Kolejny przykład na to, że z rodziną to wychodzi się dobrze tylko na zdjęciach...
W wieku szesnastu lat zostałam matką. Matką chrzestną. Poprosiła mnie o to moja ciocia, a ja niewiele wtedy wiedziałam o asertywności i tak oto zostałam chrzestną swojej własnej kuzynki. Obecnie ja mam 32 lata, a moja chrześnica sama jest już szesnastką.
Zarabiam trochę powyżej średniej krajowej. Nie jest to majątek, ale przez ciotkę jestem określana jako "ta bogata chrzestna". Skromnie muszę jednak plotkę zdementować - nie podcieram się dolarami. Mimo to, chrześnica co jakiś czas dzwoni lub wpada z wizytą, za każdym razem napomykając coś o potrzebnej jej książce albo brakującej sumie na wymarzone buty. Przez pierwsze lata jej życia nie miałam jak sprawiać jej prezentów, dlatego od lat nie zdarzało się, by po czymś takim wyszła ode mnie z pustymi rękami. Niestety (lub stety), do czasu.
We wrześniu spotkało mnie kilka poważnych wydatków - nagle i prawie jednocześnie zepsuło się kilka ważniejszych sprzętów domowych. W efekcie, musiałam poważnie nadszarpnąć budżet na ten miesiąc. Pieniędzy akurat tyle, by jedna osoba plus kot mogli bez luksusów ten miesiąc przeżyć.
Mała, wytrenowana przez swoją matkę, pewnego wrześniowego dnia postanowiła mi złożyć wizytę w wiadomym celu. Od dłuższego czasu nie wpadała w innych sprawach, niż prośby o pieniądze. No cóż, dopiero co dostała parę groszy na wyprawkę szkolną, dlatego trochę byłam podminowana, w jej wieku raczej nie wypada chodzić po ludziach i prosić.
Dość szybko przeszła do rzeczy. Mała jedzie na szkolną wycieczkę do Niemiec, która odbędzie się już niebawem. Jest tylko jeden problem... Jej mama zapłaciła już dwie raty za wyjazd, ale trzecią [wynoszącą 400 zł] zapłacić miałam ja, i to w ciągu tygodnia, bo wykreślą ją z listy. A w końcu chrześnicę mam jedną, a ciocia akurat musiała kupić nowe buty młodszym dzieciakom.
Zdziwienie podwójne - dlaczego nikt nie powiedział mi o planach takiego wyjazdu i nie spytał, czy mam zamiar się dokładać? Czemu kobieta chodząca do fryzjera częściej, niż ja po bułki, nagle nie może zapłacić za wycieczkę, na którą sama się zgodziła?
Nie było innej opcji - wyjaśniłam małej delikatnie, że w tym miesiącu jestem spłukana i nie mogę na ten wyjazd dołożyć, a o takich rzeczach powinni mi mówić wcześniej i spytać, czy mogę sobie na to pozwolić. Wyglądała jakby zrozumiała przekaz.
Koniec historii nieszczególnie przyjemny - ciotka zaczęła plotkować w całym mieście i przyległościach, że nie dołożyłam małej obiecanej sumy na wycieczkę i wracała ode mnie ze łzami w oczach, bo tak ją potraktowałam. Chociaż w rodzinie mało kto bierze jej słowa poważnie, zostałam obsmarowana od góry do dołu, a o nowych rewelacjach na swój temat dowiaduję się codziennie. Bo nie zapłaciłam za wycieczkę jej dziecka, a przecież taka jestem bogata... Póki co się do mnie nie odzywają, ale bez obaw - niedługo chrześnica ma urodziny, więc pewnie się pokaże. Chyba jednak będzie musiała zadowolić się czekoladą.
rodzina
Teraz masz 32 i nadal Ci brakuje asertywności. Powinnaś pogadać z matką juz dawno temu jak również z dzieciakiem a nie teraz po tylu latach odbijać się na niej bo z tego co piszesz matka ja tak nauczyła a Ty na to przystawalas. Rozumiem ze to dziecko itp. ale musi się też nauczyć ze za darmo nic nie ma.
Odpowiedz@frems: To się działo stopniowo. Najpierw sama, gdy już zaczęłam zarabiać, dawałam jej prezenty lub pieniądze, bo nie spotykamy się często. Później co jakiś czas doszły jakieś drobne prośby, z wiekiem robiły się coraz większe, ale nigdy jeszcze mi nie wyskoczyła z taką sumą jak ostatnio, więc mi to nie przeszkadzało - lubiłam widzieć jak dorasta i jej w tym pomagać. W tym momencie miarka się przebrała, bo zostałam potraktowana jak bankomat.
OdpowiedzZ jakiej racji masz się do czegokolwiek dokładać? Prezent na urodziny, święta i ślub. Od finansowania i utrzymywania ma się rodziców. Biologicznych (prawnych) a nie chrzestnych. Poza tym chyba idea rodzica chrzestnego jest nieco inna- wspieranie w wychowywaniu dziecka w wierze, a nie- sponsoring.
Odpowiedz@TruskawkowyMuss: oryginalna idea chrzestnego była jeszcze inna - jednoznaczne wyznaczenie rodziny zastępczej w razie śmierci obojga rodziców.
Odpowiedz@Xirdus: Tak czy siak nijak nie wiązało się to ze sponsorowaniem dziecka w sytuacji, gdy rodzice mają się dobrze i nawet pracują. Ot, widocznie nadinterpretacja ;)
OdpowiedzDroga autorko, szesnastolatka to już nie "mała". To prawie dorosła baba która już powinna kojarzyć, że pieniądze na drzewie nie rosną.
Odpowiedz@archeoziele: to zależy od wychowania. Dziewczyna wyrośnie na tę z gatunku :" bo mi się należy". A kiedyś było tak,że chrześni nie byli tylko od wspierania chrześniaków w wierze. Gdy biologicznym coś się stało,to właśnie rodzice chrzestni powinni brać dziecko do siebie. Z tąd jest u nas zwyczaj brania chrzestnych z bliskiej rodziny. Brat mojego szwagra miał być chrzestnym mojej siostrzenicy. Coś się jednak stało i nim nie został a ojcem chrzestnym jest jakiś kuzyn. Finał jest taki,że szwagrowemu bratu coś się porypało i myśli,że jest małej chrzestnym i kupuje jej prezenty na różne okazje a nawet nie pamięta imienia swojego prawowitego cheśniaka
Odpowiedz@osvinoswald: No właśnie szkoda że matka chrzestna nie uczyła jej od małego jak to z tymi pieniędzmi i prezentami jest. Bo teraz to już po ptokach.
Odpowiedz@osvinoswald: To akrat zaniedbanie polskiego systemu - brakuje instytucji, która umożliwiałaby wskazanym przez rodziców osobom automatyczne przejęcie opieki nad małoletnim w wypadku śmierci rodziców.
Odpowiedz@osvinoswald: „ Z tąd” Zy kąd? ;>>>
Odpowiedz@archeoziele: a ja myślę, że nic straconego jeszcze :)
Odpowiedz@Caron: Na pewno nie będzie tak łatwo jak w przypadku dziecka od początku uczonego pewnych zasad.
Odpowiedz@archeoziele: terapia szokowa czyni cuda :D
OdpowiedzKochana tylko nie szalej z czekoladą - polecam gorzką...
OdpowiedzWidać, że młoda już wytresowana od kogo i ile m ciągnąć. Nadzieja jedyna w tym, że jak sukcesywnie olejesz jej zachcianki to i ona się naprostuje albo przynajmniej oleje Ciebie, co wyjdzie chyba wam obu na zdrowie. Natomiast co do samych chrzestnych: ja swojej chrzestnej nie widziałam od wieków, nawet bym nie śmiała prosić o kasę czy cokolwiek, bo i idea chyba jest inna, no ale cóż...
Odpowiedz@mesiaste: No własnie. Idea jest taka, że chrzestna nie jest od kasy, ale od utrzymywania w wierze itp., a w rzeczywistości często widuje się chrzestną kilkanaście w życiu (pogrzeby, śluby,komunie itp).
OdpowiedzZnam ten ból. Po raz pierwszy zostałem chrzestnym w wieku 16 lat. Moim chrześniakiem został synek mojej chrzestnej. Córkę mojej kuzynki podałem do chrztu w wieku dziewiętnastu lat. Jako, że chrzestna ma z mężem sieć sklepów, z nimi nie mam problemów. Natomiast kuzynce w życiu za bardzo się nie powiodło. Tak więc ma pewne oczekiwania od "bogatego" chrzestnego zza granicy. Nie wiem skąd się wzięła myśl, że chrzestny powinien dokładać się do wspomagania finansowego swoich chrześniaków
OdpowiedzPomijam całość sensu wypowiedzi - bo masz rację, że dziewuszysko z matką trochę pojechało z chamstwem wyłudzania kasy od Ciebie - ale jeśli zarabiasz nieco powyżej średniej krajowej to naprawdę zarabiasz kupę kasy - ja za nieco poniżej średniej krajowej utrzymuję 3 osobową rodzinę z dwoma owczarkami niemieckimi, dwoma kotami i kredytem hipotecznym. zazdroszczę normalnie. A ja chrześnicy też czasem staram się coś kupić. ale na szczęście ani ona ani jej matka takimi pazerotami nie są...
Odpowiedz@kuleczka: średnia krajowa na rodzinę to nie jest kupa kasy jeżeli nie masz mieszkania. Przecież średnia 3650 brutto to ledwo 2610 netto. Rata kredytu 1200-1500 zł czynsz + media 700 zł i już praktycznie nie ma wypłaty. Jak masz niższą ratę albo czynsz to jeszcze dalo by się jakoś przeżyć, ale daleko tu do spokojnego życia. Moi rodzice zawsze zarabiali niewiele, trochę wyżej niż minimalna (czyli dwie wypłaty łącznie trochę wyższe od jednej średniej krajowej wypłaty) i było ciężko pomimo, że mieszkanie mieliśmy, jedna pensja to były opłaty a druga życie, praktycznie zero oszczędności, a teraz jak ceny poszły mocniej w górę niż ich pensje to nie wyobrażam sobie by mieli mieć kogoś na utrzymaniu, na szczęście dzieciaki już dorosłe i zarabiają. Średnia krajowa to w miare dobre pieniądze jak się jest samemu albo partner też zarabia w tych okolicach, wtedy ok można pożyć. Ale podkreślę, że nie jest to kupa kasy tylko co najwyżej godziwa płaca.
Odpowiedz@kuleczka: W takim razie podziwiam że dajecie radę, ale z drugiej strony punkt widzenia zależy od punktu siedzenia - ktoś, kto zarabia 10 000 na rękę, na pewno by tego kupą pieniędzy nie nazwał. Z wielu swoich marzeń (kolejny kierunek studiów, wakacje w fajnym miejscu) muszę póki co rezygnować albo mocno oszczędzać, by je spełnić.
OdpowiedzDlatego, ja i moja narzeczona nie ujawniamy naszych dochodów rodzinie, a jak pytają ile zarabiamy to podajemy znacznie zaniżone kwoty. I nie chodzi o to, żeby nie pomagać rodzinie, bo jak wiemy, że są w potrzebie to dokładamy i pomagamy, ale chodzi o to, żeby niebyło żerowania i zazdrości, że zarabiasz tyle a tyle i co mi nie dołożysz?
Odpowiedz@jasami: Też ich nie ujawniam. Ciotka widzi, że stać mnie na mieszkanie samemu, nie mam dzieci i zdarzyło mi się wyjechać na krótki urlop do Grecji. To wystarczy, by opowiadać o moim wielkim bogactwie.
Odpowiedz@Avenile: No i to jest piekielne, raz pojedziesz za granicę i już jesteś "bogaty", najlepiej nie obnosić się ze swoim statusem majątkowym bo potem chodzą ploty po rodzinie. Ilekroć spotykam się z rodziną to słyszę ploty, że kuzynka co wyjechała za granicę zarabia tyle a tyle, a druga jeździ po świecie tu i tam "a moja biedna córcia haruje i nie ma tak dobrze...". Dochody niestety to rzecz drażliwa w naszym kraju i lepiej trzymać tę informację tylko dla siebie, bo dysproporcje pomiędzy zarobkami moga prowadzić do zadrości i zawiści. Ja nie wnikam, ile który kuzyn/kuzynka zarabiają (oby jak najwięcej) i sam oczekuję tego samego.
Odpowiedz@Avenile: A ona znów, przy minimum dwójce dzieci (jak wynika z historii), ma ok 800zł-1000zł. na wycieczkę do sąsiedniego kraju dla swojego dziecka. To dużo.
Odpowiedz@Avenile: Ale przepraszam, skąd ciotka wiedziała, że w Grecji byłaś? O ile nie chodzisz po rodzinie i się nie chwalisz, to nie wiem, skąd mogła mieć takie informacje.
Odpowiedz@Zmora: Spotykamy się co jakiś czas, wtedy bodajże z okazji imienin babci, to chyba normalne. Wtedy wystarczy zobaczyć opaleniznę albo ktoś zapyta, jak było na wakacjach - nie wiem, gdzie "chwalenie się" w powiedzeniu własnej babci, gdzie się jedzie latem.
Odpowiedz@Avenile: Ale ja mówię o ciotce, nie o babci. O.o I poprzez "chwalenie się" miałam na myśli dokładnie właśnie po prostu mówienie rodzinie, gdzie się jedzie, nic ponad to. Jasne, jak ktoś zapyta, to spoko, ale takich rzeczy nigdy nie powinno się mówić ot tak sobie, a jak już się wie, że rozmówca nałogowo sępi kasę, to nawet jak się zapyta, to nie powinno się odpowiadać, zamiast tego można kłamać w żywe oczy. Po prostu jak niektórzy słyszą, że za granicą byłaś, to coś się im w głowach przestawia, bo przecież jak za tak daleko byłaś, to na pewno śpisz na pieniądzach. Nie muszą wiedzieć, gdzie się było na wakacjach.
Odpowiedz@Zmora: Wystarczy że ciotka też ma konto na facebooku.
Odpowiedz@archeoziele: A teraz pytanie po co rozpowiadać na FB gdzie i kiedy się jedzie? I ewentualnie po co wrzucać zdjęcia z wyjazdu w ogóle. A jak już ktoś nie może się powstrzymać, to jest taka fajna opcja, ustawienia, kto co widzi na twej tablicy itp. I tak można ustawić "widoczne dla znajomych, z wyjątkiem Ciotki".
Odpowiedz@Zmora: Jeżeli ktoś ma facebooka to raczej nie po to żeby chronić swoją prywatność jak stara panna cnoty, tylko pochwalić się chociażby zdjęciem z wakacji.
Odpowiedz@archeoziele: Ja mam facebooka, żeby porozumiewać się z ludźmi (ot, można o sprawy na uczelni ludzi zapytać, o terminy, takie tam), a nie chwalić zdjęciami, ale może ja jestem dziwna. Zresztą ograniczanie widoku ciotce nie jest tak właściwie chronieniem swojej prywatności, a bardziej chronieniem się przed najazdami sępiącej ciotki. Jak wiadomo, że sępi, to po co ją informować, że ma się kasę?
Odpowiedz@Zmora: Ale ja miałam na myśli, że powiedziałam o tym babci i tacie, a przy okazji imprezy rodzinnej (ot, tacy jesteśmy, że spotykamy się co jakiś czas) babcia zapytała, jak było, bo dopiero wtedy mnie zobaczyła, ciotka temat podłapała. Poza tym naprawdę nie widzę sensu w wielkim ukrywaniu swojego "majątku" przed znajomymi, to ludzie, a nie krwiożercze piranie. Miałabym do mieszkania podczas jej wizyt zapraszać trójkę studentów, by było że te 50 metrów dzielę z innymi albo wkładać na siebie dziurawe podomki zamiast ciuchów ze średniej półki? Nie dajmy się zwariować...
Odpowiedz@Avenile: Nie no, bez przesady. Domu nie da się ukryć, nie mówię, też żeby ciotki nie zapraszać. Ja jedynie sugeruję nie informować jej o rzeczach, o których wiedzieć nie musi. Nie musi wiedzieć, gdzue byłaś na wakacjach (zwłaszcza, że Grecja to taki ciepły kraj z takimi plaząmi, więc już na pewno plujesz kasą). Ubierać się możesz normalnie. Jak kupisz sobie np. jakieś super buty, a ona rozpozna markę i wygoogluje sobie cenę, to trudno, nie da się tego uniknąć. Ale jak ona tylko stwierdzi, że fajne i spyta cię o cenę, to przecież nie musisz podawać, a już na pewno nie prawdziwej. Ja cały czas jedynie sugeruję ułatwienie sobie życia. Nieinformowanie sępiącej ciotki, trochę je ułatwia. Próby zapraszania jej do obcego domu i noszenie szmat go nie ułatwia. Na wszystko jest złoty środek, a przesada nigdy nie jest mole widziana. :)
Odpowiedz@Zmora: Czyli co, sposób na zachowanie pokojowych rodzinnych stosunków to odpowiadanie na codzienne pytania (typu "Jak było na wakacjach?") tekstem "Co cię to obchodzi?"? Nie przesadzajmy... U mnie wszyscy wiedzą, kto gdzie jeździ, kto jaki ma telefon (to widać), samochód (też), mieszkanie... Tylko że ludzie są na tyle normalni, aby nie wykorzystywać innych (za jednym małym wyjątkiem). Winni nie są ci, którzy zarabiają nieco więcej, ale ci, którzy nie potrafią się z tym pogodzić.
Odpowiedz@Kalafior: Jak już mówiłam mam na myśli jedynie ciotkę. Jeśli reszta jest normalna, to nawet można im mówić, że się złotą bieliznę nosi, choć ja nie popieram ogółem tematów o bieliźnie, ale co kto lubi. Telefon widać, auto widać, dom widać, a w jaki sposób widać, że się było na wakacjach w Grecji? Na czole się informacja nie wyświetla. I oczywiście, że winni są ci, którzy nie mogą się z tym pogodzić. Ale jednak nie znaczy to, że nie można się jakoś próbować przed tym chronić. Samochodu też nie zamykasz, bo to złodziej jest winny jak zniknie? Nie wiem, może to jest kwestia podejścia do życia, bo w mojej rodzinie ogółem unika się podawania tego typu informacji nawet rodzinie. Może tu u mnie są wszyscy dziwni.
Odpowiedz@Zmora: Zostawienie roweru dla złodzieja można porównać do rzeczywistego chwalenia się swoimi pieniędzmi. Ale do zwykłej rozmowy? W rodzinie? Nie wiem, dla mnie normalne jest to, że bliscy dzielą się ze sobą informacjami z codzienności, zdjęciami z wakacji, a nie unikają prostych tematów, aby przypadkiem się komuś nie narazić.
OdpowiedzTo typowe problemy katolików - ta sekta wciąż kombinuje coś z pieniędzmi. Masz 32 lata, więc od przynajmniej paru lat winnaś: - albo nie kłapać dziobem, tylko płacić (jeśli uznajesz, że pieniądze są w tej sekcie równe bogom) - albo nie płacić, tylko przejść na wręczanie tzw. świętych obrazków, skarbczyków, różańców i dobrych rad (wiem, dobre rady ciężko się wręcza, ale można wydrukować ;-)) Skoro uznałaś, że masz jakieś finansowe zobowiązania wobec cudzego dziecka, to płać. Albo zacznij się zachowywać jak osoba dojrzała. ;>
OdpowiedzLudzie chyba nie rozumieją co oznacza "chrzestny" lub "chrzestna". Rodzice chrzestni mają wspierać i jego, i rodziców dziecka duchowo oraz stanowić wzór do naśladowania, a nie być dojną krową, z której można ciągnąć kasę bezkarnie. Jeśli nie powiesz teraz twardo "stop", to im panienka będzie starsza, tym żądania (tak tak, żądania a nie prośby) będą większe.
OdpowiedzZ historii wynika, że Twoje relacje z chrześnica i jej matką przypominają relacje rozwiedzionych małżonków. To co się od Ciebie wymaga przypomina mi alimenty, czego przykładem jest dołożenie się do wyprawki szkolnej. Inaczej gdybyś kupiła małej dziewczynce fajne kredki, a inaczej płacić za jej książki itp. To niezdrowa relacja. Teraz jest najlepszy moment, byś zmieniła zasady i ustaliła nowe, np. kasa na urodziny, gwiazdkę, imieniny i coś ekstra (zdane prawo jazdy itp). Jeśli tego nie zrobisz, okaże się, że do kupionego na raty mieszkania chrześniaczki też będziesz musiała się dołożyć. Swoją drogą - czy Twoja ciotka sama jest taka hojna jako matka chrzestna? Możesz jej zwrócić na to uwagę.
OdpowiedzGdyby ciotka sama przyszła do mnie po pieniądze na dziecko, pewnie bym ich nie dała. To nigdy wcześniej nie było wyciąganie wprost, tylko "widziałam taki świetny plecak, ale mama mi go nie kupi", więc raz na dwa miesiące mogłam się szarpnąć, szczególnie że dziewczynie się niedawno urodziło młodsze rodzeństwo (tak, mam kuzynów młodszych ode mnie o 30 lat ;)) i ekonomicznie sytuacja jej się pogorszyła, więc prosi o takie rzeczy znacznie częściej niż kiedyś. A co do ciotki, zdecydowanie nie jest dobrą chrzestną dla innej mojej kuzynki, ale też nikt tego od niej nie wymaga - ma piątkę własnych dzieci, a kuzynka jest już dorosła.
Odpowiedz@Avenile: To trochę zmienia postać rzeczy, choć nie wyjasnia gadania na Ciebie za to, że jesteś taka nieużyteczna. A ona 5 dzieci ma teraz, a można przypuszczać, że jak miała tylko jedno to też nie była taka dobra. Na początku myślałam, że dziewczyna była wysyłana przez matkę, ale może faktycznie sama nie ma lekko, a Ty jesteś bardziej zbliżona do niej wiekiem, może lepiej ją rozumiesz itp. A z tym obsmarowywaniem w rodzinie to sama miałam przypadek, że nie byłam niczemu winna, a za taką byłam uważana przez bliskich. W zasadzie nie dało się wyjasnić sprawy, bo ciotka tak często zmieniała wersję kłamstwa, tak się wykręcała, że skapitulowałam.
Odpowiedznależy z ciotką asertywnie porozmawiać i ustalić zasady. nie dziwię się, że osoba mająca pięcioro dzieci liczy na pomoc matki chrzestnej, chociaż robi to w prostacki i wykorzystujący Ciebie sposób, jednakże nie widzę nic złego w ustaleniu zasad takowej. zaś danie czekolady na urodziny nastolatce także uważam za grubą przesadę.
Odpowiedz@the: Tylko zależy jeszcze o jaką pomoc chodzi. Jakiś drobiazg dla dziewczyny czy dołożenie się jej do wyprawki rozumiem jeśli chrzestna chce i może sobie na to pozwolić ale dokładanie się do zagranicznej wycieczki? To już nie jest potrzeba a zwykły kaprys. Niestety, kto ma trudną sytuację finansową z pewnych luksusów musi zrezygnować, na pewno dla nastolatki jest to przykra ale i pożyteczna lekcja.
Odpowiedz@the: Czy ja wiem, czy danie czekolady na urodziny to przesada? Odkąd przekroczyłam osiemnastkę, tylko takie prezenty urodzinowe dostaję od wujków/cioć/chrzestnych, od samej chrześnicy i jej matki nawet nie otrzymuję życzeń. U mnie w rodzinie prezenty się sprawia raczej skromne, na te bardziej kosztowne składa się kilka osób, bo i rodzina dość liczna.
OdpowiedzI w ten sposób matka wychowuje swojego klona" mi się należy, bo...". Głupota, a potem mamy społeczeństwo jakie mamy.
OdpowiedzOd kiedy bycie rodzicem chrzestnym to kupowanie prezentów i dawanie pieniędzy? Z katolickiego punktu widzenia to chyba o co innego w tym chodzi.
OdpowiedzKiedy miałam 19 lat zostałam chrzestną mojej bratanicy, która w tym roku idzie do I Komunii. NIGDY nie usłyszałam od mojego brata lub bratowej, że powinnam Małej coś dać. Nie o to chodzi w byciu chrzestnym
Odpowiedz