Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Epopeja kolejowa, rozdział 3546. Kolej, jaka jest, każdy widzi. A że jestem,…

Epopeja kolejowa, rozdział 3546.

Kolej, jaka jest, każdy widzi. A że jestem, można powiedzieć, stałym klientem Intercity (kilka razy do roku podróżuję Z Krakowa do Bydgoszczy i z powrotem), to już widziałam niejedno. Przetrwałam różnorakie opóźnienia i awarie, brak ogrzewania zimą i włączone ogrzewanie latem, brudne i zepsute toalety, strajk kolejarzy, wzywanie policji z powodu kłótni konduktora z pasażerem i związany z tym dwugodzinny postój itd., itp.

Jednak kiedy wracałam do Krakowa w ostatniego Sylwestra, kolej przeszła samą siebie. Do opisania wszystkiego skłoniła mnie właśnie odebrana od listonosza odpowiedź na reklamację, która, szczerze mówiąc, niezbyt mnie satysfakcjonuje. Zastanawiam się, co o tym myślicie i czy walczylibyście dalej o jakąś większą rekompensatę i jak.

Wszystko zaczęło oczywiście na dworcu w Bydgoszczy. Miałam bilet na świetne, wyjątkowo szybkie połączenie do Krakowa z przesiadką w Warszawie. Kiedy dodarłam na peron, zdziwiłam się dość mocno, bo zamiast zwykłego składu z wagonami przedziałowymi podstawiono elegancki, pachnący nowością szynobus made by Pesa. Jedna z toalet (co charakterystyczne) nieczynna, ale nic to. Czysto, ciepło, jasno, miejscówka jest - jedziemy!

Sadzam cztery litery i zabieram się do czytania. I wszystko idzie aż za pięknie, gdy nagle pociąg staje na małej stacyjce i... gasną światła. Myślę: nic to, zaraz będzie jasno (było jakoś po 7 rano), jedźmy, bo mi przesiadkę w Warszawie diabli wezmą. Tymczasem stoimy... i stoimy. Elektryczność wyraźnie nie działa, albo nie działa częściowo, bo zapalają się i gasną mniejsze elementy (wyświetlacze cyfrowe i światełka przy drzwiach). Zaczyna się robić zimno, bo ogrzewania też widać padło. Obsługa biega w tę i z powrotem. Po jakimś czasie wreszcie zapala się światło i ruszamy. Obsługa podaje komunikat, że mamy z powodu awarii 40 minut opóźnienia i proszą o zgłaszanie, gdzie kto się przesiada.

Ponieważ, jak mówiłam, jestem raczej kolejowym weteranem, nie przeraziłam się za bardzo. Wykonałam kilka telefonów do brata przed komputerem, żeby ustalić, czym pojadę dalej do Krakowa, jeśli przesiadka mi ucieknie. Jak zapewne wiecie, na trasie Warszawa-Kraków śmiga od niedawna radośnie Pendolino. Odkąd jest, sypią się skargi na to, że zmniejszyła się ilość normalnych połączeń na rzecz drogiego Pendolino. Coś w tym musi być, bo w ciągu następnych kilku godzin jechały do Krakowa dwa dumne Pendolino oraz jeden pociąg TLK przez Kielce. Kto podróżuje na trasie Warszawa-Kraków, wie, że połączenie przez Kielce jest zupełnie nieopłacalne, bo trwa ok. 5h zamiast ok. 3h.

Dowiedziawszy się się, jak połączenia stoją, zaklęłam pod nosem i zaczęłam kombinować. No przecież najbliższy pociąg to Pendolino, może więc jeszcze ta podróż nie jest stracona?* Konduktor też kumał czaczę (pozdrowienia zresztą dla obsługi tego pociągu, bardzo ogarnięci i uprzejmi) i dzwonił się dowiadywać, czy ja i inni jadący do Krakowa możemy jechać Pendolino, ale otrzymał odpowiedź odmowną. Niezrażona postanowiłam dowiadywać się jeszcze w kasach, bo wiadomo - wersja może po drodze ulec zmianie. Poza tym byłam ciekawa, jakim prawem odmawiają nam przesiadki na Pendolino i gdzie jest taki zapis w regulaminie. Możecie powiedzieć, że to bezczelne żądać przejażdżki Pendolino za trzy dychy xD, że to byłoby za dobrze, ale skoro mieliśmy teoretycznie do tego prawo...

Wysiadka na dworcu Warszawa Zachodnia i tu ciekawostka. Na peronie konduktora zagadnęli jacyś studenci i usłyszałam, ni mniej, ni więcej: "Proszę Panów, jak jedziecie do Krakowa, to uważajcie, oni ten skład na pewno trochę oczyszczą i puszczą dalej w trasę do Krakowa". Tymczasem pofatygowałam się do kas, bo konieczne jest w takich wypadkach opisanie biletu. Panie w kasach powtórzyły śpiewkę o niemożności przesiadki na Pendolino, a powodem miała być... a jakże, awaria. Podobno padł system rezerwacji, więc nie mogły nam wystawić miejscówki**. W przypadku normalnego ekspresu wsadzili by nas tam i tak, każdy usiadłby gdzie wolne albo stał, ale przeca hołota na stojąco na korytarzu nie pojedzie pięknym Pendolino, oj nie. Pozostało więc jedynie beznadziejne połączenie przez Kielce. Zrezygnowana kazałam sobie ostemplować ten bilet i powlokłam się na peron.

Przydługa ta historia, ale weźcie teraz głęboki oddech. Trzymajcie się kapeluszy, bo jazda dopiero się zaczyna.

Kiedy podstawiono pociąg do Krakowa... zgadliście? Tak, to był ten sam skład z Pesy. Intercity wysłało w trasę po raz drugi TEN SAM SKŁAD, O KTÓRYM WIADOMO BYŁO, ŻE JEST NIE DO KOŃCA SPRAWNY. Jest na to co najmniej kilka dowodów:

- takie składy nie jeżdżą często na tej trasie,
- ta sama zepsuta toaleta,
- słowa konduktora na peronie (zresztą jeden z ekipy wiozącej nas do Krk potwierdził, że wiedzieli o awarii).

Na widok grata z Pesy para poszła mi uszami, ale co zrobić. Byłam głodna, zmęczona (planowo powinnam już dojeżdżać do Krk), nic innego nie jechało. Wsiadam i jedziemy. Na kolejnych stacjach pociąg zapełnia się i ludzie stoją wszędzie. Szynobus ma dwa kible, z czego jeden zepsuty. Nie ma lekko, ale bywało gorzej. Byle tylko jechał, byle tylko koła się kręciły...

I znów zgadliście. Poczułam się jak w dniu świra. Pociąg staje na małej stacyjce, światła gasną (tym razem zgasło wszystko - nie działały wyświetlacze, drzwi, ogrzewanie - nic). Sterczymy pośrodku niczego (stacja nie wygląda na czynną i używaną), dwóch bezradnych konduktorów wydzwania do centrali. Siedziałam z przodu, więc słyszałam, jak orzekli, że pociąg nie pojedzie dalej i trzeba czekać na jakiś zastępczy środek transportu.

Tymczasem tłum w środku zaczął się niepokoić i zaczęły się dziać rzeczy nieciekawe. Wiecie ile osób wejdzie do zatłoczonego szynobusa? Też nie wiem, ale pewnie co najmniej 100-150. Zdecydowanie za dużo, by dwóch konduktorów mogło ten chaos opanować. Niektórzy, widząc nazwę stacji (Łęczyca), dowiedzieli się online, że do Krakowa już niedaleko i zaczęli dzwonić po bliskich, by załatwili transport. I chcą wyjść. Łups, drzwi nie działają. Komuś udaje się otworzyć jedne. Łups, nie z tej strony - wychodzą na torowisko, nie na peron. Konduktor się drze: "Nie na tory!", ktoś się drze: "Ludzie, tu Pendolino jeździ, nie na tory!" i to dopiero powstrzymuje tłum :)

W końcu zapada decyzja, że będzie przejeżdżał jakiś ekspres i zabierze nas do Krakowa. Trzeba wysiąść, udaje się otworzyć jedne drzwi na peron. Słyszę piski - okazuje się, że przecież schodki pomagające wysiąść są na prąd i nie wysuwają się, a na starej stacyjce peron niziutki. Czeka nas więc skok ponad metr w dół (z bagażami w rękach), dzięki Bogu, że jechali głównie studenci, a więc osoby młode. Kilka starszych musieli chyba wynieść na rękach, bo nie wiem, jak wysiadły.

Jeszcze gorzej w drugą stronę - wgramolić się do wysokiego pociągu tłumowi ludzi z torbami też łatwo nie jest, zwłaszcza że rozbiegają się bez kontroli i wsiadają jak popadnie, również od strony torowiska. Może wydaje się mało piekielne, ale znacie psychologię tłumu. Wszyscy skakali pospiesznie na ten peron, a potem ładowali się chaotycznie do podstawionego pociągu. Moim zdaniem cud, że nikt sobie czegoś nie zrobił, nie wpadł pod pociąg. W końcu w mało komfortowych warunkach (bo zawartość dwóch składów skiszona do jednego) docieramy do Krakowa - w moim przypadku w sumie 6 h później, niż to było planowane.

Podsumowując:
- Intercity świadomie puściło w trasę niesprawny skład,
- nie można było się przesiąść na Pendolino z powodu awarii systemu,
- brak kontroli nad tłumem i chaos podczas przesiadki,
- moja podróż wydłużona z 6 do 12 h.

Kilka dni później zaniosłam do biura obsługi Intercity reklamację. Czego byście żądali na moim miejscu? Zawnioskowałam o zwrot pełnej kwoty za bilet, naiwnie licząc, że może jeszcze dorzucą coś w bonach, zniżki jakieś. Wiecie, co przeczytałam w odpowiedzi? Że przecież umożliwiono mi dalszą podróż, więc czego chcę? Z powodu opóźnienia wynoszącego ponad 60 min. przysługuje mi zwrot 50% ceny biletu. Może i tak, może i jest to zgodne z regulaminem, ale uważam, że za takie warunki podróży nie powinna im się należeć ani złotówka.

Przypomnę, że to nie było zwykłe spóźnienie spowodowane jedną awarią, bo to można zrozumieć - maszyny czasem się psują. Ale podstawiono ten pociąg po raz drugi i to właśnie mam pretensje. Wychodzi na to, że mogą bezkarnie podstawiać zepsute pociągi i zarabiać na tym pieniądze.

Co myślicie - czy ja jestem zbyt roszczeniowa? A jeśli nie, co jeszcze można zrobić?

*Dla tych, co nie znają kolejowych zasad, przypomnę, że jeśli tracimy połączenie z winy przewoźnika, to przysługuje nam przejazd najbliższym środkiem transportu w ramach naszego biletu. Kiedyś już udało mi się z tego prawa skorzystać, dzięki czemu przejechałam się eleganckim ekspresem na moim bilecie Tanich Lini Kolejowych.
**Tak też uargumentowano to w odpowiedzi na reklamację.

Intercity

by magnetia
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar katma
11 13

Próbowałabym pisać do UOKiK - moim zdaniem spółki kolejowe powinny pod to podlegać. Czy w reklamacji napisałaś, że podstawiono skład, o którym było wiadomo, że jest średnio sprawny? Jeśli tak i w odpowiedzi temu nie zaprzeczono, to masz "podkładkę", że faktycznie tak było i nie jest to Twój wymysł.

Odpowiedz
avatar mmaku89
7 7

@katma: Od tego jest UTK

Odpowiedz
avatar magnetia
6 6

@katma: Tak, zaznaczyłam.

Odpowiedz
avatar MrSpook
5 5

@katma: Jak jest taka sytuacja na dzień dobry, jeszcze lepiej robić przezornie fotki numerów bocznych składu, żeby wiadomo było, że faktycznie udokumentować, że dali na długą trasę niesprawny ten sam skład.

Odpowiedz
avatar PizzaPlease
9 13

Ja się zastanawiam, jak to jest, że w XXI wieku taki bajzel panuje. Tutaj w Szkocji (nie wiem jak w reszcie Wielkiej Brytanii więc nie porównuję) jest tak, że pociągi są tak samo punktualne jak autobusy (ponad 96% na czas), a jak jest choćby minuta opoźnienia (sprawdzone osobiście) to konduktorzy od razu chodzą po wagonach i stosowne notki na biletach wydają oraz informują pasażerów czy zdążą na swój pociąg lub co zrobić jak się nie da. Kasy są, ale głownie na większych stacjach (Edynburg, Glasgow, Dundee, Aberdeen, itd) a większość biletów to prze internet, budki lub apki na telefonach. Personel jest na każdej stacji (obsługa w kamizelkach odblaskowych), wiec w razie problemów można się pytać i nikt nie robi problemów. Składy może nie są "nówki z salonu" (niektóre to pewnie z lat 80-tych) ale zawsze czyste (na ile się da) i działające nie śmierdzące toalety. Dodatkowo jeżdżą na tyle szybko, że stanowią alternatywę dla autobusowych połączeń międzymiastowych. I ceny w miarę. Można? Można!

Odpowiedz
avatar Mirame
8 8

@PizzaPlease: I do tego czesto i gęsto jest wi-fi w pociągach, są o wiele bardziej nowoczesne, niż polskie składy a dodatkowo pasażerowie zawsze są poinformowani, czy to z głosników czy z monitorów, jaka jest następna stacja... ot, jak widać - da się. Ta komuna naprawdę wyrządziła nam więcej zła, niż by się to mogło na pierwszy rzut oka wydawać :)

Odpowiedz
avatar rzeczony
3 3

@PizzaPlease: może się w takim razie coś zmieniło. z tego co ja pamiętam, to pociągi na wyspach, owszem jeżdżą sprawnie i bezproblemowo, ale są zdecydowanie droższe od autobusów. Cenom biletów było bliżej to tych lotniczych, niż do autobusowych.

Odpowiedz
avatar Draco
5 11

Po kilku spektakularnych spóźnieniach i postojach w szczerym polu nauczyłem się, że PKP się nie korzysta. Jeżeli już mam jechać koleją to tylko na krótkie dystanse i najlepiej jeżeli jest to pociąg przewoźnika regionalnego. Gdy mam gdzieś jechać dalej to wyszukuje połączenia PKSem, PolskimBusem, albo mniejszymi busikami. Mam porównanie na tych samych trasach i PKP zawsze jest ostro na minusie. Przykładowo trasa Warszawa-Lublin którą pokonuje kilka razy w roku: - PKP - koszt biletu ponad 40 zł. Czas przejazdu 4-5 godzin + atrakcja w postaci 40 minut postoju w szczerym polu - Busik prywatnego przewoźnika - 30 zł. Czas przejazdu około 3 godzin. PKP jest źle zarządzane i powoli wykańcza je konkurencja. Taka jest smutna prawda. Jak PKP ma zarabiać skoro coraz więcej ludzi "przejechało się na nich" i wybiera konkurencję?

Odpowiedz
avatar magnetia
0 6

@Draco: Właśnie marzę o tym, żeby jeździć jakimiś autobusami, ale nie bardzo się da, w tym jest problem. Oferta bezpośrednich połączeń Bdg-Krk jest bardzo uboga. Polski Bus na przykład nie jeździ bezpośrednio. Przesiadać się w Wawie - nieopłacalne, przewoźnicy autobusowi nie robią czegoś takiego jak łączenie dwóch biletów w jeden (wiecie - na kolei im dalej tym taniej). Jeśli chodzi o Polski Bus, to oczywiście z nimi można jechać i za dwa złote, ale przeważnie nie mam możliwości zarezerwowania biletu dość wcześnie. A i jeśli wybiorę dwa busy różnych firm, to nikt mi ich nie skomunikuje. Na kolei przy większości mniejszych opóźnień ten drugi pociąg czeka na ten opóźniony. Rozważałam jeżdżenie właśnie z PB, ale z nimi albo przez Wawę (drogo... choć chyba następnym razem się skuszę), albo z przesiadką w Toruniu. Niby wygodnie, bo z Torunia do Brzydgoszczy dojechać łatwo, ale ja zawsze jeżdżę przed świętami i boję się, że po prostu będzie wielki tłok w tamtejszych autobusach (jak wiadomo, Toruń jest akademicki). Kwitnąć na dworcu w Toruniu i czekać, aż coś mnie zabierze, w taką Wigilię na przykład, mi się nie uśmiecha. Potrzebuję podróży zaplanowanej od początku do końca, a busiarze jej nie zapewniają. To mnie dotąd trzymało przy PKP.

Odpowiedz
avatar Draco
4 4

@magnetia: No to albo chcesz jeździć z PKP albo na nich narzekasz. ;) Sprawa jest o tyle prosta, że albo jedziesz z PKP i zdajesz sobie sprawę z ich opóźnień i awarii, ale wiesz, że oni w ramach biletu będą kombinować, albo działasz samodzielnie. Jest mało bezpośrednich połączeń w przypadku PKSów, PolskiegoBusa i busów lokalnych firm. Dlatego trzeba samemu posprawdzać trasy i rozkłady jazdy samodzielnie planując podróż i przesiadki. Trzeba też mieć z 40 minut "zapasu" na różnego typu niespodziewane sytuacje. Sprawdź czy są jakieś połączenia busami np. z Bydgoszczy do Warszawy. Teraz te "busiki" są w bardzo wielu miejscach i na wielu trasach skutecznie konkurując z PKSami. A z Warszawy np. PolskimBusem do Krakowa.

Odpowiedz
avatar Byczek1995
3 3

Na szczęście "nie każdy pociąg to PKP".

Odpowiedz
avatar monekveronica
0 4

A PESA niby taka super! Niby mają lepsze pociągi niż pendolino ;p

Odpowiedz
avatar mkm
3 3

@monekveronica: W porównaniu do Pendolino bohater tej historii ma już kilkaset tysięcy km przejechane, jeśli nie kilka milionów. Śmiem twierdzić, że awaryjność pociągów z PESY jest dużo niższa niż Pendolino. W tym przypadku nałożyło się na siebie kilka innych czynników, które spowodowało tą awarię.

Odpowiedz
avatar Tomkoo
5 5

Ja mam to szczęście podróżowania Kolejami Dolnośląskimi. Na trasie Wrocław-Węgliniec, jeszcze mi się nie przytrafił żaden problem (poza kilkuminutowymi opóźnieniami). A na dłuższe trasy tylko i wyłącznie PolskiBus. Warszawa-Wrocław w nieco ponad 4h za 25zł. Dodatkowo wi-fi, przekąska i wygodne fotele.

Odpowiedz
avatar Ender27
6 6

Codziennie dojeżdżam PKP ze szkoły do domu i nieraz z nudów czytuję sobie regulaminy przewozu. Tam, jak wół stoi, że przy opóźnieniu powyżej sześciu godzin, zwracają cenę biletu. Choć informacja ta widnieje w KW i PR, może dotyczyć ona również Intercity?

Odpowiedz
avatar Quaraliel
2 2

@Ender27: tylko jeśli PKP w swoim regulaminie (a może nawet ma osobny regulamin dla intercity i osobne dla innych "podzespołów"?) ma to uwzględnione - regulaminy nie muszą być takie same, nawet ceny nie są - porównujac najtańsze bilety w jedną stronę: bilet Kolei Mazowieckich na 101km (chyba ceny sa coraz większe co 10km, coś tak kojarzę) studencki kosztuje +/- 10zł, pendolino jadące jakieś 350-400km kupione miesiąc wcześniej z ta sama zniżka +/-25zł, więc różnica wydaje sie spora, tym bardziej ze w tych 25 jest tez cena miejscówki ;)

Odpowiedz
avatar tajniak4
1 1

Nie wiem co jeszcze można zrobić, wiem czego należałoby żądać, choć niestety szans na to nie ma praktycznie żadnych - osoba odpowiedzialna za świadome puszczenie na trasę niesprawnego składu powinna po prostu dyscyplinarnie wylecieć z roboty. W takich sytuacjach najbardziej dobija totalny brak odpowiedzialności i bezkarność - ktoś ewidentnie sp*****lił, ale nikt nie ponosi konsekwencji.

Odpowiedz
avatar voytek
3 3

tak sie wlasnie konczy inwestowanie w glupie autostrady aby ludzie mogli jezdzic (w 75%) po nich starymi gratami zamiasrt inwestowac w porzadny i tani transport publiczny! wystarczylo zamiast budowac autostrady - remontowac tory!

Odpowiedz
avatar Mlemlak
-4 6

Piękny czarny PR na PESĘ. Pani z Newagu, Stadlera czy Bombardiera?

Odpowiedz
avatar Toki221
1 1

Z Niemiec

Odpowiedz
avatar Toki221
0 0

Z Niemiec

Odpowiedz
avatar Quaraliel
2 2

Co do pendolino, to się nie dziwię, chociaż po sylwestrze system podobno działał poprawnie. Ale do sedna mojej wypowiedzi - na poczatku stycznia postanowiłam wykorzystać trochę wolnego i ulgę studencką i z wyprzedzeniem około miesięcznym rozglądałam się za jakimś przejazdem relacji Warszawa - Trójmiasto, oczywiście pendolino. Przy 51% zniżki i ze zniżka za wczesna rezerwacje dostałam bilet na dzień powszedni za około 25zł (coś koło tego), więc uznałam to za "okazję" i bilety w dwie strony kupiłam ;) Nie jestem z Warszawy, musiałam dojechać 100km Kolejami Mazowieckimi, przezornie szykując sie na pociąg, którym byłabym na Śródmieściu godzinę przed pendolino. Niestety nie ma tak pięknie i na trasie coś sie zepsuło, wiec puścili "mój" skład inną trasą, którą zazwyczaj jeżdżą pociągi TLK, o długości 160km. Muszę dodawać, ze TLK najcześciej tę trasę pokonuje w tym samym czasie (albo i szybciej), niż KM swoją stukilometrową trasę? Oczywiście KM tak szybko nie pojedzie, więc dowlekliśmy sie jakąś godzinę po odjeździe pendolino, na który miałam bilet. Oczywiście konduktor mówił że stosowną notę na bilecie uczyni, w Warszawie, jak już będzie wiedział jakie dokładnie mamy opóznienie. W międzyczasie dzwoniłam do centrali PKP i pod inne numery podane na ich stronie (nie jestem tak zaprawiona w kolejowych bojach i przyznaję się, że zaczęłam trochę panikować ;) ), dowiedzieć się co z moim przejazdem supernowoczesnym składem, gdzie informacje dostałam sprzeczne - raz że oczywiście bilet nowy dostanę, ale na najbliższy pociąg TLK, a nie pendolino, raz że jeśli w pendolinie miejsca będą, to je dostanę. Czyli kompletna dezinformacja :) Dopiero na centralnym, latając od okienka w kasie (przez telefon zostałam poinstruowana ze właśnie do tego mam sie udać) do pani w informacji udało mi sie zdobyć bilet na najbliższe pendolino - 3h po pierwszym, ale w końcu to nie ich wina, że przewody trakcyjne na tym odcinku trasy zostały zerwane (ciekawostka - nie był to pierwszy raz w tym miesiącu, jak sprawdziłam na stronie KM, a przecież był to początek stycznia i miedzy tymi dwoma zerwaniami pociągi jeździły normalnie). Na ukojenie nerwów przemiła pani w kasie w Warszawie przeprosiła mnie za kłopot i życzyła dalszej podróży bez problemów, chociaż to nie jej przewoźnik nawalił ;) A co do miejsc stojących w pendolinie - to chyba nawet nie byłoby to możliwe, bo miejsca tam po prostu nie ma, chyba ze w WARSie ;) wagon w środku wygląda jak autokar - siedzenia poustawiane po dwa przy lewej ścianie i dwa przy prawej, przejście malutkie a jeszcze panowie z WARSu z wózkiem z herbatą biegają ;) a poza miejscami do siedzenia miejsce jest wypełnione przez półki na bagaże i osobno wieszaki na rowery, wszystko koło dosyć sporej jak na pociąg toalety. Więc może i by sie ktoś zmieścił, ale utrudniłby dostęp do bagaży i możliwość wysiadania innym podróżującym. Jeszcze gdyby to było kilka osób, pewnie by się ich "upchnęło" po wagonach, jednak dla ponad setki tego miejsca najzwyczajniej by nie było.

Odpowiedz
avatar jaross
2 2

W tekście jest dosyć poważny błąd; nie mogłaś jechać szynobusem, szynobus to jednostka napędzana silnikiem Diesla. Oczywiście rozumiem błąd, nie każdy musi się znać, ale warto poprawić, PKP Intercity nie ma szynobusów.

Odpowiedz
avatar Toki221
0 0

1. TLK to Twoje Linie kolejowe a nie "tanie". 2. Bydgoski skład Dart Pesa nie jest ku**a szynobusem!

Odpowiedz
Udostępnij