Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Kiedyś wynajmowaliśmy z mężem mieszkanie. Umowa spisana była, protokół zdawczo-odbiorczy też. No…

Kiedyś wynajmowaliśmy z mężem mieszkanie.
Umowa spisana była, protokół zdawczo-odbiorczy też. No ale, człowiek młody, naiwny... nie wszystko w protokole ujął. Niemniej jednak, nauczyło mnie nie robić nic "na gębę".

Małżeństwo, myślę po 60-tce. On, facet pod krawatem, poza domem do godzin późnopopołudniowych (ha ha, teraz już wiem, czemu).
Ona, tleniona blondyna, typowa "kura domowa", dzieci brak, za to dwa pieski, całe dnie schodziły na spacerkach z pieskami i plotkowaniu.

Przy podpisywani umowy pytam Panią co z ubezpieczeniem, czy mamy sobie wykupić. Pani mówi, że nie, że mąż od lat opłaca, że dwa mieszkania to taniej, że to grosze, że mam się nie przejmować.
Kupili większe mieszkanie obok w klatce, więc kontakt był na bieżąco. No i oczywiście dowiedziałam się wszystkiego o "tej spod 7" i "tym z parteru".

Pierwszy zgrzyt nastąpił po roku - dzwoni pani, grzecznie, acz hmmm z nutka paniki informuje, że rachunek za prąd/gaz niezapłacony i przyszło upomnienie. Sprawdzam przelewy - no kurde, poszło. Proszę Panią, by pokazała. No niby, wszystko się zgadza, brak wpłaty za fakturę nr... . Kurde, co jest?
W końcu olśnienie - nr. klienta inny. Tak, to rachunek Państwa (cała korespondencja do nich przychodziła na adres wynajmowanego mieszkania, sami ja sobie odbierali, mieli klucze, a mnie się nie chciało latać do nich z byle reklamówka z Tesco).
Zapomniałam o sprawie, każdemu może się zdarzyć przecież.

Wieczorem telefon, pani zapłakana dzwoni, że mąż taki a taki, że on taki s*urwysyn jest, że nie płaci, że to jej mieszkanie i ona nam OFICJALNIE czynsz obniża o 100zł. Mówię Pani nie, nic się nie stało przecież i bla bla. Nie, mamy płacić mniej, tyle czasu mieszkamy, wszystko jest ok, nie ma problemów, wszystko w terminie, sąsiedzi się nie skarżą. Ok.

W trakcie wynajmu kupiliśmy sobie łóżko, stare za radą Pani wynieśliśmy na strych obok reszty zbędnych rzeczy (pozostawiali stare sprzęty, jakieś rozwalające się krzesła czy biurka, bo lepiej brzmi w ogłoszeniu "umeblowane" przecież, a to, że człowiek boi się usiąść to inna bajka).

Pani miała starą, 50-letnią palmę. Brzydactwo takie, dużo miejsca zajmowało, do nowego mieszkania nie wzięła, bo przecież nie pasuje do wystroju.
No, ale o roślinki trzeba dbać (w protokole palma ujęta), więc gdy zauważyłam, że mimo odżywek i moich najszczerszych chęci utrzymaniu jej przy życiu umiera zaraz zadzwoniłam do niej, że nie wiem co zrobić, ze schnie i blabla.
Pani na to, żeby wyrzucić, że trudno.

No i tak ze wszystkim - "nie szkodzi", "proszę robić co Państwo uważają", "proszę wyrzucić"...
Plac przed blokiem zimą nie był odśnieżany, więc mąż ot tak, jako wolontariat przyjeżdżał odśnieżać, bo nie było nawet gdzie auta postawić. Pani oczywiście Ohhh Ahhh jakiś ona super sąsiadów ma. Takich życzliwych i w ogóle...

W międzyczasie oczywiście drobne usterki się pojawiały - a to spłuczka się zepsuła, a to instalacja wypaliła. Mąż "złota rączka" przecież da radę sam, nie chciałam im nawet głowy tym zawracać.
Jednak krótko przed wyprowadzka zatkał się spływ z wanny. Wanna zabudowana, żaden z tych preparatów typu Kret nie działał. Trzeba zgłosić właścicielowi, niech idzie do spółdzielni, bo to prawdopodobnie między piętrami jest zator i samemu człowiek nie da rady, trzeba fachowca.
Pan przyszedł, zerknął "nooooo, tak się robi, trzeba powoli wodę po kąpieli spuszczać".

Nadchodzi moment wyprowadzki. Wszystko posprzątane, szafki kuchenne pachnące, podłoga lśni, okna umyte... albo tylko mnie i pani która mi pomagała sprzątać się wydawało (w zaawansowanej ciąży wiele nie zdziałałam sama :)).

Przychodzi Pan i od razu kieruje się do donicy z palmą i ja przesuwa - "Panele zniszczone, zalaliście", i jeszcze parę tego typu usterek czy braków, nawet żarówki kazał wymienić :)
On nam kaucji nie odda!! Zdewastowaliśmy mieszkanie!!!

Na część z nich się nie zgodziłam, ale żarówkę wymieniłam, ćwierćwałek przy obudowie wanny mąż podkleił, pozostała kwestia paneli, braku krzesła i narzuty na łóżko i plamy na tapicerce (pewnie jeszcze czegoś, ale nie pamiętam).

Paneli wymienić nie zamierzałam - bo zniszczone były jak ta palma tam przez lata stała, plamy pewna jestem, że nie zrobiłam, bo łóżko stało w mieszkaniu przez tydzień, potem owinięte streczem na strychu.

Mówię Panu, że ma mi w takim razie wycenę zrobić, bo ciągle uczepił się magicznego "kaucje zostawiam sobie".

Okazało się, że z dwóch tysięcy zjechał na ok.300 zł.

Wkurzona na maxa, brakło jednak asertywności i zapłaciłam za pranie tej tapicerki (już wiem, dlaczego łóżko było pledem przykryte przy spisywaniu protokołu - ale w życiu by mi nie przyszło do głowy, żeby podnosić i wszystko tak szczegółowo sprawdzać !!), brak krzesła (stało na strychu więc któryś potrzebujący sąsiad zaj*bał) i coś tam jeszcze.

Po jakimś czasie dostaje sms - "po odczytach okazało się, że jest niedopłata 650 zł, jeśli jest pani uczciwa to pani zapłaci".
Ojjjj się wkurzyłam! Piszę pani - "owszem, ja uczciwa jestem i nie chcę się dorabiać cudzym kosztem w przeciwieństwie do Państwa" - czy coś w tym stylu.

No i zostałam zasypana sms - że dziecko pod sercem noszę, a Boga w sercu nie mam, że wredna jestem, że mąż taki spokojny, że mamy oddać jej pieniądze, które za czynsz żeśmy nie płacili (chodziło o te 100zł które obniżyła), że piecyk gazowy zepsuty (nie załączał się, bo wyczerpały się baterie - nowe wsadziłam do pawlacza z myślą, że mi się nie przydadzą, a nowemu lokatorami owszem), że palma umarła, bo rolety opuszczone były i słońce nie dochodziło, że brud zostawiłam, że panele w łazience żółte (hmm u nas nikt nie palił, to pamiątka po nich albo poprzednich lokatorach, bo na półkach dziury z fajek wypalone), że zalaliśmy sąsiadkę, cichcem uciekliśmy i mamy zwrócić jej za remont (nieszczęsna wanna - pech chciał, że Pan nie tylko zapominał o rachunkach za media ale i o przedłużeniu ubezpieczenia na mieszkanie, no i widocznie pani musiała zapłacić sąsiadce z własnej kieszeni) i bla bla bla.

Ona do sądu pójdzie, oskarży nas! Tak bardzo się zawiodła, tacy niewdzięczni, tyle szkód... Ciężko jednak było wydobyć konkretnie co takiego zrobiliśmy.
Co jakiś czas sms w stylu "proszę oddać dług do końca miesiąca, a jak nie to sprawę kieruje do sądu".
Po jakimś czasie jednak się znudziło i dała spokój.

Czemu mi się przypomniało? Bo wczoraj, po blisko 2 latach znowu dostałam sms przypominającego o długu :)

piekielni właściciele mieszkań

by dodolinka
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar elda24
15 19

a nie możesz w prostych słowach powiedzieć pani, żeby się goniła? I że jeszcze jeden sms to zgłosisz to jako nękanie? Pani pewnie myśli, że frajerów znalazła i będzie męczyć.

Odpowiedz
avatar dodolinka
-1 9

@elda24: Olewam to już. Wtedy się stresowałam, bo po pierwsze- naprawdę uważałam, że byliśmy z mężem uczciwi, zostawiliśmy porządek i zrobiliśmy wszystko, żeby "żyło się łatwiej", poza tym w ciąży jakaś bardziej uczuciowa byłam :) W sumie od początku babka mi się dziwna wydawała (kiedyś opowiadała mi jak jej piesek źle skoczył z łóżka i się połamał, i taki biedny w gipsie chodził - NAPRAWDE PŁAKAŁA jak o tym mówiła- oczywiście wiem, że ludzie się przywiązują do zwierząt i uważam to za fajna sprawę no ale ... bez przesady, serio). I potem na historia z tym rachunkiem, jej reakcja... dziwne. Od tego czasu minęło dwa lata, w jednym z ostatnich sms wtedy napisałam jej, że tak mnie wkurzyła, że wylądowałam w szpitalu z nerwów i jak z dzieckiem się coś stanie to oskarżę ja właśnie o nękanie to dała spokój mi, a wkurzała męża (serio byłam w szpitalu, no ale przez stres).

Odpowiedz
avatar korinogaro
7 9

Nie łatwiej napisać w smsie do niej że jeszcze jeden sms i pozwiesz ją o nękanie?

Odpowiedz
avatar dodolinka
5 7

Jeśli znowu napisze tak zrobię. Na ta chwilę mam tylko ten wczorajszy SMS. To sprawa sprzed dwóch lat, także tamtych SMS nie mam.

Odpowiedz
avatar Michail
10 10

A może po prostu zablokować odbiorcę na telefonie? SMSy niech przychodzą, ale ty o tym nie wiesz i nie masz problemu, zabawa z nękaniem będzie wymagała Twojego czasu i włóczenia się po sądach/policji itp.

Odpowiedz
avatar dodolinka
1 3

Na telefonie nie umiem edytować, więc narazie napisze tutaj - po jakimś czasie braku reakcji z naszej strony pani znudziło się już molestowanie nad I uznaliśmy sprawę za zamkniętą. Odezwała się znowu po blisko dwóch latach.

Odpowiedz
avatar dodolinka
11 11

@marekp: ale jaki dług ? :) nawet w sumie nie wiem ile i za co konkretnie. Klucze zdane- kaucja oddana i papa

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 1 października 2014 o 14:07

avatar Devotchka
6 12

Zdaje mi się, że starsi ludzie nie do końca mają świadomość na temat tego, jak powinno wyglądać wynajmowane mieszkanie. Rozumiem, że dla zarobku 450/500 zł nie trzeba zaraz inwestować w najdroższe meble, ale wypada w coś ładnego, dobrego do użytku jednak zostawić. Inną sprawą jest jawne oszustwo. Ja się raz wprowadziłam do pokoju z dwoma tapczanami i starą meblościanką. Ta druga się wręcz sypała. Do tego tu i ówdzie schodziła z niej farba. Pomyślałam sobie, że może mebel był długo użytkowany i dlatego tak wygląda. Nawet się nad tym dużo nie zastanawiałam, nie dbałam o standardy bo i tak nie mogłam się wyprowadzić. Potem Pani zdradziła mi, że to poprzedni współlokatorzy zrobili z meblościanki horror (mieli dziecko i jak się wyprowadzili to meblościanka była cała w zaschniętym mleku i jakichś dziecięcych brudach). Sprawa zaczęła mi śmierdzieć ponieważ Pani spisywała z lokatorami umowy więc musiała od tamtych państwa kaucję wziąć. Może się mylę, ale zawsze zdawało mi się, że kaucja jest po to, żeby można było zniszczenia odkupić. Widocznie się myliłam, pani postanowiła poskrobać meblościankę i wcisnąć ją następnym lokatorom, a kasę wziąć dla siebie. No, ale powiedzmy sobie ok- widziały gały co brały. Sprawa zrobiła się jasna po wyprowadzce. Pani zadzwoniła i oznajmiła, że "meblościanka jest w środku polana białą farbą". Wydawało się prawdopodobne bo jestem studentką szkoły artystycznej, co z resztą Pani dobrze o tym wiedziała i cały rok mazałam się w farbach, naturalnie mogło mi się coś wylać. Jednak po przeprowadzce byłam jeszcze z moją koleżanką w pokoju, żeby zobaczyć czy wszystko zostało zabrane. Dziewczyna przypomniała mi, że oglądała z dokładnością meble i nie widziała nawet śladu farby. Postanowiłam więc, że zadzwonię do Pani raz jeszcze i zapytam o szczegóły. Farba ponoć nie schodziła, a w moim przypadku mogła to być jedna z dwóch rzeczy - olejna albo akryl. Ta pierwsza zeszła by dzięki terpentynie i zdaje mi się, że również dzięki silniejszym środkom chemicznym, które pani według relacji użyła. Aryl natomiast by nie zszedł, ale na pewno postrzępił. Według Pani tamta farba była nie do zmycia niczym. Postanowiłam więc, że zaproponuję pomoc, że przyjdę ze swoimi narzędziami i zobaczę co takiego mogło mi się wylać. Odpowiedź pani? Nie, bo Pan Roman przyjdzie jutro, zamaluje i ja mogę zapłacić dodatkowo za naprawę i za jego czas. Mówię, że mogę zrobić to sama za darmo, tego samego dnia, mam akurat czas. Jej odpowiedź? Oczywiście nie, bo jej nie będzie, bo nikogo nie będzie (w mieszkaniu są dwie dziewczyny, które studiują dziennie, a był to środek tygodnia). Wszystko poukładało się w logiczną całość. Pani chciała, żeby ktoś zapłacił jej za wymianę mebli i na dodatek dał jej pieniądze za nic. Byłam z siebie nawet trochę dumna, że nie dałam się nabrać.

Odpowiedz
avatar dodolinka
1 3

@Devotchka: no ja niestety dałam się wkręcić w pranie tej tapicerki. I do tej pory się zastanawiam co ta kobieta ma we łbie. Z początku myślałam, że szuka łosia naiwnego, bo mieszkanie stoi puste, ale szybko znalazł się nowy lokator z tego co widziałam.

Odpowiedz
avatar Bydle
10 16

@Devotchka: „Pani zadzwoniła i oznajmiła, że "meblościanka jest w środku polana białą farbą".” Więc odpowiedziałaś, że masz przed sobą protokół podpisany przez nią i w nim stoi jak byk, że to nieprawda. Prawda?

Odpowiedz
Udostępnij