Moja młodsza siostra właśnie poszła na studia.
Jeszcze przed rozpoczęciem roku zapoznała się przez facebooka z dziewczyną z kierunku, dogadały się i postanowiły zamieszać razem w pokoju dwuosobowym, w studenckim mieszkaniu, bo tak jest i taniej i nie tak samotnie w nowym mieście.
Aktualnie właściciel wypowiedział tamtej dziewczynie umowę i miesiąc wypowiedzenia muszą się jeszcze pokisić, a ja się śmieje pod nosem, bo prawie deja vu mam. Bo?
1. Sprzątanie.
Ola (koleżanka) nie sprząta. I nie kupuje żadnych środków toaletowych i tych do sprzątania. O ile płyny i ścierki kupuje się raz na jakiś czas, o tyle papier toaletowy czy mydło do rąk idzie jak burza, gdy mieszka się w piątkę.
Ola, napominana, zawsze mówiła "kupię następnym razem".
I.. tak korzysta ze wspólnoty, podbierając także szampony, pasty, żele, podpaski. Nawet ręczniki.
Ciuchy albo prała w samej wodzie albo zwoziła do domu, bo akurat proszki dziewczyny trzymają u siebie.
No tak na logikę, to można byłoby zawsze wszystko zabierać ze sobą do pokoju, ale nie po to idzie się na mieszkanie i płaci więcej, żeby targać ze sobą wszystko wte i wewte jak w akademiku.
2. Jedzenie.
W swojej kuchennej szafce Ola ma tylko pakę zupek chińskich.
Wiadome było, że jak zostawiło się na kuchence patelnię czy garnek z jedzeniem, a nawet talerz z czymś na kolację, to znikało.
Wszelkie tłumaczenia to: "potrzebowałam tej patelni/garnka/talerza i myślałam, że to do wyrzucenia".
Nie, żeby chociaż umyła ten garnek/talerz potem.
3. Siedzenie w łazience.
No wiadomo, jak pięć bab mieszka na kupie, to łazienka często zajęta.
Ale żeby rano, gdzie wszyscy na zajęcia się spieszą, brać sobie kąpiel? Godzinną? I być głuchym na pukanie i prośby?
4. Zakochana para.
Ola ma chłopaka. W sumie faceta, starszego od niej i mojej Młodej o kilka dobrych lat.
O ile w pokoju jednoosobowym można robić, co się chce, o tyle w "dwójce" to dość... dziwne.
A Olka zaprasza sobie swojego "bojfrenda" praktycznie codziennie. Pół biedy jeszcze, gdyby siedzieli cicho, nie przeszkadzałoby to aż tak, ale głośne zabawy, śmieszki i "macanki", i krępują, i denerwują Młodą.
Do tego właściciel zakazał spraszania na noc gości (i o ile dziewczyny mogą się dogadać między sobą, że ten raz czy dwa na noc może zostać siostra czy przyjaciółka, to obcego faceta pod dachem nie chcą).
Ola miała powiedziane, że jeszcze raz tak się chłopak "zasiedzi", to one powiedzą o tym właścicielowi, bo ich prośby i żądania są zbywane "zaraz pójdzie, nie czepiaj się".
Czarę goryczy przelało zniknięcie pieniędzy składkowych ze słoika na wspomniane, higieniczne sprawunki. Kwota nieduża, ale jednak.
Skąd wiedziano, że to ona?
Jedna z dziewczyn przyuważyła Olę, jak zakręca słoik. Tłumaczyła się, że dokłada swoją dolę, czego jednak nigdy nie robiła i po komisyjnym przeliczeniu pieniędzy potwierdził się brak kilkunastu złotych.
Gwoli ścisłości - ja, pomagając Młodej w przeprowadzce obejrzałam sobie tę Olkę i powiem, że na biedną nie wyglądała. I z relacji Młodej, takiej ilości ciuchów, malowideł i biżuterii jak u Oli, to nawet u mnie nie widziała.
Wychowanie?
mieszkanie studenckie
Ach... to kupowanie środków. Coś o tym wiem. Współlokatorka nigdy nie sprzątała, a podłogę aż do mojego wprowadzenia się myła PŁYNEM DO MYCIA NACZYŃ. Spory o czystość trwały przez tygodnie aż ona z własnej, nieprzymuszonej woli powiesiła grafik. A ja w tym czasie zauważyłam, że we wspólnej szafce stoją tylko środki zakupione przeze mnie i zabrałam je do pokoju. Przez dobre trzy miesiące widziałam ją jak sprząta dosłownie wszystko płynem do mycia naczyń. Dopiero potem jej mama przyjechała i dała jakiś płyn do podłóg.
Odpowiedz@Devotchka: a czemu płyn do mycia naczyń nie nadaje się do podłóg? Wolę już to niż tanią bylejaką marketówę po której brud się dosłownie lepi do podłogi.
Odpowiedz@Devotchka: Ja myję płynem do naczyń, a co jakiś czas domestosem albo płynem do podłóg.
Odpowiedz@powidla: Domestosem podłogę? Hardkor!
Odpowiedz@Yennefer_: Niby dlaczego mycie podłogi domestosem jest hardkorem?
Odpowiedz@Yennefer_: przecież doskonale się nadaje, co w tym hardkorowego?
Odpowiedz@Gbursson: A dlatego, że jak się wprowadzałam do nowego mieszkania, to sobie chciałam nieco odkazić brodzik po poprzednich lokatorach i wyczyściłam go domestosem. Miałam prowizoryczną maseczkę z szalika zrobioną, a i tak się nawdychałam. Do wieczora byłam przekonana, że nieźle podrażniłam górne drogi oddychania i chyba straciłam powonienie. Nawet będąc poza domem czułam zapach domestosu i jego posmak w ustach. Cokolwiek bym nie zjadła, nic innego nie czułam. Dlatego dla mnie hardkorem jest umycie 40 mkw podłogi domestosem :) Nie to że go nie używam, bo tak, ale tylko do ubikacji. :)
Odpowiedz@Yennefer_: Dla mnie to jest zapach "czystości"
Odpowiedz@powidla: Domestosem podłogę? Naczynia czasami też? I może deteoru używasz raz w miesiącu, tak dla pewności?!? Shit...gdzie ty mieszkasz, w kurniku?!?
Odpowiedz@Yennefer_: Dziwne, że niektórzy nie rozumieją, że środki zawierające chlor i / lub kwas nie są środkiem czystości ogólnego zastosowania. Z komentarzy wnioskuję, że niektórzy nie mieliby nic przeciwko stosowaniu go jako płynu do płukania ust.
Odpowiedz@mailme3: jeśli ma się na podłogach płytki, a po płytkach biega sobie wychodzący na dwór pies, to wlanie nakrętki domestosa do wiadra wody i przetarcie mopem podłogi jest w sumie bardzo rozsądne. Nie ryzykowałabym tego tylko na drewnianych podłogach. Wątpię żeby którakolwiek z osób wypowiadających się wyżej myła podłogi samym domestosem prosto z butelki. @yennefer nie mam pojęcia jak to zrobiłaś. Wylałaś tam pół butelki? Często myję wannę domestosem i jeszcze takich jazd nie miałam ;)
Odpowiedz@Devotchka: Ja podłogę myję wyłącznie płynem do naczyń (ale to dlatego, że mam jakąś paskudna wykładzinę w wynajmowanym mieszkaniu i szkoda kupować cokolwiek innego). Płyn świetnie odtłuszcza podłogę i wg mnie lepiej myje niż środki do podłóg. @powidla: Ja sobie nie wyobrażam mycia podłogi domestosem. Jest to tak silny środek, że krótka chwila przy myciu toalety z tym smrodem skutkuje u mnie poważnym bólem głowy :/
Odpowiedz@UglyDream: "wlanie nakrętki domestosa do wiadra wody i przetarcie mopem podłogi jest w sumie bardzo rozsądne" Albo w domu albo rozsądne. Ale to prywatna opinia.
Odpowiedz@up Ja bym się nie pokusiła nawet o pół zakrętki. Jest tyle środków przeznaczonych do podłóg, że nie muszę chodzić na haju przez domestos :) Plus mnóstwo pięknych zapachów do wyboru. Poza tym mam ładną podłogę z prawdziwego drewna, a nie jakąś sklejkę, więc żal :) Tak sobie myślę, że domestos trzeba spłukać po jakimś czasie, a z podłogi byłoby trudno i obawiałabym się może poparzeń, bo po domu chodzę boso.
Odpowiedz@UglyDream: Wiesz, brodzik, płytki i kabina była zapuszczona i strasznie brudna, więc musiałam trochę szorować, bo nie chciało puścić. Skoro ktoś tak zapuścił prysznic, to brzydziło mnie wejść tam gołymi stopami, nie odkaziwszy go uprzednio :) Ale nie polecam tego nikomu, bo przesoliłam zupę- nie znałam umiaru :D teraz mnie śmieszy, ale wtedy to było okropne uczucie.
Odpowiedz@Aniela: No, ale my mieliśmy płytki. I jak sama wspomniałaś płyn jest odtłuszczaczem, a to co jest na podłodze nie jest tylko tłuszczem, ale też kurzem. Podłoga po takim płynie się lepiła.
Odpowiedz@UglyDream: Ja w ogóle dużo rzeczy myję płynem do naczyń i mydłem, bo po co mam czyścić czymś bardziej agresywnym, skoro tak schodzi? Np. parapet, brudne półki czy drzwi.
Odpowiedz@mailme3: weź swojego domestosa, obróć i przeczytaj nalepkę z tyłu. Producent podaje w jakim stosunku go rozcieńczać do mycia podłóg, w jakim do mycia urządzeń sanitarnych itd. Nadal masz jakiś problem z tym czy da się tym myć podłogę?
Odpowiedz@UglyDream: dokładnie. My też raz za jakiś czas myjemy podłogi wodą z domestosem, co polega na tym, że do wiadra wlewamy tyle domestosa ile wypłynie przy jednym naciśnięciu butelki (to nawet 1/4 ani 1/5 nakrętki nie jest) i reszta to woda. Nie widzę problemu.
Odpowiedz@mailme3: Ludzie, masakra. No ten domestos przecież się do wody wlewa. Jego stężenie w tym roztworze jest mniejsze, co za tym idzie moc też... Ręce opadają. Przecież nie będę czyściła samym, bo jest zbyt lepki...
OdpowiedzA jak? Wychowanie. Pewnie w jej środowisku frajerstwem jest dokładanie się do czegokolwiek, skoro inni kupują. Taki pasożyt
OdpowiedzTak, mieszkanie z przypadkowymi ludźmi może być koszmarem. Ale największym są pokoje wieloosobowe. Jest na szczęście na to prosta metoda - niestety, wymaga solidarności normalnych lokatorów i zdecydowania w ich działaniach.
Odpowiedz@Bydle: "Tak, mieszkanie z przypadkowymi ludźmi może być koszmarem." Z nieprzypadkowymi - też.
Odpowiedz@Armagedon: „Z nieprzypadkowymi - też.” Będę polimeryzował (!). :-) Nieprzypadkowych się wybiera, dobiera, selekcjonuje. Wiem, że ludzie rozwodzą się po 60 latach wspólnego życia, ale IMHO tylko dlatego, że NIGDY nie powinni się schodzić. Ci, którzy się dobierają myśląc - no dobra, wiele osób dokonujących świadomego wyboru - potrafią żyć długo i razem, i w pokoju (lub w dwóch pokojach z kuchnią). :-) A jeśli dodać do tego tych, którzy z gęby nie robią cholewy, to można pokusić się obraz bliski ideałowi...
OdpowiedzZabij sukę!
OdpowiedzRaczej nie wychowanie, a niedojrzałość. Dorosła na tyle, by mieć chłopak, studiować, samodzielnie wynajmować mieszkanie, ale nie by żyć jako dorosła, wspólnie z innymi. To dziecinne kłamac prosto w oczu (kradzież) lub odwlekać w nieskończoność coś, co łatwo sprawdzić, czy jest zrobione (zakup środków doczyszczenia).
Odpowiedzpewnie za ksiezniczke sprzatala mamusia, a szampony czy kosmetyki zawsze "staly na polce"
Odpowiedz