NFZ to dobry pan. Łaskawy, miłosierny.
Wymaga od lekarzy pracujących w poradniach specjalistycznych ustalenia harmonogramu przyjęć pacjentów, tak by lista obejmowała wszystkie przewidziane na dany dzień punkty. Ma to sens. Pacjenci wiedza na czym stoją, a i lekarz może odpowiednio zorganizować sobie pracę.
Jeżeli zgłosi się spoza listy pacjent ze skierowaniem na cito lub wymagający pilnego przyjęcia, NFZ oczekuje by został przyjęty mimo braku wcześniejszej rejestracji. Ma to sens. W końcu chodzi często o zagrożenie życia lub poważnego uszczerbku na zdrowiu.
Co z płatnością w takiej sytuacji? Oczywiście NFZ zapłaci za przyjęcie pilnego pacjenta. Zrobi to jednak w taki sposób, że najpierw zapłaci za tego pilnego, a potem za resztę pacjentów do limitu dziennego.
I tym sposobem ja zostaję postawiony w sytuacji, w której mam do wyboru albo odmówić przyjęcia ostatniej osobie danego dnia, bo wszak limit wyczerpany przez to, że przyjąłem pilny przypadek, albo pracować społecznie. A często ta ostatnia osoba czekała na wizytę u mnie kilka miesięcy. Zgadnijcie co wybieram?
Nie ma jak dobry Samarytanin szerzący miłosierdzie cudzym kosztem.
NFZ
Dlatego w Polsce, jak już się chce chorować to najlepiej mieć duuuuużo pieniędzy na prywatne wizyty :(
Odpowiedz@Shineoff: Powiem ci, jaki jest sprytny trick. Do danego specjalisty masz terminy na pół roku? Nie zapisuj się, szkoda zdrowia na czekanie. W najbliższy dzień, w który będzie przyjmował podejdź i zapytaj, czy by cię nie przyjął, jeżeli ktoś nie przyjdzie na swój termin. Większość lekarzy się zgodzi, a na 100% ktoś nie przyjdzie. Jedyny minus to czas oczekiwania na poczekalni wynoszący czasami kilka godzin.
Odpowiedz@fak_dak: Skąd teoria, że większość się zgodzi? Po czym wnosisz? Wyniki jakiejś ankiety wśród lekarzy?
Odpowiedz@Morfeusz: Ze znajomości środowiska. Większość znanych mi lekarzy nie cierpi siedzieć bezczynnie w gabinecie i zgadza się na przyjęcia dodatkowe w miarę wolnego czasu.
Odpowiedz@fak_dak: Hm, znajomość środwiska mówisz... Ostatnia moja wizyta u endokrynologa (do którego nomen omen czekałam 14 miesięcy) przebiegała następująco: Miałam numerek 33 (bez określenia godziny) do pana doktora. Ponieważ znajomy jechał w kierunku szpitala, więc podrzucił mnie nieco wcześniej, niż wynikałoby z obliczeń. Myślę sobie - najwyżej spokojnie wypiję kawę, przejrzę internet i akurat przyjdzie czas na wizytę. Ale co tam, zajrzałam do poczekalni. A tam pustki, wiatr hula, żywej duszy. Zapukałam do gabinetu i spytałam czy pan doktor przyjmie mnie wcześniej, bo nikogo nie ma pod gabinetem. Na to usłyszałam, że mam siedzieć i czekać na swoją kolej (?). Od godziny 15 do 19 nie pojawił się nikt. Wtedy wylazł z gabinetu, rozejrzał się i powiedział prosz... Jak widać lekarze wolą się nudzić.
Odpowiedz@Toyota_Hilux: Może ciupał w World of Tanks? A na serio, to jest on raczej w mniejszości. Lekarzom nie opłaca się siedzieć bezczynnie, bo za nieobecnych pacjentów NFZ nie płaci. Lepiej przyjąć późniejszego pacjenta wcześniej, a potem kogoś dodatkowo spoza listy lub iść do domu.
Odpowiedz@Toyota_Hilux: „Ostatnia moja wizyta u endokrynologa (do którego nomen omen czekałam 14 miesięcy)” Endokrynolog nie oznacza ani „14”, ani „miesiąc”, ani tym bardziej „czekać”, więc skąd ci się wzięło nomen omen? ;>
Odpowiedz@fak_dak: Facet w wieku emerytalnym więc raczej nie ciupał w nic :). Jak weszłam czytał Newsweeka.
Odpowiedz@fak_dak: Lekarzowi nie wolno wyjść wcześniej z gabinetu i iść do domu, bo MUSI być w gabinecie w godzinach, które zgłosił do NFZ. W przeciwnym przypadku może narazić swoją przychodnię na poważną karę finansową, zerwanie kontraktu z NFZ lub nawet blokadę zawarcia umowy przez kolejne 5 lat, jeśli taka sytuacja wyjdzie na jaw podczas niespodziewanej kontroli czasu pracy lekarzy przez kontrolerów NFZ. Uzasadnienie NFZ jest takie, że "za pięć szósta" może przyjść pacjent w stanie zagrożenia zdrowia/życia i lekarz musi mu udzielić porady...
Odpowiedz@Massai: tylko że ten ma ponad 70 - nie ten target
Odpowiedz@fak_dak: oraz punktów, które marnują się przez osoby nieprzychodzące...
Odpowiedz14 miesięcy oczekiwania na endokrynologa, a w przychodni pustki... Tak właśnie tworzą się gigantyczne kolejki, ludzie zapisują się na zapas, jednocześnie u kilku specjalistów. Może pobieranie drobnej opłaty za zapisanie się, ukróciłoby ten proceder.
OdpowiedzRozumiem, że jak pacjent "z limitu dziennego" nie zgłasza się na wizytę i pan doktor ma "okienko", albo wcześniej wychodzi do domu, to poradnia natychmiast informuje NFZ o tym fakcie? I NFZ kaskę za tego pacjenta ucina? Bez demagogii, fak_dak. NFZ zwraca za dzienny limit pacjentów, bez względu na to, czy pacjent na wizytę przyjdzie, czy nie przyjdzie. Jednego dnia przyjdzie dodatkowo pacjent "pilny", innego dwóch się nie pojawi. W skali miesiąca się wyrówna. Więc nie rób z siebie doktora Judyma, bo nim - z całą pewnością - nie jesteś.
Odpowiedz@Armagedon: I tu kolejny raz wychodzi twoje niewiedza i przekonanie, że opieka zdrowotna działa na zasadach jak w PRL, gdzie wszyscy odwalali etat i urywali się wcześniej do domu jak tylko się dało. O jakim obecnym wcześniejszym wyjściu do domu czy okienku mówisz? Lekarze w poradniach specjalistycznych nie pracują na etatach tylko na kontraktach. Lekarz ma wyrobić punkty, lub wykazać, że nie wyrobił ich z winy pacjenta, który nie przyszedł. Jak wyrobi punkty, to idzie do domu, bo zrealizował kontrakt. Za czas pracy nikt mu nie płaci. Jeżeli pacjent nie przyjdzie, to nie da się rozliczyć za niego punktów i lekarz nie zarabia. Dlatego też większość lekarzy chętnie przyjmuje pacjentów dodatkowych w miejsce tych co nie przyszli. Luka między pacjentami to strata dla lekarza.
OdpowiedzA tak w ogóle to Judym był wyjątkowym idiotą życiowym.
Odpowiedz@fak_dak: "O jakim obecnym wcześniejszym wyjściu do domu czy okienku mówisz?" "Lepiej przyjąć (...) kogoś dodatkowo spoza listy lub iść do domu." O takim. Sam o tym piszesz. A jeśli po pacjencie nr 3 nie zgłosi się pacjent nr 4, a pacjenta nr 5 jeszcze nie ma - to siedzisz i czekasz. Masz "okienko". "Jak wyrobi punkty, to idzie do domu, bo zrealizował kontrakt." A jak nie wyrobi - siedzi i czeka do usranej śmierci? "...ma wyrobić punkty, lub wykazać, że nie wyrobił ich z winy pacjenta." Wykazać? A po co? Przecież, podobno, i tak go nie rozliczą - z winą, czy bez. Generalnie wychodzi na to, że jak lekarz przyjmie mniej pacjentów, niż w kontrakcie - to mu za to potrącą, a jak przyjmie więcej - to mu za to nie zapłacą. No, przerąbane macie po prostu! W tej sytuacji, fak_dak, to ja bym ręce składała do bozi o tych pilnych pacjentów, bo... "... na 100% ktoś nie przyjdzie." - TWOJE słowa. Po co więc te gorzkie żale o dodatkowych, "nadprogramowych" pacjentów? Niby to przyjmowanych gratis.
Odpowiedz@fak_dak: dlaczego wiec lekarze nie zbudntuja sie przeciw NFZ towi wszyscy byliby szczesliwi. Gdyby nie zostal zaden lekarz na NFZ tylko zalozyliby wlasny zwiazek,, na prostych dla pacjentow i lekarzy zasadach ?
Odpowiedz@TakaFrancuska: Tia... A pacjenci pierwsi podnieśliby wtedy krzyk, że źli lekarze zostawili ich bez państwowej opieki "Bo to, pani kochana, tym konowałom tylko na kasie zależy...". A najgłośniej krzyczeliby pewnie ci, którzy teraz na NFZ wyklinają.
Odpowiedz@TakaFrancuska: Jak się lekarze buntują, np. Porozumienie Zielonogórskie, to jest powszechne oburzenie, że śmią nie spełniać swojej misji zawodowej, tyko się czegoś domagają. @Armagedon: Skoro nie zrozumiałaś, to spróbuje jeszcze raz, tylko prościej. 1. Jeżeli pacjent nie przyjdzie, to NFZ za niego nie zapłaci. Dlatego lekarze w miejsce niezgłoszonych pacjentów przyjmują dodatkowe osoby. 2. Jeżeli zdarzy się, że lekarz przyjmie wszystkich pacjentów z limitu (bo wszyscy się zgłosili lub w miejsce nieobecnych przyjął dodatkowych), a zgłosi się pod koniec dodatkowy pilny pacjent, to lekarz będzie pracowała społecznie, bo NFZ za nadlimity nie płaci. Prościej ci wytłumaczyć nie potrafię.
Odpowiedz@fak_dak: Próbujesz robić ze mnie idiotkę i udajesz, że nie wiesz o co chodzi. Do tego nie zadajesz sobie trudu, by uważnie czytać, a niewygodne dla siebie wątki pomijasz. Norma.
Odpowiedz@Armagedon: Ja na temat twojego intelektu bezpłatnie wypowiadał się nie będę. Taka przyjemność zajmuje nieco czasu, wymaga badań i kosztuje. Skoro jednak sama masz wrażenie, że jesteś odbierana jak idiotka, to jest to dla ciebie pole do autorefleksji.
Odpowiedz@fak_dak: Genialna odpowiedz fak_dak :D
Odpowiedz@fak_dak: Ja się o twoim intelekcie mogę wypowiedzieć nawet za darmo. A co mi tam. Niezbyt pochlebnie. Bo jeśli ktoś nie widzi różnicy między "próbujesz robić ze mnie idiotkę", a "uważasz mnie za idiotkę", no to wybacz...
Odpowiedz@fak_dak: Co wyprawia NFZ, to wiadomo, ale w Twojej wypowiedzi są punkty, z którymi nie mogę się zgodzić: 1. Nie ma to jak dobry Samarytanin... Czy mówisz o NFZ, czy o sobie? Bo jako ten ostatni pacjent przypominam, że ja zapłaciłam za wizytę - swoją składką. W moim imieniu za moje pieniądze (podwójne, bo płacę dwie składki) wykupił ją w Twojej przychodni ubezpieczyciel. Że ubezpieczyciel to złodziej, a system zakupu łamie prawo, to zupełnie inna kwestia. Ale nie ma podstaw do nieprzyjęcia ostatniego pacjenta z limitu. 2. Nikt nie oburza się, że PZ się buntuje, tylko że krzywdzi pacjentów. Bo jakoś nie słyszałam, żeby PZ chociaż raz odmówiło przyjmowania pacjentów z rządu czy z NFZ - a zwykłych pacjentów lekarze z PZ nie przyjmowali. Nie przypominam sobie, żeby środowisko lekarskie złożyło wtedy zbiorowe zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez MZ. Nie przypominam sobie, żeby lekarze alarmowali na forach międzynarodowych o działaniach represyjnych państwa polskiego, zmierzających do masowego zagrożenia zdrowia i życia Polaków. Nie przypominam sobie, żeby "afera refundacyjna" polegała na tym, że lekarze w sytuacji wątpliwości, czy NFZ zwróci im pieniądze, wypisywali recepty z najwyższą możliwą refundacją i do każdej recepty pisali pismo do NFZ z pytaniem o wyjaśnienie statusu - z takim samym wzorem. Oczywiście, zebrane raz w miesiącu i złożone w NFZ. Gdyby NFZ dostał 2.000.000 tak samo brzmiących pism od np. 2000 lekarzy - ugiąłby się. Ale lekarze woleli wyrobić sobie 2000 pieczątek i zmuszać chorych, niepełnosprawnych (!) ludzi do a) latania na trasie lekarz - apteka - NFZ - lekarz, b), b) tracenia pieniędzy z mizernych rent i emerytur, bo pacjent musiał wykupić lek na 100%, kosztem swojego leczenia (innego), jedzenia, ubrania. Jak się bierze 120 zł za wizytę, to to tak nie boli, ale dla niepełnosprawnych żyjących za 730 zł, która to kwota nie uprawnia już do wsparcia z MOPS - te pieniądze robiły ogromną różnicę. I dlatego ludzie PZ nie lubili. Jak władza popełniła nadużycia prawne w Radomiu w 1976, to adwokaci nie protestowali poprzez odmowę przyjazdu na rozprawy toczące się w tym mieście, tylko w ramach protestu za darmo bronili najsłabszych, pokrzywdzonych. A 35 lat później lekarze protestują przeciwko nadużyciom władzy, wyżywając się na staruszkach i kalekach. Wot, odwaga! Na ministrze już nie mieli odwagi się wyżyć. Dla jasności - z wyjątkiem fatalnej afery z pieczątkami o refundacji generalnie popieram PZ. Mają dobre koncepcje, ale do ich realizacji zabierają się od tzw. dupy strony.
Odpowiedz@didja: ad. pkt 1. - Ty nie zapłaciłaś mi za wizytę składką, zapłaciłaś NFZowi. A Fundusz z kolei nie wykupił niczego dla konkretnej osoby. Zapłacił mi za określoną liczbę punktów, co przekłada się na ilość pacjentów danego dnia. Jeżeli wykonałem swoją zakontraktowaną pracę, to wszystko ponad limit jest wyłącznie moją dobrą wolą. I o ile nie protestuję, że czasami przyjmę kogoś bezpłatnie ponad limit z własnej woli, bo wszak to moja decyzja, to nie podoba mi się, że NFZ stawia mnie w sytuacji, gdy zgodnie z kontraktem, powinienem komuś czekającemu kilka miesięcy odmówić przyjęcia. NFZ tak robi, bo wie, że lekarz i tak się ulituje i pacjenta bezpłatnie przyjmie. Klasyczny szantaż emocjonalny. Pomysł ograniczenia protestu do nieprzyjmowania polityków i urzędników NFZ jest tak odczapny, że aż nie chce mi się go komentować. Porozumienie Zielonogórskie protestuje zwykle odmawiając podpisania na kolejny rok kontraktów na poradnie lekarza rodzinnego. A ponieważ skupia znaczną liczbę lekarzy na swoim terenie, to grozi tym, że w kolejnym roku NFZ nie będzie miał lekarzy do zapewnienia świadczeń zdrowotnych. Bo obowiązek zapewnienia takich świadczeń nie spoczywa na lekarzach, którzy nie podpisali kontraktu, tylko na NFZ. Lekarz, jak każdy człowiek, może odmówić podpisania kontraktu na kolejny rok, jeżeli nie podobają mu się warunki.
OdpowiedzIdź do prywatnej kliniki, problem minie.
Odpowiedz@Izura: Pracuję i prywatnie, i na kontrakcie z NFZ. Szczęśliwie tej ostatniej działalności jest co raz mniej.
Odpowiedz@fak_dak: Szczęśliwie szczególnie dla pacjentów z NFZ. Mniej szczęśliwie dla tych prywatnych.
Odpowiedz@Armagedon: Chcesz coś jeszcze napisać poza tym, że mnie nie lubisz? Rozmowy z tobą przestają być merytoryczne, bo zaczynasz sobie pozwalać co raz bardziej na wycieczki personalne.
Odpowiedz@Armagedon: Szczęśliwie dla pacjentów NFZ?! Kobieto, czy ty sobie zdajesz sprawę jakie są braki kadrowe w polskiej psychiatrii? Jak nie to polecam lekturę http://polska.newsweek.pl/szpitale-psychiatryczne-w-polsce-stan-polskiej-psychiatrii-newsweek,artykuly,352294,1.html
Odpowiedz@fak_dak: Rozmowy z tobą nie mogą być merytoryczne, bo zawsze uciekasz od odpowiedzi wprost i NIGDY nie przyznasz mi racji, nawet, jeśli ją ewidentnie mam. Osobiście do ciebie nic nie mam. Po prostu GENERALNIE nie lubię lekarzy. Tylko, że ja się nie urodziłam z tą niechęcią wpisaną w kod genetyczny. Skądś się musiała wziąć, nie sądzisz? Mam to nieszczęście, że choruję przewlekle (o czym już pisałam) i z tej racji z opieką zdrowotną muszę się użerać na co dzień. A główne moje zarzuty - to niekompetencja, arogancja i chamstwo, zarówno wśród lekarzy, jak i pielęgniarek. Do tego jeszcze pazerność, brak empatii i tumiwisizm. Generalizuję? Być może. A może mam, po prostu wyjątkowego pecha? W jednym tylko szpitalu o mało mnie nie uśmiercili dwa razy. Raz - bo mnie na stole operacyjnym zaintubowano w przełyk, dwa - bo mnie na siłę wyrzucali do domu z pooperacyjnym krwiakiem. No, tu akurat miałam dużego farta. Nie dałam się. Ale cały czas słyszałam, że histeryzuję. A jak znajdziesz odrobinę wolniejszego czasu, to przeczytaj sobie to: http://piekielni.pl/63266#comment_733580. Miłej lektury. Niedługo zamierzam zamieścić jeszcze bardziej bulwersująca historię. Też ci polecę. A mój komentarz był złośliwy, nie przeczę. Bo jak pan doktor, który się uważa za dobrego specjalistę, może napisać, że NA SZCZĘŚCIE już niedługo będzie się mógł wypiąć na swoich pacjentów z NFZ? Na czyje szczęście? Na ich, czy wyłącznie na twoje? @marchewkowe_pole: Przeczytaj, co napisałam powyżej.
Odpowiedz@Armagedon: Czym generalne nielubienie lekarzy różni się od nielubienia wszystkich Żydów, Murzynów, Cyganów, homoseksualistów? Nielubiących z góry tych ostatnich nazwałabyś antysemitami, rasistami, homofobami i wzywała ich do nieoceniania człowieka bez poznania go i większej tolerancji. Jakoś postawa tolerancyjna nie przeszkadza ci z góry być nastawioną źle do wszystkich lekarzy. Hipokryzja pełną gębą.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 12 grudnia 2014 o 13:24
@fak_dak: mizomedykami? :)
Odpowiedz@fak_dak: Różnica polega na tym, że nigdy żaden Żyd, Murzyn, Cygan i homoseksualista nie zrobił mi nic złego. A także na tym, że od tych panów (pod warunkiem, że nie są lekarzami) potencjalnie nie zależy ludzkie życie i zdrowie. Taki drobiażdżek. Gdybyś był odrobinę, chociaż taką ociupinkę, obiektywny - przyznałbyś, że wielu lekarzy nie zasługuje ani na szacunek, ani na czołobitność. Gdybyś był bardziej dociekliwy - sprawdziłbyś ile osób rocznie umiera przez błędy w sztuce, lub niestaranność zawodową. Albo traci zdrowie. I mam tu na myśli wyłącznie przypadki, które trafiły do sądu. A to jest prawdopodobnie 1/4 faktycznej liczby, albo jeszcze i mniej, bo ludzie nie chcą "zarabiać" na krzywdzie bliskich, lub nie mają sił i chęci handryczyć się latami, gdyż życia to nikomu i tak nie przywróci. Piszę "latami" - bo jeszcze nie słyszałam o przypadku, żeby jakiś lekarz przyznał się do błędu i przeprosił, a jakiś szpital bez dyskusji wypłacił kasę. Będą walczyć do upadłego próbując udowodnić, że białe jest czerwone. http://www.fakt.pl/Adam-Sandauer-o-bledach-lekarskich-Prawa-pacjenta-Bledy-lekarskie-,artykuly,202632,1.html Kolejny raz miłej lektury życzę.
Odpowiedz@Armagedon: fakt.pl? To stąd czerpiesz swoją wiedzę? Gratuluję wiarygodnego źródła...
Odpowiedz@Gbursson: medykofobami :)
Odpowiedz@sweeney: Tak, córeczko z "Faktu". Pan Adam Sandauer jest dziennikarzem "Faktu", oczywiście, a wszystkie komentarze pod artykułem sam napisał...
Odpowiedz@didja: "x-fob" to od bania się...
Odpowiedz@Armagedon: No dobrze, już wiemy, że nie lubisz lekarzy. A czy mogłabyś, z łaski swojej, iść ich nie lubić gdzie indziej? Bo mało, że gadasz bzdury, to jeszcze komentujesz nie to, co dyskutant napisał, ale to, co Ci się wydaje, że napisał... Wyraźnie cierpisz na tzw. "syndrom eksperta" ("Ekspert nie myśli, ekspert WIE").
OdpowiedzNasz drogi (w wielorakim znaczeniu) system opieki zdrowotnej zwalcza bohatersko przeciwności nie znane w innych systemach :)
OdpowiedzZ ciekawości zapytam - a co z honorowymi dawcami krwi? Ustawa daje im prawo do przyjęcia poza kolejką i poza limitami - czy za nich NFZ też nie płaci?
Odpowiedz@glan: Zasłużeni honorowi dawcy wchodzą poza kolejnością. Za nich NFZ płaci tak samo jak za pilnych.
Odpowiedz@fak_dak: Czy dobrze rozumiem? Wchodząc jako zasłużony honorowy dawca na szybszy termin też naciągam lekarza na świadczenie z jego kieszeni?
OdpowiedzTylko dzięki temu, że przychodnie i niezależni lekarze godzą się podpisywać takie umowy, NFZ jest w stenie do nich takie warunki wprowadzać.
Odpowiedz@bloodcarver: Masz 100% racji, że należałoby walczyć o swoje. Jednak w pojedynkę nic się nie ugra, bo NFZ jest monopolistą. Należałoby się zorganizować, wystosować petycje, w razie odmowy zorganizować strajki jak było w latach 2005-2007. Tylko wtedy na pewno media będą nastawiać opinię publiczną przeciwko lekarzom. Będzie o tym, że bogacze znowu się domagają pieniędzy, będzie o zwracaniu za wykształcenie, "pokaż lekarzu co masz w garażu" i o kamaszach. Będzie o doktorze Judymie, o przysiędze Hipokratesa i powołaniu lekarskim. Przypomnij sobie jak odbierane są coroczne protesty Porozumienia Zielonogórskiego jako odpowiedź na różne bandyckie pomysły NFZ?
Odpowiedz@fak_dak: No tak, odmowa musiałaby wyjść od istotnego procenta lekarzy. A ponieważ i NFZ, i media, czerpią kasę z istniejącej aktualnie sytuacji, to protest musiałby być twardy... albo musiałby się odbyć nogami, poprzez emigrację.
Odpowiedz@bloodcarver: Problem w tym, że NFZ nie bardzo ma możliwość oferowania czegoś innego w wymiarze finansowym. Zapewne można umowy inaczej skonstruować, proponować inne mechanizmy rozliczeniowe, ale tak ogólnie to działa zasada: tak krawiec kraje jak mu materii staje.
Odpowiedzcóż, mnie pani w rejestracji w przychodni ze skierowaniem na cito przy złamaniu kręgu chciała zapisać do specjalisty na koniec kolejki jakieś 3 miesiące później... dziękuję, teraz wiem jak to mniej więcej działa i jak walczyć o swoje a nie wydawać grubą kasę na lekarza, który okazał się "nie wiedzieć nic" :)
OdpowiedzKolejki do lekarzy są generalnie ciekawym tworem. Po trzech-czterech dniach, jak gripexy/fervexy nie pomagają wcale to dzwonię do przychodni. Rejestracja czynna od ósmej, więc jak w końcu 8:25 udaje mi się dodzwonić i zarejestrować na 13:40 to stwierdzam, że poczekam, żeby nie siedzieć, nie marznąć i nie zarażać przez kilka godzin. A gdy dziesięć minut przed godziną, na którą jestem umówiona przychodzę do rejestracji, żeby wydrukować recepty to dostaję numerek. Numerek 31, w gabinecie osoba z numerkiem 26. Może mi ktoś wytłumaczyć po co w takim razie rejestruję się na konkretną godzinę, skoro to kiedy wejdę do lekarza zależy od tego jak szybko wezmę numerek?
Odpowiedzi tak dostajez gruba kase za siedzenie sobie 2godz dziennie i praktycznie nic ni robienie wiec te 15min dodatkowej pracy nie zaszkodza
Odpowiedz