Skończyłam pracę o dość egzotycznej godzinie. Miałam jeszcze kilkanaście minut do autobusu nocnego, uznałam więc, że spokojnie zdążę skoczyć po coś na śniadanie do dużych, całodobowych delikatesów naprzeciwko firmy. Niestety, peszek - sklep akurat był zamknięty, w środku uwijali się pracownicy, a na drzwiach witała wszystkich kartka z "Przerwą technologiczną do prawdopodobnie 1:30". Zerkam na zegarek - 1:28, poczekam, co mi szkodzi.
Nie ja jedna miałam taki pomysł. Pod drzwiami czekał już spory, dość różnorodny tłumek (w sumie to ciekawe, bo firmę opuszczałam ostatnia - poza serwisem sprzątającym i ochroną - więc reszta to zapewne tubylcy spragnieni piwa). Tłumek tuptał pod drzwiami, a to rzucając popularnym przecinkiem na "k", a to przyklejając nosy do szyby. Przedstawienie jednak zaczęło się o 1:31.
Bo tłumek zauważył, że już po godzinie podanej na kartce. Więc pewna bardzo (BARDZO) obfita pani w dresach zaczęła walić w szybę i pokrzykiwać "kiedy w końcu otworzycie?!", dopingowana przez swojego towarzysza. Przy sąsiedniej szybie trzech typków zaczęło stukać i krzyczeć do pracownic sklepu - nadal biegających z jakimiś pudłami - "No która godzina? Otwierać! Już! No kur**!". Uroczy był też pan z teczuszką, a la inteligencik, który po prostu wziął wózek (to duże delikatesy, mają wózki jak w supermarketach) i najnormalniej w świecie usiłował wjechać do środka, dziwiąc się, że drzwi nie ustępują. Wózkiem stukał w oszklone drzwi ładne pół minuty.
Poczekałam do 1:35 i poszłam na autobus. Tłumek został, słowa powszechnie uważane za obelżywe latały już dość głośno. Aż mi szkoda pań, które po tej przerwie otworzyły sklep - zapewne ładnie oberwały od amatorów nocnego piwka, jakby ich winą była czy to awaria, czy zarządzenie szefostwa o zamknięciu przybytku...
A najpoważniejszym popełnionym błędem był podanie godziny ponownego otwarcia sklepu.
Odpowiedz@Chomiczek: I dodatkowo to jedyna piekielność w tej historii.
Odpowiedz@Chomiczek: Co racja to racja. Np wydawcy gier coraz częściej przyjmują politykę "when it's ready" zamiast podawać terminy. Lepiej nie podać żadnego, niż nieprawdziwy. Albo podać dużo za długi, i zrobić wcześniej, wtedy klient zadowolony.
Odpowiedz@bloodcarver: szczerze to jedyne studia jakie znam które nie zapowiadają przybliżonej daty wydania przynajmniej pół roku przed premierą to twórcy niezależni (bo mogą sobie na to pozwolić, wydawca nie stoi nad nimi z batem) i Blizzard (bo mogą sobie na to pozwolić, w końcu to Blizzard). Nie słyszałem też nigdy o wydaniu gry przed planowanym terminem - to się nie opłaca.
Odpowiedz@Chomiczek: Wystarczyłoby w momencie, kiedy już wiedzieli, że się nie wyrobią, przeprosić i uaktualnić informację, zamiast pokazywać klientom, gdzie się ma ich czas.
Odpowiedz@Xirdus: "The sequel to the parkour action game Mirrors Edge is coming to next-generation consoles “when it's ready,” says publisher Electronic Arts", na przykład. Blizzard zaczął, ale inni idą jego śladem, bo po prostu warto.
Odpowiedz@bloodcarver: w sumie ciekawy przykład. EA wydało takie oświadczenie na targach E2013. Na dokładnie tych samych targach podało datę premiery DA:I (jesień 2014). Myślę, że to nie kwestia niepodawania daty wydania w ogóle, tylko wstrzymywanie się do określonego momentu, tj. gdy można podać w miarę wiarygodną datę. Mówimy jednak o różnych sytuacjach. Czekając na konkretny tytuł robię dokładnie to samo, co gdy na nic nie czekam. Takie czekanie nie wymaga ode mnie żadnej aktywności. W przypadku sklepu muszę jednak stać pod drzwiami, a mogę zrobić coś zupełnie innego - wrócić do domu albo iść do innego sklepu.
OdpowiedzZnam to ze strony pracownika takiego sklepu. Pracowałem na ochronie w osiedlowym monopolowym. Sklep miał w ciągu roku tylko jedną przerwę 24 grudnia na 4 godziny. Myślałem, że będzie cisza i spokój, a tu niespodzianka. 24 grudnia o godzinie 22 stała pod sklepem kolejka na 20-30 osób. No bo co z tego, że Wigilia, codzienne nocne piwko i wódeczka musi być. To było o tyle smutne. Najgorzej było w dniu, gdy sklep zamykaliśmy na dobre. Ludzie olali dużą kartkę wiszącą od ponad tygodnia na drzwiach z podana datą i godziną określającą ostatni dzień funkcjonowania sklepu. Zbliżała się "ostatnia godzina" a ludzi tłumy. W końcu zamknęliśmy drzwi tylko wypuszczając klientów, którzy już zrobili zakupy. Myślałem, że tłum stojący przed sklepem zaraz rozwali drzwi, albo szybę witryny.
Odpowiedz@Draco: Przecież to jest inna sytuacja. U ciebie to klienci zignorowali podaną godzinę zamknięcia, u Skarpetki to pracownicy sklepu nie otworzyli o planowanej godzinie. Dlatego u ciebie to klienci byli piekielni, u Skarpetki personel.
Odpowiedz@Jorn: Wszystko by się zgadzało, gdyby nie fakt, że Skarpetka napisała "kartka z "Przerwą technologiczną do prawdopodobnie 1:30"". Prawdopodobnie - czyli oczywistym jest, że przerwa może być dłuższa lub krótsza...
Odpowiedz@kalulumpa: I równie oczywistym jest, że jednak klienci wkurzeni na pracowników robiących wolniej, niż ci się spodziewali, to inny typ zachowania, niż klienci po prostu ignorujący godziny, których sklep się trzyma. Nie oceniam teraz, które zachowanie gorsze, ale są to inne klasy zachowań.
Odpowiedz@kalulumpa: Dlatego też piekielność pracowników bardziej polegała na tym, że nie aktualizowali informacji o przewidywanej godzinie otwarcia. Po prostu olali fakt, że ludzie czekali na wskazaną godzinę. O ile lepiej by było, gdyby ok. 1:20, kiedy już na pewno wiedzieli, że nie uda się otworzyć o 1:30, przeprosili i wywiesili informację, że otworzą prawdopodobnie o 2:00.
OdpowiedzWidzę, że nikt z komentujących nie pracował nigdy w markecie :) czasem nie wiadomo w co ręce włożyć, zaiwania się po sklepie byle szybciej, byle zdążyć. Bywa i tak, że olewa się rzeczy najmniej ważne - tutaj taką była zmiana kartki. Nikt nie zrobił tego złośliwe, ot, brak czasu.
Odpowiedz@UglyDream: Jeśli klienci chcący wam oddać swoje pieniądze podpadają pod "sprawy najmniej ważne", to ja pier..... coś jest mocno nie tak.
Odpowiedz@bloodcarver: wam? Ja w markecie nie pracuję i nie pracowałam. Mam za to kilka znajomych "zza kasy". Jak ci nad głową wisi kiero regionalny i twój własny, a ty jesteś zatrudniony na ćwierć etatu to zapieprzasz żeby zdążyć ze wszystkim mało nie łamiąc nóg. Bo jak regionalny ma gorszy dzień to opierdzieli cały zespół za źle ustawione warzywa/krzywo postawione kartony/cokolwiek co sobie wymyśli. Bo jego gnoili, to on teraz gnoi. Bo ma podwładnych za ścierwa, bo pracują na śmieciówkach poniżej najniższej krajowej a on ma służbowe auto i smartfona w kieszeni. Nie wierzyłam póki nie poznałam na pewnej imprezie prawie pełnej obsady marketu. To co się dzieje w tej sieci to makabreska…
OdpowiedzA propos czasu (zasłyszane): "Jesli masz coś do zrobienia, i zajmie ci to godzinę, powiedz że potrzeba na to dwóch dni. Wtedy robisz to w godzinę i zostajesz uznany za cudotwórcę"
OdpowiedzPrzerwa w dostawie prądu w fastfoodzie. na wszystkich drzwiach wywieszone kartki z informacją :NIECZYNNE Z POWODU AWARII. Czy jakoś tak. Reakcje? Pare osób wściekle szarpało za klamkę w celu otwarcia drzwi. O pukaniu w okna nie wspomnę. Zdolność czytania zanika
OdpowiedzPrzerwa w dostawie prądu w fastfoodzie. na wszystkich drzwiach wywieszone kartki z informacją :NIECZYNNE Z POWODU AWARII. Czy jakoś tak. Reakcje? Pare osób wściekle szarpało za klamkę w celu otwarcia drzwi. O pukaniu w okna nie wspomnę. Zdolność czytania zanika
OdpowiedzA mnie zastanawia ta "przerwa technologiczna", a konkretnie z jaką technologią związana była ta przerwa? Bo przerwa technologiczna powinna odnosić się do jakiejś technologii, jej zastosowania, ewentualnie optymalizacji procesu technologicznego (oczyszczanie basenu, zmiana parametrów fizykochemicznych w procesie wytwarzania czegoś, czas na zajście reakcji/wyschnięcie produktu, itp.). Przerwa na rozliczenie kas, umycie lodówek, czy poprzestawianie towaru to przerwa techniczna. I nie wiem, czy ktoś pomylił pojęcia na kartce, czy ja o jakichś procesach technologicznych, które się w sklepach odbywają nie mam pojęcia.
Odpowiedz@anna1991z: na 90 % pomylone pojecia:] w sklepach calodobowych o 24 jest zamkniecie kas i rozliczenie.Co prawda dziwne to ze taka dluga ale skoro duzy sklep
OdpowiedzAbstrahując od piekielności klientów stosunek autorki do innych osób czekających pod sklepem też uważam za piekielny - to zdziwienie, że ktoś niepracujący w jej firmie może o tej godzinie czekać pod sklepem, albo wrzucenie wszystkich tych ludzi do wora "tubylcy spragnieni piwa". W przeciwieństwie do spoglądającej na resztę z wyższością autorki, która chciała kupić produkty na śniadanie
Odpowiedz