Jakieś 2 lata temu wypożyczyłam w bibliotece 2 książki. Obie oddałam tego samego dnia przez specjalne "okienko", które powstało po to, by móc zwrócić książki nawet po zamknięciu biblioteki.
Czas sobie mijał, aż pewnego dnia przy kolejnej wizycie w bibliotece okazało się, że jedna z wyżej wymienionych książek jest przeze mnie przetrzymywana. Zaników pamięci nie mam, więc powiedziałam pani bibliotekarce, że to niemożliwe, ponieważ książka x została oddana razem z książką y tego samego dnia, przez "okienko". Ok, książki poszukamy.
Nie znalazła się, ja idę w zaparte, że książka zwrócona została, stanęło na tym, że od 2 lat mam wpisaną na swojej karcie adnotację o zaginięciu książki, bo w sumie nie bardzo biblioteka wie co z tym zrobić.
O sprawie zapomniałam, aż do dzisiaj, kiedy to dowiedziałam się, iż książka jest! Znalazła się w tym tygodniu w bibliotece po generalnych porządkach, a ja jedyne co teraz muszę zrobić to zapłacić xx zł za jej przetrzymanie i wszyscy będą zadowoleni. Noo... Nie, nie wszyscy będą, ponieważ nie widzę powodu, dla którego mam płacić karę za "przetrzymanie" książki, która przez całe 2 lata leżała sobie oddana w zakamarkach biblioteki.
Biblioteka.
UGH! Te biblioteczne zawikłania. Przypomniało mi to o sytuacji z czasów gimnazjalnych. Gdzieś z moim rocznikiem wszedł system komputerowy i zamiast kart panie wpisywały wszystko elektronicznie. No i na moje nieszczęście gdzieś na początku drugiej klasy poszłam do biblioteki oddać książkę akurat w dniu bez prądu w szkole. Panie chwilę się zastanawiały i zaproponowałam, że książkę przyniosę innego dnia, a one na to "E, spoko, zapiszemy na karteczce i jutro wprowadzimy do systemu". No i DO KOŃCA GIMNAZJUM borykałam się z tym problemem. Za każdym razem pytano mnie o tę książkę tylko dlatego, że paniom nie chciało się poszukać tamtego egzemplarza i przeskanować jego kodu. W tym samym roku zrobili mi nawet problem z oddaniem świadectwa przez ten problem. GRH
Odpowiedz@Devotchka: Nie mają żadnego prawa nie oddać Ci świadectwa.
Odpowiedz@Trin32: Ale zawsze próbują i zawsze tym właśnie grożą za nieoddanie książek. @Devotchka: U mnie panie po prostu odkładały książki na stosik i potem skanowały, a dopiero potem na półkach układały. Nigdy nie było żadnego problemu, nawet przy braku prądu.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 4 września 2014 o 18:38
@Trin32: Tak, to były tylko groźby. Miałam na myśli to, że robili problem i grozili. @Zmora: Może to dlatego, że dla mojej szkoły to była nowość? I panie nie do końca umiały zorganizować się w pracy. Mogę tylko gdybać.
Odpowiedz@Devotchka: Mądry polak po szkodzie - ale w takich sytuacjach należy prosić o drugą karteczkę, dla siebie.
Odpowiedz@Devotchka: Nowość nowością, ale to się panie po prostu brakiem pomyślunku wykazały. Zresztą zapisanie na karteczce numeru też złe nie jest, o ile się o tym pamięta. Więc to nie wina systemu, tylko bibliotekarek.
Odpowiedz@Zmora: Tak, bez dwóch zdań zawiniły bibliotekarki. @bloodcarver: Tu problem nie polegał na tym, że nie dało im się udowodnić, że była taka sytuacja. Jak im przypominałam- pamiętały, ale jak odchodziłam to nagle wszystkie problemy magicznie znikały z ich głów.
OdpowiedzJeszcze powinnaś autora książki osobiście przeprosić.
Odpowiedz@wolfikowa: Pewnie nie żyje.
Odpowiedz@Morshu: To nie ma znaczenia. Ma przeprosić osobiście i tyle, a nie wynajdywać jakieś wymówki.
OdpowiedzSkąd ja to znam.. Gdy byłam w podsawowce, pani pracujaca w pobliskiej bibliotece zawsze mala na biureczku niesamowity bajzel - mnostwo ksiazek, papierow, wszystko odkladala "na potem". Pewnego razu pozyczylam jakas tam ksiazke, oddalam. Ale pozniej pani upomniala, ze nie oddalam. Ja bylam pewna, ze na pewno odnioslam, niemniej przeszukalam caly dom kilka razy. Pani uznala, ze powinnam odkupic. Jakis czas pozniej odwiedzialam biblioteke z inna kolezanka. Tak sie zlozylo, ze oddawala ten sam tytul, ktory ja rzekomo zgubilam. Nie wiem, jak do tego doszlo, ale zobaczylam/uslyszalam nr katalogowy - a ze doskonale byl mi znany z racji intensywnych poszukiwan od razu "zmusilam" bibliotekarke do spradzenia, czy aby przypadkiem nie jet to ta ksiazka, ktorej zagubenie mi wmawiala.. I jak sie pewno juz wsyscy domyslili - byla..
OdpowiedzAle... Nie, nie ogarniam... Bareja wiecznie żywy!
OdpowiedzMnie się zdarzyło (w Bibliotece Jagiellońskiej), że bibliotekarka "wbiła" mi na konto książkę wypożyczoną przez inną osobę (mimo że miałam wypożyczony full komplet). Na całe szczęście dosyć szybko to zauważyłam przy sprawdzaniu konta w katalogu internetowym i w sumie było trochę zamieszania, ale obyło się bez żadnych konsekwencji.
OdpowiedzMnie w podstawowce pani z biblioteki prosila, zebym poszukala u siebie ksiazki, bo choc mialam odnotowany zwrot i ona pamietala, ze zwracalam, to nie mogla znalezc ksiazki. Pani nje byla wprawdzie piekielna, zawsze mila, ale jej prosba wydala mi sie bardzo dziwna, zwlaszcza zwazywszy na fakty, ktore jednoznacznie wskazywaly, ze ksiazka musiala zawieruszyc sie gdzies w bibliotece. Teoretycznie moglo jednak dojsc do sytuacji, ze wypozyczalam nowe ksiazki i jakos zgarnelam poprzednia i pewnie o to chodzilo kobiecinie, ale mnie - dzieciakowi ciezko bylo sobie wyobrazic, o co jej chodzi - skoro ksiazka jest w bibliotece, to tam musi byc ;)
Odpowiedz