Tak się złożyło, że akurat w piątek postanowiłam pójść na aerobic. Ja wiem, że świat w piątek wieczorem imprezuje, ale po całym tygodniu ciężkiej pracy przy kompie marzyłam, żeby trochę się poruszać. Każdy, kto siedzi przez monitorem ciurkiem 12 godzin razy 5 to zrozumie.
Jako, że pod drugiej stronie ulicy mam szkołę ze salą gimnastyczną, a w tej sali zajęcia, to ubrana stosownie złapałam butelkę wody, karimatę, 10 złotych na wstęp i idę. Komórki nie brałam, bo po co, a poza tym w moich wypasionych legginsach kupionych specjalnie na tą okazję, nie ma kieszeni. W swetrze też nie ma kieszeni. Wszystko co miałam na sobie było obcisłe, oddychające i nie miało kieszeni, z wyjątkiem jednej, małej na klucze. A poza tym po diabła mi komórka na treningu?
Więc wsiadam do windy, żeby zjechać ze swojego 10. piętra w tych obcisłych legginsach, z karimata, woda i bez komórki o 19.30 w piątek....
...i światła gasną. Ciemno, cicho i lekko strasznie. Czubka nosa nie widać.
Namacałam panel z przyciskami, a na panelu ten guzik z dzwonkiem, o którym pamiętałam, że jest opisany jako alarm.
Wciskam. Spodziewałam się jakiegoś ryku syreny, czerwonego światła alarmowego, bohaterskiego ratownika z błyskiem w oku zjeżdżającego na linie przez właz w dachu windy...
A tu nic.
Dla pewności wcisnęłam jeszcze 666 razy. Dalej nic.
Tu dodam, że winda jest prawie moją rówieśniczką, ma za sobą historie podpalenia i zatrzymała się miedzy ósmym, a dziewiątym piętrem. Szybko w myślach policzyłam wysokość szybu pode mną i ta świadomość zmobilizowała mnie do działania!
-HAAAALOOOO!!! POMOCY!!! UTKNĘŁAM!!! WISZĘ W WINDZIE!!!- zacząłem wrzeszczeć jak co najmniej dama w opałach - RATUNKU!!!- dla zwiększenia efektu zaczęłam bębnić dłonią o metalowe drzwi windy.
Bębnię i bębnię.
-Pani nie bębni, światła nie ma - powiedział ktoś na korytarzu.
-Wiem - odrzekłam bystrze, pamiętając, że jak ostatnio nie było, to przez 3.5 h - Proszę mnie wypuścić!- dodałam, jakby to od tego biednego człowieka zależało.
-Niech Pani poczeka - i poszedł. Ale wrócił z pięcioma kolegami i zaczęli się naradzać. W końcu któryś zbliżył się do drzwi i mówi:
-Tam jest guzik, alarm, proszę go przycisnąć! - noszkurfa.
-On nie działa!!!
-Ale proszę sprawdzić! - po ponownym sprawdzeniu przycisk dalej nie działał- Tam powinien być numer na pogotowie windowe! Proszę go nam podać!
-Ale tu jest ciemno i nie mam komórki! - tu muszę dodać, że było to dla mnie osobiści wybitnie irytujące, bo mam tam numer do brata szwagra kolegi zięcia kumpla mojej przyjaciółki, który jest administratorem u nas na osiedlu, ma klucze do wind i by mnie wypuścił.
Wracając jednak do windy: w metalowych drzwiach jest pionowe okienko ze szkłem zbrojonym. Przez to okienko panowie zaczęli mi świecić swoimi komórkami i w ich nikłym świetle odkryłam, że numeru telefonu też nie ma.
-NIE MA!!!
-ALE PROSZĘ POSZUKAĆ! - panowie najwyraźniej uznali, że nie współpracuje.
-No nie ma!!! - w tej sytuacji zaczęli się naradzać. Wyszło im, że koło drzwi jest panel z przyciskiem wołającym windę i jak ten panel się odkręci to jest tam jakiś dzinks, który po przestawieniu odblokuje drzwi i oni mnie wtedy spomiędzy tych pieter wyciągną.
Więc zaczęli grzebać, a mi zaczęło robić się zimno. Po około godzinie było mi już porządnie zimno, siedziałam na karimacie na podłodze myśląc o życiu, panowie dalej nie mogli odkręcić panelu ("piekielne śrubki się zapiekły") a jeden z nich wpadł na to, żeby zadzwonić na 112.
-Ale czy jest zagrożenie życia? - spytała się pani dyspozytorka.
-Nie, no nie ma - popełnił facet strategiczny błąd.
-To nie przyjmujemy zgłoszenia, światło w końcu wróci.
-Ale ta kobieta tam godzinę siedzi.
-To proszę zadzwonić na pogotowie windowe.
-Ale nie mamy numeru telefonu - więc kobieta uprzejmościowo podała, choć nie musiała, bo nie ma zagrożenia życia.
Na pogotowiu windowym powiedzieli, że oni obsługują tylko miasto wojewódzkie, a nie nas, a w ogóle to na naszym osiedlu jest pogotowie techniczne PGMu i tam trzeba dzwonić. Jak facet zadzwonił do PGMu odezwała się automatyczna sekretarka, informując że administracja pracuje od siódmej do piętnastej w dni robocze.
Więc gość zadzwonił ponownie na 112, tłumacząc, że dalej jest problem. Pani dyspozytorka nie wykazała się ani zrozumieniem, ani współczuciem ani empatią.
W tym momencie facet dojrzał do dzwonienia bezpośrednio na straż pożarną, ale po 1.5 h światło wróciło, a ja wróciłam schodami na dziesiąte piętro, dziękując po drodze panom za pełne poświecenia dotrzymywanie mi towarzystwa.
Epilog: kilka dni później spotkałam "konserwatora dźwigu windowego", który sprawdzał, czy wszystko ok po tym "jak mu próbowali coś w dźwigu rozkręcać". Pan konserwator uświadomił mnie, że PGM ma pogotowie techniczne czynne cała dobę, ale numer wisi na PARTERZE na tablicy ogłoszeń. I to nie jest ten normalny numer, na który się dzwoni jak rura pęknie, bo to wtedy jest dział remontów i konserwacji, a nie dział techniczny. A przycisk ALARM nie działa, bo dzieciaki wciskały dla zabawy. Od siebie dodam, że włazu w suficie nie ma. Amerykańskie filmy kłamią.
Dama w opałach.
Nie kłamią. Włazy maja windy nowszego typu. Te starsze awaryjnie otwiera się odkręcając śrubkę na drzwiach. Pod nią jest dostęp do mechanizmu blokady. Wystarczy podważyć. Panowie wiedzieli, że gdzieś dzwoni, ale nie wiedzieli w którym kościele.
Odpowiedz@jfk: Mieszkałam kiedyś w bloku, w którym były dwie windy. Jedna miała taką składaną harmonijkową przesłonę przed drzwiami, druga nie. Gdy zacięłam się w drugiej, faktycznie wystarczyło podważyć blokadę, by drzwi się otworzyły. W pierwszej, nawet jeśli odsunęło się przesłonę dojścia do tej blokady nie było. I ponad godzinę siedziałam w windzie zaciętej 30 centymetrów nad parterem, bo musiał przyjechać do niej pan ze specjalnym kluczem.
Odpowiedz@mskps: w typie, który opisywałem dojście do blokady było od zewnątrz. Zamaskowane śrubą. Na tym zdjęciu ładnie widać to miejsce na wysokości rygla: http://media.radio.lublin.pl/images/news/203000/00000000202048001.JPG
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 20 listopada 2014 o 12:00
@mskps: W nowych windach są włazy. W starych windach firmy ZREMB otwierało się je nawet od środka za pomocą dźwigni która była dostępna dla kogoś o małych dłoniach. Wystarczyło wsadzić rękę przy samej framudze, pomiędzy windę a drzwi. wiem bo kilka razy utknąłem i się tak otwierałem. No ale zdarzały się też windy innych firm i niestety się siedziało
Odpowiedz@Iceman1973: Dodam do tego, że w tym typie windy zanim się wsadzi rękę do dzwigni blokady, trzeba na wszelki wypadek wcisnąć hamulec. To jest ta wąska listwa na samej krawędzi progu windy. Da się ją wcisnąć butem, stopą itd. Grzebanie przy blokadzie bez wciśniętego hamulca grozi utratą ręki, jeśli winda akurat w tym momencie się "naprawi".
OdpowiedzMoim zdaniem powinnaś pozwać PGM. Świadomie narazili oni twoje zdrowie i życie wyłączając przycisk pomocy. A co gdyby awaria prądu była dłuższa? A co gdyby w windzie wylądował ktoś, kto musi w konkretnych godzinach brać dawki leków? Warto jest zawalczyć o swoje.
OdpowiedzZgadzam się absolutnie z powyższym. Trzeba walczyć o swoje, bo jak nie my to kto to za nas zrobi?
Odpowiedz@Devotchka: A myślisz, że co by się stało po wciśnięciu przycisku? Zabrzęczałby brzęczyk i tyle. Jaki z tego ratunek...? Tu nie Hollywood.
OdpowiedzŚwięte słowa. Pamiętam, jak raz się zatrzasnęłam w windzie. Alarm najlepiej był słyszalny... w windzie. Ludzie myślą, że ten guzik jest magiczny i naciśnięcie go spowoduje go aktywację alarmu piszczącego na cały budynek, a tu tylko "drrrrrrrrrrrrrryń!".
OdpowiedzA mnie bardzo dziwi jak ta wina przeszła kontrole. Windy są kontrolowane przez UDT i takie coś jak wyłączony przycisk alarmu by zaraz wyszło. Powinnaś zgadać się z sąsiadami w sprawie bezpieczeństwa w tej windzie. Musicie nakłonić właściciela budynku do: 1. Włączenia przycisku "awaria". 2. Przyklejenia naklejek z numerem do "pogotowia windowego" w widocznym miejscu windy. 3. Zainstalowanie oświetlenia awaryjnego, albo chociaż jakiegoś oświetlenia dla panelu z przyciskami. I tak z ciekawości zapytam, bo to mnie bardzo zaciekawiło. Czemu kobiety na aerobik ubierają się w obcisłe ciuchy? Widziałem to też na siłowni kilka razy. Nie rozumiem tego zupełnie. Czemu mężczyźni ćwiczą w dresach i raczej luźnych ubraniach, a kobiety zakładają obcisłe leginsy i topy?
Odpowiedz@Draco: Nie wiem, facet mi kupił. Powiedział, że będę w tym ładnie wyglądać. Czasami jak ćwiczę w domu to siada i sobie patrzy :)
Odpowiedz@Draco: Mi dużo wygodniej ćwiczyć w obcisłych ciuchach, nic się nie majta ani nie zaczepia. Ale to może ja ;)
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 20 listopada 2014 o 12:49
@Draco: Drobny przykład na wyobraźnię. Zrób skłon mając na sobie luźnego tshirta. Nie wiem jak Ty, ale ja nie mam ochoty pokazywać wszystkim na siłowni mojego brzucha i stanika.
Odpowiedz@sla: Nie mówiąc o tym, że w luźnej koszulce i zwykłym staniku cycki lataja gdzie chcą i jak chcą ;)
Odpowiedz@sla, kalulumpa a czy ja powiedziałem o za luźnym tiszercie? Jestem w stanie zrozumieć bardziej dopasowaną bluzkę, ale nie takie coś jak czasem widać. Bo wiele kobiet nosi, na moje oko za małe ubranie. No chyba, że to taki krój. Ja pamiętam, że na siłowni kiedyś widziałem takie dwie dziewczyny. Ale one tam chyba bardziej na podryw przyszły. Obcisłe spodenki i bardzo luźne koszulki. Co chwile wypinały się schylały. Widać było celowość ich ruchów.
Odpowiedz@Draco: Napisałeś obcisłe, nie za małe :). To jest różnica, sama ćwiczę w legginsach i topie (myślałam o spódniczce ale dałam sobie spokój). Za mały strój charakteryzuje się tym, że wygląda, jakby miał zaraz pęknąć albo coś się spod niego wylewa. Łatwo rozróżnić od wygodnego, obcisłego stroju. Mnie zaś zawsze zastanawiało, dlaczego tak z 90% kobiet na siłowni nosi stringi...
Odpowiedz@Draco: Też nie rozumiem tych obcisłych gatek i innych :d Przecież to niewygodne, takie uciskające. Jedynie sportowy stanik z takich obcisłych rzeczy ma sens, bez niego nie powiem co się dzieje :d Dla mnie najlepszy strój to nieodwołalnie gi. ;)
Odpowiedz@sla: Pewnie dlatego stringi, że zwykłe i tak zawinęłyby się między pośladki. Tak mi się wydaje. Do obcisłych rzeczy lepiej założyć gatki, które nie uwydatnią podwójnych półdupków :) Oczywiście niektóre dziewczyny przychodzą podrywać facetów - właśnie w obcisłych strojach, najlepiej oczywiście markowych, z makijażem (!), popsikane przed wyjściem z szatni obficie perfumami (!), w pełnym rynsztunku biżuteryjnym :)
Odpowiedz@inmymind: I ten makijaż zaczyna w pewnym momencie tak powoli się rozpływać, bo dziewczyny zapomniały, że nawet przy lekkich ćwiczeniach człowiek się trochę poci. No i na siłowniach zazwyczaj jest ciepło. ;)
Odpowiedz@Draco: ale one nie ćwiczą, tylko kręcą się - to tu usiądzie, to tam się wypnie, tu znów przed lustrem powyciąga...
Odpowiedz@inmymind: Tylko zwykła bielizna nijak się nie zwija, nie przesuwa, nawet pod legginsami. Testowane!
Odpowiedz@sla: Mi się też nie zawija :) Są kobiety, której nie założą niczego innego jak stringi - też miałam taki etap w życiu.
OdpowiedzJa chodzę na siłownię w pierwszych lepszych ciuchach znalezionych w sklepie sportowym (przepuszczalność powietrza)- są raczej przy skórze, choć niekoniecznie tak bardzo jak legginsy. Makijażu nie chce mi się po pracy zmywać by ludzie mnie poprawnie oceniali na siłowni- po prostu mam gdzieś ich ocenę, chodzę na siłownię dla siebie. Przynajmniej nikt mi nie będzie wciskać, że chodzę by podrywać, gdyż obok ćwiczy narzeczony ;) już nie raz słyszałam taka negatywna opinie o paniach z makijażem i nie rozumiem co to w ogóle kogoś interesuje? Mi sie nie chce jechac 30min do domu by zmyć nskijaż, potem 30min na siłownię obok pracy ;p.
Odpowiedz@Vivelee: co innego makijaż po pracy - sama tak robiłam, zmywałam tylko przed sama sauną jak tam szłam. Ale jest typ "siłowniaczek", które ROBIĄ makijaż w szatni PRZED wyjściem na salę siłowni. I to nie, ze dyskretny, ukrywający jakieś wady. Pełen makijaż od A do Z.
Odpowiedz@Draco: Nie wiem dlaczego ubierają się tak kobiety, ale z własnego doświadczenia wiem, że o dziwo dopasowane spodenki kolarskie są lepsze do jazdy na rowerze na dłuższych dystansach niż luźne krótkie spodenki.
OdpowiedzMasz znak z góry, że jak następnym razem zachce Ci się ruchu po tygodniu siedzenia za biurkiem, to zejdź po schodach z tego swojego dziesiątego piętra, a nie wzywaj windę ;p
OdpowiedzLecisz na areobic by się poruszać i zjeżdzasz widną ? Fuck Logic !
Odpowiedz@PiekielnaOla: Nikt nie wpadł a to, że się śpieszyłam?
Odpowiedz@takatamtala: Jeśli winda jechała z parteru bądź niższych pięter - to czas poświęcony na czekanie jest taki sam, jakbyś schodziła po schodach. Poza tym schodzenie po schodach to takie czasochłonne zajęcie ? Nie bardzo rozumiem. Przepraszam. Za głupia jestem na to wszystko. Ps. Jakby siłownia znajdowała się w jakimś CH na piątrze, to wjeżdżałabyś ruchomymi schodami ?
Odpowiedz@PiekielnaOla: Hejters gonna hate. Tak, jesteś za głupia, żeby zrozumieć, że jak ktoś zjeżdża windą 5 razy dziennie to jak będzie szedł na basen lub aerobic to automatycznie ją wezwie bez zastanawiania się czy akurat stoi na pierwszym piętrze- bo niby skąd miałby to wiedzieć. Jesteś też za głupia, żeby zastanowić się, czy mam ochotę biec w dół po ciemnych schodach, bo światła nam włączają się automatycznie na czujkę, czyli mniej więcej po pięciu sekundach jak już przebiegłabym przez piętro. Oczywiście wiesz o tym, tak samo jak wiedziałaś, że winda jechała do mnie z pierwszego piętra na moje dziesiąte. Tak, jesteś zbyt głupia, żeby wyobrazić sobie, że ludzie myślą zadaniowo: 1. dostać się na siłownię 2. poćwiczyć, 3. wrócić, bez rozkładania tego wszystkiego na czynniki pierwsze. Tak, jesteś zbyt głupia, żeby wyobrazić sobie, że istnieją jakieś czynniki o których nie wiesz, np. że jak ktoś jedzie schodami ruchomymi na siłownie, to może nie zamierza się odchudzać tylko ćwiczyć triceps. Po prostu nie mieści ci się to w małym hejterskim móżdżku.
Odpowiedz@PiekielnaOla: Idąc na siłownię dwa razy korzystam z windy. Raz wychodząc z mieszkania (schody w bloku są bardzo niewygodne i niebezpieczne, krótkie stopnie i śliski materiał) i drugi raz przed samą siłownią - tam nawet nie wiem, gdzie schody są, projekt tego budynku pozostawia wiele do życzenia. Skoro windę mam pod nosem a schody w jakimś nieokreślonym punkcie to nie będę kombinować 'dla zasady', wolę korzystać z tego, co jest wygodniejsze i jest pod moim nosem. Może w ogóle powinnam iść tam pieszo, niezależnie od długości trasy i pogody?
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 20 listopada 2014 o 15:00
@Massai: Też siebie uwielbiam.
Odpowiedz@takatamtala: Serio jesteś taka głupia, czy próbujesz być "ynteligentna" ? Bo nie za bardzo Ci to wychodzi ...
Odpowiedz@PiekielnaOla: Łojezu, jak mi nic nie wychodzi to niby jak miałam wyjść po tych schodach? LogicFuck! A tak na serio- jak masz tak niespożyte ilości jadu to może spożytkuj to np. pisząc listy do Amnesty International. Przynajmniej zrobisz coś pożytecznego zamiast bezsensownie pluć na monitor. Gówniaro :*
Odpowiedz@PiekielnaOla: Przy dziesięciu piętrach jazda w te i z powrotem jest szybsza niż wchodzenie.
Odpowiedz@takatamtala: Gówniarą przestałam być już dobrych parę lat temu. Chyba w przeciwieństwie do Ciebie. Poza tym atakujesz mnie bo? Bo skomentowałam Twój wpis? To po co tu piszesz, skoro nie uznajesz negatywnych komentarzy?
Odpowiedz@PiekielnaOla: Atakuje cie bo ty mnie zaatakowałaś. Nie rób z siebie ofiary- jak już się rzucasz to znoś mężnie konsekwencje. Na tym polega dorosłość miedzy innymi :)Psychicznie siedzisz głęboko w gimnazjum. Wydoroślej albo idź pracować w ZUSie. Mnóstwo ludzi pisze negatywne komentarze, ale przynajmniej sensowne. No i nie obraża mnie z marszu. "LogicFuck"- buhahahaha! Rozumiem, że źródłem twojej elokwencji jest kwejk? I ty mówisz, że dorosłaś?
OdpowiedzFaktem jest, że kobiety lubią się kłócić lub obrażać. A tutaj widać, w którą stronę wolą posunąć się te uczestniczące w tej dyskusji.
OdpowiedzDrogie panie, apeluję o stonowanie tej dyskusji zanim będzie trzeba Was rozdzielać za pomocą banów :-)
Odpowiedz@takatamtala: Ekstra wymiana zdań :D Takatamtala, poszłabym z Tobą na piwo :D
OdpowiedzNo ale patrz na to z pozytywnej strony - co w windzie ze strachu z siebie wypociłaś to Twoje, jaki trening dałby Ci coś takiego?
Odpowiedz@Robocik: Niestety nie było mowy o poceniu się. Mamy listopad, a nam nie ogrzewają korytarza. Nie odważyłam się też robić np. pajacyków dla rozgrzewki.
OdpowiedzWinda windą, ale co dziwnego/obciachowego jest w chodzeniu na siłownię w piątek? Też chodzę i wtedy jest bardzo dużo ludzi, to twoja sprawa jak spędzasz wolny czas i nie każdy w piątek lub sobotę imprezuje.
OdpowiedzHistoria piekielna, na samą myśl o zatrzaśnięciu się w ciemnej windzie dostaję dreszczy. Mam klaustrofobię, chyba bym tam zwariowała, czekając na pomoc.
Odpowiedz@Piekielnaaaaa: Wątpię, by ktokolwiek chory na klaustrofobię jeździł windą.
OdpowiedzStrasznie współczuję. Ja bym pewnie z klaustrofobii tam zemdlała, wtedy faktycznie można by dzwonić na 112. (PS nie martw się, autorko- 1,5h to jest nic)
OdpowiedzWiem co to znaczy zaciąć się w windzie... Dość długo siedziałam tam ze znajomymi. Waliliśmy w drzwi i krzyczeliśmy, ale nikt nie raczył nam pomóc. Słychać było tylko kroki ludzi idących po schodach... Na szczęście mieliśmy telefon i zadzwonilśmy na numer podany w windzie. Wciąż nie potrafię zrozumieć ignorancji ze strony osób, które ewidentnie nas slyszały.
OdpowiedzTo znak od nieba był, że nie na żadne aerobiki, tylko na kanapę pod kocyk, z kakałem ;-)
OdpowiedzNie wolno próbować wyjść z windy która jest między pietrami ponieważ nie wiesz czy nagle nie ruszy i cie nie zmiezdzy podczas wychodzenia. Także pomysł głupi bez wyobraźni. Bezpieczniej jest czekać w środku bo jest zatrzymana.
OdpowiedzWNIOSEK - zamiast chodzić na płatne aerobiki - zacznij codziennie i w gore i w dół - chodzić po schodach! tylko pamiętaj aby trzymać się poręczy bo upadek ze schodów może być znacznie mniej przyjemny niż kilka godzin siedzenia w windzie!!!
OdpowiedzW bloku, w którym pomieszkuję w trakcie studiów jeszcze niedawno była taka winda-truposzek. W dodatku dość klaustrofobiczna (teraz wydaje się większa, ale przecież nie powiększyli szybu więc to tylko wrażenie). Jak przychodzili znajomi to z uśmiechem na ustach zapraszałam na przejażdżkę. Aby winda w ogóle ruszyła trzeba było z odpowiednią siłą docisnąć drzwi-nie za mocno i nie za słabo i umiejętnie wcisnąć przycisk z piętrem-szybko i do końca, przytrzymać i łagodnie puszczać. Jak nie jechałam sama wciskałam guzik "normalnie" co sprawiało, że windą tylko szarpnęło do góry i nie dało się otworzyć już drzwi, żeby wyjść. Trzeba było wcisnąć ten guzik jak trzeba i ruszała. Później jeszcze dociskałam drzwi mocniej co powodowało kolejne zatrzymanie. Wtedy wystarczało puścić je i docisnąć znowu, ale już "odpowiednio". Oczywiście takie niezapomniane wrażenia fundowałam tylko tym, o których wiedziałam, że nie spanikują.
OdpowiedzDlatego ja omijam windy - mam klaustrofobię i sama myśl o tym że mogłabym się w windzie zaciąć jest dla mnie motywacją by wejść po schodach, nawet na 9 piętro.
Odpowiedz