Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Urodziłem się i wychowałem w małej mazurskiej wsi, gdzie więcej jest krówek…

Urodziłem się i wychowałem w małej mazurskiej wsi, gdzie więcej jest krówek niż mieszkańców, we wsi tej przeszedłem przez podstawówkę oraz osławione gimnazjum. W czasach gimnazjalnych postawiłem, że zostanę honorowym krwiodawcą, zawsze uznawałem to za piękna inicjatywę, możliwość uratowania komuś (mimo, że pośrednio) życia zawsze napawała mnie dumą, oraz uważałem to za pewnego rodzaju "moralny obowiązek", bo młody jestem, przeszkód do oddania krwi nie odnotowano. Gdy przyszedł czas, wyprowadziłem się do "wielkiego miasta" (30tys mieszkańców), by wraz z towarzyszami zamieszkać w pociesznym miejscu zwanym internatem.

W mieście tym nie było RCKiK, jednakże raz na jakiś czas jednostki terenowe w.w. instytucji przyjeżdżały do naszej metropolii. Kolejki były wtedy naprawdę spore, więc zwykle cała procedura oddawania krwi potrafiła zając do 4 godzin. Razem z kolegami z internatu postanowiliśmy, że razem solidarnie pójdziemy oddać nasze pierwsze 0,5 litra krwi, ich skusił dzień wolny, mnie perspektywa pomocy drugiej osobie (oraz czekolady :)). Wstaliśmy o godzinie 6:30, szczęścili i przestraszeni zarazem, obraliśmy odpowiedni azymut, by jak najwcześniej wpisać się na listę. Jak wiadomo, oddanie krwi poprzedzone jest kilkoma innymi czynnościami, wypełnianie ankiet, wizyty u lekarzy, mierzenie hemoglobiny etc.. Ze starostwa (tam pobierano krew) wyszliśmy grubo po 11, szczęśliwi, z czekoladami i zwolnieniem, ale, ktoś zapyta gdzie tu piekielność, przejdźmy do dnia następnego.

Moją wychowawczynią była pani od niemieckiego, bogata pani od niemieckiego, corvetta, iphone i te sprawy, typ około "nowobogacki". Tego dnia akurat mieliśmy z nią zajęcia, więc uradowany poszedłem dać jej zaświadczenie, myślałem, że pochwali te szlachetną inicjatywę, ale jakże się zdziwiłem! Nasza kochana Wychowawczyni kazała ustać mi na środku klasy, po czym dostałem taki opier... ochrzan, jakiego jeszcze nigdy nie miałem okazji dostać, dzięki niemu dowiedziałem się, że:

- Poszedłem oddać krew TYLKO I WYŁĄCZNIE dla dnia wolnego.
- Pani mi tego nie usprawiedliwi, "Bo NIE".
- Po oddaniu krwi miałem, a wręcz miałem obowiązek (sic!) wrócić do szkoły, co z tego, że prawnie mam wtedy dzień wolny, miałem przyjść i tyle!
- Oddawanie krwi zajmuje co najwyżej 20 minut (gdy oddawanie miało miejsce w szkole nauczyciele wpuszczani byli bez kolejki).
- Jestem bumelantem, który szuka tylko sposobu by do szkoły nie iść.
- W pracy oduczą mnie takiego zachowania.
- Jestem pierwszym w Polsce NIEHONOROWYM dawcą krwi.

Panią serdecznie pozdrawiam, teraz, gdy studiuje w mieście które ma siedzibę RCKiK, chodzę oddawać krew regularnie, do tej pory udało mi się nazbierać 3l, niestety legitymacji nie-honorowego dawcy krwi nie otrzymałem, what a shame...

szkoła

by herr_oberst
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar psychomachia
8 8

@Toki221: e tam, znam takiego profesora od niemieckiego, który jest naprawdę spoko...no i zabawny :)

Odpowiedz
avatar ewunian
21 31

A 18 lat można mieć już w drugiej liceum. Przeszkód nie widzę.

Odpowiedz
avatar Kunegunda95
14 20

@abfab: Czytanie ze zrozumieniem się kłania :) Autor napisał, że w swojej wiosce chodził do podstawówki oraz do gimnazjum (w gimnazjum podjął decyzję o oddawaniu krwi), po czym przeniósł się do większego miasta do internatu (z doświadczenia wiem, że podstawówkę i gimnazjum można znaleźć w małej wiosce, liceum nigdy ;))

Odpowiedz
avatar inga
0 20

@Kunegunda95: Ten przydługi wstęp tylko zaciemnił sens historii - to, gdzie autor mieszkał, ile było tam krów, ilu mieszkańców miała "metropolia" nie było konieczne do zrozumienia piekielności nauczycielki. I jeszcze to pretensjonalne "by wraz z towarzyszami zamieszkać w pociesznym miejscu zwanym Internatem". Co jest pociesznego w internacie? I dlaczego nie można napisać po prostu "zamieszkałem w internacie", zamiast "w miejscu zwanym internatem".

Odpowiedz
avatar Kunegunda95
3 11

@inga: A czy każda historia musi być pisana takim samym sztywnym językiem? Poza tym nie każdy z autorów musi być wielkim specjalistą od języka polskiego, aby tu pisać. To historia ma być piekielna, nie komentarze dotyczące sposobu pisania autora.

Odpowiedz
avatar herr_oberst
9 9

@inga: Co jest pociesznego w internacie, kiedyś zobaczysz, bo sytuacji piekielnych było tam sporo :)

Odpowiedz
avatar katarzyna
2 2

@inga: Mnie wstęp nie przeszkadza, dziwi zaś opis wychowawczyni, jakby jej status majątkowy miał jakieś znaczenie.

Odpowiedz
avatar LubieMuffiny
27 27

Ja zaczęłam oddawać krew będąc jeszcze w liceum. Wychowawca stwierdził, że to pierwsze usprawiedliwienie nieobecności, które z czystym sumieniem może zaakceptować i zachęcił cała klasę do robienia tego samego:-) ponad 8l oddane:-)

Odpowiedz
avatar mrija
5 15

Takie beda Rzeczypospolite jakie jej mlodziezy wychowanie - na szczescie nie zawsze prawda. Szkoda, ze (jak sie domyslam) byles zbyt mlody i zestresowany zeby powiedziec pani to, co powinna uslyszec. Na szczescie juz wtedy byles od niej madrzejszy. Trzymaj sie i rob swoje, bo robisz cos wspanialego. Pozdrawiam (19 litrow;)

Odpowiedz
avatar Drill_Sergeant
-3 27

Po pierwsze jakby serio ta stara rura była bogata to by leżała cały rok na plaży w Kostaryce i miała w d*upie szkołę, gówniarzerię i jej problemy. Kto normalny idzie do szkoły mając kasę? Na nauczyciela idą tylko odrzuty które nie radzą sobie w biznesie albo jakimś sensownym dobrze płatnym zawodzie. Po drugie jest to jakiś niemiecki kompleks czystości krwi, przekonanie że to co niemieckie lepsze i byłoby źle gdyby krew Słowian i innych podludzi się rozprzestrzeniała. Łeb se daję uciąć że jej dziadek był jakimś folksdojczem a ona w czasie powstania zapewne dawałaby w oba otwory batalionowi Wehrmachtu za pęto kiełłbasy i kilo cukru.

Odpowiedz
avatar kala289
17 19

@Kunegunda95: Rosnące zęby często powodują mniejsze lub większe stany zapalne, a wtedy krwi pobierać nie można. Jej błąd polegał tylko na tym, że Ci tego nie wyjaśniła.

Odpowiedz
avatar Kunegunda95
1 7

@kala289: Wiem na czym to polega, moja siostra jest honorowym krwiodawcą, jestem w tym temacie obeznana. Lekarz dentysta powiedział mi, że nie jest to przeciwwskazaniem, jeśli ząb nie przebija dziąsła, a mój był jeszcze bardzo głęboko (specjalnie się pytałam). Inny lekarz też wykazał wielkie zdziwienie, że pani nie zobaczyła jak to wygląda i z miejsca mnie odesłała. Ogólnie ta pani jest znana z tego, że na grupę 30 osób kwalifikuje jedną.

Odpowiedz
avatar tick
11 27

@plokijuty: a wiesz dlaczego krew jest niszczona? Poniekąd to pokłosie akcji na demotywatorach. Wybuchła "afera", że stacje krwiodawstwa przerabiają niewykorzystaną krew na preparaty krwiopochodne i sprzedają. Krew pełna ma ograniczony okres "przydatności", po tym czasie musi zostać albo przetworzona, albo zutylizowana. Obecnie, na ankiecie dla krwiodawców są punkty, w których krwiodawca określa, co można, a co nie można zrobić z krwią. Jeżeli podpisze, że nie zgadza się na przetworzenie krwi, to niestety, jak skończy się okres ważności, to musi zostać zniszczona.

Odpowiedz
avatar inga
16 16

@plokijuty: Nie bierzesz pod uwagę, że niektórzy pacjenci muszą mieć podaną krew lub - częściej - samo osocze. Moja mama ma rzadką skazę krwotoczną, brakuje jej jednego czynnika krzepnięcia. Przy każdym zabiegu, nawet wyrwaniu zęba, musi dostać osocze, w przeciwnym wypadku się wykrwawi. I rzeczywiście, będzie wypisana ze szpitala szybciej, ale z aktem zgonu.

Odpowiedz
avatar archeoziele
1 3

@tick: Nie tyle krew jest niszczona, co osocze. Krew pełną przetacza się teraz rzadko. Częściej dzieli się ją na frakcje i te podaje osobno, zgodnie z zapotrzebowaniem. A osocze to w zasadzie odpad medyczny. Przetacza się je niezwykle sporadycznie. Resztę trzeba albo przerobić na lekarstwa albo zutylizować.

Odpowiedz
avatar notaras
3 3

@plokijuty: "A teraz najciekawsze dla Polski. Polska niszczy około 5% zapasów krwi od polskich krwiodawców ale żeby ilość się zgadzała kupuje krew na zachodzie." Mogę poprosić o wiarygodne źródło?

Odpowiedz
avatar LubieMuffiny
13 13

Pracodawca nie może odmówić dnia wolnego na oddawanie krwi. Jeśli termin wskazany przez pracownika mu nie odpowiada ma obowiazek wyznaczyc inny. I dzień ten jest pełnopłatnym dniem wolnym.

Odpowiedz
avatar butelka
0 6

@LubieMuffiny: moze jednakowoz podjac inne czynnosci majace dac do zrozumienia dawcy, ze oddawanie krwi nie jest mile widziane. ja jakos zawsze oddawalam krew w dni wolne. jakos glupio mi bylo z tym swistkiem latac, moze i blad. a co do baby to co ja to obchodzi dlaczego ty ta krew poszedles oddac, to nie ma zadnego znaczenia. wazne jest ze jest to czynnosc potrzebna dla spoleczenstwa i zgodnie z prawem masz ten dzien wolny. ja na jej miejscu jak bym byla wredna baba nielubiaca krwiodawcow nie powiedzialabym nic tylko gruntownie odpytala niehonorowego dawce. jakbym byla wredna baba od niemca oczywiscie :D

Odpowiedz
avatar soraja
2 4

@LubieMuffiny: Pracodawca wielu rzeczy nie ma prawa zrobić. Ale też nie ma obowiązku przedłużać nikomu umowy. A że o pracę ciężko (zwłaszcza z opinią kogoś, kto poprzedniego pracodawcę pozwał), ludzie kalkulują, co im się opłaca.

Odpowiedz
avatar orthia
9 9

Panu piszącemu tę historię gratuluję postawy i podzielam jego negatywną opinię o wychowawczyni. Ja osobiście w szkole spotkałam się z o wiele lepszym przyjęciem faktu chęci oddawania krwi. Gdy zaniosłam wychowawcy zaświadczenie o badaniach w RCKiK (zbyt niski poziom hemoglobiny żeby oddać krew), usprawiedliwił mi nieobecność bez problemu. Jednak sam lekarz, który mi tą okropną dla mnie wiadomość przekazał (decyzję o oddawaniu krwi podjęłam chyba jako 8-latka) nie był zbyt empatyczny, ponieważ sądził, że jak wiele osób, chciałam oddać krew ze względu na dzień wolny, a w ogóle to najprawdopodobniej wiedziałam o "defekcie" (nieprawda) i przyszłam na badania żeby ominąć jakiś sprawdzian. Niestety, taka właśnie jest opinia o młodych oddających krew. Ja spróbuję znowu za kilka miesięcy, innym także radzę się nie poddawać. Pozdrawiam (jeszcze 0 litrów oddanych).

Odpowiedz
avatar chiacchierona
-2 10

@orthia: Co do opinii o młodych oddających krew, przykre to ale z powietrza też się nie wzięło. Rozumiem irytację nauczyciela, który umawia się z wyprzedzeniem na sprawdzian po czym kilka osób, a nawet 1/4 klasy, najpierw się nie pojawia a potem wymachuje mu przed nosem zwolnieniem od pck albo twierdzi, że chciało odda krew tylko coś tam nie wyszło... Takie kwiatki i u mnie i u znajomych się trafiały, a część tych osób, przed osiemnastymi urodzinami, potrafiło np tłuc łapą o futrynę żeby spuchła bo wtedy może pielęgniarka zwolni do domu. Sama, jak poszłam po raz pierwszy i niestety ostatni oddać krew, usłyszałam kilka cierpkich słów od lekarki bo również uznała, że wiedziałam o "moim" przeciwwskazaniu i chciałam wysępić usprawiedliwienie. Miło mi nie było ale jak sobie pomyślałam o kolegach z klasy, którzy masowo przypominali sobie o oddawaniu krwi jak zbliżał się test z nielubianego przedmiotu to do nich miałam największe pretensje...

Odpowiedz
avatar MasterOfPuppets
-1 11

"(...) potrafiła zając do 4g" Mierzysz czas w gramach? O.o

Odpowiedz
avatar clemcia
-1 7

Również nie mam bladego pojęcia, jakim cudem oddawałeś krew w gimnazjum, kiedy jest to możliwe dopiero po osiemnastce... Ale doświadczenia mam bardzo podobne - w liceum zorganizowano pobieranie krwi. Postanowiłam pójść, zrobić coś dobrego, skoro jest taka okazja. Akurat wyszło tak, że termin dla mnie był podczas lekcji Przysposobienia Obronnego, na którym miałam mieć kartkówkę. Machnęłam ręką, napisze za tydzień. Zwolnienie z tej lekcji od pielęgniarki przyniosłam i usłyszałam, że... Skoro byłam w szkole i nie przyszłam na zajęcia, to chciałam się wymigać ze sprawdzianu, były to wagary i dostaję jedynkę bez możliwości poprawy, bo przecież "mogłam sobie wybrać inną lekcję". A że pan profesor (a raczej - stary idiota) wyznawał zasadę "jeżeli ktoś czegoś nie zaliczył, to nie przepuszczę go do innej klasy", to przy średniej z przedmiotu powyżej 4 miałam wpisane zagrożenie na semestr. Rodzice (nie tylko moi) poszli na zebraniu do wychowawczyni i kazali wyjaśnić, jakim cudem dziecko dostało jedynkę na semestr za oddawanie krwi, do tego mając tak dobrą średnią ocen. Oczywiście, wychowawczyni nic nie mogła. Dyrektor obiecał porozmawiać z nauczycielem, ale również pan uczy dalej i ma identyczne zasady. Koniec końców, musiałam napisać sprawdzian semestralny. Ale nie ma tego złego, od tego czasu jestem specjalistką od rozróżniania stopni wojskowych na podstawie znaczków na pagonach.

Odpowiedz
avatar archeoziele
8 8

@clemcia: W historii jest napisane, że krew oddawał w liceum. W gimnazjum podjął tylko decyzję, że chce. Chociaż faktycznie ten fragment jest niepotrzebny i wprowadza w błąd.

Odpowiedz
avatar misiafaraona
0 4

Oby ta baba sama kiedys potrzebowała krwi.

Odpowiedz
avatar Hideki
2 2

Moja wychowawczyni też krzywo patrzyła na oddawanie przeze mnie krwi, ale chyba nie było sytuacji, żeby mi nie usprawiedliwiła. Raz tylko coś spytała, czy nie za często oddaję, po czym przypomniałem jej, kiedy ostatnio oddawałem.

Odpowiedz
avatar Patapon
2 2

Ja decyzję o tym, że chcę oddawać krew podjęłam już w podstawówce a nawet wtedy nie wiedziałam o przywilejach dla HDK i czekoladach. Jak tylko skończyłam 18 lat to udałam się do RCKiK ale niestety wówczas brałam tabletki, które mnie dyskwalifikowały. Drugi raz spróbowałam na studiach. W tym roku będę mieć 10-tą rocznicę od pierwszego donacji. W sumie oddałam już ponad 13 litrów.

Odpowiedz
Udostępnij