W ramach pracy często chodzę po kamienicach, trzymających się kupy z przyzwyczajenia. W wyniku licznych obserwacji doszłam do wniosku, iż wygląd i ogólny stan budynku jest taką emanacją umysłu właściciela/właścicieli. Zwłaszcza, że sama - studentem będąc - w podobnej kamienicy mieszkałam i poczyniłam już wtedy pierwsze obserwacje.
Była to wesoła kamienica czteropiętrowa, z trzema pietrami studentów. Zajmowaliśmy ze znajomymi pół mieszkania, drugie pół zajmowała "pani doktor". Co istotne dla historii: ona dostała oryginalną łazienkę (wyłożoną płytkami) połączoną z pokojem, my natomiast dwa pokoje i łazienkę wydzieloną ścianką działową w jednym z nich. O tym, że łazienka wydzielona jest z pokoju, świadczyła nie tylko grubość ściany, ale również parkiet na podłodze oraz zabite gipsokartonem pół okna (drugie pół było w pokoju).
Na dodatek łazienkę wydzielono "jakiś czas temu"- był to czas odpowiedni, by umywalka zamocowana w murze na dwóch kotwach zaczęła wypadać ze ściany i wisiała 5 cm od muru. Z zasady się na niej nie opieraliśmy, nie używaliśmy jej i myliśmy zęby w wannie.
Wszelkie prośby u właściciela, by coś z umywalką zrobić, żeby tak nie wisiała spełzały na niczym. Pan emanował na tą umywalkę umysłem. Kiedyś policzyliśmy między sobą, ile on na tej kamienicy ciągnie i wyszło nam, ze 30 koła miesięcznie na wszystkich osobach - a chodził gość po śmietnikach i wyciągał z nich przeróżne rzeczy, które znosił na swoje czwarte piętro. Sam też wyglądał jak menel. Brrr.
Więc mieliśmy w łazience pół okna, parkiet na podłodze i umywalkę trzymającą się bardziej na syfonie niż na kotwach. Zapomniałam dodać, że parkiet był agresywny. Rzucał się na człowieka, jak się wchodziło.
I na jednego mojego kolegę rzucił się ten na tyle skutecznie, że ten wyłożył się jak długi przez całą długość łazienki, po drodze zahaczając o umywalkę. Głową. Syfon nie wytrzymał, śruby chyba w ogóle nie stawiały oporu - kolega zatrzymał się na podłodze z twarzą w porcelanowej stłuczce szklanej.
6 godzin później, ze złamanym nosem, dwoma szwami i poziomym siniakiem przez pół twarzy wparował do właściciela i wywrzeszczał mu, co myśli o agresywnych parkietach rzucających się na ludzi oraz wiszących umywalkach zalewających ludziom łazienki śmierdzącym ściekiem z urwanego syfonu.
Następnego dnia pojawiło się w łazience linoleum. Było nieco większe od pomieszczenia, na dodatek felerna łazienka posiadała komin w rogu, więc ono się tak zaginało tworząc taką nieckę, ale to było nawet wygodne, bo łatwo się ścierało wodę zbierająca się w zagłębieniu. Nowej umywalki się nie doczekaliśmy, bo po co.
Ale nie o umywalce historia, tylko o emanacji umysłu właściciela na mieszkanie, więc może dotrę do meritum.
Po kilku dniach od "remontu" naszej łazienki spotykamy na korytarzu "panią doktor" zajmująca drugie pół mieszkania. I ona pyta się nas, czy nikt obcy się ostatnio nie kręcił po kamienicy, bo ona sobie kupiła kilka metrów linoleum ostatnio, żeby wyłożyć w aneksie kuchennym... Postawiła w naszym wspólnym przedpokoju (a mieszkanie było zamykane na klucz!) pojechała po taśmę dwustronną do montażu, wróciła i linoleum nie ma! Ukradł ktoś.
Przemieszkaliśmy tam do końca semestru i fru :)
I co, uświadomiliście ją?
Odpowiedz@Kropucha: Tak, ale nic nie powiedziała, wyprowadziła się równolegle z nami.
OdpowiedzParkiet agresywnie rzucil sie z calej sily na goscia i przyprawil go z manki, powodujac posrednio zlamanie nosa?! Poza tym trzeba chyba bylo skrocic czynsz, bo mieliscie do tego prawo i sadownie wydebic remont umywalki, to by wlasciciel-menel nie podskakiwal. Oraz konieczne bylo domaganie sie zwrotu wszystkich kluczy do waszego mieszkania, widocznie bedacych jeszcze w posiadaniu kamienicznika, inaczej moglby wam co krok ingerowac w zycie prywatne, nachodzac pod nieobecnosc lokatorow.
Odpowiedz@ZaglobaOnufry: Ta, tylko nikt z nas nie miał umowy. Z tymi zamkami też było jakoś dziwnie, bo każdy miał klucz niby do swojego pokoju, ale ja sobie swój musiałam dorobić (bo byłam na dostawkę). No i dostałam u pana w zakładzie taki, który otwierał wszystkie drzwi, choć wyglądał zupełnie inaczej niż inne i choć klucze moich współlokatorów nie posiadały tej cudownej umiejętności. Właściwie to wszystkie parkiety w tym mieszkaniu były agresywne: albo można się było wyrżnąć na wyskakującej klepce (jak w łazience), albo lecieć na pogotowie z centymetrową drzazgą w stopie. Że o sporcie ekstremalnym "otwieranie okien" i epizodzie "przylazł nam szczur z piwnicy" nie wspomnę. Mieliśmy tam ciekawie :)
Odpowiedz@takatamtala: Bez umowy to się nie dziw.
OdpowiedzTen parkiet rzucający się na ludzi xDD Zaprowadźcie parkiet do psychologa, żeby nauczył się panować nad wewnętrzną agresją ;)
Odpowiedz@Innaodreszty: i najlepiej posłać na grupę wsparcia wraz z umywalką,aby jakoś się trzymała
Odpowiedz"...bo ona sobie kupiła kilka metrów linoleum ostatnio, żeby wyłożyć w aneksie kuchennym... Postawiła w naszym wspólnym przedpokoju (a mieszkanie było zamykane na klucz!) pojechała po taśmę dwustronną do montażu, wróciła i linoleum nie ma! Ukradł ktoś." Poszedł Marek na jarmarek, kupił sobie oś. Postawił ją pod schodami ukradł mu ją ktoś. Jak to jednak mądrość ludowa z życia wypływa. Założę się, że gdyby wasza współlokatorka poszła w sprawie zaginionej wykładziny do właściciela mieszkania też by usłyszała coś w stylu "idźże, Marek, na jarmarek i kup nową oś!".
Odpowiedzznam to, mieszkalam w takiej kamienicy, ale my mielismy jeszcze lepiej bo mielismy kuchnie i lazienke w 1 pomieszczeniu, wlasciciel caly czas obiecywal postawic scianke i rozdzielic ale na obiecankach sie skonczylo, a na podlodze mielismy butwiejacy dywan
Odpowiedz@butelka: w ciągu 8 lat mieszkalam w 5 różnych miejscach, lepszych lub gorszych, w kamienicy, bloku, domku jednorodzinnym, ale nigdy nie miałam takich warunków.. a wynajmowałam jak najtaniej.. nie wiem dlaczego ktokolwiek godzi się na takie warunki..
Odpowiedz@funmilayo: jak nie masz hajsu to nie wybrzydzasz. Może twoje lokalizacje dla ciebie były dosyć tanie,ale dla autorki i jej ekipy już nie. Wolę nie wspominać w jakich ja mieszkałam :\
OdpowiedzW 2006 roku w Krakowie placilam 350 za jedynke w 2013 - 500zl. Jesli masz jakies pojecie na temat cen w Krakowie to sa to ceny niskie a w syfie totalnym nie mieszkalam.
Odpowiedz@butelka: no ja nie twierdze ze to nie byly zle warunki bo byly. zamieszkalam tam bo potrzebowalam lokum na szybko w listopadzie 2006, czyli malo popularny termin, bo rzadko sie zwalniaja miejsca miesiac po rozpoczeciu roku ( i tez to bylo w krakowie ). mieszkanie bylo tanie - 250 + prad ( ale ogrzewanie na prad bylo, wiec w lato wychodzilo 30 zl, a w zime 100 i wiecej na miesiac ) za miejsce w bardzo duzej, za to przechodniej ( i to na skos, czyli drzwi byly umiejscowione po przekatnej ) dwojce. lokalizacja byla rewelacyjna bo niecale 10 minut na piechote od rynku. dodam jeszcze ze nienawidze szukac mieszkania, no i jak glupia uwierzylam ze wlasciciel rzeczywiscie zrobi ta scianke, a potem zwyczajnie mi sie nie chcialo szukac mieszkania. dodam jeszcze z kuchni wlasciwie nie korzystalysmy, jadlysmy na miescie, ja tam wogole siedzialam niecale 4 dni w tygodniu wiec sie dalo wytrzymac. szukanie mieszkania to jest wogole dramat w krakowie (chyba ze cos sie zmienilo przez ostatnie 5 lat ). przez pierwsze 2 lata zaliczylam 4 mieszkania i kazde by sie nadawalo na osobna historie. 1. daleko, drogo, mikroskopijny pokoj, niewygodne lozko, a wyprowadzilam sie po miesiacu bo wspollokatorki byly oburzone tym ze biore prysznic rano. 2. ww mieszkanie. 3. wielki i glosny pies, wchodzacy do mojego pokoju w srodku nocy, wielka i glosna wlascicielka psa chodzaca w stringach po mieszkaniu, wyprowadzilam sie po 2 miesiacach, bo jak ja moglam otworzyc jej szuflade w kuchni, a to ze ktos schowal moje sztucce do jej szuflady to juz detal. 4. 3 facetow na mieszkaniu, w tym 2 w pokoju i piecyk gazowy ktory byl przez nich ciagle wylaczany dola oszczednosci, a zeby go wlaczyc trzeba bylo pokretlo wciskac przez 10 minut, puscilam kiedys po 9,5 minucie i zgaslo :D. chyba jestem masochistka :D ale szczerze to naprawde nie jest latwo znalezc sensowne lokum szukajac w pojedynke, a ja nienawidze tych castingow, ogladania po 5-6 mieszkan dziennie rozsianych po calym miescie i potem nikt nie oddzwania, albo na miejscu ci mowia, ze wlasciwie to sie juz zdecydowali na kogos innego, ale jakos im sie nie chcialo zadzwonic i odmowic, zreszta sama widzialam jak to wyglada bo w mieszkaniu nr 1 dziewczyny robily casting zanim sie wyprowadzilam i przepierdywaly strasznie a na koncu wybraly dziewczyne ktora okazala sie z piekla rodem i zdemolowala im mieszkanie, no a na castingu wydawala sie taka fajna
Odpowiedz@funmilayo: co do twoich cen to zalezy jeszcze od lokalizacji bo jak w centrum albo chociaz z jakims tramwajem pod bokiem to tanio, a jak nowa huta albo inne wy*izdowo to juz niekoniecznie. no i jeszcze zalezy od tego czy mieszkanie czy stancja, bo juz wole swoj "mops" od mieszkania z jakimikolwiek wlascicelami pod jednym dachem.
Odpowiedz@butelka: Wiem, ze w Krakowie trudno sie szuka, ale ja wiekszego problemu nie mialam. Szukalam tanio, a mimo to jakos siee trafialo, raz mieszkalam z wlascicielem, ale nie bylo zadnego problemu, kolejne mieszkania to byly zwyklee stancje. Mieszkalam w Bronowicach, pozniej w Nowym Biezanowie, zawsze szukalam ofert blisko przystanku. Nie wiem, moze mialam szczescie, bo nawet znalazlam w miare dobry pokoj na poczatku pazdziernika, gdy musialam sie nagle wyprowadzic.
Odpowiedz@butelka: No i wydaje mi sie, ze lepiej mieszkac w Nowej Hucie w przyzwoitych warunkach (zwlaszcza, ze dzielnica ma bardzo dobree polaczenia do centrum) niz w butwiejacej kamienicy 10 minut od rynku..
Odpowiedz@funmilayo: a no i tu sie roznimy, bo ja jednak wolalam mieszkac blizej i tylko 1 mieszkanie bylo na kurdwanowie, a reszta to centrum mniej lub bardziej scisle. szczerze mowiac szkoda mi bylo czasu na dojazdy, a tamta kamienica az tak zla nie byla (jak ktos ogladal pod mocnym aniolem to tuz obok ) tylko ta lazienka, ale tak jak pisalam spedzalam tam tylko 3-4 noce w tygodniu, wiec umyc sie na szybko sie dalo. za to na stancji bym nigdy nie zamieszkala, bo jakos zawsze bym sie czula, ze mieszkam u kogos i ten ktos sie moze na mnie krzywo patrzec jak np. butow dobrze nie wytre albo cos takiego, znajomej na stancji sie wlasciciel przyczepil ze miala bukiet suszonych kwiatow w oknie, bo jak to swiadczy o domu. ale oczywiscie co kto woli.
OdpowiedzNo i tak się z reguły kończą wszystkie "reprywatyzacje" starych kamienic. Nowy "właściciel" interesuje się wyłącznie czynszem, za to remontem niekoniecznie. Potem przychodzi deweloper, kupuje ruinę wraz z placem za grubą kasę (sądzi właściciel), czy też psi pieniądz (sądzi deweloper). Następnie podejmowane są działania, by się mieszkańców pozbyć, chałupę się burzy, lub remontuje - w zależności od opłacalności. Po czym sprzedaje nowym lokatorom. I wszyscy są zadowoleni. Gmina - bo jej problem z głowy spada, deweloper i były właściciel - bo zarobili, nowi mieszkańcy się cieszą (póki co). Tylko ci, co mieszkali tam po kilkadziesiąt lat - lądują na bruku, albo latami czekają na "socjałki" w jakichś kontenerach, razem z patologią.
OdpowiedzZ wykrzyknikiem piszesz, ze mieszkanie bylo zamykane na klucz (swoja droga, to chyba normalne), ale bez emocji ze po prostu pojawilo sie linoleum (kradzione). Dziwne.
Odpowiedz@blaze: Wiedzieliśmy, że facet ma klucz do mieszkania, ale nie przyszło nam do głowy, że może zaje...ać coś, co jest na terenie mieszkania i jeszcze użyć tego do zrobienia "remontu". Linoleum pojawiło się po weekendzie majowym, bezpośrednio po interwencji kolegi. Więc się nie zaniepokoiliśmy. Logiczne? Logiczne.
OdpowiedzNo bezposrednio, bo nastepnego dnia. Dziwne, ze p. Doktor od razu, jak wrocila ze sklepu,nie zdziwilia sie, ze cos zniknelo. Ale moze sklep byl bardzo daleko. A jeszcze bardziej dziwne to, ze nie zmieniliscie zamkow. Jesli mieszkanie bylo juz wczesniej wynajmowane, to gratuluje odwagi:)
Odpowiedz@blaze: Wiesz, ona siedziała w swoim pokoju o charakterze kawalerki i za bardzo jej nie widywaliśmy. Wiedzieliśmy, ze tam jest.
OdpowiedzGość wyciągał 30 tysi za wynajem mieszkań w kamienicy? Być może, ale proszę odejmijcie od tego podatek od nieruchomości, podatki dochodowe za wynajem, utrzymanie kamienicy (wywóz śmieci, prąd na klatce itp itd) to wyjdzie znacznie mniej. A co do remontu - podejrzewam, że mu się to zwyczajnie nie opłacało i miał zamiar wynajmować mieszkania póki się da, a później sprzedać całą nieruchomość deweloperom czy komuś i mieć święty spokój. Wcale mu się nie dziwię.
OdpowiedzIlekroć wchodzę na główną czytam: "W ramach pracy często chodzę po kamienicach, trzymam się kupy z przyzwyczajenia...." :D
Odpowiedz