Historia
http://piekielni.pl/1552 przypomniała mi...
Pracuję obecnie w firmie zajmującej się m.in. drukiem. Ulotki, plakaty, billboardy itp.
Wybory zawsze są dobrym biznesem dla takiej firmy. W końcu ktoś musi wydrukować plakaty informujące wszem i wobec, że kandydat X zrobi wszystkim dobrze i nikt inny tak dobrze nie zrobi nam dobrze jak on.
... a w zasadzie byłyby dobrym biznesem gdyby nie jeden szczegół.
Koleżanka z biurka obok tłumaczyła kandydatowi, całemu jego sztabowi wyborczemu że:
- Nie. Nie wydrukujemy w ramach darowizny.
- Nie. Nie obchodzi nas, że można sobie to odliczyć od podatku.
- Nie. Obietnica płatności jak wygracie wybory nas nie satysfakcjonuje.
- Tak. Wydrukujemy jak zapłacicie z góry.
Wiecie ile czasu zajmuje wytłumaczenie tych zasad?
Koleżanka z biurka obok wisiała na telefonie 2 dni, tłumacząc te jakże zawiłe zasady biznesu.
A dlaczego nie przyjmiemy zlecenia płatnego po wykonaniu pracy?
A dlatego, że politycy tuż po wyborach dostają nagłej amnezji. Nie tylko zapominają o obietnicach wyborczych ale o jakichkolwiek. Po poprzednich wyborach odzyskanie wszystkich należności od partii zajęło firmie... okrągły rok!
branża poligraficzna
A to też dość piekielne z zupełnie innego powodu - otóż komitety wyborcze muszą bardzo dokładnie się sprawozdawać z wydatków i nie ma możliwości, aby przyjąć usługę druku w ramach darowizny (a już absolutnie nikt nie odliczy sobie potem tego od podatku, nigdy). Również zapłacenie "jak wygramy wybory" nie ma najmniejszego sensu - komitet wyborczy może przyjmować wpłaty jedynie przed wyborami i ile ich zebrał, tyle ma, a z faktury i tak się musi rozliczyć i tak.
Odpowiedz@xpert17: Nie przeczę, że jest jak piszesz ale kandydaci często sami na własny rachunek chcą sobie drukować plakaty i ulotki. Wydrukujcie mi a ja wam zapłacę jak wygram. Wiem też z pewnego źródła (w branży ludzie się znają), że nie jesteśmy jedyną firmą, która przejechała się na "kiedyś zapłacimy" polityków. Dziś już nikt nie wydrukuje plakatów politykom bez przedpłaty.
Odpowiedz@glan: Pracuję w poligrafii od dawna i druk materiałów wyborczych wygląda następująco: 1. Przychodzi polityk i mówi, że chce plakaty, ulotki, bannery czy coś tam. 2. Dostaje od nas na karteczce podstemplowaną wycenę. 3. Kwotę z wyceny przelewa do swojego komitetu wyborczego. 4. Komitet wyborczy wystawia oficjalne zlecenie. 5. Drukujemy rzeczy dla polityka. 6. Polityk dostaje rzeczy, fakturę dla komitetu i protokół odbioru. 7. Komitet płaci drukarni. 8. Jeśli polityk wygra wybory, komitet zwróci mu kasę. 9. Komitet ma obowiązek rozliczyć się ze wszystkimi usługodawcami max. do 60 dni po wyborach. Nie spotkałam się z czymś takim jak przedpłaty, próby wyłudzenia darowizn ani z niczym, co opisałaś/-eś. Niektóre komitety płacą wcześniej, inne później, ale wszystkie mamy już rozliczone. P.S. I żeby nie było: nie cierpię polityki i polityków i mocno odchorowałam kontakty z nimi podczas tegorocznych wyborów.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 11 grudnia 2014 o 18:33
@Betoniarka: Być może trafiasz na samych uczciwych polityków. ;) My nie mieliśmy tyle szczęścia.
Odpowiedz@glan: Wszystkie partie mi się przewinęły, a nie sądzę, żebym akurat żyła w takiej uczciwej części Polski. ;)
Odpowiedzpo prostu jest to naprawdę bardzo dokładnie sprawdzane (byłem kiedyś pełnomocnikiem finansowym komitetu wyborczego, to wiem), a nikt nie chce mieć niepotrzebnych kłopotów. W każdym razie kandydatowi nie wolno nic na własny rachunek kupować i samemu płacić.
OdpowiedzBo takich oczywistości nie tłumaczy się przez telefony, tylko pisze oficjalne pismo.
OdpowiedzGdybym doszedł do władzy, dążyłbym do wprowadzenia absolutnego zakazu druku plakatów i ulotek wyborczych. Są to pieniądze wyrzucone w błoto i niejednego raka by się za to wyleczyło, niejedno dziecko nakarmiło zamiast oglądania ryjów pojawiających się co cztery lata. Nikt nigdy nie głosował na polityka, nawet lokalnego dzięki ulotce albo plakatowi. Nikt na ten syfior uwagi nie zwraca a dekoncentruje to kierowców i niestety pogarsza smutne statystki wypadkowości w naszym kraju, zwłaszcza jeśli kandydatka na plakacie ma duże, obfite piersi. Ludzkość musi się obudzić i sama dążyć do wprowadzenia tego zakazu. Największe partie dostają pieniądze z budżetu na swoją działalność a ja się pytam po jakiego ch*uja? Jak chcą chłopy mieć partię to niech zrobią ściepę ze składek, a nie biorą z państwowej kiesy i przepie*dolą na głupoty, na zegarki Nowaka albo na paliwo Sikorskiego.
Odpowiedz@Drill_Sergeant: Wtedy kandydaci będą kupowani przez biznes. Szanse w wyborach mieliby jedynie ci kandydaci, którym wielką i profesjonalną kampanię wyborczą sfinansują biznesmeni - ze składek partyjnych nie da się tyle uzbierać. Rządziłaby nami oligarchia, chociaż i tak mamy problem z przenikaniem biznesu do polityki (Kluczyk, Sobiesiak, Dochnal).
Odpowiedz"A dlaczego nie przyjmiemy zlecenia płatnego po wykonaniu pracy? " A nie istnieje coś takiego jak pisemna umowa?
Odpowiedz@nanab: Przeczytaj dokładnie: "Nie. Obietnica płatności jak wygracie wybory nas nie satysfakcjonuje." Czyli przyszły samorządowiec/polityk chciałby zawrzeć umowę, której wykonanie z jego strony chciałby uzależnić od zdarzenia na którego nie ma wpływu (wybranie). To zupełnie co innego niż umowa z odroczonym terminem płatności.
Odpowiedz