Z czasów jeszcze szkolnych. Piękny, słoneczny weekend, więc postanowiłam wybrać się do parku. Dojeżdżałam na miejsce tramwajem, słuchając muzyki w słuchawkach. Od razu zaznaczam, że też moja nieuwaga zalśniła zdrowo w tej sytuacji, nie da się tego ukryć.
Tramwaj miał tak przystanek, że wychodziło się na ulicę, nie wysepkę. I właśnie tu głupotą zaświeciłam, bo po zatrzymaniu się tramwaju dziarsko wyszłam z niego nie patrząc czy jakiś szalony pojazd się nie zbliża i moment później już leżałam na asfalcie.
Pierwsza myśl: co za wstyd, wygrzmociłam się na schodkach z tramwaju jak ostatnia ciamajda. Do tego widzę po prawej koło samochodu tuż obok mojej twarzy, więc musiałam zatrzymać ruch. Niezdara jakich mało.
Podnoszę się i coś mi się wydaje, że jednak się tak po prostu nie wygrzmociłam sama z siebie. Noga mnie piekielnie boli, cała ulica zamarła, motorniczy wychodzi z tramwaju (o dziwo nie klaszcze), armia emerytek już stoi na ulicy i o coś się tam przekrzykuje. Ostrożnie ściągam słuchawki i dociera do mnie z pełną mocą, że chyba właśnie kierowca owego autka postanowił zignorować przepis o zatrzymaniu się gdy tramwaj ma przystanek na ulicy i mnie skosił jako pierwszą, która wyszła.
Babcie się drą, motorniczy dzwoni na policję, no normalnie sajgon. Ja stoję jak ta sierota starając się ponownie zalogować do Matrixa, aż w końcu sprawca wypadku się objawia. Z samochodu wyskakuje [p]aniusia w sukieneczce, blond włos rozwiany, oczy jak u zranionej sarenki i tako rzecze:
[P]: No pani mi wybaczy! Ja dzisiaj taka roztrzęsiona jestem, bo się z mężem pokłóciłam i mi się zapomniało, że zatrzymać się trzeba.
Mój mózg się zrestartował po miażdżącej logice pani. Na tyle skutecznie, że pierwsze co wyszło mi z ust to "Czyli w odwecie postanowiła pani rozjechać pierwszą osobę na ulicy?".
Paniusia w płacz, że ja taka niedobra, ona jest po kłótni i ja powinnam zrozumieć.
Nie zrozumiałam. Panowie policjanci też nie.
Miałam kuriozalne wyrzuty sumienia, że się zalała łzami po moim tekście. Ale teraz zanim wyjdę z tramwaju już zawsze patrzę, czy coś nie jedzie. Tak na wszelki wypadek, bo jeszcze ktoś może być po sprzeczce małżeńskiej.
Edit: Tak, pogotowie było. Nie, o dziwo nie była to autostrada i pani nie pruła sto na godzinę. Ja natomiast nie nazywam się Wolverine i jestem w jednym kawałku nie dzięki nadludzkiej regeneracji, ale stosunkowo niskiej prędkości pani auteczka.
Włos rozwiany akurat był jasny. Mój też jest. A sukieneczka, bo lato. Sama miałam sukieneczkę, kajam się :)
kierowcy
Dziwne, że nie usłyszałaś od paniusi "Patrz jak łazisz, k***!" albo innego soczystego tekstu :)
Odpowiedz@thefinalaction: identyczny tekst usłyszałam po tym, jak jeden facet omal we mnie nie wjechał, gdy przechodziłam przez pasy na zielonym. W biały dzień, świetna widoczność, zero zakrętów, a czerwone światełko nad panem radośnie świeciło ;)
Odpowiedz@zegarka: to normalka. U nas rządzi prawo dżungli - silniejszy ma rację. I dlatego większość buraków jest przekonana, że jak skręca w prawo na zielonym przecinając pasy/przejazd rowerowy to ma pierwszeństwo przed pieszym/rowerzystą. I, że zielona strzałka=zielone światło.
Odpowiedz@thefinalaction: W Katowicach jest kilka miejsc, gdzie podczas gdy piesi maja zielone, "zielona strzałka" uprawnia większość kierowców do pędzenia na złamanie karku... Kiedyś prawie wjechała we mnie jakaś babka. Ja jej pokazuję wściekła zielone światło pieszych, a ona zza szyby... Nie, nie wydarła się, nie trąbiła, nie bluzgała - uznała swój błąd i podniosła dłonie w geście przeprosin... To dopiero był szok! Choć w sumie to bardzo smutne, że zwyczajna ludzka uprzejmość jest obecnie czymś rzadkim i szokującym...
OdpowiedzFejk jakich mało, i w roli tej nierozgarniętej jak zwykle blondynka. Widzę panie mają jakiś kompleks na punkcie jaśniejszych kolorów włosów.
Odpowiedz@jagababa91: Mam dziwne wrażenie że przy porodzie na twój widok twoi rodzice powiedzieli to samo: "Fejk jakich mało".
Odpowiedz@iks: I po co te wycieczki osobiste, a? Nie podoba ci się komentarz, to daj minusa, albo wysuń argument "contra", a nie obrażaj.
Odpowiedz@jagababa91: może to był taki typ: włos tleniony, szpony na 5cm, usta napompowane, walory ciała wulgarnie wyeksponowane? Co jakiś czas spotykam takie kobiety i prawie za każdym razem zaskakują mnie swoją inteligencją, niestety na minus. Co nie zmienia faktu, że nie każda blondynka (ta farbowana również) jest tępa, wręcz przeciwnie- najbardziej inteligentna dziewczyna jaką znam jest blondynką. Może autorka historii sprecyzowałaby bardziej o jaki typ chodziło ;)
Odpowiedz@kataryna: Typ ładne fale, młoda laska, kolor na moje oko naturalne, sukienka w niebieskie kwiatki. Też nie sugeruje, że blondynki gorsze są czy głupsze. Po prostu włos miała ładny, a że kolor zapamiętałam, to po babsku opisałam :P
OdpowiedzRozumiem, że gdyby była w spodniach i ruda, to sytuacja byłaby o wiele mniej piekielna? Przecież musiała się wpisać w jakiś stereotyp...
Odpowiedz@biala: Jakby była w spodniach i ruda to mniej więcej szło by to tak: "Z samochodu wyskakuje [p]aniusia w jeansach, rudy włos rozwiany, oczy jak u zranionej sarenki" I by się podniósł alarm, że rudych szykanuję :P
Odpowiedz@Discordia: ale dla ludzi rudy znaczy wredny i fałszywy więc mogłabyś napisać, że wjechała w Ciebie z premedytacją, wręcz, że chciała Cię zabić :D
OdpowiedzA więc tak. Nie zauważyłaś, że cię samochód potrącił i sądziłaś, że potknęłaś się sama. Rąbnęłaś o asfalt, aż grzmotnęło, ale nawet nie zsunęły ci się słuchawki. Motorniczy wezwał policję, ale zapomniał wezwać pogotowie. Policjanci też zapomnieli, a powinni byli wiedzieć, że przy potrąceniach przez samochód - jest to standard. Inne detale pomijam. Chociażby to, że szybko jadąc, panienka powinna cię gwizdnąć tak, że przeleciałabyś lotem koszącym z 10 metrów, a ty wylądowałaś na asfalcie POMIĘDZY tramwajem i samochodem.
Odpowiedz@Armagedon: Zakładam, że miałam podać konkretną prędkość samochodu, żeby dało się wyliczyć siłę z jaką oberwałam i mniej więcej odległość oraz kąt lotu jaki miałam odbyć. Zatem po kolei: prędkościomierza wbudowanego nie mam, ale biorąc pod uwagę, ze byłam w jednym kawałku i wylądowałam jednak przed maską samochodu (bo o dziwo z poziomu ulicy koło widać), nie daje pani jakiejś zatrważającej prędkości wywalającej ludzi w powietrze i roztrzaskującej czaszki. Przydzwoniła we mnie tak, że mnie ścięło z nóg i tyle. Nie wiem gdzie jest powiedziane, że pogotowia nie było. Było. Ale nie wiedziałam, że muszę podawać w historii szczegół nie mający żadnego związku z piekielnoscią (wręcz przeciwnie, ratownicy bardzo sympatyczni). Tak dla ścisłości słuchawki nie nauszne, a douszne, marki nie pamiętam, sprzęt muzyczny firmy Sony. Uszkodzenia ciała pod postacią zdartej skory dłoni i kolosalnego siniaka na udzie. Mogę jeszcze dla dociekliwych podać mój rozmiar buta i mniej więcej temperaturę powietrza tego dnia. W końcu nie napisałam w historii i może się okazać, że to konieczne do nadania realizmu fakty ;)
Odpowiedz@Discordia: Temperaturę olej, ale zdjęcie otarć? Bardzo chętnie obejrzymy. :-)
Odpowiedz@Armagedon: Znowu się czepiasz autorki bezpodstawnie. Nie wiem czy kiedyś miałaś jakiś wypadek czy coś podobnego, ale w pierwszej chwili człowiek nie wie co się dzieje i jest w lekkim szoku, zwłaszcza jeżeli nie widział wcześniej obiektu który go uderza. Nigdy nie widziałem ani nie słyszałem o przypadku, w którym przy kolizji pieszego z pojazdem w ruchu nie zakończyło się to upadkiem pieszego, wystarczy prędkość minimalna. Kierująca samochodem pewnie była zamyślona/rozkojarzona i nie skojarzyła, że jak się tramwaj zatrzymuje to będą ludzie wysiadać, ale pewnie w ostatniej chwili próbowała hamować. Skoro autorka wstała o własnych siłach i generalnie nic jej nie było, to prędkość w chwili uderzenia musiała być bliska 0. Nie jest też żadnym standardem wzywanie karetki - jeżeli poszkodowany wstaje o własnych siłach, nie skarży się na silne bóle ani nie jest mocno oszołomiony to nie ma żadnego powodu do wzywania karetki. Karetkę wzywa się kiedy ktoś wymaga natychmiastowej pomocy medycznej lub kiedy jest uzasadnione podejrzenie, że może jej wymagać. Krótko mówiąc, wszystkie Twoje zarzuty są bez sensu.
Odpowiedz@Rukasu: No i niestety ale nie do końca masz rację. Jestem od dobrych 13 lat motorniczym tramwajowym w mieście pyrą słynącym i sytuacji takich jak opisana sam miewam po kilkanaście w miesiącu. Większość znakomita kierowców cudem jakimś zdała egzamin na prawo jazdy i od tamtego czasu nie zaglądnęła do kodeksu drogowego nawet jeden raz, nie mówiąc o jego aktualizacji czy nowych przepisach. W chwili kiedy tramwaj się zatrzymuje na przystanku usytuowanym (i oznaczonym) w ciągu ulicy, obowiązuje absolutny zakaz poruszania wszelkich pojazdów. Większość kierowców ten zakaz ignoruje stąd potrącenia, wypadki a nawet zajścia śmiertelne. Wielokrotnie też widziałem slalomy jakie odprawiają kierowcy pomiędzy pasażerami. Sam na większości tych przystanków nie otwieram drzwi aż "baran" nie przejedzie.
OdpowiedzSpory procent wypadkow komunikacyjnych bierze sie z nieodpowiedniego stanu emocjonalnego kierowcy/motorniczego/pilota w czasie jazdy/jazdy/lotu. Mialas pecha ze akurat na ciebie trafilo.
OdpowiedzMnie interesuje lśniąca nieuwaga, świecąca głupota i kuriozalne wyrzuty sumienia. Możesz coś więcej o nich? :-)
Odpowiedz@agdybytakwbieszczady: Z wyrażenia "błysnąć głupotą/nieuwagą" autorka błędnie wyprowadziła przymiotniki, naprawdę nie ma się czego czepiać. A "kuriozalne" w tym wypadku prawidłowo użyte, może trzeba przeczytać zdanie jeszcze raz, ze zrozumieniem? ;)
OdpowiedzNajbardziej piekielny jest tutaj fakt że takie przystanki istnieją!
OdpowiedzMasz fajny styl pisania :), a historia też spoko.
Odpowiedznie zapomnij szanownej Pani wytoczyc sprawe z powodztwa cywilnego (jest cala masa takich firm ktore pobieraja prowizje od wywalczonej kwoty). Jesli nie odnioslas obrazem fizycznyc - bardzo łatwo udowdnic te psychiczne - wystarczy kilka rachunkow od psychologa/psychiatry ze msz lęki, boisz się aut czy przechodzenia przez ulice...
Odpowiedz