Odkąd przetarg na dostarczanie przesyłek z sądów wygrała firma inpost, porobiło się sporo problemów. Słyszałam już o tym, że kioski, w których leżą przesyłki bywają zamknięte na kilka dni, albo w niektórych lokalizacjach trzeba odbierać je w sklepach monopolowych bądź sexshopach (?), jednak moja historia była na tyle absurdalna, że postanowiłam się nią z Wami podzielić.
Niestety nie było danego dnia nikogo w firmie, w związku z czym zostawiono awizo. Poleciałam więc dnia następnego do kiosku ruchu celem odebrania przesyłki. Przy sobie miałam dowód osobisty oraz wydruk z KRS, potwierdzający iż jestem upoważniona do odbierania wszelkiej korespondencji.
Szanowna pani kioskara niestety od samego początku nie miała ochoty wydać mi przesyłki.
Najpierw orzekła, iż niemożliwym jest wydanie przesyłki "wie pani, z SĄDU! To są ważne rzeczy!!!", ponieważ nazwisko na kopercie nie zgadza się z tym w moim dowodzie osobistym. No ciężko żeby się zgadzało, niestety nie mam na nazwisko tak samo jak nazwa firmy...
Wytłumaczyłam zatem, iż nie chodzi o osobę fizyczną, tylko o firmę.
Tu się zaczęły schody. Pani zażądała upoważnienia z pieczątką firmy. Ja jej na to pokazuję wydruk z KRS i oznajmiam, że sama sobie nie zamierzam pisać żadnych upoważnień, a firma nie posiada pieczątki, bo nie ma takiego obowiązku.
Pani na wydruk nawet nie raczyła spojrzeć, tylko zaczęła na mnie krzyczeć, że TO DLA NIEJ NIE JEST ŻADEN DOKUMENT! CO TO ZA FIRMA BEZ PIECZĄTKI? TAKIE FIRMY NIE ISTNIEJĄ! Ręce mi opadły. Zapytałam, co zatem jest dla niej dokumentem? Odpowiedź była oczywista - muszę mieć pieczątkę. Bez pieczątki ona mi tego nie wyda, bo to są "ważne rzeczy z sądu" i ona się boi kontroli, która na pewno ją nawiedzi jeśli wyda mi przesyłkę wyłącznie na podstawie wydruku z KRS, który jak już wiemy, dla pani kioskary nie jest żadnym dokumentem...
Czara goryczy się przelała, zadzwoniłam do biura firmy dostarczającej przesyłki. Po rzeczowej rozmowie z kierownikiem, dowiedziałam się oczywistości - pani ma obowiązek wydać mi przesyłkę na podstawie okazanych dokumentów. Ale niestety, pani kioskary nie przekonał głos kierownika (rozmawiałam przy niej na głośnomówiącym). Kierownik powiedział, że skoro nie wierzy, że z nim właśnie rozmawiam, to zadzwoni do niej. Pani to akurat słysząc szyderczo się zaśmiała i oznajmiła z rozbrajającą szczerością, że ona akurat nie wzięła ze sobą telefonu. Kierownik słysząc to zaproponował, że porozmawia z panią przez mój telefon. Usłyszeliśmy jednak wzburzoną już kioskarę, krzyczącą "ja pani nie wierzę, że rozmawia pani z moim kierownikiem!!! Skąd mam wiedzieć do kogo pani zadzwoniła?!".
Rzeczony kierownik uznał, że nic w tej materii już nie zdziała. Obiecał mi jedynie, że nazajutrz w kiosku będzie obsługiwała normalna kobieta i wyda mi tę nieszczęsną przesyłkę.
Na szczęście faktycznie, następnego dnia przywitała mnie inna pani z kiosku. Rzuciła jedynie kąśliwą uwagę, iż jestem "tą która się tak awanturuje", ale bez szemrania wydała mi super-ważną przesyłkę.
Ja naprawdę rozumiem, że kobieta siedząca w kiosku nie musi być alfą i omegą jeśli chodzi o dokumenty firmowe. Ale do jasnej cholery, skoro zobowiązała się dystrybuować przesyłki sądowe, to może warto byłoby ją przeszkolić w temacie podstawowych zagadnień z rodzaju - komu można, a komu nie można wydać danej przesyłki?!
kiosk ruchu - przesyłka
Dla tej kobiety ważniejszy jest dokument z pieczątką, którą każdy może sobie łatwo wyrobić? Gratuluję :P Ale to zapewne dlatego, że przywalenie wielkiej pieczęci na kartce papieru wygląda tak oficjalnie i urzędowo!
OdpowiedzPrzeszkolenie to może i ona miała. Tylko że myślenia niektórych się nie zmieni i mimo szkolenia nie będą wypełniać swojego obowiązku według narzuconych procedur bo oni wiedzą lepiej i nikt (zwłaszcza jak jest o wiele młodszy) na szkoleniu im nie będzie mówił jak mają wykonywać pracę którą już od 20 lat wykonują poprawnie. Najczęściej takie myślenie spotyka się w państwowych placówkach jak poczta, urząd czy szpital.
Odpowiedz@nemo333: Akurat do Poczty w tej kwestii nie mogę się przyczepić. Nawet starsze panie, które mnie tam czasem obsługują wydają przesyłki na postawie krs online, pokazanego im na telefonie. Wiedzą, że istnieje taka opcja. Widocznie na szkoleniach słuchały i zapamiętały co trzeba ;)
OdpowiedzTo jest jakaś porażka z tymi listami. Nie przeszkadza mi odbieranie w warzywniaku czy seksszopie ale kurde na moim osiedlu! Dostałam takie awizo. "Twój kosmetyk" ul. Żwirki i Wigury, Gliwice. Osiedle obok mojego, ulica długa. Numeru ulicy nie ma. Przeszłam kawałek, na pocie nic nie wiedzą. Zapytałam w jakimś kiosku: "Paniii, tu pełno ludzi łazi. To w pawilonie handlowym, wewnątrz". Nosz kurde blade! poleciałam i zrobiłam awanturę. No jakim cudem ja się mam domyślić, gdzie jest ta firma?
Odpowiedz@bastet: wy kobiety nie ogarniacie ulic i numerow
Odpowiedz@pawel78: Numeru nie było, tylko ulica. A sklep to mały drogeria wewnątrz pawilonu handlowego, gdzie innych sklepów sporo.
OdpowiedzMiałem kiedyś podobny przypadek, przy pani która chciała zaświadczenie - upoważnienie wypisałem, podstemplowałem, podpisałem i ... pismo jest odręczne a powinno być drukowane... Bumagi niet! - Jak za komuny
Odpowiedz@hated: a oplate wniosles za wydanie zaswiadczenia?:)
OdpowiedzWszystko to niestety prawda :/ Osoby pracujące w kioskach to często-gęsto albo studenci, którzy w ten sposób sobie dorabiają, albo osoby "zatrudnione" na podstawie umowy zlecenia, które z dnia na dzień w zasadzie mogą przestać tam pracować. Kierownikowi takiego kiosku wręcz nie opłaca się ich szkolić (czas!), ważne, że mają wiedzieć co i gdzie leży oraz jak nabić paragon na kasę fiskalną i zrobić raport dzienny. To raz. Dwa: dopóki korespondencję dostarczała poczta, to jej pracownicy za dostarczanie (m.in. terminowość) doręczania korespondencji ponosili odpowiedzialność: służbową czy dyscyplinarną (nie wiem co tam prawo pocztowe na ten temat dokładnie mówi; nie wypowiadam się nt. zagubionych paczek, awiz zostawianych w skrzynkach, chociaż adresat był w domu itd.; chodzi o "zwrotki"). W przypadku inpostu jego kurierzy to osoby pracujące na śmieciówkach, dzisiaj są, jutro nie ma. Na ten przykład od stycznia aż 6 razy zmianie uległa osoba, która dostarcza korespondencję do kancelarii, w której pracuje moja koleżanka. Mistrzem był ponoć chłopak, który nawet nie fatygował się na górę (I piętro) po schodach, a po prostu wrzucił listy do skrzynki. Pan mecenas uczciwie odniósł "zwrotki" do odpowiedniego punktu, a przy okazji, spotykając kuriera, zapytał, czy aż tak mu praca niemiła (nie mam pojęcia co koleś zrobił z podpisem na liście, gdzie kwituje się odbiór listu). Co odpowiedział: jak nie tu, to gdzie indziej, mogę i kebaby klepać. I mówimy tu o Polsce wschodniej, gdzie sytuacja z pracą jest jaka jest. Całe szczęście, że po początkowym paraliżu w kwestii dostarczania korespondencji przez inpost trochę sytuacja się poprawia i sprawy nie spadają z wokand tak, jak jeszcze w styczniu. Chociaż w dalszym ciągu losy części korespondencji pozostają nieznane.
Odpowiedz@astor: Ech, w styczniu jeszcze nie tak bardzo spadały, bo biorąc uwagę terminy doręczeń, to jeszcze była końcówka zawiadamianych przez Pocztę Polską. Potem deko gorzej... :) wiem o sytuacji, gdzie nie można było stwierdzić prawomocności wyroku, bo brakowało zwrotki od obrońcy, a tam nagle wpływa...apelacja. Czyli jednak odebrał :)
OdpowiedzW sumie wydruk z KRS to faktycznie nic nie warty świstek. W tym jednym kioskarka miała absolutną rację. Każdy może wejść na https://ems.ms.gov.pl/ wyszukać interesującą go firmę i komputerowo wstawić swoje dane w odpowiednie pola, preparując co mu potrzeba. Bo chyba oryginału dokumentów z KRS (potwierdzenie dokonania wpisu czy jak to się teraz nazywa) nie było na miejscu? Tak naprawdę to pani wydająca przesyłkę powinna sama w KRS sprawdzić, kto jest upoważniony, odbierającemu powinien wystarczyć dowód osobisty, ewentualnie jeśli nie jest wpisany w KRS, to upoważnienie wystawione przez kogoś, kto jest. I tyle.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 18 października 2014 o 22:37
@bloodcarver: No ale pieczątkę też można wyrobić w 5 minut w większości punktów ksero. I można podać na niej takie dane jak się komu zamarzy.
Odpowiedz@Shineoff: Dlatego napisałem, że to babka od wydawania poczty powinna sprawdzić KRS, czyż nie?
Odpowiedz@bloodcarver: zgodnie z prawem, to jednak taki wydruk ma moc równą dokumentowi urzędowemu. Faktycznie świstek nic jest nie warty, ale z przyczyn praktycznych - jaką moc ma dokument, którego nie uznaje pierwsza lepsza kioskarka?
Odpowiedz@chozjor: No ja to widzę inaczej: jak można oczekiwać uznania za dokument czegoś, co można doskonale i niewykrywalnie podrobić w czasie poniżej pięciu minut? I jak można oczekiwać, że ktokolwiek taki "dokument" uzna? Widoczny na stronie KRSu zapis, to tak, bo to sfałszować jednak ciężej, ale wydruk?.. śmiech na sali normalnie.
Odpowiedz@bloodcarver: OK, ale nawet przez myśl mi nie przeszło, że pani w kiosku posiada komputer z internetem i jeszcze do tego ma ochotę sprawdzić w krs co trzeba. Chociaż fakt - w miejscu gdzie wydaje się przesyłki dobrze byłoby przenieść się w XXI wiek... Ale to są tylko pobożne życzenia.
Odpowiedz@Shineoff: Tam zaraz komputer, starczyłby najtańszy tablet i Aero2 za darmo. To już nie są drogie rzeczy.
Odpowiedz@bloodcarver: jak radziłeś sobie z dokumentami urzędowymi przed nastaniem internetu, gdy ważność stwierdzana była łatwą do podrobienia pieczątką? Mówią, że to my, urzędnicy, jesteśmy durni, a tu obywatel wprost stwierdza, że nie uznaje czegoś, co można łatwo podrobić. Niesamowite.
Odpowiedz@chozjor: Przed nastaniem internetu to po pierwsze, nikt nie podawał wydruku z netu jako dokumentu. To tak przede wszystkim. Więc to zupełnie inna bajka była. Po drugie, wyrobienie pieczątki te 20 lat temu to też nie było wówczas 5 minut. Mniej więcej w tym samym czasie, co wprowadzanie Internetu, likwidowano u nas przepisy wymagające dostarczenia tony papierów i zaświadczeń w celu wyrobienia pieczątki. Tak więc "przed nastaniem internetu" pieczęć mogli podrobić tylko nieliczni fachmani, mający do tego wiedzę i sprzęt.
Odpowiedz@bloodcarver: to, że tylko nieliczni mogli podrobić nie oznacza, że nie mogli tego zrobić w 5 minut. Twój brak wiary w samodzielny wydruk, posiadający odpowiednie właściwości, nijak się ma do wiary w inny papier, tyle że z pieczątką i 20 lat temu.
OdpowiedzJako ciekawostkę podam iż wyrok/wezwanie itp odebrane w kiosku/kwiaciarni itp w zasadzie można traktować jako wadliwie doręczone. Dlaczego? Prawo wymaga iż pismo przesłane za pośrednictwem operatora publicznego lub innego operatora pocztowego należy złożyć w placówce pocztowej tego operatora. A kiosk/kwiaciarnia nie jest placówką pocztową operatora ani nie jest nawet placówką pocztową - nie można nadać tam pisma.
Odpowiedz@krogulec: placówką pocztową może być tzw. "inne wyodrębnione i oznaczone przez operatora pocztowego miejsce, w którym można zawrzeć umowę o świadczenie usługi pocztowej lub odebrać przesyłkę pocztową lub kwotę pieniężną określoną w przekazie pocztowym".
Odpowiedz@krogulec: Mylisz się. W przypadku InPostu, Polskiej Grupy Pocztowej i innych tego typu firm, to te wszystkie kioski i warzywniaki są "placówkami". One wszystkie mają podpisane umowy.
Odpowiedz@chozjor: @Draco: Odbierałem pocztę z InPostu w 2 kioskach oraz w oddziale banku. I w każdym odmówili mi przyjęcia przesyłki pocztowej. Co oczywiście nagrałem. Czyli nie spełniają warunków określonych w ustawie.
Odpowiedz@krogulec: "lub odebrać przesyłkę" - lub oznacza, że wystarczy jak ten drugi warunek będzie spełniony. Poczytaj ustawę stosując reguły logiki formalnej (zwanej też matematyczną).
Odpowiedz@bloodcarver: "lub" oznacza iż może wykonać KAŻDĄ z wymienionych czynności, niezależnie od innych. "albo" oznacza tylko jedną z wymienionych. "i" musi wszystkie.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 21 października 2014 o 16:33
Cała ta sprawa wynika nie tyle z widzimisię kioskarki, a z tego co jest wymagane od niej i "listonosza". W firmie odbieram listy dostarczane przez Pocztę Polską, InPost i inne firmy. KAŻDA z nich ma na druku z potwierdzeniem odbioru miejsce na pieczątkę. Mało tego, posiadanie pieczątki jest najczęściej super dowodem na to kim jesteśmy. Dlatego listonosze i "panie z okienka" tak często tej nieszczęsnej pieczątki wymagają. Ja miałem podobną sytuację na Poczcie. Odbierałem list polecony adresowany na firmę. Pomyślałem, że skoro w tej placówce było dawane moje upoważnienie do odbioru korespondencji, bywam tam regularnie nadając listy i "panie z okienka" wiedzą od razu z której firmy jestem, to pieczątki brać nie muszę. Na miejscu pani poprosiła mnie o oryginał upoważnienia...co z tego, że został on dostarczony na pocztę? Ona teraz go nie będzie szukać. Niestety, okazało się, że pieczątka jest mega konieczna. No i musiałem wracać do firmy. Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że my tej pieczątki używamy właściwie tylko po to by "podać dane" firmy na kopertach, czy innych dokumentach. Bo na niej są tylko nazwa, dane adresowe, NIP i REGON. To klienci wymagają od nas stawiania pieczątek. Wedle nich to zwiększa chyba powagę dokumentu. Co ciekawe na wielu "dokumentach przetargowych" z instytucji samorządowych i państwowych były miejsca na pieczątki i bez nich dokument by nie przeszedł. No to stawiamy wszędzie pieczątkę z danymi ;)
Odpowiedz@Draco: Ani na poczcie, ani przy odbiorze osobistym z rąk listonosza nikt nie zrobił mi nigdy awantury o pieczątkę. Mam pieczątkę? Ok, mogę postawić. Nie mam? Skoro jestem upoważniona do odbioru, to wystarczy mój podpis. A co do tego, że paniom nie chciało się wygrzebać Twojego upoważnienia - to jest skandal i w takiej sytuacji żąda się rozmowy z przełożonym. Nie po to składa się takie dokumenty na poczcie, żeby nie móc z nich skorzystać!
OdpowiedzPrzesyłek sądowych nie obsługuje Inpost tylko Polska Grupa Pocztowa.
OdpowiedzTo jest jeden pies.
OdpowiedzOgromny, zdecydowany minus za 'kioskarę'. Jeśli rozmowa z nią wyrażała tyle samo szacunku to się jej nie dzziwie. Z czystej przekory bym Ci nie pomogła :)
Odpowiedz@Nieeznajooma: Gdyby ta pani nie była złośliwa i niedouczona w zakresie swoich obowiązków, w życiu bym jej tak nie nazwała ;)
OdpowiedzNic dodać, nic ująć. Odkąd porobili te "agencyje", co rusz nie otrzymuję przesyłek bądź przynoszą je ludzie z innych domów bądź ja roznoszę nie swoje przesyłki. Interwencje niewiele dają. Raz się wkurzyłem i zostawiłem "szanownemu Panu" karteczkę, że jeśli jeszcze raz nie dostanę swoich przesyłek a zmuszony będę roznosić za niego inne to z całą świadomością konsekwencji, przy następnym spotkaniu kopnę go solidnie w dupę i "nie tylko"... Pomogło na jakiś czas.
OdpowiedzA czy ktoś pamięta, ze sprawa sądowa Poczty Polskiej vs InPost musiała być odroczona bo Poczta Polska nie dostarczyła do sądu zwrotki, że Poczta Polska dostała zawiadomienie o rozprawie?
Odpowiedz