Na osiedlu na którym mieszkam psów jest jak... psów. Wszędzie pełno. Mniejsze, większe, rasowe i takie mniej. Wychodząc ze swoim pupilem trzeba mieć na uwadze, to że na każdym rogu spotkać można psiarza z kompanem na czterech łapach i że nie jest się jedynym posiadaczem zwierzęcia na okolicznych terenach.
Poniedziałek, szósta rano.
Spaceruję ze swoją Furią po osiedlu. Mgła taka, że oko wykol, nie widać praktycznie nic na wyciągnięcie ręki. Ale psina zadowolona, trochę jeszcze zaspana, pomerduje leniwie ogonem, wącha, posikuje tu i ówdzie. Równym tempem przemierzamy skwerek, pies blisko nogi na luźnej smyczy, gdy z gęstej mgły wyłania się Suka (pisana przez wielkie S z pełną świadomością i z uwagi na jej słusznych rozmiarów posturę). Bez smyczy, bez kagańca.
Nauczona doświadczeniem ściągam swoją sukę na najkrótszy możliwy dystans, bo wiem że akurat delikatnie mówiąc, psy te się nie lubią. Trochę mi skóra cierpnie, bo jednak przy poprzednich spotkaniach obecna była właścicielka Suki, czyli na moje oko prawie 40-kilogramowej wilczurzycy. Furia mi się zjeżyła niczym szczotka ryżowa, i schowana za moimi nogami zaczyna powarkiwać na Sukę, która jawnie już ujada obchodząc mnie dookoła. W międzyczasie całej sytuacji gdzieś z mgły dobiegają mnie okrzyki:
- Soniaaa, Sooooniaaa, chooodź do paaniii!
Po chwili podbiega do nas właścicielka. I tu też zaczyna się moim zdaniem największa piekielność. Bo co robi pani? Przeprasza, że jej pies biega bez smyczy? Pyta czy nic się nie stało? Otóż nie moi Mili. Pani ta podniesionym i zbulwersowanym głosem mówi do mnie:
- Jak nas pani widzi z daleka i wie że się psy nie lubią, to trzeba iść w inną stronę!!!
Przyznam, że trochę mnie na to oświadczenie zatkało. Nawet bardziej niż trochę. Po chwilowym osłupieniu mocno skoczyło mi ciśnienie. Tłumaczę więc babie, że nawet jakbym chciała, a wcale nie mam obowiązku schodzić jej z drogi, to i tak bym w tej mgle nic nie zobaczyła. Usiłuję wykazać, że to JEJ pies podbiegł do mojego, JEJ pies nie jest na smyczy, biega bez kagańca (przypominam prawie 40 kilo żywej wagi) i że to JEJ pies był agresywny. Kobieta dalej swoje jak mantrę:
- Ona nie jest AGRESYWNA! Trzeba iść w drugą stronę!!!
No ludzie...
Zmęczona bezsensowną pyskówką oświadczyłam, że jeśli jeszcze raz zobaczę ją wyprowadzającą swoją sukę bez smyczy i w halterze, to zadzwonię po policję. (Tak, tak, pani wycwaniła się po wielu skargach innych ludzi, że pies bez kagańca i założyła swojej suce uzdówkę... która nie jest absolutnie żadnym zabezpieczeniem. Dla ludzi, którzy nie znają się na psich akcesoriach może wyglądać jak opaska uciskowa na pysk, ale nie dajcie się zwieść. Różnica jest bardzo wyraźna kiedy pies się do was szczerzy...)
I żałowałam tylko, że nie miałam telefonu przy sobie, bo na groźbach by się nie skończyło.
Skwerek
Grrr, temat psów puszczonych samopas zawsze mi podnosi ciśnienie! Niestety do takich właścicieli nie da się dotrzeć. Nie są w stanie zrozumieć, że to sprzeczne z prawem, z normami społecznymi i niebezpieczne i dla psa, i dla otoczenia. Jak zaklęci: piesek-musi-się-wybiegać-on-nie-gryzie-ja-za-nim-biegać-nie-będę.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 27 października 2014 o 23:11
@kasiunda: To jak psa się prowadzi jest zależne od gminy. Inna sprawa, że głupotą jest uogólnianie- jeden pies w kagańcu trzepnie innego tak, że nie ma co zbierać, inny nie odwarknie dopóki inny się na niego nie rzuci. Lepszą opcją by była "karta psa" wydawana jak przejdzie z właścicielem egzamin na psa towarzyszącego i zaliczy wizytę z behawiorystą. Browar mój to świr, sama mu nie do końca ufam, Kazik zachowywał się tak samo ładnie i na smyczy i bez niej- puszczenie Browara byłoby dla mnie debilizmem, puszczenie Kazika no problem bo pies pod pełną kontrolą bez smyczy. A oba wywalone, z nieznana przeszłością która kolorowa raczej nie była skoro poprzedni "właściciel" wywalił oba jako szczeniaki.
Odpowiedz@kasiunda: Ja jestem za puszczaniem psów luzem od małego. Może nie na ulicy albo na placach zabaw ale w lasku albo w parku gdzie jest dużo miejsca.
OdpowiedzDzwoń nie po policję tylko straszaków miejskich. Oni takie akcje lubią a pani jak mandacik dostanie to może zmądrzeje
OdpowiedzTe "pańcie" i ich "pieszczochy" wielkości cielaka.... :) Kilka razy miałem taki przypadek - idę sobie grzecznie alejką, nagle podbiega do mnie olbrzymie, śliniące się bydlę dodatkowo raczej nie usposobione przyjaźnie. Zatrzymuję się, ręce przy twarzy, bo wygląda na to, że zaraz się na mnie rzuci a tu pochodzi wyfiokowana "pańcia" i odzywa się w te słowa: "Niech się pan nie boi Pimpuś nie gryzie, on się chce bawić". "proszę pani, nie ma takiego psa co nie gryzie, prosze go wziąć na smycz albo dzwonię po straż miejską" "pańcia" z wielkim fochem, mrucząc coś o "kretynach co nie kochają zwierzątek" bierze bydlę na smycz i odchodzi.
Odpowiedz@Przemek77: Tu raczej kluczowy byłby kaganiec, bo smycz niewiele pomoże, kiedy piesek pańcię za sobą pociągnie. Bo w to, że człowiek drobnej postury będzie w stanie utrzymać kilkudziesięciokilogramowego psa na smyczy, nie uwierzę.
Odpowiedz@Jorn: To fakt, ale pies jest wielki i mógłby przygniatając kogoś zrobić krzywdę. Kaganiec i smycz to podstawa gdy pies nie jest ułożony i nie wraca na każde zawołanie jest duży i bywa agresywny.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 28 października 2014 o 14:28
Dokładnie. Może być nawet najprzyjemniejszym psem na świecie, ale jeśli nie wraca na zawołanie w co najmniej zwykłych warunkach (wiadomo, że zdarzają się ekstremalne przypadki typu dzieciak z petardą obok który wystraszy dotąd 100% posłusznego futrzaka, ale to już inna sprawa), powinien iść na smyczy. Sama puszczam psa tylko i wyłącznie z dala od ludzi, w polach. I tam zdarzają się spacerowicze (równie narwani jak ja, by niezależnie od pogody brnąć przez błocko z pupilem :D), ale moja suczka jest odwoływalna i potrafię ją kontrolować. Za to bardzo nie lubi 80% innych psów (kwestia braku socjalizacji za szczenięcia, cały czas nad tym pracujemy) i bardzo rzadko spotykam inne futra z którymi przyjaźnie chce się bawić. Nie mam obowiązku używania kagańca i tego nie robię - mieszkam na wsi, ulice mało uczęszczane, ale pies jest bezwzględnie na smyczy. Jestem drobniuteńką osobą, a suka to 35kg mięśni (może i niewiele przy takim rottku, ale przy mnie wygląda imponująco) w typie husky/malamut. Znam ją na tyle, by móc zareagować wystarczająco szybko i ją utrzymać, choć nie zawsze bywa łatwo. Ale co, mam brać na ręce psa, który mnie dosyć energicznie broni, bo czyjś kundelek po kostkę chce mi poobgryzać nogawkę? A na uprzejme "proszę zabrać/zapiąć/przytrzymać ja szybko przejdę" dostaję "mój nie gryzie/na pewno się polubią/a te huskie są nieagresywne pani wyluzuje".
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 31 października 2014 o 16:57
Ja zawsze lubię agresywne psy truć, wystarczy zrobić mielonego z całym opakowaniem środka przeczyszczającego. I właściciel nauczy się żeby psa samopas nie puszczać
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 28 października 2014 o 11:29
@Zlotowa85: Durna jesteś jak noga stołowa! Pies nie jest winny tylko właściciel! Właściciela poczęstuj
Odpowiedz@hotchilli: nie zje
Odpowiedz- Przepraszam, a one gryzą? Moje dwie psiny - jeden 80 kg, drugi 45 kg ;) - No gryzą, nie mają problemów z jedzeniem...
Odpowiedz@tick: Jedno z moich ulubionych pytań ;) Kiedyś starałam się odpowiadać ciekawie, ale mam ludzi (tych samych) w miejscowości którzy zadają to pytanie średnio dwa razy w tygodniu, wcale nie na żarty, tak jakby miało się coś zmienić. Więc ograniczyłam się do prostego "Mnie nie".
OdpowiedzPolecam gaz pieprzowy, jak pies zaczyna ujadać i podchodzić to prosto w pysk. Tylko nie oszczędzaj, bo te tanie mogą go co najwyżej rozjuszyć. Następnie jak się pojawi właściciel i jak tylko zacznie dyskutować i się rzucać jego też poczęstować, a następnie wezwać policję.
Odpowiedz