchowo piszę wszędzie końcówkę "ą" i dopiero potem to zauważam i poprawiam. Cóż czasem mi to umknie.
Odpowiedz@Bydle: Dzięki za obszerne wyjaśnienie. Domyślałam się skąd wziął się "słoik", bo to nawet nie tylko samej Warszawy dotyczy (nawet wspomnianej Bydgoszczy - jestem świadkiem). Trochę tylko uogólnianie wszystkich napływowych i wsadzanie ich do worka "słoików" mnie drażni. Sama za Warszawą nie przepadam, za głośne miasto, ja bardziej wsiowa jestem :)
Odpowiedzno jak sama nazwa jestescie masa i macie byc krytykowani wiec sie zgadza
Odpowiedzej, ale wiesz, że na Masę Krytyczną to się nie jedzie samochodem? ;)
Odpowiedz@Szn: A gdzie napisałem, że pojechałem samochodem?
OdpowiedzOjoj, rowerzyści raz na miesiąc zablokowali miasto na kilka godzin, straszne! A jak kierowcy blokują miasto codziennie rano i wieczorem, bo im się, ku...rka wodna, nie chce kilka kroków na przystanek przejść i do autobusu lub tramwaju wsiąść - to, oczywiście, nie ma problemu?! Ech, hipokryzja...
Odpowiedz@JasniePanQrdupel: Jakoś nie zauważyłam, by kierowcy regularnie co miesiąc w godzinach szczytu całkowicie zatrzymywali ruch w tym całą komunikację miejską.
Odpowiedz@JasniePanQrdupel: A czy nie jest hipokryzją pisanie, że ruchu się nie blokuje bo się nim jest gdy co miesiąc, szczególnie w okresie letnim całe miasto stoi przez MK? Sam jestem rowerzystą i latem jeżdżę codziennie ale czemu walcząc o swoje prawa mamy ograniczać je innym, w tym wypadku kierowcom?
Odpowiedz@JasniePanQrdupel: Tylko, że w w korku się jedzie. Powoli, ale do przodu, natomiast w przypadku Mas Krytycznych policja blokuje całkowicie trasę przejazdu. Wiesz jaka to przyjemność stać sobie w tłumie pasażerów autobusu, który musi stać bo jest trasa zablokowana? I kierowca nie może otworzyć drzwi bo tego zabrania mu regulamin i przepisy.
Odpowiedz@sla: nie widziałaś nigdy korka tworzonego przez kierowców samochodów? W jakim mieście mieszkasz i pracujesz - bo chyba nie w tym samym, co ja...
Odpowiedz@JasniePanQrdupel: zaden kierowca w korku nie stoi w nim tylko po to, by blokowac ruch
OdpowiedzNie pisze się "masa krytyczna", tylko "kretyniczna"
OdpowiedzJeżdżę na rowerze kiedy tylko mogę i naprawdę to kocham, ale od Masy Krytycznej zawsze trzymam się z daleka. Bezsensowna impreza według mnie - niby miała zwracać uwagę na problemy rowerzystów, a sama stała się wkurzającym problemem.
OdpowiedzSkoro autor w pierwszym komentarzu napisał,że rzecz działa sie poza Warszawą to wszyscy ze swoją słoikową dyskusją okazaliscie sie chamami i bucami.Komentując jakiś wpis piszcie na temat a nie leczcie swoje kompleksy.
OdpowiedzBrzmi to jak MK w Krakowie, nie na darmo nazywa się ich roweroterrorystami. BTW: Szczytem absurdu jest dla mnie fakt, że MK w Krakowie została zdelegalizowana tylko po to, by organizatorzy nie musieli ponosić odpowiedzialności za uczestników.
Odpowiedz