Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Za studenckich czasów dorabiałam sobie w nieistniejącym już fast foodzie w pasażu…

Za studenckich czasów dorabiałam sobie w nieistniejącym już fast foodzie w pasażu galerii handlowej. Pracowałam tam wraz z dwiema koleżankami, z którymi w rezultacie się zwolniłyśmy w tym samym czasie, co poskutkowało tym, że doprowadziłyśmy do zamknięcia tego miejsca, no ale nic się z niczego nie bierze. Głównym problemem była szefowa i dziwna polityka firmy.
Praca oczywiście na umowę zlecenie, z tym, że na dany miesiąc była ona zawiązywana na końcu tego miesiąca i po tym czasie była dopiero ustalana stawka za jaką pracujemy. Czyli w praktyce wyglądało to tak, że np. dopiero 30 stycznia dostawałam umowę na styczeń i musiałam udowadniać na negocjacjach z szefową, że zasługuję na lepszą stawkę. Zwykle negocjacje wyglądały tak:

Szefowa: Dlaczego uważasz, że zasługujesz na 7zł/h?
Ja: Bo dobrze wypełniałam swoje obowiązki, nie spóźniałam się, pilnowałam czystości jak należy i sprzedałam najwięcej zestawów.
Sz: Taaaak? A raz na twojej zmianie nie dopilnowałaś, żeby dziadek kleptoman nie ukradł znów kubków na kawę! Widzisz, nie jesteś taka kryształowa, w tym miesiącu dostaniesz 6zł/h...

No właśnie kradzieże... Na galerii grasował wspomniany dziadek kleptoman, podchodził do stolików i zabierał hurtowe ilości serwetek, papierowe kubki na kawę, którymi był przyozdobiony bar (na polecenie szefowej), a cały łup lądował w jego plecaczku, który chyba miał pojemność Bagażu z Koloru magii Pratchetta. Mimo wszystko szefowa kazała pilnować, żeby dziadek kleptoman nie podbierał nam wspomnianych fantów, a jak już przyłapała nas na nieuwadze (mimo próśb i gróźb, dziadek udawał, że nas nie słyszy), to zabierała nam napiwki, żeby pokryć koszt skradzionych kubków i serwetek. W efekcie dziadka kleptomana wypraszała ochrona, ale jako, że nasz punkt był przy drzwiach, to zawsze coś nam podebrał.

Szefowa lubiła między nami mieszać, nie podobało jej się, że jako 3 z 5 zatrudnionych dziewczyn, się znamy i w jakiś sposób przyjaźnimy, co gorsza dogadujemy się z pozostałymi pracownicami. Traktowała ten układ jako front przeciwko niej i co rusz próbowała siać zamęt. Zawsze jak była w pracy, to ściągała jedną dziewczynę na zaplecze i próbowała zagadywać odnośnie którejś nieobecnej pracownicy. Kiedy ta była oporna, to wymyślała coś, że niby tamta nagadywała i nie była taka niechętna do rozmowy na jej temat. Kilka razy udało jej się zamieszać, ale szybko zaczęłyśmy brać poprawkę na szefową i nie przejmowałyśmy się jej gadką.

Nie potrafiła docenić żadnego dodatkowego zaangażowania. Jak raz nas zalało, to zaalarmowana w środku nocy przez ochronę koleżanka (szefowa wyłączyła telefon), ściągnęła mnie i pojechałyśmy ratować sytuację. Mimo tego, że wysprzątałyśmy podłogi i dużo towaru uratowałyśmy, to ani premii (a była taka możliwość), ani wyższej stawki w tym miesiącu nie dostałyśmy - w końcu ona zawsze znalazła powód żeby jej nie dać. Co więcej, nasze zaangażowanie było potraktowane jako powód by nam stawki do 5,50 zł/h nie obniżyć.

Szefowa miała swoją zastępczynię, która pracowała tak samo jak my, z tą różnicą, że miała umowę o pracę. Nie lubiła ona nowych pracownic z zasady, nie chciała szkolić i spadało to na naszą trójkę. W momencie jak ja pod koniec studiów podjęłam pracę w przyszłym zawodzie, druga koleżanka znalazła pracę w zdecydowanie lepiej płatnym miejscu, trzecia stwierdziła, że nie będzie się męczyć bez nas - w końcu też znalazła lepszą pracę, powiadomiłyśmy szefową, że od przyszłego tygodnia już nie będziemy pracować. Ta kazała nam składać wypowiedzenie z 2 tygyodniowym okresem wypowiedzenia, wtedy już miałyśmy odwagę ją wyśmiać, bo nic takiego na Umowie Zlecenie nie obowiązuje.
Pod groźbą nasłania PIPu zażądałyśmy umów, wystawiłyśmy rachunki i tyle po nas.

Szefowa szukała potem pracownic na gwałt, do każdej z nas dzwoniła z SUPER OFERTĄ pracy u niej za 10zł/h bylebyśmy ją wspomogły na okoliczność dawnej dobrej współpracy. Żadna z nas nie skorzystała, zastępczyni szefowej była podobno tak sfrustrowana dodatkowymi godzinami, które musiała wyrabiać, że wyżywała się na szkolonym narybku i była tak nieprzyjemna, że żadna z dziewczyn nie wytrzymywała dni próbnych i albo rezygnowały, albo nie przychodziły po jednym dniu. Tym sposobem biznes po 2 miesiącach się rozleciał, a wystarczyłoby minimalnie dbać o zgrany zespół.

praca

by DuzaMi
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Nietoperzyca
32 52

„ale jaki mamy kraj takich mamy pracodawców”... Z pewnością. Wyrachowaniu i cwaniactwu twojej byłej szefowej winna jest tylko i wyłącznie Polska. W innych krajach pracodawcy zawsze są kryształowi, dbają o pracownika, wypłacają nadgodziny co do sekundy itp. Po przekroczeniu którejkolwiek zaś z granic w magiczny sposób z ludzi zmieniają się w zwierzęta. Uwielbiam takie podejście "gdzie indziej trawa jest bardziej zielona".

Odpowiedz
avatar imhotep
25 27

@Nietoperzyca: Dokładnie. Już chyba byłoby lepsze: "jakich mamy pracodawców, takie mamy firmy". W tym przypadku nie pasujące do realiów życiowych.

Odpowiedz
avatar PaniPatrzalska
20 24

@Nietoperzyca: To samo chciałam napisać. Już, już prawie klikałam przy historii na plus, a tu na zakończenie klops. Niedługo zaczną się pojawiać historie ludzi, którzy zakrztusili się kanapką i też będą wyciągać refleksje na temat "tego beznadziejnego kraju".

Odpowiedz
avatar Armagedon
23 29

"...jaki mamy kraj takich mamy pracodawców..." Ja bym rzekła odwrotnie. Jakich mamy pracodawców (polityków, prawników, policjantów, lekarzy, księży, sędziów...) - taki mamy kraj. Kraj - to ludzie, jego obywatele. Im więcej ku*ewstwa, tym gorszy kraj. Proponuję więc zacząć od siebie. Mniej zawiści, nietolerancji, nieżyczliwości, więcej empatii, rzetelności i zaangażowania. Najlepiej to usiąść na dupie i jęczeć, jak to strasznie jest źle i ponuro. Najlepiej zwinąć żagle, wyjechać i też jęczeć. Ale wziąć sprawy w swoje ręce, iść na wybory, samemu być w porządku wobec innych - to już nie! Niech się ci inni martwią. Ja nadal będę orzynać klientów - narzekając na szefostwo. Nadal będę lizać dupę szefowi-k*rwie, a obszczekam go w internecie. Ukradnę w sklepie, opie*dolę ciężarną, nie pomogę staruszce. Zero empatii. Nie zgłoszę przestępstwa, nie będę martwić się o cudze... bo najważniejsza jest moja własna dupa i mój święty spokój. Ale KRAJ będzie ch*jowy, jak beret. Nadal.

Odpowiedz
avatar Yummvi
4 6

@Nietoperzyca: Dokładnie tak. Lepiej zmienić ostatnie zdanie, bo jest ono NIEPRAWDZIWE.

Odpowiedz
avatar timo
18 22

"Jaki mamy kraj takich mamy pracodawców" - raczej: jakich mamy pracowników, takich mamy pracodawców. Takie praktyki będą powszechne tak długo, jak długo pracownicy będą na to pracodawcom pozwalać. Trzeba się po prostu szanować i jeśli ogół "ludu pracującego" stawi opór takim praktykom, to będą się one musiały zmienić, bo po prostu nie będzie komu pracować.

Odpowiedz
avatar DuzaMi
-3 15

@timo: wiesz co zarówno ja, jak i moi znajomi tudzież rodzina pracowaliśmy w wielu miejscach i niestety - najbardziej (nie tylko mnie) jako pracownika szanowano za granicą - a imałam się różnych zajęć, od pracy w polu w Niemczech, gdzie dano jeść, godne warunki mieszkaniowe i godziwą jak na maturzystkę pensję; rok później pracowałam jako sprzątaczka w Hotelu we Włoszech - sytuacja ta sama,zebym mogła sobie dorobić sam pracodawca zaproponował pomoc przy obsłudze wesel. W Polsce, zaś trafiałam na ogłoszenia typu "zatrudnię kelnerkę na weekendy, UZ" - popracowałam dwa dni szkoleniowe - odezwiemy się do Pani, a w następny weekend inna dziewczyna dymała za free. Dwa razy nie zapłacono mi za wykonaną pracę - raz wyrobiłam 24h jako hostessa, innym razem poszło się bujać 2 tyg pracy przy inwentaryzacjach i dokładaniu towaru (wcześniej współpracowałam z tymi firmami i obsuwa z podpisaniem umowy nie była dla mnie piekielna). Jak zaczęłam "poważną" pracę w moim zawodzie, to po okresie próbnym, przy podpisaniu umowy zarządano ode mnie podniesienia kwalifikacji w ramach studiów podyplomowych - nie miałam nic przeciwko, ale wbrew polityce firmy odmówiono mi dofinansowania i kazano je zrobić na własny koszt. Niestety nie było mnie na to stać, bo po odjęciu miesięcznej raty od mojej pensji zostało by mi niecałe 500 zł, niestety musiałam odmówić pracodawcy, a ten zredukował mi pensję o 1/3 i zdegradował z asystenta specjalisty, na obsługę klienta (najpiekielniejszy dział),cóż przeczekałam tam do zmiany pracy i teraz jest w miarę ok, ale... szefem jest anglik, który nie robi problemu z mojej ciąży, wysyła na szkolenia, dopłaca do studiów podyplomowych i w ogóle choć jest wymagający, to nie ma u nas rotacji pracowników, każdy się stara i pozytywnie nastawiony przychodzi do pracy. Mój TŻ też specjalnie nie narzeka, a ma szefa Niemca.

Odpowiedz
avatar Draco
10 12

@DuzaMi: Narzekasz a sama w kilku wypadkach Jesteś sobie winna. Nie pracuje się na "dzień próbny" bez żadnej umowy. Tym bardziej nie robi się tego na więcej niż jeden dzień. Pracodawca-oszust zrozumiał, że trafił na dobrą ofiarę to to wykorzystał. Próbne to może być kilka godzin, żeby zobaczyć jak praca wygląda i czy będzie mi to odpowiadać. Ale to nie ma nawet znamion normalnej pracy, bo tylko sprawdzam czy dam radę, a pracodawca patrzy jak mi idzie. W każdej chwili mogę zrobić sobie przerwę lub jednak stwierdzić, że tego robić nie chcę. A ten numer z dniem próbnym jest już dość powszechnie znany, więc bardzo się dziwię, ze ktoś się na to jeszcze nabiera.

Odpowiedz
avatar Armagedon
0 16

@Draco: Drako, NIE WKURZAJ MNIE! Co znaczy "jesteś sobie winna"? Gdzie my żyjemy? W dżungli? Na jakimś pieprzonym poligonie, gdzie albo my kogoś, albo ktoś nas? Co to za mentalność jest? Jak mnie pracodawca wydyma - to jest MOJA WINA??? Bo jemu WOLNO, ma do tego prawo? W co my gramy? W "Kto Sprytniejszy Kto Cwańszy"? To JA, zatrudniając się, mam kombinować jakie kure**two może wymyślić mój przyszły szef? Z GÓRY uznać go za bydlę, które planuje mi nie zapłacić i jeśli nie "okopię się" na swoim przyczółku, to NA PEWNO to zrobi? "Pracodawca-oszust zrozumiał, że trafił na dobrą ofiarę to to wykorzystał." No jasne, normalka! Po prostu skorzystał z okazji! Bo gdyby tego nie zrobił, to byłby leszczem-idiotą! Koledzy by się z niego śmiali! Ja pierdziu! Do czego to już doszło?

Odpowiedz
avatar DuzaMi
-2 6

@Draco: Draco trochę lat już mam, studia skończyłam 6 lat temu, więc sytuacje jakie wymieniłam miały miejsce mniej więcej 8-11 lat temu, kiedy to jeszcze owe chwyty nie były tak powszechne.

Odpowiedz
avatar Draco
8 8

@Armagedon: Wdech, wydech, wdech, wydech, a teraz policz do 10. ;) Czy Ty jesteś niestabilna emocjonalnie? Nie napisałem większości rzeczy które Ty mi przypisujesz. Jeżeli ktoś nie myśli logicznie i zachowuje się po prostu głupio to sam jest sobie winien konsekwencji które ponosi z własnej głupoty. Tu nie chodzi o zastosowanie prawa dżungli tylko zwyczajne omijanie zagrożeń i ludzi chcących nas wykorzystać. Znasz opowieść o Pinokiu? W niej kot i lis wmawiają pajacykowi, że jeżeli zakopie pieniądze to wyrośnie z nich "pieniążkowe drzewo". Czemu o tym wspominam? Jeżeli ktoś nie myśli logicznie i wierzy w totalne głupoty to potem sam jest winny konsekwencji. Ludzie popełniają masę głupot, a potem jest płacz i wszyscy są winni tylko nie oni. Najbardziej chyba znanym przykładem są piramidy finansowe na czele z Amber Gold. Gdy biura, plakaty i ulotki tej firmy były wszędzie zainteresowały i mnie. Zapoznałem się z ich ofertą, ale szybko stwierdziłem, że to co oferowali było niewykonalne w ten sposób jaki proponowali. Po prostu złoto nie miało aż takich skoków cenowych by dawać tak duże zyski dla tylu osób. Ale setki osób uwierzyły, że "wyrośnie im drzewko pieniążkowe" i będzie kasa z niczego. Podjęli ryzyko, część zarobiła na tej piramidzie, ale więcej osób straciło. To była tylko i wyłącznie wina tych ludzi którzy chcieli zarobić więcej niż się da. Nie myśleli logicznie więc stracili. Dawniej istnieli sprzedawcy "cudownych eliksirów" i "toników leczących wszystko". I choć ksiądz i lekarz powtarzali ludziom, że to oszuści i te napoje nie działają, a nawet mogą być szkodliwe, to ludzie olewali to i logiczne myślenie i kupowali takie specyfiki. @DuzaMi o tym numerze mówiły już koleżanki z mojego liceum, które sobie dorabiały gdzieś w weekendy. A to było 12 lat temu i to wtedy nie był wcale nowy numer. Moim zdaniem to oszustwo ma spokojnie ponad 20 lat.

Odpowiedz
avatar DuzaMi
1 5

@Draco: nie wiem ile lat ma to oszustwo, ale fakty są takie, że dzięki m.in. temu portalowi i większemu dostępowi do internetu, wielu ludzi nie daje się naciągać i ma wobec pracodawców "grubszą skórę" i ni daje się tak łatwo nabić butelkę. Łatwo się ocenia jako idiotę kogoś, kto z 12 -13 lat temu wszedł na rynek pracy naiwnie licząc, że za każdą pracę mu zapłacą i nie oszukają, a w tej chwili, ku przestrodze innym opisuje swoje doświadczenia, które niekoniecznie były pozytywne.

Odpowiedz
avatar bloodcarver
32 34

Dla mnie to trochę niepojęte, pracować nie wiedząc za ile. Pracować, nie wiedząc ile czasu, ale wiedząc za ile za godzinę, tak. Pracować "do wykonania roboty" za konkretną stawkę, też. Ale żeby kwotę dyskutować po fakcie? Przecież wiadomo, że to stawia pracownika na z góry przegranej pozycji...

Odpowiedz
avatar DuzaMi
6 10

@bloodcarver: z perspektywy czasu widzę, ze to była czysta głupota. W tej chwili wyśmiałabym taką ofertę.

Odpowiedz
avatar Draco
10 14

Takie sytuacje zdarzają się nie tylko w Polsce i wcale nie są winą naszego kraju. Raczej winne jest prawo, które skutecznie nie wyeliminuje oszustów i cwaniaków, oraz postawa wielu pracowników. Na "zachodzie" pracownicy znają przepisy i wynikające z nich obowiązki pracodawcy, wiedzą co pracodawca może, a czego nie. Właśnie dlatego tam pracodawca ma małe szanse na kombinacje. U nas olbrzymia większość pracowników - z różnym stażem i w różnym wieku - kodeksu pracy i kodeksu cywilnego nie zna. Mało tego, większość pracowników nie czyta umów i podpisuje wszystko "na pałę". A potem jest płacz, że pracodawca zły i że wszyscy winni tylko nie oni. Z historii wynika, że umowa była podpisywana z końcem miesiąca. Tak się robi tylko w przypadku jednego rodzaju umowy. DuzaMi moim zdaniem nie miałyście umów zlecenie, wy miałyście umowy o dzieło. Już tłumacze jak to działa. Umowę o dzieło podpisuje się po to, żeby uzyskać konkretną rzecz. Przykładowo firma potrzebuje strony internetowej, więc zatrudnia na umowę o dzieło informatyka, a ten robi stronę, dostaje za to pieniądze i obie strony są zadowolone. Nieuczciwi pracodawcy chcący płacić najmniejsze możliwe składki na pracownika stosują właśnie umowę o dzieło. Nie mogą jednak "działa pracownika" określić z góry na początku miesiąca. Tak więc czekają do ostatniego dnia miesiąca i wtedy podliczają jakieś podstawowe obowiązki pracownika, które można uznać jako "działo", i na konkretną ilość tych obowiązków podpisują umowę o dzieło z datą z początku miesiąca. Na przykładzie wygląda to następująco: - W barze z historii uznajemy, że "dziełem" są sprzedane zestawy. - Pod koniec miesiąca szefowa zlicza, która pracownica sprzedała ile zestawów. - Szefowa tworzy umowy o dzieło z datą z początku miesiąca i wpisuje w nich sprzedaną przez pracownicę liczbę zestawów. - Oficjalnie wygląda to tak, że na początku miesiąca szefowa ustaliła z pracownicami ile która ma sprzedać zestawów i podpisała na te ilości z nimi umowy o dzieło. Sprawą już nie oficjalną jest wyliczenie wynagrodzenia. Wynegocjowaną z pracownikiem stawkę godzinową mnoży się prze ilość przepracowanych godzin i wynik wpisuje się w umowę jako ustaloną zapłatę za "dzieło". Jest to jedyny przypadek kiedy pracodawcy "opłaca się" podjąć ryzyko i podpisywać z pracownikami umowy dopiero na końcu miesiąca. Ponieważ w przypadku JAKIEJKOLWIEK kontroli pracodawca leży i kwiczy, bo prawie wszyscy jego pracownicy pracują "na czarno" i nie mają jakichkolwiek umów.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 26 listopada 2014 o 10:50

avatar DuzaMi
4 6

@Draco: Jestem pewna, że dawali nam Umowę Zlecenie.Umowę o Dzieło raz dostała jedna dziewczyna, która podjęła się wykonania dekoracji świątecznej.

Odpowiedz
avatar Draco
9 9

@DuzaMi: Czyli jednak ta szefowa była idiotką. Podpisana umowa z pracownikiem to "dupochron" pracodawcy. Podpisując z wami umowy z końcem miesiąca narażała się na wiele przykrych dla niej zdarzeń. Przede wszystkim wy nie byłyście jej pracownicami. Tak jak pisałem wystarczyła byle jaka kontrola i to by wyszło. Formalnie wszystkie pracowałyście na czarno. Dziwne, że nie postawiłyście jej sprawy ostrzej wcześniej. miałyście ją w szachu, bo wystarczył telefon do Urzędu Skarbowego i kobieta by zwinęła interes. Inną sprawą jest też to, że formalnie nie ponosiłyście żadnej odpowiedzialności za ewentualne szkody... bo Wy tam przecież nie pracowałyście.

Odpowiedz
avatar GoHada
3 3

@Draco: Pracowałam w Tally Weijl (taka sieciówka odzieżowa) i też umowy na dany miesiąc dostawałyśmy do podpisu kilka dni przed końcem miesiąca. Tyle, że nasza stawka była zawsze niezmienna i każda godzina policzona, a na wszelki wypadek zawsze kserowałam sobie grafik wypisywany przez kierowniczkę na dany tydzień.

Odpowiedz
avatar archeoziele
5 7

@Draco: Wiele razy pracowałam na umowie o dzieło (to dość powszechna forma umowy dla archeologów). Ale zawsze papiery podpisywaliśmy przed podjęciem pracy i zawsze stawka była negocjowana na początku. Jakby mi ktoś zaproponował układ- dymasz i nawet nie wiesz za ile to bym chyba śmiechem zabiła. Nawet nie wiem, czy to jest czasem niezgodne z prawem.

Odpowiedz
avatar Draco
0 0

@archeoziele: To jest nielegalne. Po prostu jest to metoda zastosowania umowy o dzieło (najmniejsze koszty dla pracodawcy) tam gdzie ona nie powinna mieć zastosowania.

Odpowiedz
avatar archeoziele
2 4

@DuzaMi: I przez 6 lat dawałaś się tak dymać? Nigdy nie zrozumiem pewnych ludzi...

Odpowiedz
avatar bukimi
0 0

@archeoziele: Czy Ty w ogóle czytasz historię, czy od razu rzucasz się w wir komentarzy? Ja widzę, że biznes otwarty był tylko 2 miesiące, więc nie wiem jak chcesz wyczarować 6 lat pracy, albo gdzie wyczytałaś o takim stażu...

Odpowiedz
avatar DuzaMi
2 2

@bukimi: @archeoziele: Dorabiałam tam przez 6 miesięcy, nigdzie nie pisałam, że 6 lat... Historia jest sprzed 6 lat.

Odpowiedz
avatar Innaodreszty
17 17

„ Tym sposobem biznes po 2 miesiącach się rozleciał, a wystarczyłoby minimalnie dbać o zgrany zespół, ale jaki mamy kraj takich mamy pracodawców." Kraj jest całkiem fajny, chociaż mógłby być większy, nie miałabym też nic przeciwko, gdyby było cieplej. A co do państwa, to rzeczywiście nie jest za dobrze, jednak sądzę, że pracodawcy są tacy bez pomocy państwa.

Odpowiedz
avatar Katka_43
8 8

Co ma do tego kraj, nie wiem.Ale wiem, że ludzie są różni, zarówno pracownicy jak i pracodawcy.Z obu stron trafiają się piekielne indywidua i nie ma co generalizować.Jestem żoną pracodawcy i od około 5-ciu lat udało się mężowi skompletować taki zespół, że bez obaw wyjeżdża na dwa tygodnie i wie, że po powrocie wszystko będzie ok.Zatrudnienie wyłącznie umowa o pracę.A wcześniej zdarzali się i pijacy i złodzieje i nawet jeden socjalista, który dziwił się, że maż zarabia dużo więcej od niego, szeregowego pracownika.Jeden się obraził, bo został zatrudniony członek rodziny, a nie jego syn.A z drugiej strony, mąż spotyka kolegów po fachu, którzy zalegają z wypłatami i stukają się w głowę, że umowa o pracę?Jak to?Toż to same obowiązki, zero korzyści!

Odpowiedz
avatar konto usunięte
7 7

@Katka_43: pukają się w głowę i pytają: bez orzeczeń o niepełnosprawności? Zero korzyści!! :) a tak serio. Nie kraj stuknięty( naród trochę tak) tylko prawo wspierające oszustów i urzędnicy mogący intempretować przepisy na 102 sposoby

Odpowiedz
avatar Eloe
1 5

W temacie ostatniego zdania pozwolę sobie zacytować klasyka: "Kraj wspaniały, tylko ludzie k*rwy." Szefowa to naprawdę idiotka. Jak wspomniał wcześniej Draco wystarczyłaby JEDNA kontrola i pozamiatane. Co ci ludzie mają w głowach?!

Odpowiedz
Udostępnij