Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Historia o tym jak to prawie umarłem, przynajmniej biorąc pod uwagę standardy…

Historia o tym jak to prawie umarłem, przynajmniej biorąc pod uwagę standardy dzisiejszych twórców reklam, którzy uważają, że jak Twoje dziecko dotknie pompki od mydła w płynie to dżuma, cholera, hiv i wszystkie inne choroby świata.

W czasach mojego wczesnego dzieciństwa komputery i komórki należały raczej do rzadkości, więc moim głównym zajęciem było ganianie po podwórku z kumplami z podstawówki, granie w nogę, ganianie, czytanie książek, ganianie i jeszcze ganianie :) Jednym z naszych ulubionych terenów był plac po jakiejś budowie, zostały tam wielkie góry piachu i ziemi, a oprócz tego rury, pręty, blachy. Ogólnie raj dla złomiarzy i 8 latków.

No i tak któregoś dnia latamy po naszym placu w te i we w te strzelając się z zabawkowych kapiszonów. Akurat biegłem gdzieś się skryć by zostać snajperem, kiedy w ferworze walki nie zauważyłem pręta wystającego z ziemi i pięknie się wywaliłem. A przy tym nabiłem (a raczej wbiłem :)) się ręką na kawał blachy wystający z ziemi. Po wstaniu i otrzepaniu się, spojrzałem na rękę żeby zobaczyć że blacha wbiła się tak głęboko, że spory kawał mięcha mi wisi jak nie przymierzając Janosik. Musiałem być w niezłym szoku (podejrzewam, że dzisiaj bym coś takiego zniósł o wiele gorzej) więc zamiast zemdleć czy coś, wyleciałem na środek placu krzycząc ratunku, ratunku.

Koledzy się zbiegli, po okolicy rozniosło się przeciągłe "aaaaałłłłłłłaaaaa", dostałem chustkę żeby krew zatamować i już miałem lecieć do domu kiedy jeden z kumpli (z pozdrowieniami dla Kacpra :)) wpadł na pomysł żeby ranę przysypać piaskiem i ziemią, po czym oblać wodą (z kałuży oczywiście) to piasek stwardnieje i nie będzie mi tak lecieć krew. Sam nie wiem jak przeżyłem ten piasek, tak czy siak piekło niesamowicie. Moja wspaniała rana została następnie zawinięta w moją koszulkę (już wolałem lecieć półnagi przez miasto :)) a następnie poleciałem do domu jak Usain Bolt. Specjalnie sprawdziłem na google maps, biegłem niecałe 2 km ale wtedy wydawało mi się, że przebiegłem prawie maraton. Mama jak tylko zobaczyła moją łapę to poleciała do sąsiada coby nas do szpitala odwiózł.

No i co :)? Nic. Jak widać żyję, moją rękę od tych kilkunastu lat zdobi piękna blizna w kształcie sporego księżyca (ale o dziwo nie taka straszna, pani doktor była mistrzynią szycia). Czemu o tym piszę? Bo wydaje mi się, że w trosce o zdrowie naszych pociech czasami posuwamy się do szaleństwa. Wiadomo, trzeba chronić dziecko przed zarazkami, ale za niedługo dzieci stracą całą naturalną odporność skoro nawet już pompki do mydła są dzisiaj "pełne bakterii".

A! Kolega, który wpadł na pomysł zasypania rany ziemią i piaskiem skończył farmację :)!

by Lox
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar fak_dak
61 61

Wszystkim bojącym się bakterii przypominam, że w organizmie mają więcej komórek bakteryjnych niż ludzkich, jelito grube to raj drobnoustrojów, a ich skóra to jedna wielka kolonia grzybów i bakterii. I w dodatku bez tych żyjących sobie pokojowo lokatorów szybko by umarli. Reklama ma nakręcać strach przed nieznanym, bo dzięki temu produkty lepiej się sprzedają.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 28 września 2014 o 10:52

avatar Jango_Fett
16 16

@fak_dak: kiedyś gdzieś przeczytałem, że około kilogram z masy dorosłego człowieka to właśnie drobnoustroje i inne zwierzątka.

Odpowiedz
avatar santiraf
0 2

@kulka: Dzięki :) Popłakałem się ze śmiechu na koniec ;D

Odpowiedz
avatar Fomalhaut
0 0

Ciekawe od którego z czterech obszarów zaczynał.

Odpowiedz
avatar Bydle
1 73

A kto normalny ogląda lub przejmuje się treścią reklam? Bo w tej historii piekielne ma być to, że obejrzałeś jakąś reklamę?

Odpowiedz
avatar Eko
20 28

@Bydle: Nikt normalny, problem polega na tym, że rośnie kolejne pokolenie wychowane na reklamach, a dzieci są wobec nich bezbronne. W dodatku reklama przestała być informacją o produkcie, a gra na emocjach. Jak napisał fak_dak, bardzo chętnie na strachu. Są też nośnikiem memów (mem - jednostka informacji kulturowej). Takim memem jest np. kino + popcorn i cola lub coś podobnego, zwiększający sprzedaż śmieciowego jedzenia. Kiedyś chodziło się na film lub do kina, a teraz także jeść. Sądząc po ilościach mydeł, chusteczek i środków antybakteryjnych w sklepach mem: "bakterie to samo zuo" ma się coraz lepiej.

Odpowiedz
avatar Bydle
10 54

@Eko: „Nikt normalny” Oddycham z ulgą. :-))) „problem polega na tym, że rośnie kolejne pokolenie wychowane na reklamach” Ekhem skoro zgadzamy się, że normalni tego nie robią, to prowadzi nas to do wniosku, że ci, którzy wychowują się na reklamach i tak zrobią dowolną głupotę, jak to nienormalni mają w zwyczaju. :-) A serio; od czasu opanowania przez ludzkość (stosunkowo) taniego druku (a co w iście geometrycznym tempie wystrzeliło po upowszechnieniu się taniego dostępu do internetu) istnieją poradniki: jak złapać oddech smoka, jak pozbyć się kurzajki, jak spędzić płód, jak zrobić bombę, jak myć dziecko, jak nosić ubranie, jak malować twarz, jak wyszparować sylwetkę kobiety z afro na tle setek wózków sklepowych, jak wygrywać na foreksie... Czasem zdarza się, że radzą mądrzy, ale co znane jest ludziom myślącym od dawna, a co niejaki Copernicus w traktacie o pieniądzu sformuował - głupie wypiera mądre, więc głupszego jest coraz więcej. (m.in. dlatego ci inteligentni nie mogą odpuszczać i wbrew poklaskowi tępej gawiedzi muszą bronić rozumu!) Więc nienormalni wiedzę będą czerpać z tzw. memów, demotywatorów czy innych onetów. Ale też to oznacza, że nikt normalny nie będzie się przejmował tekstem z reklamy - jak pokazał to pięknie pan Cleese za pieniądze australijskiego (?) producenta precli czy wafli - nieważna jest treść - liczy się tylko sam fakt emisji, głupki łykną to jak gęś pasiona na foie gras. „Sądząc po ilościach mydeł, chusteczek i środków antybakteryjnych w sklepach mem: "bakterie to samo zuo" ma się coraz lepiej.” Tak - od wielu lat. Gdy człek wyszedł z mroków średniowiecza, przetrwał pudrowany syf wersalski, odkrył na nowo to, co rozwinięte cywilizacje znały parę tysiecy lat temu - bieżącą wodę i kanalizację; nie tylko wielkie panie i panowie się myli - robić to zaczęli nawet lekarze (chirurdzy) i to nie na koniec dnia, a na początek, a ekstremiści nawet między operacjami! Kulka podrzucł odsyłacz do występu Komika (wielka litera zasłużona) wyśmiewającego ten barbarzyński zwyczaj mycia się. Ale... śmiem twierdzić, że większość z nas żyje dzięki temu przesądowi - my lub nasi rodzice czy dziadowie pomarliby - jak to miała w zwyczaju robić tłuszcza żyjąca w miastach - co trochę jakaś zaraz czy pomór i znowu na rynku pojawiały się pustostany. :-) Oczywiście potrzebna jest... odrobina zdrowego rozsądku - normalni ludzie czytali już pewnie wyniki badań potwierdzających, że podłoga nie jest śmiertelnie trująca, i że można zjeść coś, co spadło na podłogę i nie leżało na niej tydzień czy dzień - a głupki? A głupki w tym czasie oglądały reklamy. Co zresztą napisałem (mniej więcej to) tu: http://piekielni.pl/62242#comment_716701 :-)))

Odpowiedz
avatar archeoziele
3 13

@Bydle: Wypraszam sobie mroki średniowiecza. To bardzo dynamiczna i czysta epoka była.

Odpowiedz
avatar Eko
4 4

@Bydle: To o czym napisałeś (a także to o czym nie) to długi ciąg przyczynowo - skutkowy, który doprowadził do tego co jest - choćby na przykładzie bezdotykowego dozownika. Sęk w tym, że przy obecnym stanie wiedzy nie sposób wiedzieć wszystkiego. Dlatego dostajemy wiedzę wyselekcjonowaną: przez rodzinę, nauczycieli, media itd. To tworzy "oprogramowanie" naszego umysłu i na jego podstawie działamy. Memy dzielą się na dobre czyli skuteczne i złe - nieskuteczne. Ja podzieliłam je także na pozytywne czyli przynoszące nam korzyść i negatywne - szkodzące. Tyle tylko, że często memy tworzące program są nieaktualne lub negatywne. Wracając do przykładu dozownika - mem: trzeba dbać i higienę jest i dobry i pozytywny, ale mem: 0 bakterii jest dobry, ale negatywny, bo prowadzi do ogłupienia, wyjałowienia organizmu i wydania niepotrzebnie kasy. Potrzebny jest zatem zdrowy rozsądek czyli samodzielne myślenie z czym coraz gorzej, choćby przez reklamy ;)Mamy też taki mem: tylko chemia obroni nas przed bakteriami. Kto wie, że gałęzie cedru (sosny syberyjskiej)sterylizują salę operacyjną skuteczniej niż chemia używana w szpitalu. Informacja podana na zajęciach z dendrologii, więc facet raczej wiedział co mówi ;)

Odpowiedz
avatar Bydle
10 24

@archeoziele: „Wypraszam sobie mroki średniowiecza.” Przepraszam za ten wielki skrót myślowy - daleki jestem od deprecjonowania średniowiecza. Przyjmijmy, że nieudolnie chciałem podkreślić upływ czasu. :-) @Eko: „To o czym napisałeś (a także to o czym nie) Bo to nie dysertacja, a luźna niedzielna rozmowa - jedni nad piwem, inni nad rosołem, a jeszcze inni - jak zwierzęta - wodę popijają. „Potrzebny jest zatem zdrowy rozsądek czyli samodzielne myślenie” Toż o tym piszę! Tyle, że skrótowo, licząc na inteligencję czytelnika. I czasami się nie zawodzę. :-))) „Kto wie, że gałęzie cedru (sosny syberyjskiej)sterylizują salę operacyjną skuteczniej niż chemia używana w szpitalu” Ale stołu upapranego krwią nie umyją (nie, nie blatu!). Więc facet pewnie wie, ale - jak to najczęściej bywa - nie powiedział wszystkiego. ;-)

Odpowiedz
avatar dzikaciekawosc
2 2

@Eko: to macie jeszcze telewizory? Reklamy emitują jakieś takie dziwne fale dźwiękowe od których pęka mi głowa. Od 15 lat nie mam telewizji, a radia nie słucham, chyba, że do reklam w samochodzie, chociaż głównie audiobooki.

Odpowiedz
avatar Meliana
19 21

Wszystko opiera się na rozsądku rodziców - taka postawa, to nic nowego (nie biegaj, bo się spocisz, nie dotykaj, bo zarazki, itd.), tyle że kiedyś takich "hiper-nadopiekuńczych" było po prostu mniej. Dzisiaj w nawale reklam środków farmaceutycznych wszelakich (oczywiście leczących wszystkie objawy, wszystkich chorób), nagonki medialnej na grypy ptasie, świńskie, końskie i ślimacze, rodzicom ze słynnym już, odpieluszkowym zapaleniem mózgu, po prostu odbija mocniej i częściej. Moje wczesne dzieciństwo przypadało na końcówkę PRLu i wierz mi - tacy też wtedy byli. Tylko każdy się z nich ukradkiem śmiał, a ich naśladowców nie było wielu.

Odpowiedz
avatar Fomalhaut
20 20

"Częste mycie skraca życie" rzecze stare przysłowie i... to jest prawda. Układ odpornościowy po to ewoluował przez miliony lat razem ze swoim właścicielem, żeby na bieżąco walczyć z zagrożeniami. Prawidłowo funkcjonujący radzi sobie z nimi na bieżąco i bez pomocy z zewnątrz. Oczywiście istnieją przypadki, że potrzebna jest interwencja farmakologiczna, ale to wbrew "prawdom" płynącym z reklam, wcale nie jest takie częste. Wręcz przeciwnie - układ immunologiczny pozbawiony naturalnych wrogów zaczyna uważać za nich substancje zupełnie nieszkodliwe (stąd powszechność alergii), lub wręcz własne komórki ciała (i mamy choroby autoimmunologiczne z SM na czele). P.S. Co z tą pompką od mydła? Czyżby istniała reklama, w której animowane drobnoustroje czają się na opakowaniu mydła w płynie?

Odpowiedz
avatar didja
11 15

@Fomalhaut: No co Ty? Nie znasz tej reklamy? Jak to rodzicielka nieomal wpada w depresję, bo dezynfekuje dziecię jak się patrzy, a tu zonk - zuowrogie bakterie czają się na dozowniku i kicha z dezynfekcji? Twoje dzieci mają przechlapane :). A co do tej powszechności alergii - to prawda, ale w ogóle nie bierze się pod uwagę, że wiele alergii to de facto nietolerancje wynikające z faktu, że mamy żarcie i środki kosmetyczne i chemiczne oraz leki nafaszerowane substancjami zawierającymi/wyzwalającymi histaminę lub inhibitorami DAO - enzymu "rozkładającego" nadmiar histaminy. I potem mamy takie kwiatki jak "skaza białkowa" u co drugiego niemowlaka. Tymczasem mleko dla niemowląt zawiera nawet na pierwszym miejscu składu maltodekstrynę - jeden z najsilniejszych liberatorów histaminy. I po przejściu na mleka niezawierające tych składników drażniących dzieciakom mija "skaza białkowa".

Odpowiedz
avatar kulka
24 24

@didja: To chyba AdBuster wyśmiał tą reklamę? Bo co z tego, że na dozowniku są bakterie, skoro sekundę później i tak myjesz ręce?? xD

Odpowiedz
avatar qaro
2 10

@didja: "I potem mamy takie kwiatki jak "skaza białkowa" u co drugiego niemowlaka. Tymczasem mleko dla niemowląt zawiera nawet na pierwszym miejscu składu maltodekstrynę - jeden z najsilniejszych liberatorów histaminy. I po przejściu na mleka niezawierające tych składników drażniących dzieciakom mija "skaza białkowa". - chyba nie do końca. Moja córka miała skazę białkową w niemowlęctwie, mimo że karmiona była wyłącznie piersią, więc nie dostawała sztucznego mleka z maltodekstryną. Objawy przeszły jej dopiero gdy sama odstawiłam wszelkie produkty zawierające choćby śladowe ilości mleka krowiego. Nie powróciły również gdy obok mojego mleka zaczęła dostawać kaszki bezmleczne (z zawartością maltodekstryny).

Odpowiedz
avatar Eko
10 10

@kulka: To jest bardzo logiczny wniosek, który i mnie się natychmiast nasunął gdy wpadłam na tę reklamę. Sęk w tym lęk wyłącza myślenie ;)

Odpowiedz
avatar Fomalhaut
16 16

Jeżeli po umyciu rąk zakręcasz wodę, to czystą dłonią dotykasz tego samego kurka, którego przed umyciem dotykałeś dłonią brudną. Tu jest prawdziwy problem, ale spece od reklam już nad tym pracują.

Odpowiedz
avatar Eko
16 16

@Fomalhaut: Postuluję za obowiązkowym wprowadzeniem w każdym domu kranów z fotokomórką i jednorazowych ręczników, bo zwykłe przecież nie są wolne od bakterii! ;)

Odpowiedz
avatar didja
11 19

Kolega miał smykałkę od dzieciństwa :). I dobrze, przynajmniej jak mu do apteki wpadnie przerażona reklamami klientka, to kolega odradzi zbijanie banalnej infekcji wirusowej pseudoefedryną w Gripeksie, zalecając raczej witaminę C, czarny bez albo wodę z miodem i wyleżenia paskudztwa.

Odpowiedz
avatar archeoziele
15 15

@didja: Witamina C nijak nie pomaga na przeziębienia. Regularnie przyjmowana zwiększa nieco odporność, ale gdy infekcja się już zacznie to jej skuteczność jest na poziomie placebo.

Odpowiedz
avatar Painkiler
-2 2

@didja: Ależ pseudoefedryna to dobra rzecz jest, szkoda że już tak ciężko ją dostać.

Odpowiedz
avatar Eko
-3 5

@archeoziele: "Niedobór witaminy C powoduje spadek liczby limfocytów T, na których opiera się działanie układu immunologicznego." Zatem wspomaga zdrowienie. Jednak musi to być witamina naturalna, a nie syntetyczna. http://www.doktorwitamina.pl/witaminy_synt.html Dużo lepiej jest wypić wodę z miodem (naturalne antybiotyki) i cytryną oraz sok/syrop z czarnego bzu - "Kwiaty czarnego bzu zawierają duże ilości flawonoidów, kwasów fenelowych i organicznych, a ponadto garbniki, olejek, śluzy, triterpeny, sterole i sole mineralne. W owocach zaś jest sporo glikozydów antocyjanowych, cukrów, pektyn, garbników, rzadkich kwasów organicznych (m.in. szikimowy), rutyny, a także witamin – C, z grupy B, prowitaminy A. Zarówno kwiaty, jak i owoce czarnego bzu można więc z pożytkiem zastosować dla zdrowia i urody". Ewentualnie z owoców czeremchy - "pektyny, cukry (do 7%) kwas jabłkowy, cytrynowy, askorbinowy (witamina C), rutynę, antocyjany, bioflawonoidy, glikozydy fenolowe i nitrylozydy (te ostatnie zgromadzone są głównie w nasionach owoców, nadają migdałowy zapach i smak), sole mineralne (żelazo, miedź), kwasy fenolowe i garbniki." Oba owoce są nie tylko bogate w wiele składników, ale działają także wykrztuśnie.

Odpowiedz
avatar archeoziele
9 9

@Eko: W 2007 probowano odpowiedzieć na pytanie czy przy pprzyjmowanie 200 mg lub więcej witaminy C dziennie może zmniejszyć częstotliwość, czas trwania lub nasilenie objawów przeziębienia. Po przejrzeniu badań klinicznych z ostatnich 60 lat wykazano, że przyjmowanie Witaminy C w czasie przeziębienia ani nie skraca ani nie łagodzi jego objawów. Z kolei codziennie przyjmowana profilaktycznie witamina C nieco skraca czas trwania przeziębienia o 8% u dorosłych i 14% u dzieci.

Odpowiedz
avatar fak_dak
11 11

@Eko: " 'Niedobór witaminy C powoduje spadek liczby limfocytów T, na których opiera się działanie układu immunologicznego.' Zatem wspomaga zdrowienie." Tylko ilu ludzi w naszej polskiej populacji ma niedobór witaminy C? Prawie nikt, poza skrajnie wyniszczonymi alkoholikami. Czyli skoro nie ma się niedoboru, to branie witaminy C w czasie infekcji mija się z celem.

Odpowiedz
avatar Eko
0 2

@archeoziele: Przecież nigdzie nie napisałam, że wit. C może skrócić czas trwania lub nasilenie objawów przeziębienia. Wszyscy wiemy, że katar leczony trwa tydzień, a nieleczony 7 dni ;) Choć i tu, na bazie wielokrotnych doświadczeń własnych i najbliższych mogłabym podyskutować, ale nie chodzi tu akurat o wit.C. Kiedy jeszcze łapałam jakieś infekcje, jeśli przy pierwszych objawach typu złe samopoczucie, dreszcze, ból nosa, udało mi się zasnąć pod kołdrą po wypiciu gorącej herbaty z dodatkiem bursztynówki, to następnego dnia wstawałam zdrowa. Raz zdarzyło się, że miałam katar, ale taki jak po 4-5 dniach, zgęstniały i mało uciążliwy, poza tym było ok. Jak napisałaś profilaktyka może czas skrócić. Choć oczywiście powodów choroby może być wiele, tak jak i wiele czynników składa się odporność. Widać, że odpowiedni poziom wit. C wzmacnia system odporności wpływając na limfocyty T, zatem podejrzewam, że i zachorowania są rzadsze. Skoro nasza żywność jest naszpikowana syntetyczną wit. C (+ ta w tabletkach) to powinniśmy jej przyjmować odpowiednią ilość i mieć całkiem niezłą odporność. A jednak tak nie jest. Od kiedy wprowadziłam zmiany, m.in. wyrzucając żywność przetworzoną, pełną chemii i syntetycznej witaminy, przestałam chorować. Nie miałam nawet kataru.

Odpowiedz
avatar Eko
5 5

@fak_dak: Skąd zatem taki pęd i do wypisywania i do kupowania wit.C przy infekcjach/przeziębieniach? ;)

Odpowiedz
avatar fak_dak
4 4

@Eko: A tak z ciekawości, dlaczego niby syntetyczna witamina C jest taka szkodliwa twoim zdaniem? Chemicznie jest identyczna z naturalną. Nie sądzę by organizm rozróżniał kto wyprodukował, cytryna czy fabryka.

Odpowiedz
avatar akmis978
-3 3

@fak_dak: Syntetyczne witaminy wchłaniają się w 5-10%, a naturalne ok. 90%. Jest różnica, prawda? Dlatego syntetyczne jest gorsze i to zawsze. Liczy się tylko naturalne.

Odpowiedz
avatar Fomalhaut
3 5

@akmis978: Raczysz bredzić. Syntetyczne witaminy nie wchłaniają się gorzej dlatego, że są syntetyczne, tylko dlatego, że są najczęściej przyjmowane w postaci tabletek. Na dodatek niewielu ludzi zdaje sobie sprawę, że witaminy rozpuszczalne w tłuszczach najlepiej jest łykać w czasie spożywania posiłku zawierającego tłuszcza, a te rozpuszczalne w wodzie lepiej przyjmować w formie napoju (zamiast pigułek). P.S. Zagorzałym propagatorem przyjmowania dużych dawek witaminy C był Linus Pauling, jeden z największych umysłów XX. wieku, twórca teorii wiązań chemicznych (za co dostał Nagrodę Nobla w 1954. roku). W swoim gabinecie na biurku miał duży słój z czystym kwasem askorbinowym i sobie co jakiś czas podjadał łyżeczką. Nie wiem czy akurat to mu pomogło dożyc sędziwego wieku, ale faktem jest, że przeżył 93 lata.

Odpowiedz
avatar fak_dak
0 2

@akmis978: Syntetyczna ma mniejszą wchłanialność ze względu na to z czym jest związana, ale da się to zrekompensować większymi dawkami, tak by dobowa podaż była taka sama. Nadal nie odpowiedziałaś dlaczego jest niby szkodliwa.

Odpowiedz
avatar Eko
-1 1

@fak_dak: Gdzie napisałam, że uważam ją za szkodliwą? Nie uważam jej za równie dobrą/nieskuteczną. Nie potrafię teraz odtworzyć miejsc, w których czytałam o różnicy między nimi i produkcji, musiałam poszukać. Na szybko dziś podałam wcześniej tę linkę http://www.doktorwitamina.pl/witaminy_synt.html Co do identyczności witamin - cząsteczki zawierają takie same atomy, ale mają inną budowę - slajdy 18-19 http://www.chemia.uni.lodz.pl/pdfy/slajdy_jasinski.pdf O ile dobrze pamiętam to budowa cząsteczki ma znaczenie. Może np. stąd przy podawaniu większych dawek syntetycznej witaminy C mogą pojawić się objawy biegunkowe, których po podaniu naturalnej formy witaminy C nie obserwuje się albo zakwaszenie organizmu? A stąd osteoporaza? "Ma zupełnie inny chromatograf chemiczny niż syntetyczna, zawarty w niej bowiem kwas askorbinowy otoczony jest naturalną otoczką cukrowo-białkową. Dzięki takiej budowie naturalna witamina C wchłania się powoli, a jej wchłanialnośc wynosi ponad 90%." Syntetyczną witaminę pozyskuje się z glukozy, a jej głównym źródłem jest kukurydza. Opis produkcji znajdziesz w pracy Roberta Dulińskiego " BIOTECHNOLOGICZNE METODY PRODUKCJI WITAMIN Z WYKORZYSTANIEM MIKROORGANIZMÓW" - plik pdf do pobrania - "Pomimo 60 lat doświadczeń proces wymaga użycia agresywnych rozpuszczalników organicznych i nieorganicznych, wysokiego ciśnienia i temperatury, co przy zaostrzonych przepisach bezpieczeństwa znacząco podwyższa koszty produkcji." Jednak dla mnie, jako architekta krajobrazu, istotne jest co innego, a powyższe informacje skłoniły mnie do przemyślenia tematu. 1.Skoro dostęp do żywności jest taki, że jak piszesz, niedoboru wit.w Polsce i ogólnie Europie/Am. Płn. prawie nie ma i wystarczy to co w żywności po co łykać syntetyczną? Rozumiem, że tam gdzie niedożywienie, ale tu? 2.Proces produkcji jest materiało- i energochłonny czyli ma znaczne, negatywne oddziaływanie na środowisko. Po co to zatem? 3.Monokulturowa uprawa kukurydzy - jako architekt krajobrazu mogłabym długo pisać, więc tylko powiem, że niesie fatalne skutki dla środowiska, nawet jeśli nie jest GMO (wtedy robi się jeszcze gorzej). Nawet nie będąc ani chemikiem ani lekarzem znalazłam 3 powody, aby zrezygnować z syntetycznej. Jeśli odpowiednia dieta zapewnia właściwą dawkę naturalnej, a "wciskana" jest nam syntetyczna to może coś jest nie halo z naszą żywnością? I zaczęłam jej się przyglądać ;) Zdecydowanie jako konsumenci nie jesteśmy beneficjentami produkcji sytetycznej wit. C, na niej zyskuje kto inny. My zyskujemy na żywności dobrej jakości.

Odpowiedz
avatar akmis978
-2 2

@fak_dak: Ale nikt mi nie wmówi, że naturalne jest gorsze.

Odpowiedz
avatar grupaorkow
0 2

@didja: pseudoefedryna jest znakomita na cieknący katar i w odróżnieniu od wit C, bzu i miodu przynajmniej naprawdę działa.

Odpowiedz
avatar Kalafior
0 0

@Painkiler: Ciężko? Możesz wyświetlić sobie masę środków na katar/przeziębienie, opartych na pseudoefedrynie.

Odpowiedz
avatar Painkiler
0 0

@Kalafior: Eh, pseudoefedryny i efedryny używają ćpuny jako zamiennika amfy, więc dla nich podaż będzie zawsze za mała :)

Odpowiedz
avatar Z_Pamietnika_Mlodej_Lekarki
1 1

@grupaorkow: Pseudoefedryna nie leczy NICZEGO, tylko jako słabo działająca pochodna amfetaminy maskuje objawy. Leczy to zawarty w tych lekach przeciwzapalny ibuprofen/inny NLPZ. Już pojawiły się badania wskazujące, że przyjmowanie peudoefedrny z np. kawą lub mocną herbatą(no przecież się trzeba postawić na nogi przed pracą) może prowadzić do zaburzeń rytmu serca.

Odpowiedz
avatar qaro
8 14

No ale złoty środek chyba gdzieś musi być. Bo z jednej strony wiadomo "częste mycie skraca życie" - prawda, ale z drugiej - choroby brudnych rąk - też prawda. Więc wszystko, byle z umiarem i zdrowym rozsądkiem.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
4 8

@qaro: Jak znaleźć przy takim sprzężeniu zwrotnym złoty środek? Im bardziej dbasz o higienę tym łatwiej o możliwość zakażenia organizmu. Popatrz na dzieci które wychowywane (a czasami cho(do)wane) w warunkach mocno ograniczonej higieny. Rzadko mają alergie, prawie nie chorują na typowe "przedszkolne" choroby, żadnych zatruć, itd...

Odpowiedz
avatar qaro
6 8

@advocatusdiaboli: "Jak znaleźć przy takim sprzężeniu zwrotnym złoty środek?" - sama się nad tym zastanawiam. Ale na pewno nie jest nim zaniechanie wszelkiej higieny. Dzieci chowane w ograniczonej higienie (czy też bez higieny prawie w ogóle) są pewnie odporniejsze, to fakt. Jednak z drugiej strony dawniej, gdy o wiele mniej dbano o higienę, umieralność wśród dzieci i niemowląt była znacznie wyższa. Po prostu dziecko nagle zachorowało, umarło i nikt nie wiedział od czego. A może był to właśnie wynik braku higieny (jakiś pasożyt, czy inne świństwo). Teraz nawet jak takie dziecko zachoruje, to jedzie do szpitala i da się je uratować. Czyli są odporniejsze, ale te, które są z natury silniejsze. Selekcja naturalna w czystej postaci. A ja jednak wolę nie sprawdzać czy np. moja córka należy do tych naturalnie silniejszych osobników, czy nie, więc już lepiej jej wyparzę te smoczki...;-)

Odpowiedz
avatar archeoziele
3 3

@qaro: Wyparzaj śmiało. Ale daj jej od czasu do czasu utytłać się w błocku albo zjeść paprocha z ziemi :)

Odpowiedz
avatar qaro
7 7

@archeoziele: Choćbym stanęła na głowie, to i tak się utytła i paprocha też zje. W dodatku w domu jest pies, który jak tylko wyjmuję małą z krzesełka do karmienia, to przychodzi i czyści jęzorem z resztek krzesełko...;-)

Odpowiedz
avatar butterice
1 5

Polecam książkę Jurgena Thorwalda o starożytnej medycynie. Rany leczyło się min. okładami z... odchodów (różnych). Odpowiednio dobrane mogą działać jak antybiotyki.

Odpowiedz
avatar Tiganza
4 4

@butterice: o właśnie, przeglądałam komentarze w poszukiwaniu mniej więcej podobnego wpisu, ciekawa, czy ktoś jeszcze o takich rzeczach wie. I wiesz Ty ;> Co zaś do okładania ran różnościami - jedną z metod leczenia na wsi głębokich, ciętych ran - np po zawarciu bliskiej znajomości z sierpem - było nasiusianie na nią i zasypanie piaskiem. Goiło się jak na psie - mgliście pamiętam wzmiankę o leczniczych właściwościach krzemu, no a mocz był najbardziej w danym momencie dostępnym środkiem dezynfekującym. i teraz już pozostaje mi tylko czekać na atak morderczych pasikoników, czyli wyznawców leków wyłącznie syntetycznych ;)

Odpowiedz
avatar butterice
0 0

@Tiganza: Mocz to stary środek odkażający, dawniej powszechnie znany. Znałam prababcię kolegi, z Litwy, która na wszelkie rany i oparzenia stosowała taki okład. Dożyła 95 lat. Faktem jest, że rodzina nie tolerowała i dostawała histerii na punkcie jej sposobów samoleczenia. Niemniej bez lekarza dożyła aktywnie spokojnej starości, do ostatnich dni wychodziła na zakupy. Ale teraz pewnie taka informacja wywołuje szok. ;)

Odpowiedz
avatar hated
7 9

Problem w tym, że tą reklamę wymyślił idiota. Nie dotykam pompki, niestety muszę dotknąć zaworu, otwierając brudnymi rękami, zamykając czystymi, więc „brudzę” sobie ręce, chyba, że każdy ma w domu kran bezdotykowy...

Odpowiedz
avatar Chomiczek
9 13

My piliśmy wodę z rzeczki, zjadaliśmy owoce prosto z drzewa/krzaka, ssaliśmy sople, robiliśmy opatrunki z liści babki. Wszyscy żyjemy i mamy się dobrze.

Odpowiedz
avatar neowiesniaczka
5 5

OBŚMIAŁAM SIĘ DO ŁEZ! fajna historia :)

Odpowiedz
avatar Felina
6 6

Twoja historia przypomniała mi zdarzenie z mojego dzieciństwa. Jako dziecko często jeździłam z rodziną w czasie wakacji na wieś do dziadków, a tam niemal codziennie robiliśmy ognisko. Jak ognisko, to kiełbaski, a kiełbaski trzeba na czymś upiec. Na patyku oczywiście, a żeby dobrze nabić kiełbaskę, patyk musi być ostry. Nożyk w dłoń i ostrzymy patyk... i przy okazji mały palec. Odkroiłam sobie porządny kawał skóry, ale co to dla dzieciaka! Zawinęłam w jakąś brudną szmatkę, która leżała gdzieś w pobliżu i krwotok zatrzymany. I tak się wesoło bawiłam przez kilka godzin. Matka mnie opieprzyła, jak zobaczyła, co zrobiłam. Groziła zakażeniem, śmiercią i kalectwem. Nic z tych rzeczy. Palec nie zzieleniał ani nie odpadł :-) Ach ta dziecięca odporność.

Odpowiedz
avatar kotus11
3 3

Od razu przypomniała mi się moja historia z dzieciństwa, jak w trakcie zabawy, wywróciłam się i kompletnie rozkruszyłam łokieć... Dzieciaki dookoła przerażone, dorośli, którzy się zbiegli lekko zieleni na twarzy na widok odwróconej ręki, a ja w głowie miałam jedną myśl "MAMA MNIE ZABIJE" :D

Odpowiedz
avatar MeM3
0 0

Znam osoby , które twierdzą że "uczulenia to choroby czystych rąk"

Odpowiedz
Udostępnij