Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Z pamiętnika glazurnika. Przez dość długi czas pracowałem w tzw. wykończeniówce tzn.…

Z pamiętnika glazurnika.

Przez dość długi czas pracowałem w tzw. wykończeniówce tzn. układaniem glazurę, terakotę, gres, gipsowałem ściany, robiłem sufity podwieszane, montowałem parapety, robiłem schody, zajmowałem się białym montażem, montażem mebli kuchennych. Często bawiłem się w hydraulika, czy elektryka. Ponieważ nigdy się tego nie uczyłem, najpierw robiłem robótki u siebie, potem u znajomych po kosztach lub za „to ja chociaż upiekę ciasto”, potem jak już „ogarnąłem temat” stwierdziłem, że może warto robić to zarobkowo, no i poszło. Klientów miałem baaardzo dużo, zlecenia od „paru płytek na balkonie” do wykończenia „pod klucz” domów, więc na tyle zleceń trafiło się kilka czarnych owiec...

Jednego się nauczyłem bardzo szybko. Po kilku scysjach, że coś miało być inaczej, taniej i w innym kolorze, zawsze spisywałem umowę, żadnego umawiania na gębę, wszystkie zmiany wpisujemy do umowy, gdzie w załączniku możliwie dokładnie był określony zakresu prac, cena, data zakończenia i inne dość istotne szczegóły, np:
kto wywozi gruz/śmieci (bo wszystko jest dodatkowo płatne, nie ma nic za darmo).

„Państwo iniemakontaktu”.

Po kilku wstępnych telefonach, umawiamy się w piątek na budowie, w celu ustalenia zakresu prac, pomiarach, podpisaniu umowy. Właściwie wszystko jest dograne, problem polega na tym, że państwo w niedzielę wylatują na 3 tygodnie na urlop i chcą, żebym w tym czasie zrobił im kilka pomieszczeń. Mają projekt, wybrane płytki, wszystko ustalone, pomierzone, chcę obejrzeć płytki... Ale płytek nie ma, wybrane są z katalogu, kupią w sobotę. W sobotę nikt się nie odzywa, w niedzielę wieczorem telefon, że właśnie kupują płytki. Tylko, że płytki na zamówienie, będą we wtorek, kurier przywiezie, ja mam je przenieść, rozliczymy się jak wrócą.

Fajnie, tylko w poniedziałek miałem zacząć. Wtorek, jadę na budowę, kurier przyjeżdża skoro świt, około 14, kolejne pół dnia poszło.

No i ciekawostka, niby towar jest, z zamówieniem wszystko się zgadza. Ale nie ma kleju, nie ma fugi, nie ma silikonu, folii w płynie. Ale, ale... płytki 60x60 cm? Nie mam takich w projekcie. A te małe paczuszki? Płytki 20x10? Nie ma w projekcie. Jeszcze raz sprawdzamy dane, wszystko się zgadza z zamówieniem, za to nic się nie zgadza z projektem.

Ostatecznie płytki odebrałem, telefon do „państwa”… jeden, drugi, szesnasty... nikt nie odbiera albo odrzuca połączenie.
Jeszcze raz szybkie porównanie płytek i projektu, może czegoś nie zauważyłem, ale nie, żadnych zmian nie ma.

Dzwonię na telefon „awaryjny” do rodziny państwa. Siostra nic nie wie, w sumie jest zaskoczona, że w ogóle dali komuś jej nr telefonu, ale obiecuje zadzwonić i spróbować coś wyjaśnić. Wkrótce dzwoni, dodzwoniła się do brata, a ten ją ochrzanił, że jest na urlopie, nie będzie teraz rozmawiał o remoncie, a ja wszystko wiem. Hmmm, ciekawie się robi.

Znów dzwonię, po 20 czy 30 nieodebranych połączeniach wyłączają telefon. Skoro „wszystko wiem” to próbuję coś wykombinować, liczę metry kwadratowe płytek i próbuję dopasować do pomieszczeń, nic nie pasuje, tu za dużo, tam za mało, wychodzi, że glazurę na suficie mam położyć, czy co? A są dwie łazienki, kuchnia, schody, garderoba, schowek pod schodami, kotłownia, tu podłoga, tam podłoga i ściany... zrobię źle - będzie moja wina, zrobić dobrze nie mogę, nie jestem jasnowidzem.

Wieczorem kolejny raz oglądam projekt, na dole są dane projektanta, szybki telefon i w środę jadę porozmawiać o projekcie, może mam starą wersję? Podjechałem, pani projektant (projektantka?) wnętrz mocno zdziwiona, nie kojarzy takiego zlecenia. Ogląda „projekt” i stwierdza, że właściwie to nie jest projekt tylko jej szkic do zrobienia projektu. Ktoś musiał zrezygnować, a szkic zabrał. Ona nic nie wie i nie pomoże.

No cóż, zrobiłem wszystko co mogłem zrobić, telefon do „państwa iniemakontaktu” wyłączony, pojechałem na kolejną robótkę (a kolejny dzień w plecy).

Mijają trzy tygodnie, niedziela, godzina 23, dzwoni telefon. „Państwo” dzwonią z awanturą, krzyczą coś o niepoważnych gówniarzach, karach, sądach, oni nie mają gdzie mieszkać, mam im klucze oddawać (natychmiast oczywiście), oni mnie zniszczą, nikt nic już u mnie nie zleci do zrobienia, takie tam bzdury.
Ostatecznie umawiamy się na poniedziałek na budowie, państwo wkurzeni, ja też troszkę, proponuję panu, żeby wskazał mi płytki do kuchni, (w projekcie białe 30x20 cm, powierzchnia 6m2 więc powinno być kupione troszkę więcej). Pan leci do palety i wyciąga płytki 20x10 cm i triumfalnie macha, że to przecież oczywiste, że to te!! Tyko dlaczego płytek jest 4,5 m2? Bo on odjął glify, bo jednak nie będą w płytkach, a jak zabraknie to przecież można dokupić!

Noż kuźwa, brawa dla pana! Z resztą płytek było podobnie, tyle, że niektórych było mniej, a niektórych więcej (dużo więcej) niż potrzeba... i weź się człowieku domyślaj gdzie co ma być. Co ciekawe, na schody, gdzie muszą być twarde płytki (terakota czy gres) kupili miękkie płytki ścienne...
A klej i inne drobiazgi to powinienem sam kupić i byśmy się rozliczyli (w umowie było co innego).

Do tego momentu jeszcze jestem w stanie ludzi zrozumieć, poszli na zakupy, coś im się spodobało, więc coś tam zmienili, ale dlaczego nie poinformowali o tym mnie?

Za to odpowiedź dlaczego nie odbierali telefonów mnie rozwaliła: „Bo oni byli na urlopie, a na urlopie nie będą myśleć o takich sprawach, bo urlop jest po to, żeby odpoczywać).

No i kto tu jest niepoważny...
Płytek ostatecznie im nie ułożyłem, jakoś nie chciałem mieć z nimi nic do czynienia.

glazurnik amator w akcji

by Garrett
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar TruskawkowyMuss
-5 23

Historia faktycznie piekielna ale tam gdzie ma się do czynienia z ludźmi- tam trzeba się tego spodziewać ;) Poza tym- popraw na "układaniem glazury, terakoty"- zajmuję się układaniem (kogo, czego) glazury, układam (kogo, co)- glazurę.

Odpowiedz
avatar sixton
10 18

Trochę z innej beczki: Mam nadzieje, że masz odpowiednie uprawnienia elektryczne skoro zawodowo tym także się parasz. Bo o ile we własnym domu, prywatnie, możesz się bawić w elektryka to w pracy bawić się nie powinieneś.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 6

@sixton: Piszesz jakby to było niesamowicie trudne te "uprawnienia" zdobyć.

Odpowiedz
avatar Garrett
0 0

@sixton: Niby tak, ale jak jest każdy wie, za podłączenie wanny z hydromasażem się nie brałem, raczej było to przeniesienie gniazdka, czy oświetlenie w suficie podwieszanym, drobiazgi.

Odpowiedz
avatar sixton
1 3

@mietekforce: A co ma jedno z drugim? Egzamin na prawko też nie taki trudny a przecież bez prawka wg prawa jeździć nie można.

Odpowiedz
avatar kazek
1 1

@sixton: Uprawnienia energetyczne Gr. 1 do 1 kV, to kwestia kilkugodzinnego szkolenia...smutne ale prawdziwe. Sam mam grupy 1, 2 i 3 dozór oraz eksploatacja.

Odpowiedz
avatar sixton
1 1

@kazek: Wiem, nie musisz mi o tym mówić - sam nad tym ubolewam. Mam podobne wykształcenie i swego czasu miałem uprawnienia - dopóki były mi potrzebne.

Odpowiedz
avatar weronikarb
3 3

@Garrett: nie ważne co robisz, uprawnienia są potrzebne jak robisz to zarobkowo - nawet jak tylko "przykręcasz żarówkę" to muszą być

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

@sixton: Chodzi mi tylko o to, że przykładowo w historiach dziejących się na drodze nikt nie pyta autora czy aby na pewno ma prawo jazdy. Swoją drogą uprawnienia tak łatwo zdobyć, że dziwi mnie ich brak u autora, który zajmuje się takimi sprawami.

Odpowiedz
avatar sixton
0 0

@mietekforce: Po prostu nauczony doświadczeniem przypuszczałem, że autor nie ma. Tak jak większość glazurników, hydraulików, budowlańców czy wykończeniowców którzy przy okazji swoich robót bawią się również w elektrykę. Szczególnie powszechne jest to pośród tzw. złotych rączek, gotowych zrobić wszystko.

Odpowiedz
avatar misiafaraona
7 11

Oj ale, i wykończeniowcom i podobnym, TEŻ trzeba dokładnie patrzeć na ręce, podczasgdy pracują

Odpowiedz
avatar Garrett
2 4

@misiafaraona: Wolę, jak ktoś "patrzy mi na ręce" i na bieżąco można coś skorygować, dopytać, zmienić, niż po dwóch tygodniach pada pytanie czy to gniazdko nie powinno być na drugiej ścianie? ;)Zawsze prosiłem, żeby ktoś wpadał w trakcie pracy, raz dziennie uważam za minimum. Ale jak ktoś nie ma czasu to nie ma problemu, robiłem wg uzgodnień.

Odpowiedz
avatar imhotep
7 7

Chętnie poczytam więcej :)

Odpowiedz
avatar minutka
1 1

Tak z ciekawości: co to jest biały montaż?

Odpowiedz
avatar enttauscht
5 5

@minutka: kibelek, umywalka itp.

Odpowiedz
avatar Garrett
-1 1

@enttauscht: Właściwie biały montaż to podłączenie kranów, montaż umywalki i kibelka czy bidetu, montaż kabiny prysznicowej, ale np zabudowa wanny, brodzika już nie jest białym montażem. Biały montaż kiedyś zwyczajowo był rozliczny osobno, teraz najczęściej jest wliczony w całą pracę.

Odpowiedz
avatar emigrant
3 5

dobrze ze nie konczyles, bo najprawdopodobniej bys nie dostal kasy albo tylko czesciowo. od chamow trzeba z daleka

Odpowiedz
Udostępnij