Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Ja już nie wiem, czy świat oszalał, czy to ja mam problem…

Ja już nie wiem, czy świat oszalał, czy to ja mam problem z pojmowaniem tego co jest teraz normalne.

Mam w rodzinie sporo dzieci, nie utrzymujemy może jakiś bliższych relacji (wyjątkiem jest moja siostrzenica), ale to co widzę i słyszę na spotkaniach rodzinnych woła o pomstę do nieba.

1. Moje dziecko jest geniuszem.

Jedna z kuzynek ma syna, który właśnie podjął naukę w pierwszej klasie. Wcześniej chodził do przedszkola z "rozszerzoną matematyką". Niektórzy rodzice dzieciaków z tej grupy, nie wyłączając kuzynki dostali zbiorowego pier*olca. Co ważne dla wątku, niektóre dzieci poza przedszkolem chodziły wspólnie na kung-fu i tak od tej matematyki zaczęło tam dochodzić do kuriozów. Kuzynka uczyła młodego matematyki więcej niż trzeba. Dajmy na to w przedszkolu przerabiali matematykę 1 - ona już była w posiadaniu drugiej i trzeciej części i robiła z młodym kilka rozdziałów na przód. Jak był u dziadków, to kazała dziadkom też przerabiać z nim matematykę. A co ma do tego kung-fu? Otóż pozostali rodzice robili podobnie i jak któreś miało lepszą "ocenę", umiało więcej, któreś z rodziców było o rozdział za daleko ze swoim geniuszem, to pozostali zabraniali im ze sobą na kung-fu ćwiczyć, a w przedszkolu się bawić. Zapytałam kiedyś kuzynkę, przy jej mamie, czy to dziecko ma czas być dzieckiem? Bo oprócz matematyki, to chodzi na angielski, arabski i chiński. Odpowiedź zwaliła mnie z nóg - są takie czasy, że nie ma czasu na dziecinadę... Ahaaa....

2. Dziecięce priorytety.

Drugi wątek dotyczy mojej siostrzenicy. Dzieciak ma prawie 12 lat. Fajna dziewczynka, uzdolniona plastycznie, matematyki nie lubi, ciężko jej idzie nauka tego przedmiotu. Stara się odrabiać zadania prawidłowo, rodzice opłacają jej korepetycje, no ale w szkole bywa różnie raz dostanie 4, raz 3. I tu pojawia się piekielność - dzieciaki się z niej nabijają, wytykają palcami, bo "jak one wykonają 10 zadań, to głupia X jest dopiero na drugim", przez to nie jest zapraszana na wspólne wyjścia do kina. Ja nie wiem, czy ja zwariowałam, czy świat? Bo z tego co pamiętam, nikt nigdy w mojej klasie się z nikogo nie nabijał, że z czegoś jest w nauce słabszy, były inne kryteria dobierania znajomych.

Sama jak wszystko dobrze pójdzie, to niedługo zostanę mamą i przyznam szczerze, że jestem przerażona wyścigiem szczurów w jaki przez dorosłych, wciągane są dzieci. Dzięki Bogu sama miałam dzieciństwo, skakałam w gumę, na skakance, łowiłam w stawie kijanki... Przynajmniej mam barwniejsze wspomnienia niż książka z matematyki.

szkoła

by DuzaMi
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar konto usunięte
30 36

To zależy w jakim towarzystwie obraca się kuzynka. Pewnie to nawobogaccy rodzice, których rodzice ukończyli szkołe zawodową i należeli do klasy robotniczej. Teraz nowobogaccy,chcący ukryć swoje wstydliwe pochodzenie i podkreslić awans społeczny odwalają takie cyrki. Tu chodzi o kompleksy. A jak? Poprzez ponizanie innych. Uczą tego tez swoje dzieci. Spece od rynku juz dostrzegli te grupe snobów i stworzyli dla nich snobistyczne szkoły, sklepy etc.etc.

Odpowiedz
avatar nemo333
8 12

@osvinoswald: O kurde, rzeczywiście to prawda, sam się zorientowałem w tym momencie. Miałem takiego "kolegę" w podstawówce, matka polonistka w liceum, ojciec jakiś biznesmen. Jako pierwsze pokolenie w rodzinie skończyli coś wyżej jak szkołę średnią i już tacy bogaci, majętni, modne ciuchy, nowe auto na kredyt, ciągłe wychwalanie jacy to oni są lepsi bo oni mają kasę i coś osiągnęli. Oczywiście jak moja babcia im wspomniała że przecież babcia kolegi była osiedlową opiekunką dla dzieci a dziadek kombinował jak się dało żeby mieli co do garnka włożyć to nieeee, to nie nasza rodzina, to nie my, pani się coś pomyliło! Pani źle pamięta że pani córka się bawiła ze mną bo ja jej nie znam mimo że mieszkałam ulicę dalej!

Odpowiedz
avatar paula85
21 23

Szczerze?Doskonale rozumiem o czym mówisz zwłaszcza w pkt2.U mnie jest tak że synek faktycznie świetnie sobie radzi(na razie to tylko druga klasa ale może tak zostanie :) )i już ma problemy bo jest od kujonów czy innych takich wyzywany(synek ma talent do nauki nie siedzi nad książkami wieki) i nikt się nie chce z nim bawić oprócz dwóch dziewczynek zresztą też radzących sobie nie najgorzej.A gdy okazało się że mój mały chodzi na karate z innymi kolegami z klasy to tamci powiedzieli że sierot i kujonów to w drużynie nie potrzebują.Na szczęście trener jest fajny i stara się sytuację rozładować ale synkowi jednak przykro.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
10 14

@paula85: każda skrajność jest zła. Za dużo troski i za mało troski. Zajęcia dodatkowe są super,pod warunkiem,że kolidują z zainteresowaniami dziecka. A nie zapisywanie na 50 różnych zajęć,aby dopiec sąsiadce bo jej dzieciak chodzi tylko na 48 lub pochwalić się przed rodzin jaka ta latorośl mądra

Odpowiedz
avatar DuzaMi
7 9

@paula85: widać idzie to w obie strony. Póki X sobie radziła w pierwszych klasach, to było ok, a teraz jak sobie radzi średnio i to tylko z matematyką, to są przykre szykany i dzieciak do szkoły niechętnie chodzi.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 21 października 2014 o 16:17

avatar donkamilos
18 18

@osvinoswald: w sensie, że zajęcia dodatkowe korespondują z zainteresowaniami dziecka, nie kolidują, bo wtedy nie ma najmniejszego sensu wysyłać tam dziecka.

Odpowiedz
avatar ohne
10 10

@osvinoswald: Też nie: Koordynować można kogo? co? i jest potrzebny wykonawca tej czynności np. Podczas wymiany nawierzchni na ulicy panowie Mietek, Zenek, Zdzisiek i Władek koordynują pracę pana Ziutka. Zajęcia nie mają żadnej mocy sprawczej, więc one nie mogą nic koordynować, ale możesz napisać 'żeby były skoordynowane z'

Odpowiedz
avatar kabo
-3 5

@osvinoswald: Kooperują.

Odpowiedz
avatar Jorn
0 6

@osvinoswald: Nie, słowo "koordynują" też tu nie pasuje. Prawdopodobnie nic ci się nie pomerdało, tylko też próbujesz udawać mądrzejszą, niż faktycznie jesteś, i używasz słów, których nie rozumiesz.

Odpowiedz
avatar mamaOli
12 16

Przerażające w tej sytuacji jest dla mnie to, że niestety czasy są takie, że nie nie można sobie pozwolić na dziecinadę...fakt...i mówi to osoba, która najwięcej dziecinady wykazuje. Współczuję dzieciakowi matki. Jak dostanie 5 zamiast 6 w szkole to dowie się, że "mamusia już cię nie kocha??" CHORE

Odpowiedz
avatar nemo333
6 6

@mamaOli: Wtedy dowie się że mamusia już go nie kocha bo jej wstyd przynosi tak złymi ocenami. I czym ona się będzie na ploteczkach koleżankom chwalić?

Odpowiedz
avatar Alberto
9 11

Po przeczytaniu Twojej histori przeszła mi przez głowe jedna myśl "krzywdzenie dzieci" w sensie że nakazywanie im nauki nie pozwalając im przy tym być dzieckiem. drugi punkt pokazuje że coś jest nie tak ze szkołą a przynajmniej z klasą

Odpowiedz
avatar konto usunięte
7 9

@Alberto: moja koleżanka, uczęszczająca do najlepszego liceum w naszej mieścinie, opowiadała o tamtejszym wyścigu szczurów. Wyzwiska od psów i różnych to była norma. Komentowanie wyników w nauce też. Do owej placówki chodziła młodzież miejscowej elity. Reszta była plebsem. Szkoda,że nie ma u nas klasy średniej. Na jej miejscu wyrośli nowobogacka katastrofa kulturowa

Odpowiedz
avatar Zmora
4 10

@osvinoswald: U mnie w liceum (jedno z najlepszych liceów w Polsce) też był wyścig szczurów, ale nasza "elyta" nie wyzywała nikogo od psów, tylko zwyczajnie traktowała innych jak śmiecie. Komentowanie wyników to była norma. A ja właśnie byłam w tej szkole takim mniej zamożnym plebsem i choć radziłam sobie dobrze, to na koniec jednak nie przeżyłam stresu i nerwów przez co matura poszła mi, krótko mówiąc, do d*py. A i tak miałam lepiej niż niektórzy, bo jedna dziewczyna po pierwszej klasie trafiła do psychiatryka z nerwicą i depresją, a parę osób się przeniosło do innych szkół, bo po prostu emocjonalnie nie wyrabiali z tym wyścigiem szczurów. Oczywiście, jak w poprzednich szkołach zawsze miałam klasę zgraną, to w tym liceum absolutnie nie. Każdy miał w d*pie wszystkich wokół i po prostu jeden pod drugim dołki kopali.

Odpowiedz
avatar sla
6 6

@Zmora: Dziwne. Moje liceum także lubiło wygrywać wszelkie rankingi a żadnego wyścigu szczurów nie było. Nikt nie zwracał uwagi jak się druga osoba uczy czy ile jej rodzice posiadają zer na koncie, była miła i przyjemna atmosfera. Czyli nie każda taka szkoła musi być zła i niedobra. @@osvinoswald: Klasa średnia istnieje, znam wielu jej przedstawicieli, ba, sama się z niej wywodzę. Nie każdy, kto się czegoś w życiu dorobił zasługuje na miano nowobogackiego.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 21 października 2014 o 18:31

avatar konto usunięte
1 5

@sla: ale zauważ,że wielu jej przedstawicieli zostało zlikwidowanych w trakcie II wojny światowej. To samo tyczy się inteligencji. A nowobogaccy to właśnie ci którym odwaliło po dorobieniu się. Jak mówi przysłowie: pieniądze lubią ciszę. Normalny człowiek który się wzbogacił tak się nie zachowuje

Odpowiedz
avatar Armagedon
4 4

@osvinoswald: A co ma do tego wojna? Klasa średnia to nie tytuł, tylko stan posiadania. A od wojny minęło blisko 70 lat, z czego 40 to PRL, w którym egzystowała wyłącznie klasa średnia, bo ani skrajnej nędzy, ani wielkiego bogactwa nie było.

Odpowiedz
avatar Zmora
1 3

@sla: A czy ja twierdzę, że każda szkoła jest zła i niedobra? Ja jedynie mówię, że moja była.

Odpowiedz
avatar Meliana
11 13

To nie świat oszalał, tylko niektórym jednostkom szajba odwala. Zakompleksieni rodzice, jak wiek wieków, leczyli swoje poczucie niższości, zmuszając dzieci do tego wszystkiego, czego sami nie byli w stanie osiągnąć. Nic nowego. Nikt nie każe ci ich naśladować - tak jak kiedyś miałaś inne priorytety w doborze znajomych, tak i dziś możesz je mieć. No chyba, że chcesz w tym owczym pędzie oczadziałych mamusiek brać udział, "bo takie czasy", to krzyż na drogę...

Odpowiedz
avatar DuzaMi
5 5

@Meliana: nie - dziękuję, postoję :) zabranie dzieciństwa to chyba jeden z najgorszych błędów jakie można popełnić.

Odpowiedz
avatar Agness92
7 11

Ja w podstawówce przyjaźniłam się z córką matematyków. W 3 klasie dla zabawy w świetlicy obliczałyśmy 10! :D Ale to było dla zabawy i nikt nas do tego nie zmuszał.

Odpowiedz
avatar kasiunda
1 15

Srata tata. Arabski i chiński dla przedszkolaków, tjaa.

Odpowiedz
avatar DuzaMi
9 13

@kasiunda: kuzynka oświadczyła mi, że to najbardziej przyszłościowe języki i jeśli młody już teraz będzie się ich uczył, tym łatwiej mu będziw kontynuować naukę w przyszłości, bo sobie "struny głosowe nastroi".

Odpowiedz
avatar Zmora
4 6

@DuzaMi: I w sumie miała rację.

Odpowiedz
avatar bizarrotron
6 8

@kasiunda: wbrew pozorom istnieje- tez miałem wątpliwości, ale po wklepaniu w wyszukiwarkę 'arabski dla przedszkolaków' mam już tylko poczucie że świat jest dziwny...

Odpowiedz
avatar Zona_Informatyka
10 10

W tym wypadku akurat nie widzę powodów do czepialstwa. Nauka języków to dla dzieci zwykle fajna zabawa. Oczywiście dobrze by było, gdyby zajęć dodatkowych nie było za dużo, żeby dziecko zdążyło się upaćkać błotem. Ale angielski ma się w szkole, czemu więc nie osłuchać się z jakimś egzotycznym językiem? Posypią się możne na mnie gromy, ale dziecko czasami trzeba do czegoś zmusić. Na przykładzie mojej koleżanki: uczyła się baletu kilka lat, znudziło jej się i w końcu swoim jęczeniem zmusiła rodziców do wypisania jej z zajęć. Teraz twierdzi, że to był ogromny błąd.

Odpowiedz
avatar DuzaMi
3 3

@Zona_Informatyka: nie neguję zajęć pozalekcyjnych, sama od przedszkola pływałam i miałam jakieś tam sukcesy. Cieszyło mnie to i chyba o to chodzi w zajęciach pozalekcyjnych, a nie o bicie rekordów przerobionych rozdziałów z matematyki

Odpowiedz
avatar DuzaMi
4 4

@Zmora: nie twierdzę, że nie, ale gdzie tu równowaga? Jeśli nie ma czasu pobawić się klockami, obejrzeć bajki, czy pobawić sie samochodzikami?

Odpowiedz
avatar Zmora
1 3

@DuzaMi: A czy ja twierdzę, że kuzynka zachowała równowagę? Ja tylko twierdze, że miała rację, co do "przyszłościowości" tych języków i "nastrajania strun głosowych".

Odpowiedz
avatar hola
4 4

@Zona_Informatyka: Dzieci są różne - jednych bawi nauka języków innych nie... Innym nie robi różnicy uczyć się 5 języków naraz, dla innych problemem stają się 2 języki do opanowania. I nie zapominaj - do pewnego czasu może i zabawa, potem jednak nauka. A na nauce języków nie kończy się edukacja...

Odpowiedz
avatar szukamnicka
-3 3

@DuzaMi: I gdzie to w przedszkolu uczą arabskiego i chińskiego? I KTO tego uczy? Węszę fake.

Odpowiedz
avatar kotwszafie
-2 6

Ja bym tak od razu na rodziców nie psioczyła. Wszędzie i ciągle się mówi, że pracy nie ma, to się rodzice boją i chcą, żeby dzieci "wiedziały wszystko", tak na wszelki wypadek. Moim zdaniem to niemądre, nie tylko dlatego, że dziecko musi być dzieckiem, ale też dlatego, że "wiedzenie wszystkiego" wcale nie gwarantuje sukcesu. Co nie zmienia faktu, że ci rodzice pewnie wcale nie chcą źle. Myślę, że jedynym wyjściem jest wychowywać swoje w duchu tego, w co się wierzy i reagować na wszelkie szczucie - obojętnie, czy dzieje się ono z powodu ocen, niezamożności czy zbyt grubych okularów.

Odpowiedz
avatar Meliana
9 9

@kotwszafie: Co do pierwszego akapitu - jak to powiadają, dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane. Bardzo adekwatnie, bo takie dzieciństwo, to piekło, niezależnie od "chcenia" rodziców. Co do drugiego, to powiem tak: rodzice powinni nauczyć dzieci właściwej reakcji na zaczepki rówieśników, a nie niczym wściekłe pitbulle latać za dzieciakami i rozwiązywać szczeniackie porachunki. To najszybsza droga do wyhodowania społecznej kaleki, która zamyka się w sobie od każdego krzywego spojrzenia.

Odpowiedz
avatar Pytajnik
4 4

@kotwszafie: Nie sadze by ci rodzice chcieli dobrze dla dziecka. Nie sadze, by chcieli zle. Mysle ze im po prostu nie przyjdzie do glowy zastanowic sie czy dziecku dobrze tak jak jest i co mu to da. Narzucili, ma robic, w mysl prostej zasady "wiecej nauki = wieksza przewaga". A kogo jakies dziecko obchodzi? Male jest, nie wie jeszcze co dla niego dobre.

Odpowiedz
avatar kotwszafie
4 4

@Meliana, nie wiem, czy jest obiektywny wyznacznik tego, co jest dobre dla dziecka, a co nie. Obojętnie jaką filozofię wychowania się wyznaje, znajdzie się poważne opracowania tę filozofię potwierdzające. Dziecko, oczywiście, musi samo umieć reagować, ale nie każde jest takie znowu do przodu. Co ma zrobić rodzic dziecka nieśmiałego? Powiedzieć może "jakeś takie cielę, to niech cię leją"? @Pytajnik, dziecko dziecku nierówne. A jednak własne dziecko najlepiej znają ci, którzy są z nim najczęściej i najdłużej. Tak się składa, że w większości przypadków są to rodzice. Co dla osoby z zewnątrz może wyglądać źle, może takim wcale nie być dla konkretnego dzieciaka. Może być też tak, że rodzice boją się, że kiedy ich zabraknie, to dziecko bez dobrego wykształcenia i zawodu sobie nie poradzi. Trudno za taki lęk kogoś winić. Żeby nie było, moim zdaniem dziecko powinno polatać po ulicach, ponudzić się, pobrudzić, ale też i czasem przysiąść i się wysilić nad czymś (np. nad nauką).

Odpowiedz
avatar Meliana
3 3

@kotwszafie: Obiektywny wyznacznik? A niby jakim cudem miałby taki powstać, skoro każde dziecko jest inne? Sama piszesz, że to rodzice najlepiej znają swoje dzieci - więc skoro widać, że dzieciaka muszą wołami ciągnąć do nauki, a efekty są żadne, to po co mu jeszcze dowalać dodatkowe dwa języki, matematykę, kurs pisania wierszy i fizykę dla zaawansowanych? Może ma smykałkę do sportu, a może znajdzie zamiłowanie w zabawie zestawem małego majsterkowicza? Lepiej chyba sobie wychować szczęśliwego stolarza, krawcową lub kierowcę koparki, który spełnia się w tym co robi i robi to dobrze, niż nieszczęśliwego magistra "popularnego" kierunku, który nie ma pojęcia o czym się uczył, bo totalnie go to nie interesuje. Nie rozumiem skąd ten owczy pęd i "przymus" kształcenia dzieci jak najwyżej - przecież studia już od dłuższego czasu nic szczególnego nie dają, niczego nie gwarantują, ani nie są żadną nobilitacją (ilu "magistrów" siedzi na kasach, albo smaży frytki w Macu - poważnie aż studiów do tego trzeba?), za to glazurnicy/budowlańcy/mechanicy po zawodówce i bez matury (ale za to z fachem w ręki) są na pniu rozchwytywaniu i zarabiają nieraz lepiej, niż pięciu socjologów z biedronki razem wziętych. Poza tym, studia w końcu są dla dorosłych, można się na nie zapisać w każdym wieku - niekoniecznie od razu po maturze, kiedy ma się pstro w głowie, a pracą się nigdy nie skalało. A już przede wszystkim - dzieciństwo powinno być dzieciństwem. Czasem beztroski, zabawy i luzu (w rozsądnych granicach), a nie orką na 2,5 etatu, gdzie taki 8-10 latek od świtu do zmierzchu goni z kluczem na szyi, bo balet, bo joga, fortepian, skrzypce i cymbały, karate, angielski, trening siatkówki, a potem jeszcze kółko biologiczne i korki z historii... błagam, robić jak woły będą do później starości, po co zaczynać już od kołyski? Kto będzie chciał, to się wybije bez zmuszania do nadludzkiego wysiłku już od przedszkola. PS. Ja też byłam "nieśmiała" - bo skoro mamusia wszystko za mnie załatwiła, to nie miałam potrzeby się przełamać i gęby otworzyć. Do momentu, kiedy mi właśnie powiedziała, że "jak jestem cielę, to mój problem" - do dziś jej za to dziękuję.

Odpowiedz
avatar qaro
4 4

Ja też miałam normalne dzieciństwo (nieco tylko "zakłócone" szkołą muzyczną;) ze skakaniem w gumę i łażeniem po drzewach, ale z kolei gnębienie kolegi w klasie pamiętam. Już w pierwszej klasie szkoły podstawowej w klasie wytworzyła się pewna "hierarchia" towarzyska. Na jej najniższym szczeblu znalazł się nieszczęśliwie pewien chłopiec - niższy od innych, w okularach, grzeczny i nieśmiały. Bardzo szybko stał się kozłem ofiarnym i celem rozmaitych docinków ze strony klasowej elito-łobuzerii. Jednak najgorsze w tym wszystkim było to, że wychowawczyni (od siedmiu boleści) w najlepsze brała w tym udział i dokuczała mu podobnie jak inni. Pamiętam, że już wtedy mnie to oburzało i zdumiewało, jednak w tym wieku trudno jeszcze zdobyć się na jakieś zdecydowane działania. A historia jest dla mnie przerażająca. O ile jeszcze w przypadku punktu drugiego można liczyć na to, że dziecko może mieć wsparcie przynajmniej w domu, to punkt pierwszy to jest jakaś paranoja. Szkoda, że nie ma na to paragrafu...

Odpowiedz
avatar Przemek77
8 8

Niestety duża część rodziców to zgraja oszalałych idiotów i idiotek. Sam nienawidzę chodzić na zebrania klasowe mojej córki - część tych szalonych mamusiek ma tyle pomysłów na "zajęcia pozalekcyjne", że gdyby chcieć to wszystko wcielić w życie to dzieci z klasy mojego dziecka wychodziłyby z domu o 6:00 i wracały na 21:00 skrajnie wymęczone. Na szczęście większość rodziców jest normalna i dajemy radę usadzić na miejscu te "kwoki" z pomysłami. Dziecko to jest dziecko, MUSI mieć tą "dziecinadę" bo od tego zależy prawidłowy rozwój. Owszem, zajęcia pozalekcyjne jak najbardziej - córka chodzi na próby zespołu tanecznego i na naukę pływania (sama chciała, nic nie narzuciłem) - ale to jest raptem 2,5 godziny w tygodniu całość. Musi być jakaś zdrowa norma.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 22 października 2014 o 8:00

avatar weronikarb
1 7

Widzę, że nie tylko ja mam dziwne wrażenie wyścigu szczurów. Jak patrze co syn ma zadane, po zachowaniu na wywiadówkach, to mam wrażenie, że świat oszalał. Ostatnio dość często zdarza nam sie, że syn przepisuje zrobione przeze mnie zadania domowe do zeszytu - wtedy zajmuje nam to max 2h i ma czas wolny :D Jest w piątej klasie ale od ponad roku już odpuściłam kładzenie nacisku na naukę i dobre oceny. Po tym co się uczą to stwierdziłam że i tak 90% tego mu się nie przyda, więc po co mamy się znęcać. Oczywiście oficjalnie synowi tego nie powiedziałam, bo całkowicie by sobie odpuścił hehehe Oprócz tego ma zajęcia na które lubi chodzić: jazda konna, pływanie, angielski, kółko informatyczne

Odpowiedz
avatar Zmora
0 6

@weronikarb: "Ostatnio dość często zdarza nam sie, że syn przepisuje zrobione przeze mnie zadania domowe do zeszytu - wtedy zajmuje nam to max 2h i ma czas wolny :D" Gratuluję podejścia. A jak syn przestanie zdawać z klasy do klasy, to będzie płacz.

Odpowiedz
avatar weronikarb
3 5

@Zmora: no i masz takie samo podejście jak teraz nauczyciele - praca domowa uczy. Ja myślałam, że chodzą na lekcje i tam się uczą, a nie w domu odrabiając zadania. W domu powinno być zadawane to co trzeba się nauczyć na pamięć, a nie np. po 3 strony z ćwiczeń z każdego przedmiotu To przepraszam co oni robią w szkole? Za co biorą pensje nauczyciele???

Odpowiedz
avatar kotwszafie
-2 4

@weronikarb: A na jakiej podstawie zadecydowałaś, co się przyda? Mój kuzyn też miał odrabiane zadania, żeby się nie męczył. Matury nawet nie zdał i wszyscy byli zdziwieni dlaczego. Szkoła nie jest tylko po to, żeby dać wiedzę, ale żeby się dziecko nauczyło, jak w ogóle się uczyć. Wątpię, czy siedzenie na lekcjach+przepisywanie już rozwiązanych zadań go tego nauczą.

Odpowiedz
avatar Zmora
-3 3

@weronikarb: W szkole nie ma czasu na robienie tylu zadań ile trzeba. W szkole nauczyciel wyjaśnia jak coś się robi, a robi się w domu, bo tam jest czas. Naprawdę, lepiej tak, niż jakby nauczycielom płacili za to, że 30 minut z lekcji poświęcają na gapienie się w przestrzeń, bo dzieci zadanka rozwiązują, więc trzeba poczekać az skończą, żeby móc np. sprawdzić... Owszem praca domowa jest głupawa i dałoby się wszystko zrobić praktycznie w szkole, ale lekcje musiałyby zostać przedłużone. A jak są lekcje w podstawówce do godziny 13, to jak niby mają się ze wszystkim wyrobić?

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 22 października 2014 o 20:42

avatar Zona_Informatyka
1 5

@weronikarb: Bo praca domowa naprawdę uczy. Żeby utrwalić wiedzę trzeba ćwiczyć. Żeby dobrze zrozumieć temat też trzeba ćwiczyć.

Odpowiedz
avatar weronikarb
3 5

@kotwszafie: jest różnica pomiędzy nie odrabianiem zadań a nie uczeniem się i to spora

Odpowiedz
avatar weronikarb
2 4

@Zmora: nie ma lekcji do 13, bo najwcześniej młody wychodzi pare minut po 14. Jest ich w klasie 8 osób - no fakt sprawdzenie to 15 minut ;D Nie chodzi mi żeby nie zadawać, ale robić to z rozumem. Z przyrody 2 strony - 4 dni w tyg. Z angielskiego 2 strony - 4 dni w tyg. do tego historia, niemiecki, angielski, a piękna religia, plastyka, technika i muzyka Matematyka - tu wiadomo musi liczyć aby umieć, tu nei ma za wiele teorii Polski - tutaj też zadawane jest to co w szkole ciężko robić - czyli różne opracowania Nie wiem, ale za moich czasów ćwiczeń nie było, zadaniem domowym było powtórzenie materiału, które się przerobiło na lekcji (nie licze tu polskiego i matematyki)

Odpowiedz
avatar Zmora
4 6

@weronikarb: Człowiek najlepiej uczy się właśnie poprzez rozwiązywanie samodzielnie zadań, a nie przez ślęczeniem nad podręcznikiem i wkuwaniem go na pamięć. Więc w rzeczywistości wcale nie ma aż takiej róznicy między nieodrabianiem pracy domowej, a nieuczeniem się. Dam głowę, że potem na jakichkolwiek sprawdzianach są zadanka podobne do tych zadanych do domu, a ci co lekcji nie odrabiali mają gorsze stopnie. I tak, sprawdzenie to 15 minut, a nawet więcej. Wybacz, ale sprawdzenie, to nie tylko podanie odpowiedzi i spytanie, czy wszyscy tak mają. Jeszcze trzeba osobom, które mają źle, objaśnić co i dlaczego mają źle i jeszcze dochodzi zapisanie rozwiązania na tablicy, żeby wszyscy widzieli jak to powinno być. To chwilę zabiera. Zwłaszcza, że ja nie miałam na myśli jednego zadania a więcej. Jeśli masz problem z religią, to po prostu dzieciaka wypisz. Zresztą sorry, ale uczysz dzieciaka, że może wymigiwać się od obowiązków, bo mamusia je za niego wykona, żeby on mógł się w tym czasie bawić. Rozumiem, że jak będzie w szkole ponadgimnazjalnej, to też za niego będziesz lekcje robić? Bo on jeszcze młody i musi się ze znajomymi spotkać? Pokój też mu będziesz sprzątać jak będzie miał lat 16, nie? Bo sama przecież zrobisz to szybciej i dokładniej, a przynajmniej się chłopak nie zmęczy, bo po co, skoro ty to możesz robić, nie? Zęby też mu myjesz, żeby było lepiej?

Odpowiedz
avatar weronikarb
2 4

@Zmora: Powiem tak, niewiele chyba dało Ci to odrabianie lekcji, bo nie czytasz ze zrozumieniem prawda??? Jest ich w klasie 8 osób - więc 15 minut to musi się bardzo postarać, aby mieć co robić Po drugie jak pisałam matematyka i polskie - to jest ważne i to robi sam - chyba że nie potrafi - co rzadko mu się zdarza. Sprawdziany - poniżej 4 nie ma, koniec 4 klasy czerwony pasek. Religia - nie wypisze bo jesteśmy katolikami i jak to się mówi "praktykującymi", a że katechetka jest jaka jest nic nie poradzę Nie odrabiam lekcji za niego notorycznie, tylko jak ich jest dużo, wtedy szkoda mi aby ślęczał nad nimi, jak życie może być przyjemniejsze. I nie nie odrabiam po to tylko aby się bawił, wolę jak robi to co jest jego pasją - czyli kółka zainteresowań, czytanie książek (tak z lektur ma zawsze 6, bo je czyta), lub spędzanie czasu razem z nami - rodzicami. Teraz ma umieć to co będzie mu potrzebne w życiu oraz to co go interesuje. Mnie mama też tego uczyła, że nauka jest dla mnie i wiedza ma mi służyć. I tak to był dobry pomysł i za to mamie jestem wdzięczna. Ach i moja mama też była taka nie dobra, bo wszystko w domu za mnie i za brata robiła :D Sprzątała, prała, gotowała itd. :D Siedziała w domu więc robiła, a nam mówiła, że my się w życiu jeszcze narobimy i mamy korzystać póki możemy :D

Odpowiedz
avatar Zmora
0 4

@weronikarb: "Jest ich w klasie 8 osób - więc 15 minut to musi się bardzo postarać, aby mieć co robić." Przeczytaj jeszcze raz, co napisałam wcześniej. A teraz jeszcze raz. Rozumiesz? Wyjaśniłam wyżej dlaczego wspólne sprawdzanie zadanek w klasie ośmioosobowej może zająć 15 minut, albo i więcej. W sumie to głównie to zależy od tego ile było zadań, a nie ile jest osób... A teraz jeszcze cię bardziej zaskoczę: Te 15 minut na sprawdzanie, które podałam, to był PRZYKŁAD a nie ścisłe wytyczne. Nie twierdzę, że dokładnie tyle nauczyciel powinien na to poświęcić. Ja jedynie twierdzę, że gdyby nie praca domowa, to większość lekcji by schodziła na robieniu zadań, a mniejsza (te przykładowe 15 minut) na sprawdzanie i tłumaczenie, a nie płaci się nauczycielom za gapienie się w przestrzeń. A ty się tego uczepiłaś jak tonący brzytwy. „Po drugie jak pisałam matematyka i polskie - to jest ważne i to robi sam - chyba że nie potrafi - co rzadko mu się zdarza.“ Na jakiej podstawie stwierdziłaś, że matematyka i “polskie“ (Jezu Święty, ty to chyba się polskiego w podstawówce nie uczyłaś), są ważniejsze od innych przedmiotów? Bo jeszcze się zdziwisz. A może on będzie chciał być biologiem? Historykiem? Geografem? Politologiem? Tłumaczem przysięgłym z niemieckiego? Nie wiesz tego. Na jakiej podstawie już teraz decydujesz i dlaczego decydujesz za niego? “Religia - nie wypisze bo jesteśmy katolikami i jak to się mówi "praktykującymi", a że katechetka jest jaka jest nic nie poradzę.” Czyli generalnie każesz mu chodzić na religię „dla zasady”, bo ”katolik by się z religii nie wypisał, niezależnie jak durne rzeczy tam są nauczane”. Fajnie. Nie no, super. Bawcie się dobrze. ”Nie odrabiam lekcji za niego notorycznie, tylko jak ich jest dużo, wtedy szkoda mi aby ślęczał nad nimi, jak życie może być przyjemniejsze.” Czyli jak już mówiłam, wychowujesz go w przekonaniu, że zawsze jest ktoś, kto mu życie ułatwi i wykona za niego obowiązki. Znaczy wiesz, to jest twój dzieciak, rób z nim, co chcesz. Ale jak wyrośnie na rozpuszczonego młodzieniaszka, który tylko będzie szukał wafli, żeby za niego wszystko robili, to nie moja wina. “I nie nie odrabiam po to tylko aby się bawił, wolę jak robi to co jest jego pasją - czyli kółka zainteresowań, czytanie książek (tak z lektur ma zawsze 6, bo je czyta), lub spędzanie czasu razem z nami - rodzicami.” Może ja się nie znam, ale zdawało mi się, że dla większości dzieciaków w tym wieku zabawa JEST pasją. Ale może ja nic nie wiem. I powiedz mi, jak on spędza czas z wami? Na zabawie? Wtedy też to się liczy do zabawy. Na poważnej rozmowie? Na oglądaniu telewizji? Co takiego robicie wspólnie, że uważasz, że jest to ważniejsze od zabawy samodzielnej? Owszem, zabawa z rodzicami jest ważna, ale co innego? A to, że odrabiasz lekcje za niego, żeby poświęcał się pasjom to kurde brzmi to tak, jakbyś mówiła “Odrabiam za syna lekcje, bo on cały czas poświęca na kółko teatralne, żeby w przyszłości zostać sławnym aktorem!”, a to z kolei brzmi jak spełnianie ambicji rodzica. I jeśli 6 książek ROCZNIE czyta tyle czasu, że aż musisz odrabiać za niego lekcje, by miał na to czas, to chyba powinien się nauczyć szybciej czytać. Dzieci w tym wieku już powinny szybciej czytać. Sugeruję dać mu więcej książek do czytania, bo praktyka w końcu czyni mistrza. ”I tak to był dobry pomysł i za to mamie jestem wdzięczna.” A może on ci nie będzie wdzięczny, bo może będzie chciał w życiu robić coś więcej niż tylko ”polskie“ i matematykę... “Siedziała w domu więc robiła, a nam mówiła, że my się w życiu jeszcze narobimy i mamy korzystać póki możemy.” Tak to moja babcia mawiała kiedyś, a matka mnie do roboty gnała, bo dziecko musi mieć w domu obowiązki i tyle. Teraz moja bacia też mnie do roboty gania, bo ona już starsza i nie daje aż tak sobie rady, a ja już nie jestem smarkulą, by nie móc czegoś dla niej zrobić. I ja powiem, że ja jestem szalenie wdzięczna moim rodzicom, bo naprawdę wychowali mnie na strasznie samodzielną osobę.

Odpowiedz
avatar weronikarb
0 4

@Zmora: Masz dziecko??? Z wypowiedzi widzę, że nie. Więc w Twoim wypadku to tylko teoretyzowanie ... Uczepiłaś się słowa "polskie" - no cóż mój błąd, zwykła literówka, no ale jest powód, aby wytknąć nieuctwo ... zawsze coś prawda??? Na religie nie chodzi dla zasady, tylko że jest katolikiem i musi chodzić, to co ksiądz w kościele mi się nie podoba, to nie pójdę do kościoła??? Po drugie jest to wymóg, bez lekcji religii, może mieć problem, aby otrzymać bierzmowanie w przyszłości. A to jest jeden z sakramentów. I tak matematyka i polski jest dla nie go ważny, bo nie nie będzie geografem, biologiem, chemikiem itd.... ma już zawód wymarzony i do tego dąży i przykłada się z nauką na przedmioty z tym związane. "I jeśli 6 książek ROCZNIE czyta tyle czasu" - gdzie napisałam, że tylko tyle czyta??? W nawiasie jest tylko, że czyta lektury, a nie, że czyta TYLKO lektury ... No widzisz, ja też TERAZ pomagam mamie, bo ona nie daje rady wszystkiego sama zrobić i nie musi mnie gonić. Syn JEST samodzielny, ale wynoszenie śmieci i latanie z mopem raczej go tego nie uczyło .... No, cóż jak będziesz w zbliżonym wieku co ja i choć połowę doświadczenia zbierzesz co ja wtedy powiem, że znasz życie ...

Odpowiedz
avatar TheCuteLittleDeadGirl
4 4

@Zmora: "Człowiek najlepiej uczy się właśnie poprzez rozwiązywanie samodzielnie zadań, a nie przez ślęczeniem nad podręcznikiem i wkuwaniem go na pamięć. Więc w rzeczywistości wcale nie ma aż takiej róznicy między nieodrabianiem pracy domowej, a nieuczeniem się. Dam głowę, że potem na jakichkolwiek sprawdzianach są zadanka podobne do tych zadanych do domu, a ci co lekcji nie odrabiali mają gorsze stopnie." Zgadzam się, że samodzielne rozwiązywanie problemów utrwala wiedzę ale mam pytanie: czy widziałaś kiedyś zeszyty ćwiczeń? Bo w tej chwili bardzo często robienie ćwiczeń to po prostu przepisywanie podręcznika do ćwiczeń, a wcześniej przepisanie go do zeszytu. Ba, często gęsto masz nawet np. wyrażenia, które trzeba wpisać do ćwiczeń zaznaczone pogrubioną czcionką, żeby nie trzeba było się męczyć. Chodzi mi tu o takie przedmioty jak np. historia, przyroda/biologia, polski czasem też. Więc zadawanie pięciu stron ćwiczeń jako zadania domowego jest w sumie o kant d*** potłuc i daje tyle, co nauczenie się na pamięć kilku stron z podręcznika.

Odpowiedz
avatar kropla
1 1

@weronikarb: Jak ksiądz Ci się w kościele nie podoba, to wybierasz inną parafię, to chyba oczywiste? Poza tym 'problem, aby otrzymać bierzmowanie w przyszłości' - chyba sobie żartujesz. Parafia nie ma żadnego interesu w tym, aby utrudniać ten sakrament komukolwiek, a jak proboszcz kręci nosem, to stówa do kieszeni pozbawi go problemów moralnych. Widziałaś kiedyś, żeby kogoś nie dopuszczono do bierzmowania?

Odpowiedz
avatar KaSza
5 5

Cóż... Moja znajoma postanowiła nie czekać do podstawówki i zaczęła "uzdolniać" swoją córkę od pieluch. Dzieciak w wieku 2 miesięcy siedział poobkładany poduszkami dookoła. Dziecko było sine z wysiłku, głowa latała mu jak szmata, a mamusia dumna i blada "patrzcie jak ładnie siedzi!" W wieku trzech miesięcy mała miała już kupione krzesełko i spędzał w nim nawet kilka godzin dziennie. Teraz dziewczynka ma pół roku, w krzesełku spędza całe dnie, sadzana jest na nocniczek, bo "w pieluchy leja tylko siusiumajtki" i ostro uczą ją chodzić, żeby ominąć etap raczkowania, bo "raczkują tylko ciamajdy". Kiedy patrzę na to biedne, znerwicowane dziecko mam ochotę strzelić tej *** w ryj.

Odpowiedz
avatar TheCuteLittleDeadGirl
5 5

@KaSza: Ciekawe, jak po takich zabiegach ma się kręgosłup, żebra, stawy i ogólnie układ kostny małej. Bo takie zachowanie rodziców może się "fantastycznie" odbić na jej zdrowiu - deformacja klatki piersiowej, skrzywienia kręgosłupa, problemy z obręczą biodrową, stawami kolanowymi itp. To straszne, że w imię jakiejś chorej ambicji rodzice potrafią poświęcić zdrowie fizyczne czy psychiczne dziecka i to tak małego, które jeszcze nie jest w stanie się przed tym nijak obronić.

Odpowiedz
avatar Magnic
3 3

Trochę mnie bawi ta historia, ale przez osobistą ironie sytuacji. Gdy ja chodziłem do przedszkola to wywalili mnie rok przed skończeniem (byłem dość... niesfornym dzieckiem), a całą podstawówkę na matematyce przerobiłem szybciej od reszty. W 6 klasie nauczycielka musiała mi wymyślać zadania, bo przerobiłem materiał rok wcześniej. Aż dziw mnie bierze jak słyszę/czytam, żeby nabijać się z tego, że ktoś inny gorzej sobie radzi z przedmiotami ścisłymi (mimo, że przedmioty humanistycznie traktowałem i dalej traktuje jak pomyłkę) to i tak jestem to stanie zrozumieć. Niektórzy są emocjonalni, inni inteligentni. Nabijanie się z nich niczego nie zmieni. Chociaż szczerze mówiąc, wszyscy ci naśmiewający się wcale nie rozumieją tego czego się uczą. Zwykle zapamiętywanie i 0 zrozumienia.

Odpowiedz
avatar voytek
1 1

rodziców nie zmienisz ale szkołe można zmienić!

Odpowiedz
avatar natalia
1 1

No cóż, według każdego rodzica to jego dziecko jest najzdolniejsze, najpiękniejsze i w ogóle naj. A jak się nagle okazuje, że tamta dziewczynka jednak jest mądrzejsza i ładniejsza od tej i nawet rodzicielska miłość nie potrafi tego nie dostrzec? Panika! Jak to tak?! No to zapisujemy nasz skarb jeszcze na hiszpański, chiński, na konie, i na taniec koniecznie! I jeszcze na wszelki wypadek na szachy. A jak się nauczy jeździć na koniach to będzie grać w polo albo innego chińczyka. Bo tenis, angielski, francuski, śpiew, rysunek, łyżwiarstwo, pływanie i skakanie przez płonącą obręcz tak skromnie brzmi...

Odpowiedz
avatar zcapap
0 0

zabawy zabawami, ale ja trochę żałuję, że nie chodziłam na żadne zajęcia dodatkowe jako dzieciak... np na kolejny język obcy, albo coś sportowego, bo matma to już przegięcie. Cieszę się, że w liceum jest normalnie :)

Odpowiedz
Udostępnij