Do tej pory chodziłem w kurtce "pseudoskórzanej", tzw. skaj. Miała już swoje lata, toteż, głównie przy szwach, materiał zaczął odpadać. Od kilku lat już nie rosnę, więc problem, że mógłbym wyrosnąć przestał istnieć (w okresie liceum zdarzyło mi się urosnąć 15 centymetrów w ciągu roku, toteż kupowanie droższych ubrań było bez sensu). Podjąłem decyzję o zakupie kurtki skórzanej, nawet tej z "wyższej" półki, aby starczyła mi na lata. Pieniądze odłożone, decyzja podjęta, czas wybrać się na zakupy.
Dostałem od mamy informację, że w Factory Outlet, który znajduje się w moim mieście, mają spore przeceny na skóry i można coś tanio upolować. Udałem się tam i od razu jedna z kurtek wpadła mi w oko. Okazało się, że akuratnie największe rozmiary to L, ale postanowiłem spróbować. Zdjąłem swoją kurtkę i wtedy podbiega ona, [P]iekielna pani sprzedawczyni.
[P]: Co Ty robisz?!
[Ja]: Chcę przymierzyć tę kurtkę. (Byłem tak zaskoczony jej tonem, że nawet nie zareagowałem na przejście na "Ty").
[P]: A po co, obdartusie, skoro i tak cię nie stać?!
[J]: Słucham?
[P]: Jakbyś słuchał, to byś słyszał! Won!
W tym momencie poprosiłem o numer telefonu do jej szefa, wywiązała się dość długa kłótnia, bo pani nie miała zamiaru mi go udzielić, więc nie będę przytaczać całości, aby nie zanudzić. Koniec końców, numer dostałem powołując się na paragraf, że pani nie może mi utrudniać kontaktu z właścicielem (nie wiem, czy jest taki paragraf, ale pani najwyraźniej też nie wiedziała). Zadzwoniłem, opisałem całą sytuację i powiedziałem, że idę do konkurencji. Pan mnie przeprosił w swoim imieniu i dał mi dodatkowy rabat 200 złotych (kurtka i tak była przeceniona 65%).
PS. Rozmiaru nie było, ale 2 dni później dostałem telefon, że mają świeżą dostawę i są większe rozmiary, Piekielnej nie było, była inna, bardzo miła pani. Chciałbym tutaj pozdrowić p. Mirka i życzyć szczęścia co do pracowników w przyszłości.
sklepy
Kolejna historia bez karpika, załamywania rąk i szoku uniemożliwiającego walkę o swoje prawa i godne traktowanie, szacun Autorze! Oby więcej ludzi prezentowało taką postawę!
Odpowiedz@szalonytroll: W mojej poprzedniej historii opisywałem, że pracuję w punkcie ksero i naprawdę wiele "piekielnych" tam się trafia (zazwyczaj za słabe, moim zdaniem, na ten portal, więc nie wrzucam), toteż nauczyłem się kilku rzeczy. Jeszcze rok temu nie wiem, czy bym zwyczajnie nie wyszedł. Teraz nie chodziło nawet o walkę o swoje prawa, tylko chciałem poinformować właściciela o zachowaniu pracownicy. W końcu przez takie coś traci klientów, a pan jest naprawdę miły, więc szkoda żeby miał pójść z torbami.
Odpowiedz@szalonytroll: Dokładnie to chciałem napisać:) 10/10
Odpowiedz@szalonytroll: I zobaczcie ocenę. 74/84 o 16:44. Da sobie rękę uciąć, że jak by historia była wypełniona karpiami mamcijami i kurtynami to by skończyła w archiwum z oceną około 30/100.
OdpowiedzWreszcie facet z jajami, brawo c:
OdpowiedzSuper postawa i po stronie opisującego i sprzedawcy, który jak widać, stoi frontem do klienta, a w dzisiejszych czasach, to nie jest zawsze takie oczywiste. Szczególnie w sieciówkach, gdzie "i tak się sprzeda". Co do pracownicy: takie typowe, buractwo po prostu i tyle. Od razu bym taką zwolniła, a kobita mogłaby się zdziwić wielokrotnie ile "szmaty" (bo zgaduje, że tak oceniła ubiór autora) mogą kosztować i jaka jest ich jakość, w porównaniu do tego, co oferuje na swoich półkach. I ile w kieszeni mogą nosić, wydawałoby się, niepozorni klienci.
Odpowiedz@mesiaste: Takie ciotki klotki - sprzedawczynie w szczególnie tych droższych sklepach nieraz zachowują się jakby je z tych marnych śmieciówek było stać na wszystko i jakby były nie wiadomo jakim autorytetem.
OdpowiedzCiekawe,czy taki paragraf istnieje :) a może niedługo,to ta ekspedientka podzieli się tu historią o niemiłym,chamskim, menelu w łachmanach co jej do sklepu wszedł a na grzeczną proźbę o opuszczenie lokalu zaczął si wykłócać o numer do właściciela...
Odpowiedz@osvinoswald: Jeśli tak będzie, to będzie ubarwiać. Ja zawsze (całe 2 razy! ;)) wrzucam dokładnie tak jak zapamiętałem, z tego prostego powodu, że stojąc z boku lepiej widać. Więc jeśli uznacie, że jednak ja byłem piekielny, to przynajmniej będę wiedział, że trzeba coś zmienić. Zdarzało mi się pracować po 14 godzin dziennie (kiedy szef był po wypadku staraliśmy się go maksymalnie odciążyć z kolegą) i jestem naprawdę wyrozumiały jeśli chodzi o sprzedawców. Nie doszukuję się od razu tematu na piekielnych a, dopóki się da, staram się zrzucić coś co mi w ich zachowaniu nie pasowało na karb zmęczenia. Edit: PS. Ale czasami się po prostu nie da
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 7 września 2014 o 17:23
@OcoChodzi: byłbyś piekielny, gdybyś zwyzywał tę babkę od najgorszych. Ty tylko chciałeś numer do właściciela bo brzydko cię potraktowała. Byłam kiedyś światkiem, jak kasjerka nie chciała skasować produktów dwóm budowlańcom ( ubrania robocze z nazwą firmy, po drugiej stronie ulicy remontowali budynek sądu) bo najpierw chciała ich przeszukać,czy jej czegoś nie ukradli. Jak jeden się wkurzył to rąbnął koszykiem o ścianę a ją jakoś objechał i obaj wyszli
Odpowiedz@osvinoswald: jestem pewna ze nie. Wydaje mi sie ze jest odwrotnie - nie mozna dawac prywatnego nr telefonu szefa ludziom chyba ze na jego wyrazna prosbe. Jesli autor zyczyl sobie porozmawiac z szefem to powinna raczej zadzwonic ze swojego telefonu i oddac sluchawke.
Odpowiedz@osvinoswald: Nie zwyzywałbym nikogo, bo mi od małego wpajano, że to jak ktoś mnie traktuje świadczy o tej osobie, a to jak ja kogoś traktuję świadczy o mnie. @cathyalto: Nie przeszkadzałoby mi gdyby zaproponowała takie rozwiązanie problemu. Zazwyczaj numery szefów takich placówek (a nie ich szefów, czyli regionalnych), są dość łatwe do znalezienia w internecie, bo są publiczne. Niemniej jak dla mnie mogła nawet sama zadzwonić.
Odpowiedz@cathyalto: w moim fastfoodzie, zimą pare lat wstecz, siadło ogrzewanie. Szefowa to olała o klienci z pretensjami, słowa miłe to nie były, szli do pracowników i kierowniczki. Kierowniczka rozdawała ludziom numery do szefowej,aby sprawę kierowali bezpośrednio do niej. Podziałało
Odpowiedz@cathyalto: Nie musi dawać prywatnego numeru szefa, ale na prośbę klienta ma obowiązek połączyć klienta z właścicielem sklepu. Czytaliśmy już tu kilka podobnych historii w których szanowna pani sprzedawczyni potraktowała klienta tak jakby był menelem. W obecnym przypadku przynajmniej sprzedawca nie poszedł z torbami przez głupotę ekspedientki.
Odpowiedz@Jasiek5: wlasnie to napisalam.
OdpowiedzBrawo!
OdpowiedzTak z przymrużeniem oka- czym różni się kloszard od hipstera? Iphone'em. Żeby było zabawniej (lub smutniej)- miałem okazję widzieć takowych hipsterów o ubiorze, którego kloszard by się nie powstydził ;]
OdpowiedzZapachem. Niemniej, nawet osoby bezdomnej, zaniedbanej, ale trzezwej i niesmierdzacej nie wyrzucilabym ze sklepu (jesli przyszla poogladac towar, a nie posiedziec w cieple dwie godziny, czy przysnac w przymierzalni - a nawet wtedy zaczelabym grzecznje).
OdpowiedzA może po prostu wyglądasz jak cygan?
Odpowiedz@nanab: Nawet jeśli, to nie powinna była tak się zachowywać. Mogła patrzeć mi na ręce i chodzić za mną "krok w krok", co co najwyżej by mnie zirytowała. Zdziwiłbyś się na co stać cyganów. Przypatrz się kiedyś w jakich ciuchach oni chodzą.
OdpowiedzA co to za sklep? Żebym przypadkiem tam nie poszedł...
Odpowiedz@mietekforce: Eh, ludzie... Z historii właśnie wynika, że ten sklep jak najbardziej można odwiedzić, bo jest dobrze zarządzany. Toż tutaj wystarczyła odrobina czytania (nie mówiąc już o czytaniu ze zrozumieniem) ;)
Odpowiedz@Alakam: Ależ ja rozumiem. Jednak właściciele czy osoby zarządzający sklepami muszę zdawać sobie sprawę, że niektóre osoby taka sytuacja może odrzucić raz na zawsze. Ja do nich należę.
Odpowiedz@mietekforce: Rozumiem. Czyli jednak świadomie skreślasz kogoś kto świetnie sobie poradził w sytuacji kryzysowej, dlatego że po prostu w niej uczestniczył. A ja się dziwiłem skąd w marketingu tyle dziwnych zagrywek, które jednak działają. No cóż można powiedzieć: Eh, ludzie... ;)
Odpowiedz