Matka z dzieckiem (płci męskiej) w piekarni 5 minut temu:
[M]: Jaką bułkę chcesz?
20 Smaków do wyboru, ale dzieciak mówi:
[Dz] Chcę tę z makiem.
[M] A nie lepsza będzie ta z jabłkiem?
[Dz] Nie, chcę z jabłkiem.
[M] To może z jagodami?
[Dz] Z maaakiem.
[M] Ale nie zjesz takiej dużej, weź z budyniem.
[Dz] Nie lubię z budyniem.
[M] NO JUŻ MNIE ZACZYNASZ DENERWOWAĆ, ZDECYDUJ SIĘ W KOŃCU BO NIE MAMY CZASU.
I do ekspedientki:
[M] Poproszę bułkę słodką z mango.
Dziecko w płacz.
no przecież mamcia wie najlepiej...
OdpowiedzI się dziwić, że tyle teraz maminsynków, jak od małego tresowane by nie mieć swojego zdania. Patologia.
OdpowiedzPrzypomniał mi się dowcip: Mama przez okno woła Jasia M- Jasio, chodź szybko do domu! J- a co, godny jestem? M- nie, pic ci się chce! Widać takie matki jednak istnieją, szkoda tylko, że takie zachowanie robi z dzieci prawdziwe kaleki życiowe.
OdpowiedzTak na wstępie to nie popieram wrzeszczenia na dzieci. W każdym razie znany jest mi przykład dziecka, które nie lubi soku pomarańczowego. Jesteśmy na spacerze, jest ciepły dzień wstępujemy do sklepu, alejka z napojami, soczki w kartonikach (jak wiadomo lub nie, producent zrobi jak najwięcej może żeby przyciągnąć wzrok dziecka) każdy (lub prawie każdy) ozdobiony kolorowymi postaciami z bajek itd. Trzylatek dostaje możliwość wyboru kartonika (3-latki z reguły nie potrafią czytać, więc kieruje się wyłącznie aspektami graficznymi, do tego zamiast narysowanych owoców są jakieś misie, pieski czy inne cuda z bajek). Wybór pada na sok pomarańczowy, którego po pierwszym łyczku więcej nie tknie. Musi zatem wybrać inny ale się uprze na ten właśnie "bo piesek, kotek, miś", to trzeba podjąć decyzje za niego i wybrać taki jaki lubi - wypije. Także śmiem twierdzić, że matka wie lepiej, choć co podkreślam, nie ma prawa wydzierać się na dziecko...
Odpowiedz@fabryka_czekolady: ja bym kupił dwa - ten co wybrał i ten który będzie smakować. Dać mu pomarańczowy, a jak się zreflektuje to ten drugi. Następnym razem spyta się jaki smak.
Odpowiedz@fabryka_czekolady: Nie, nie wie lepiej, wiedzą wszyscy naokoło:))
Odpowiedz@fabryka_czekolady: Z tego, co pamiętam, to w tego typu sytuacjach mi rodzice mówili "To jest ..., na pewno to chcesz?". I jak chciałem, dostawałem. Pomogło. Nie trzeba podejmować decyzji za dziecko. Można mu po prostu dać informacje potrzebne do jej podjęcia. A jak się nie chce tego zrobić, to już lepiej nie pytać wcale.
Odpowiedz@fabryka_czekolady: Mój młodszy brat kiedy miał coś ok. 3-4 latka zapytany na jakie owoce ma ochotę uprał się na cytrynę. Ojciec wytłumaczył mu, że cytryna jest bardzo kwaśna i raczej nie nadaje się do podgryzania w czasie oglądania bajki, ale małego nie przekonał, braciszek zarzekał się, że lubi cytryny i na pewno będzie mu smakować. No to dostał na talerzyku cytrynę pokrojoną w plasterki. O dziwo zjadł aż dwa plasterki (byliśmy w szoku, że tak małe dziecko może się unieść dumą), po czym przyznał nieśmiało, że jednak cytryna mu nie smakuje i czy może dostać jabłko. Dostał oczywiście, reszta cytryny poszła do herbaty, a maluch nauczył się bardziej brać sobie do serca rady rodziców. Dziecko nie rozumie argumentu, że taki soczek nie będzie mu smakował, widzi tylko, że ładny ma kartonik, więc na pewno jest pyszny. Dopiero jak kilka razy zobaczy, że czasem coś wyglądającego na smaczne, jednak mu nie smakuje, zacznie w podejmowaniu decyzji brać pod uwagę, że ma to jeść/pić, a nie podziwiać. Inaczej się nie da. Albo dziecka w ogóle nie pytać co chce, tylko wybrać za niego, albo zapytać, ale wtedy dać mu to, co chce. I niech sam się przekona czy to był dobry wybór, czy nie.
Odpowiedz@Mei: wiele dzieciaków lubi cytrynę :) u dorosłych na samą myśl ślinianki zaczynają pracować, ale u dzieci smak jeszcze się rozwija i inaczej reagują.
Odpowiedz@inmymind: Co jak co, ale całą cytrynę obraną jak pomarańczę to z przyjemnością wciągnę;)
Odpowiedz@fabryka_czekolady: tak, trzeba koniecznie uratować dziecko przed bezmyslnym zakupem nielubianego soczku z misiem, bo przecież jeżeli dziecko sie przekona, że to nie taki, jak lubi, i nie dostanie lepszego, to umrze z pragnienia. a może jeśli 3 razy dostanie nielubiany sok, to a. zmądrzeje i poprosi o inny b. ewentualnie się przyzwyczai i przestanie marudzić ;) kupowanie kilku rodzajów jest imo trochę niepedagogiczne, bo uczymy dziecko tego, że nie ma znaczenia, co wybierze, i w sumie może poprosić o pierdyliard soków - których potem nie wypije - tylko dlatego, że mają fajny kartonik, i że to w sumie sprawa rodziców, by kupili mu dobry sok, a nie jego własna.
OdpowiedzDzieciak mógł mieć alergię na mak. No ale internauci zawsze wiedzą lepiej.
Odpowiedz@zupak: W takim razie matka powinna powiedzieć 'przecież wiesz, że nie możesz jeść maku, wybierz coś innego'. Trzeba przecież dzieciaka nauczyć, co może jeść, a czego powinien unikać.
Odpowiedz@zupak: Dokładnie jak sla pisze, jeśli dziecko ma alergię na mak, trzeba mu to powtarzać, przypominać i wbijać do głowy za każdym razem, gdy zapomni. Dla jego własnego dobra. Jeśli miał alergię, to zachowanie matki nie było po prostu złe. Było śmiertelnie niebezpieczne - dosłownie.
OdpowiedzPo pierwsze: nie wiemy ile dziecko miało lat. Po drugie - zakładając hipotetycznie, że był to 5-6 latek, i tak i tak, powinna matka zdecydować z czym dostanie bułkę. To nie jest wiek na podejmowanie decyzji. Matka wie lepiej, co może mu zaszkodzić, a co nie, na co ewentualnie jest uczulony i widzi, która buła jest stara jak świat, a która świeża. Generalnie cała sytuacja jest z d...py i nie powinna mieć miejsca.
Odpowiedz@Toyota_Hilux: 5-6 lat to właśnie JEST wiek na podejmowanie takie pierdołkowate decyzje. Jak mamusia będzie o wszystkim decydować to wyrośnie kaleka życiowa. A jeśli chce zrobić coś naprawdę głupiego (powiedzmy że miał alergię na mak) to matka powinna na spokojnie mu wytłumaczyć. Zrozumiałby i uspokoił. Albo wpadł w szał i uspokoił dopiero po dłuższej chwili - czyli to samo co w historii, ale z lepszą reputacją mamy.
Odpowiedz@Toyota_Hilux: Zacznijmy od tego, że jeżeli matka chciała sama zdecydować, to nie powinna łgać dziecku, że ma wybór. To raz. A dwa, że niby jakim cudem ma się dzieciak nauczyć podejmowania decyzji, tak by świadomie korzystać ze zdolności do czynności prawnych uzyskiwanej w wieku lat trzynastu, jeśli w wieku lat sześciu nie ma niby prawa nawet sobie wybrać bułki?! Jednym z gwarantowanych u nas praw dziecka jest prawo do rozwoju osobowości - właśnie po to, by rodzice nie mogli robić z dzieci laleczek pozbawionych tejże osobowości. A osobowość wyraża się właśnie w podejmowanych decyzjach, w tym co lubi, czego nie, czego chce a na co się nie zgadza. Oczywiście, że pewne ograniczenia muszą być, ale nie sterowanie dzieciakiem na 100%!
Odpowiedz@Toyota_Hilux: żartujesz? Kilkulatek nie powinien decydować o np. wyborze szkoły, ale o kurde bułce? To jest mały człowiek, a nie debil i jak ma wyrosnąć na normalną osobę to wręcz musi nauczyć się podejmowania decyzji, a najlepiej się nauczy na takich bzdurach. Ty w dzieciństwie nie miałeś prawa głosu w takich sprawach?
Odpowiedz@bloodcarver: zgadza się, ale o tym co ma jeść powinni decydować rodzice. To jest alternatywa: będzie rzygał pół nocy czy nie, albo wysypie go po maku czy nie. Niech wybiera lalkę, bądź misia, ale nie jedzenie.
Odpowiedz@grupaorkow: Tak, nie miałam prawa głosu w takich sprawach. Ale tekst nie dotyczy mnie tylko dziecka z historii. Ponadto poczytaj poniższą moją odpowiedź i Ci się wszystko wyjaśni.
Odpowiedz@Toyota_Hilux: Błagam, powiedz, że nie masz dzieci…
Odpowiedz@janhalb: Toyota po protu nie chce przyznać się, że to ona była tą mamuśką xD
Odpowiedz@janhalb: owszem mam, nawet wnuki, ale nie są rozwydrzone i nie wszystko im wolno
Odpowiedz@Toyota_Hilux: To wybieranie samemu bułki to rozwydrzenie. No, kurcze, czego to się człowiek nie uczy co dzień...
Odpowiedz@Toyota_Hilux: Jeżeli matka chciała sama wybrać co dzieciak ma jeść to po cholerę go pytała "Jaką chce bułkę"? A jeżeli widziała, że jakieś są świeże i te chciała kupić, to powinna dać wybór pomiędzy nimi: np czy chce z jabłkiem czy z mango. A ona perfidnie udawała, że dziecko ma jakiś wybór, po czym mu kupiła to co jej się uwidziało. Więc po prostu zrobiła dziecko w ch....
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 26 listopada 2014 o 22:42
@Toyota_Hilux: "moje wnuki nie są rozwydrzone i nie wszystko im wolno" (przypominam, że tekst dotyczy WYBORU BUŁKI); "5-6 lat to nie jest wiek na podejmowanie decyzji (WYBÓR BUŁKI!!!). Niezmiernie współczuję tak wychowywanym dzieciom szoku, który ich czeka, kiedy pewnego dnia okaże się, że muszą podejmować decyzje i brać za nie odpowiedzialność.
Odpowiedz@Toyota_Hilux: Aha, samodzielny wybór drożdżówki - po tym, jak matka ten wybór jednoznacznie zaproponowała - to "rozwydrzenie"? Może jednak sprawdź w słowniku znaczenie tego słowa?
Odpowiedz@Toyota_Hilux: to ja szczerze współczuję i dzieciom i wnukom, skoro nawet bułki nie mogli wybrać. Ubrania, szkoły, rozrywki i małżonków też pewnie mamusia wybrała.
Odpowiedz@Toyota_Hilux: Skoro dziecko nie powinno podejmować decyzji to po kiego ch... matka się go pyta co chce?!
Odpowiedz@Toyota_Hilux: Gdyby dać mu wolną rękę w wyborze jedzenia na CO DZIEŃ, to byłaby przesada, ale jest różnica między wyborem przekąski, czegoś "do podgryzania jak zgłodnieje" i karty dzań na całe dzieciństwo!
OdpowiedzA wystarczylo kupic i dac dziecku polowe skoro cala za duza.
Odpowiedz@elefun: A co z drugą połową? Wyrzucić?
Odpowiedz@kissedbyfire: Schować do woreczka i dać dziecku później albo zjeść samemu.
OdpowiedzTak mi się jakoś przypomniało, jak to się mnie moja mama zapytała, jak miałam coś koło 10 lat w co chcę, żeby mnie uczesała. Ja powiedziałam, że chcę zostawić włosy rozpuszczone a ona i tak na siłę zaplotła mi warkocz :D Po latach nam się ta sytuacja przypomniała i mama sama przyznała, że zachowała się głupio i powinna albo przeboleć rozpuszczone włosy albo w ogóle nie pytać mnie o zdanie. Widać matki (chociaż pewnie nie tylko one) tak mają, że dając dziecku wybór mają podświadomie nadzieję, że wybierze ono tę samą opcję co one. A gdy latorośl tego nie zrobi, to usiłują dziecku wyperswadować jego wybór lub go zmienić.
Odpowiedz@TheCuteLittleDeadGirl: Miałam kiedyś tak samo, z tym że twardo postawiłam na swoim :) skończyło się płaczem (moim) i kilkudniowym fochem (mamy). Z perspektywy czasu myślę że to była zupełna głupota, ale do dziś pamiętam tamtą kłótnię i tak sobie myślę że dzięki takim drobiazgom nie wyrosłam na panienkę która mówi NE kiedy w rzeczywistości myśli TAK bo się kryguje.
Odpowiedz@trollinka: Mi się tak wydaje, że to są momenty w których rodzic dostaje po łbie faktem, że dziecko powoli i nieuchronnie robi się samodzielne i jego decyzje nie zawsze będą zgodne z wizją rodzica. W końcu ileś lat to rodzić decydował w co się dziecko ubierze, co zje na obiad, jak będzie uczesane a tu nagle dziecko mówi: NIE! I teraz albo może się cieszyć, że dziecko "dorasta", przełknąć ten fakt i nic nie powiedzieć albo właśnie bronić się chcąc utrzymać kontrolę.
OdpowiedzAż chce mi się wraz z tym dzieciakiem krzyczeć: "Z maaaaakiem, głupia krowo! Z makiem!"
Odpowiedz@WilliamFoster: Małe tragedie a bolą :D
OdpowiedzTo prawie jak moja mama w wakacje przy barze: Ja: Jakiego mi pan zaproponuje drinka z sokiem grejpfrutowym? Mama: Grejpfrutowym? Ty przecież nie lubisz grejpfrutowego. Ja: Drinki z sokiem lubię, nie chcę nic słodkiego. Mama: A nie lepiej jakieś martini z sokiem pomarańczowym? Zrobi jej pan coś bardziej na słodko, bo ona kwaśnego nie wypije. Ja: Wypiję, chcę coś na kwaśno. Mama: Ale ty nie lubisz grejpfrutowego! Ja po tobie nie będę dopijać! Ja: ... To niech będzie wódka z colą, cytryną i lodem. Mama: Wódka?! Będziesz czystą wódkę piła?! Ja: Nie czystą, tylko wymieszaną z colą. Mama: Alkohol będzie piła! Ja: To z czym twoim zdaniem mam pić drinka?! Mama: ... (myśli) ... Z mlekiem... Barman podał mi malibu z mlekiem za pół ceny.
OdpowiedzZupełnie jak moja matka. ;) Mama: Weź sobie śmietany do tych pierogów. Ja: Nie, dzięki, wolę z samym cukrem. M: Weź, będzie ci smakowało. J: Nie, nie lubię ze śmietaną, NAPRAWDĘ. M: LUBISZ. *ryps mi szczodrze śmietany na talerz* A potem się dziwiła, że na pytania typu "wolisz zupę taką, czy taką?" odpowiadałam zawsze "obojętnie", wiedząc, że i tak zrobi tę, na którą ona ma ochotę. :D
Odpowiedz@DeadAgain: To widzę, że wszystkie mamy takie same. U mnie do tej pory bywa "Chcesz sosu?", "Nie, nie chcę", gdzie w trakcie "nie chcę" sos ląduje na ziemniakach. A jestem już trochę wyrośniętą dziewczynką ;)
Odpowiedz@natalia: Ze mnie też spore już "dziecko", a mama do dzisiaj wie lepiej, czy w danych ubraniach będzie mi za ciepło, jaką lubię herbatę i ile chcę ziemniaków (a potem larum, że nie dałam rady zjeść tej ogromnej kopy)... ;) Widać matki tak mają. ^^
Odpowiedz@DeadAgain: Dzięki Bogu moja mama akurat tej cechy nie przejawiała! Ale to pewnie dlatego, że miała ze mną i siostrą krzyż pański - jako dzieci nie przepadałyśmy za mięsem a do tego miałyśmy (i nadal mamy) inne preferencje "smakowe". Np. siostra je placki ziemniaczane ze śmietaną, ja z solą. Jedna lubi pierogi ruskie, druga z mięsem. Ja solę mizerię, ona słodzi itp. Więc mama szybko sobie odpuściła, żeby nie zwariować :P
OdpowiedzRzeczywiście wszystkie matki nadopiekuńcze. Moja pamięta wszystkie ulice w mieście, zarówno nowe nazwy jak i komunistyczne, w urzędach się ogarnia jak ta lala, 3 wesela zorganizowała gotując nań nich jednocześnie, ogólnie łeb jak sklep, a do tej pory nie potrafi zapamiętać że nie cierpię buraczków z chrzanem. I zawsze to samo zdziwienie - nie chcesz buraczków ? Takie dobre są
OdpowiedzJak byłem dzieckiem, matka nakładała ziemniaki na talerz: - Ile chcesz ziemniaczków? - Już starczy. Bach, jeszcze 2 ziemniaczki dołożone. Zawsze jak mówiłem, że już wystarczy to musiała "od serca" dorzucić ze dwa kartofelki. Babcia to samo...
Odpowiedz@Karbulot: To jest cecha nabywana w chwili zostania mamą, a w momencie zostania babcią staje się ona dwa razy silniejsza :D Ja profilaktycznie zaczęłam mówić łyżkę/chochlę wcześniej, że juz starczy :D
Odpowiedz@Karbulot: ja jeszcze matką (autokorekta twardo twierdzi, że natką), a już mam ten gest "od serca"..no nie potrafię nałożyć mało, bo mam wrażenie, że ten ktoś się nie naje, będzie chodził głodny, a mówi, że chce mało bo tak "wypada" :<
Odpowiedz@kiniaas007: Z winy takiego zachowania mojej babci i mamy kompletnie oduczyłam się jeść ziemniaki. Po prostu obiady, które mi szykowały, zawsze były za duże, i kończyło się na "no to zjedz chociaż mięsko i surówkę". Po roku czy kilku, nawet nie wiem, zupełnie przestałam jeść ziemniaki, bo zawsze kończyło się na tym "mięsku i surówce", a na pomysł, by nałożyc mi mniej ziemniaków, nikt nie wpadł. Do dziś, a gotuję już sama 90% obiadów, które jem ja i mój chłopak, nakaładam sobie symboliczną łyżkę ziemniaków, którą potem wykrzucam. Srsly.
OdpowiedzAż przypomina mi to "dowcip" rodzinny : Mama : Chcesz na obiad rosół czy pierogi? Ja : Rosół. Mama : Dam ci pierogi, już rozmroziłam. Albo Mama : Chcesz makaron z serem czy naleśniki? Ja : Makaron. Mama : Nie ma sera, zjedz naleśniki. Ja : To po co ty mi proponujesz makaron jak wiesz że sera nie ma?! Co to ma być, "chińska restauracja"?* (dla ludzi nie przepadających za kabaretami, "Chińska restauracja" to skecz kabaretu Ani Mru mru. Gość przychodzi do chińskiej restauracji która w menu jako nowość ma "Kopytki z sosem na wynos". Klient zamawia kopytka ale dostaje zamiast tego chińską zupę. I dowiaduje się że kopytek nie ma i nie będzie bo to tylko taki "chłyt marketindodi".) Więc na pytanie o jedzenie zwykle odpowiadam "Wszystko mi jedno".
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 3 grudnia 2014 o 13:24