Myślałem, że nic mnie już nie zdziwi...
Robię zakupy w małym, lokalnym sklepiku. Właśnie chcę płacić, kiedy wpada wściekła klientka i drze się już od progu:
- To skandal jest! Jak wy klientów traktujecie! Co mi pani wcisnęła!
Sprzedawczyni próbuje dowiedzieć się, o co właściwie chodzi, ale to skutkuje spotęgowaniem słowotoku:
- Skandal! Zepsute! Pytałam, czy dobre, a tu proszę, zepsute! Z-E-P-S-U-T-E! Spleśniałe, całe spleśniałe, o!
Sprzedawczyni usiłuje coś powiedzieć - że jeśli coś nie tak, to wymieni, albo zwróci pieniądze, ale o co właściwie cho...
- NO MÓWIĘ, ŻE ZEPSUTE! Ser u pani kupiłam, pytałam, czy dobry, pani mi naopowiadała, że najlepszy, a w domu rozwijam i co? I CAŁY SPLEŚNIAŁY! Cały! Pleśń od góry do dołu! O, pani patrzy, jaki syf tu sprzedajecie!
...I rzuca na ladę odpakowany ser. I faktycznie, ser jest cały pokryty pleśnią. A na rozwiniętym opakowaniu jak byk widnieje napis:
"Camembert".
sklepy klienci
Niemożliwe. Nie ma aż tak głupich ludzi... :/
Odpowiedz@PooH77: No właśnie też mi się tak zdawało...
Odpowiedz@PooH77: Uwierz mi, że są... Ta historia jest bardziej zabawna niż piekielna, ale oddaje głupotę ludzi. Sam jak pracuję w ośrodku wczasowym, to sprzedałem pewnego snikersa. Klient (nastoletnie dziecko) przy mnie go otworzył i ujrzał biały baton (od różnic temperatury czekolada zmieniła kolor). I wiecie co on na to? Cieszył się i dziękował mi, bo ten snikers jest unikatowy i go sprzeda na allegro z zyskiem :D
Odpowiedz@PooH77: tym bardziej, że camembert nie wygląda na spleśniały, tylko jakby ze skórką/w papierku.
Odpowiedz@PooH77: potrafia byc...
OdpowiedzNie każdy zna się na serach. Kobieta była po prostu nieświadoma.
Odpowiedz@NoFace: No tak, ja się nie znam więc zrobię awanturę bogu ducha winnej osobie.
Odpowiedz@sla: Nie chodziło mi o awanturę, ale o to, w jaki sposób autorka opisała tą kobietę - "nie zna się na serach, więc jest jakaś niedorozwinięta". Kwestii wydzierania się na kasjerkę nie muszę komentować, bo sama w sobie jest piekielna...
Odpowiedz@NoFace: Raz: AUTOR, nie autorka, z całym szacunkiem. Facet jestem, co można łatwo wywnioskować już z pierwszego słowa tej historii ("Myślałem…"). :-) Dwa: jasne, nie każdy musi się znać na serach. Niemniej wydaje mi się, że człowiek w średnim wieku, umiejący czytać i pisać, żyjący w Europie, wie (przynajmniej ze słyszenia…), że istnieje coś takiego, jak sery pleśniowe. Dla mnie pani była piekielna - nie dlatego, że nie znała Camemberta, ale z powodu awantury, którą zrobiła, nie sprawdziwszy najpierw, co kupuje.
Odpowiedz@janhalb: Wybacz pomyłkę z płcią, częściej komentowałam historie pisane przez kobiety i wpisałam odruchowo żeńską formę. Uwierz - nie każdy Europejczyk w średnim wieku kupujący w małym, lokalnym sklepiku wie jakie są sery pleśniowe, ale to nie oznacza, że trzeba taką osobę linczować ;) Powtórzę - nie kwestionuję tego, że klientka zrobiła awanturę, bo akurat to jest jak najbardziej piekielne.
Odpowiedz@NoFace: Jeszcze się nie spotkałem z sytuacją, żeby na opakowaniu sera pleśniowego nie było - oczywiście, nieco "podrasowanego" - przedstawiającego ów ser obrazka. Dodajmy, obrazka, na którym zawsze ta pleśń okalająca ser jest dokładnie widoczna... Także to nie jest nawet kwestia wiedzy, czy czytania ze zrozumieniem, a jedynie wzięcia do ręki opakowania i spojrzenia co się właściwie kupuje...
OdpowiedzCiekawi mnie, skąd w ogóle baba wiedziała, że ser kupuje? Na opakowaniu nie ma tej informacji. Jest tylko nazwa. Skoro wiedziała, że "camembert" to ser - powinna również widzieć jaki. No, dopuszczam jeszcze możliwość, że to nie był sklep samoobsługowy i ser podała ekspedientka. Tylko dlaczego akurat ten? Jeśli klientka nie znała się na serach - raczej o pleśniowy nie prosiła. Ponadto trudno byłoby mi uwierzyć, że klientka kupuje ser wszystko jedno jaki. Jeśli chciała, tak w ogólności, jakiś "dobry ser" - obowiązkiem ekspedientki było zapytać "żółty? topiony? biały? pleśniowy? twarożek?". A nie podawać pierwszy z brzegu i mówić, że najlepszy. Nie wszyscy lubią pleśniowe.
Odpowiedz@Armagedon: Mogło też być tak że ta pani po prostu gdzieś słyszała nazwę tego sera, ale na oczy go nie widziała, a będąc w sklepie postanowiła kupić "na smaka". Ja na przykład wiem że istnieje coś takiego jak trufla, ale w życiu tego na oczy nie widziałem - mimo tego pewnie stwierdziłbym że chętnie skosztuje gdyby mi ktoś zaproponował.
Odpowiedz@Armagedon: Strzelałbym, że klucz można znaleźć w sformułowaniu "Pytałam, czy dobre". "Pani, co to?" "Francuski ser". "A dobre to?" "Bardzo dobre". "A, to wezme…" ;-) (To oczywiście tylko przypuszczenia…)
Odpowiedz@Armagedon: Ja mam inną teorię. Leżał tam gdzie inne sery to wzięła "bo takiego to jeszcze nie jadłam".
OdpowiedzW sklepie: - czy jest roquefort? - a co to takiego - no taki ser z pleśnią - tego nie mamy, ale mamy kiełbasę roquefort i chleb roquefort
OdpowiedzNastępnego dnia pani powinna kupić dobre wino i wrócić z reklamacją, że ten sok to całkiem sfermentowany jest :)
Odpowiedzprzecież camembert wcale nie wygląda na spleśniały, raczej na ser w papierku (moja mama go kiedyś obrała z tego papierka ;p) więc raczej mi to wygląda na zmyśloną historię.
OdpowiedzNie wierzę w tą historię. Gdyby szło o np. dor blue, który faktycznie jest cały spleśniały, albo inny w tej podobie, to jeszcze, ale camembert? Przecież pleśń na camembercie przypomina raczej skórkę.
OdpowiedzSikłem, ale serio, raczej takich idiotów nie ma.
Odpowiedz