Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Będąc 14-letnią dziewuszką jeździłam na nartach w Zakopcu. Pewnego wieczora od tyłu…

Będąc 14-letnią dziewuszką jeździłam na nartach w Zakopcu. Pewnego wieczora od tyłu (ze skosa) wjechał we mnie, jadącą na wprost, ok. 50-letni pan. Kolizja była na tyle potężna, że wywróciło mnie twarzą w śnieg, okulary gdzieś odleciały (o soczewkach wtedy nie słyszałam, a wadę mam taką, że wpadam na drzwi). Bolało cholernie, najbardziej obiło mi żebra. Nie widziałam zbyt dobrze co się stało z panem, bo ze względu na ułożenie nart (szpagato-fikołek?) nie mogłam się cała obrócić.

Gdybym nie była spanikowana brakiem wzroku i perspektywą pozostawienia na środku stoku, w nocy, bez komórki ani znajomych, zapewne zareagowałabym inaczej niż przeczesując łapami śnieg w poszukiwaniu szkiełek. Nie wiem, spytałabym czy wszystko w porządku, albo znając mój uległy charakter przeprosiła, pomimo ewidentnej winy pana.
Co usłyszałam obok?

- Ku*waaaaaa!" "Ja p***dole, jak jeździsz!?
Mimo ślepoty zobaczyłam, że podjeżdżają do nas dwie osoby. O jak się myliłam, myśląc, że z pomocą...
- Tata, nic ci nie jest?
- Ku*wa, wjechała we mnie pi*da!
W tej chwili udało mi się wymacać okulary i poczułam się trochę mniej bezradnie. Zakładając je zdążyłam zobaczyć jak córka czy tam żona podnosi pana i cała trójka sobie odjeżdża jakby nigdy nic.

Może sam fakt, że się w kogoś wjedzie nie jest jakoś piekielny. Jestem w stanie też zrozumieć, że Polak musi być Polakiem i bez psioczenia czy chociaż jednej pani-lekkich-obyczajów się nie obejdzie. Nawet pominę to, że nie musiał nikt wiedzieć, że zgubiłam "wzrok", a nart nie umiałam odpinać sama (wtedy jeszcze nie miałam tyle siły w rękach, żeby samemu wcisnąć te zatrzaski).

Nigdy jednak nie zrozumiem co kieruje wysokim, ciężkim, dorosłym mężczyzną, który wjeżdża w nastolatkę mniejszą o połowę i widząc, że ta nie wstaje, tylko zapłakana leży w dziwnej pozycji, nie spytał nawet czy niczego nie złamała, czy może oddychać?
Takie stłuczki potrafią być naprawdę bardzo ciężkie. Moja kuzynka po podobnym impakcie dostała wstrząsu mózgu i była połamana tak, że przez rok jeździła na wózku po wielu operacjach związanych ze śrubami w nogach i kręgosłupem.

Na szczęście są jeszcze dobrzy ludzie i po chwili podjechał do mnie pan, który odpiął mi narty i mogłam zejść ze stoku.

narty zderzenie stok narciarski

by Themist
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Meliana
9 13

Tym się właśnie różnią prawdziwi narciarze od tych, co kupili sobie narty i markowe wdzianka za kilka kafli, bo to teraz modne, wzięli kilka lekcji i zgrywają Bode Millera na wakacjach w Aspen... Właśnie z powodu tych drugich, nigdy nie wypuszczam się na stok sama. Całe szczęście, że nic ci się nie stało.

Odpowiedz
avatar deepolice
15 33

Czternastolatka z dużą wadą wzroku, sama na środku stoku, w nocy, bez komórki ani znajomych? Ekhm... A gdzie byli rodzice/opiekunowie/ktokolwiek?

Odpowiedz
avatar Themist
6 34

@deepolice: Na dole stoku w restauracji. Z każdą runda przejeżdżałam obok nich żeby się pokazać, pewnie po jakichś dwudziestu minutach by mnie zaczęli szukać, a stok też nie był jakiś strasznie wielki. No nic, nie wnikajmy w moją patologię rodzinną.

Odpowiedz
avatar Armagedon
1 29

Ciekawe o jakich czasach piszesz? Jeśli o niezbyt dawnych to... "Wiązanie łączy but z nartą.(...) Wszystkie zjazdowe wiązania są bezpiecznikowe - czyli posiadają mechanizm wypinający but z narty.(...) Jeżeli jeździmy łagodnie (rekreacyjnie) siła wypięcia nie musi być duża..." No a ty zrobiłaś podobno fikoła ze szpagatem. Narty musiałyby się wypiąć. Jeśli zaś piszesz o głębokim PRL, kiedy takich wiązań jeszcze nie produkowano, to rzeczą wprost niewyobrażalną byłoby użycie tak wulgarnych słów publicznie i to przez dorosłą osobę - w odniesieniu do nastolatki. Poza tym, zastanawia mnie, jaki rodzic puszcza bez opieki na stok nieradzące sobie z nartami, półślepe dziecko, na dodatek w nocy? Aha, jeszcze jedno. Te okulary coś podejrzanie szybko namacałaś w śniegu. Mając na nogach narty i nie mogąc się swobodnie ruszyć. Krótko mówiąc - nie wierzę w tę historię.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 21 stycznia 2015 o 0:28

avatar Armagedon
7 19

@Armagedon: EDIT: Jeszcze coś, co mi wcześniej umknęło. Mam wrażenie, że na stoku, oprócz stroju i nart, wypada mieć również narciarskie gogle? No, ale pewnie obowiązku nie ma, można jeździć bez...

Odpowiedz
avatar deepolice
5 11

@Armagedon: o tym samym pomyślałam. Jak mnie ostatnio "wywróciło twarzą w śnieg", to tylko dzięki goglom nie połamałam nosa...

Odpowiedz
avatar sla
12 18

@Armagedon: Tak jak wspominanie o działaniu zapięcia ma jakiś sens (chociaż o ile dobrze pamiętam, czego nie gwarantuję, mój wypożyczony sprzęt był bez takich bajerów) to czepianie się czasu, w jakim autorka znalazła okulary (mogły jej po prostu spaść pod nos) czy braku gogli jest zwykłym... no czepianiem się. Co do tego ostatniego - jak ja jeździłam raz, w wypożyczonym sprzęcie z dziwnego miejsca (innego wówczas nie było), nie miałam ani żadnych gogli, ani kasku, ani porządnego stroju - cieplejsze spodnie na tyłku, kurtka i bawimy się.

Odpowiedz
avatar Agness92
21 27

@Armagedon: 1. Narty nie zawsze się wypinają. Czasami potrafi nieźle wykręcić nogę, a wiązanie nie puszcza, nawet jak jest teoretycznie dobrze ustawione. 2. Skąd wyczytałaś, że autorka nie radziła sobie z nartami? Jeśli chodzi Ci o ten fragment o wiązaniach, to ręczne wypięcie narty wcale nie jest takie łatwe, szczególnie jeśli znajdujesz się w jakiejś dziwnej pozycji. 3. Nie musiała być noc - w zimie robi się ciemno koło 16, oświetlone stoki działają do min. 20 4. Ty myślisz, że te okulary to odleciały na kilometr? Wystarczyło, że spadły z twarzy i upadły tak, że ciężko je było zobaczyć (np. pod ręką). Dodaj do tego śnieg na twarzy i już masz potrzebę macania. 5. Sama noszę okulary - wystarczy wada -3 żeby czuć się niepewnie bez szkieł. Od totalnej ślepoty jeszcze daleko (btw każdy krótkowidz mówi, że jest ślepy bez okularów)

Odpowiedz
avatar Pauldora
9 15

@Armagedon: Wiązania mogły być źle ustawione. Szczególnie takie z wypożyczalni, pan z serwisu często nie słucha dokładnie jaka waga/wzrost. Mogły być też pożyczone od cięższej (domyślnie) mamy autorki, wiązania ustawione na osobę 60 kg niekoniecznie muszą się wypiąć w czasie upadku leciutkiej nastolatki. Ale gdzie wyciąg w nocy w Zakopcu? Harenda, Szymoszkowa? Tam nie da się zgubić nawet w nocy i nawet z dużą wadą wzroku. ;) Nocą w goglach kiepsko widać. W okularach na nartach też w sumie kiepsko widać.

Odpowiedz
avatar Agness92
6 10

średnio się jeździ z goglami na okularach.

Odpowiedz
avatar inmymind
-4 8

Może skoro były problemy z wypinaniem nart to trzeba było jeździć z kijkami?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
4 6

@Armagedon: Narty nie zawsze się wypinają, mogą być nawet dobrze ustawione, ale wszystko zależy od tego jak się upadnie, od przeciążenia itd. Skoro upadała do przodu to niby jakim cudem narty miały jej się wypiąć? Za dzieciaka wielokrotnie zdarzyło mi się zaliczyć tego typu glebę i nigdy mi się nie wypinały. Wiele lat później podobny upadek, podczas którego jedna narta mi się nie wypięła, skończył się zerwanym więzadłem. Zamiast dowalać się do Autorki powyżywajcie się na tym gościu, który w nią wjechał, bo to on jest piekielny.

Odpowiedz
avatar Devotchka
3 5

Miałaś chyba na myśli wstrząśnienie mòzgu. Częsty błąd.

Odpowiedz
avatar Toki221
0 16

Dobrze zrozumiałem. Sama w nocy na stoku z dużą wada wzroku bez komórki i drugiej osoby? Bardzo nieodpowiedzialne

Odpowiedz
avatar Themist
11 13

Sama wyznaję zasadę "podważ wszystko", ale naprawdę można to robić trochę mniej arbitralnie :) Daleko nie zajdziecie, mówiąc po prostu "Nie możliwe i już". Historia nie jest zmyślona, choć może brzmi mało prawdopodobnie. Gdybym pisała to dla fame'u, uważałabym na wszystkie elementy, których realność można podważyć. Serio, nie jestem reżyserem "Trudnych Spraw". To może po kolei. 1.Jeździłam na nartach dobrze (już od ok. 2 lat), w ciągu dnia porywałam się nawet z wujkiem na duże stoki. 2.Narty zawsze ustawiali w wypożyczalni. Czasem ustawili tak, że się wypinały za bardzo, aż nie dało się jeździć i musiałam się wracać na "dokręcanie", a czasem było tak, że tylko dorosły mógł mi wypiąć narty. Bywało, że przy upadkach się odpinały, czemu akurat wtedy żadna - nie wiem. 3.Okulary były w zasięgu ręki. Miałam farta. 4.Nie miałam wtedy komórki (byłam dziwnym dzieckiem, które przez całe gimnazjum odmawiało posiadania tegoż przedmiotu) 5.Jak już gdzieś napisałam rodzice puszczali mnie samą, siedzieli sobie na dole. Normalnie na wyciąg wpuszczano dzieciaki bez opieki, nawet młodsze, nie trzeba było mieć kasku ani kijków. Z tego co wiem teraz już tak nie wpuszczą, ale wtedy to nie był problem. Gdybym długo nie wracała, po prostu ojciec by wszedł na stok (który nie był wcale duży, ale jak się jest ślepym i w dziwnej pozycji to się o takich rzeczach nie myśli, tylko się panikuje) 6.Tak, stok był oświetlony (godzina ok.17), ale tylko pod samym wyciągiem. Wyobraźcie sobie również, że im się ma większą krótkowzroczność tym gorzej widzi się w nocy, nawet pod latarnią (taka jakby kurza ślepota) 7.Gogli nie miałam, bo okulary. 8.Tak, miałam kijki. Nie, nadal nie byłam w stanie wcisnąć nimi zapięcia. 9. To nie jest tak, że odleciałam na kilometr. Dostałam głównie w żebra, po prostu się wywaliłam. Mówiąc szpagato-fikołek miałam na myśli dziwną pozycję nóg, która uniemożliwiała mi wstanie bez odpięcia nart. Być może nie była to "potężna kolizja" patrząc obiektywnie, ale wtedy byłam w lekkim szoku. Tadaaa! Nie chcecie to nie wierzcie, jak najbardziej rozumiem. Jestem jednak zdziwiona waszym atakowaniem mnie, byłam pewna, że na tym portalu będą ludzie, którzy są bardziej otwarci i po przeczytaniu tych wszystkich historii wiedzą, że na świecie potrafią być rzeczy nie do pomyślenia. Nie wiem jaki ma sens wytykanie mi błędów, które miały miejsce 8 lat temu i wnikanie w to czy prawdopodobne jest, że narciarz nie ma gogli, a nastolatka jeździ bez dorosłych. Dlaczego nie skupiacie się np. na tym, że człowiek, który we mnie wjechał (czyli ten najprawdopodobniejszy wg. was aspekt historii, boście się do niego nie przyczepili) mnie zwyzywał i odjechał z rodzinką? Dlaczego nie porozmawiamy o Polskiej kulturze? Ignorujecie kluczowy aspekt historii, ten o którym się powinno dyskutować, który jest właśnie piekielny, na który rzucam światło i zwracam waszą uwagę, po to abyście mogli podjąć na jego temat refleksję. W mojej opinii właśnie po to służy ten portal, żeby zastanowić się nad społeczeństwem, nad sobą i uczyć się na błędach innych.

Odpowiedz
avatar inmymind
7 7

@Themist: Ponieważ historia jest prawdopodobna (dla mnie bez żadnego "ale") to przyczepiamy się do innych rzeczy ;) A tak zupełnie na poważnie - wierzę, że można upaść w tak "artystyczny" sposób, że nie da się wypiąć nart, bo mi też się zdarzyło; w historii nie było mowy o niemożności wypięcia nart kijkami, dlatego się przyczepiłam.

Odpowiedz
avatar Devotchka
4 6

@Themist: Kiedyś też zamieściłam historię o podobnej sytuacji na nartach, jak miałam ok. 10 lat, wywróciłam się na orczyku zaczepiając nartą o "kotwiczkę" i nikt mi nie pomógł, a ja jechałam dobre pięć minut na plecach w górę i krzyczałam. Też wszyscy przyczepili się do tego, że byłam zbyt młoda na jazdę na nartach bez opieki. Zdaje mi się, że psioczą właśnie Ci, którzy na nartach nigdy nie jeździli i traktują tę zabawę jako śmiertelnie niebezpieczny, ekstremalny sport. Ja w wieku czternastu lat śmigałam szybciej niż wujek, tata i siostra razem wzięci. Tak naprawdę bez opieki instruktorskiej nie da się zjeżdżać jednym tempem z drugą osobą. Co do nart to rozumiem problem. Koleżanka złamała nogę tylko i wyłącznie dlatego, że narta była źle dopasowana do buta i się nie wypięła w momencie, w którym powinna.

Odpowiedz
Udostępnij