Obserwuję ostatnio ładny trend panujący pośród nowożeńców: chodzi o to, że para młoda prosi w zaproszeniach o kupowanie w ramach prezentu ślubnego zabawek i przyborów szkolnych dla dzieci z biednych rodzin. Tak też zażyczyła sobie z okazji swego ślubu była uczennica mojej mamy.
Jakiś czas po uroczystości zadzwoniła i poprosiła mamę, by to ona zajęła się rozdawaniem prezentów, bo jest osobą godną zaufania i na pewno zna potrzebujące rodziny (mama jest nauczycielką w klasach 1-3 w szkole położonej w mocno patologicznej dzielnicy). Mama się zgodziła.
Dziewczyna przywiozła mamie fanty do szkoły. Karton był pełen nowych zabawek, przyborów szkolnych i pięknie wydanych książek z bajkami. Te ostatnie wzbudziły zainteresowanie innej nauczycielki obecnej przy rozpakowywaniu pudła.
- To też chcesz oddać? - spytała. - Ja bym sobie zostawiła na nagrody.*
- No widzisz, kochana - odparła mama. - I chyba właśnie dlatego o rozdanie tego wszystkiego potrzebującym poproszono mnie.
*nagrody w konkursach klasowych. Nauczyciel kupuje je zawsze za pieniądze z "klasowego budżetu", czyli składek rodziców z początku roku.
szkoła
Pedagog tak powiedziała? Ale przykre:(
Odpowiedz@orzechywloskie: Ja bym takiej osoby pedagogiem raczej nie nazwał.
OdpowiedzNic niezwykłego. Przynajmniej nie chciała dla siebie tylko na nagrody dla dzieci. Wiesz ile osób pasie się na pomocy ubogim w różnych fundacjach i Caritasach?
Odpowiedz@IPL: No jasne. W końcu mniejsze zło to nic złego, nie?
Odpowiedz@samdiabel: To twoje słowa. Mnie pod nie przypadkiem nie podpinaj.
Odpowiedz@IPL: Sam się podpiąłeś i nawet o tym nie wiesz :)
OdpowiedzMniej niż w Złotym Melonie
Odpowiedz@IPL: Po pierwsze jak to powiedział @Status "Sam się podpiąłeś" kiedy podsumowujesz takie zachowanie mówisz "nic niezwykłego". Dajesz w ten sposób wszystkim do zrozumienia, że taka jest norma a nie że to zachowanie naganne. Po drugie co to za tekst, że "Przynajmniej nie chciała dla siebie"? Czyli jeśli kradnę dla siebie to źle, ale jak już dla kogoś innego to jest wszystko w porządku?
Odpowiedz@IPL: dla siebie ksiazek moze nie, ale juz pieniadze, ktore moglyby kosztowac, jak najbardziej...
OdpowiedzNie formułuj tak kategorycznych stwierdzeń jak to, że nauczyciel zawsze kupuje nagrody w konkursach klasowych za pieniądze z klasowego budżetu. Osobiście znam wielu nauczycieli, którzy albo kupują nagrody za własne pieniądze albo szukają sponsorów. Wielu rodziców nie stać na takie składki i nie ma budżetów klasowych. Składają się jedynie na indywidualne wyjścia i wyjazdy klasowe.
Odpowiedz@esmeraldaweatherwax: A wciąż myślisz o konkursach klasowych? W klasach 1-3? Bo zwłaszcza to szukanie sponsorów mocno mnie uderzyło. Przecież w takich konkursach na nagrody daje się symboliczne duperele. Moja mama zawsze kupuje za grosze jakieś gadżety w hurtowni: świecące długopisy, pachnące mazaki, gięte ołówki itp. Dzieciaki są zadowolone, a pieniądze na to wydane naprawdę śmieszne. Trudno mi też sobie wyobrazić klasy początkowe nie mające swojego własnego "budżetu", bo przecież dzieci w tym wieku korzystają z dużej ilości bloków rysunkowych, wycinanek itd., a często klasę zaopatruje w te materiały właśnie nauczyciel.
Odpowiedzdobra riposta, szacun dla mamy...
OdpowiedzZnam to. Gdy ja chodziłem do 1-3 nasza nauczycielka co miesiąc zbierała składki - klasową i na środki czystości. Łącznie wychodziło chyba siedem czy osiem złotych. Składka klasowa do dziś nie wiem na co była bo gdy były jakieś imprezy klasowe, dyskoteki, konkursy to i tak składki były osobne lub rodzice fundowali, a jak się chciało papier do łazienki to można było zapomnieć i trzeba było mieć swoje chusteczki. Siedem zeta od dzieciaka, około dwudziestka w klasie, 140 złotych miesięcznie. Nikogo nie zainteresowało co się z tą kasą dzieje.
OdpowiedzNowożeńcy nie proszą o to w ramach prezentów, tylko zamiast kwiatów. Pewnie z 90% wesel odbywa się na kredyt, który raczej trudno spłacić kredkami czy plasteliną...
Odpowiedz@Piekielnaaaaa: Moja koleżanka, która w te wakacje wyszła za mąż wyraźnie napisała w zaproszeniu, że wraz z wybrankiem nie chce żadnych pieniężnych upominków, a jeśli ktoś chce im coś dać, to niech będą to zabawki dla najuboższych dzieci, które zostaną przekazane takiej a takiej instytucji. Doprawdy, nie twórz statystyk na wyrost. Nie każdy wybiera się do ślubu karetą zaprzężoną w 4 kare konie, a potem bawi się z ponad setką osób w luksusowym domu weselnym. Są ludzie, którzy nie potrzebują kiczowatej oprawy, są tacy, którzy robią z tego skromną rodzinną uroczystość, wreszcie są też tacy, którzy wyprawiają takie wesele, na jakie ich stać i nie potrzebują uciekać się do kredytów.
Odpowiedz@MademoiselleInconnue: Może i tak, ale ilu jest młodych ludzi, których stać na wyprawienie wesela z własnych oszczędności? Nie tworzę statystyk na wyrost. Nie trzeba wybierać się do ślubu od razu karetą, ale wystarczy zsumować podstawowe koszty: suknia ślubna, garnitur, obiad dla najbliższej rodziny, "co łaska", fotograf i już robi się z tego konkretna kwota. To fajnie, że masz taką niebanalną i hojną koleżankę, ale ona należy naprawdę do wyjątków. Większość nowożeńców albo bierze kredyt albo zapożycza się u rodziców czy dalszych krewnych i tylko kciuki zaciska, żeby się zwróciło. Nawet, jeśli nie robi się biby na 200 osób, to nie znam dziewczyny, która do ślubu chciałaby pójść w dresie.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 28 sierpnia 2014 o 0:29
@MademoiselleInconnue: zgadzam się tutaj z @Piekielnaaaaa w większości przypadków tego typu upominki są zamiast kwiatów a nie prezentów (czy pieniędzy), ale nie przeczę że twoja znajoma zrobiła inaczej. Jeżeli było ją stać na taki gest to tylko pogratulować pomysłu.
Odpowiedz@Piekielnaaaaa: jak ich nie stac to niech nie wyprawiaja wesela, proste
Odpowiedza ja mam mocno mieszane uczucia. Jest różnica między zeszytami, niezbędnymi do uczestniczenia w lekcjach a bajkami/zabawkami. To tak jak "dajmy biednym dzieciom na obiady" a "dajmy im na cukierki": trochę nie fair wobec innych dzieciaków, które na ekstrasy od pani nauczycielki muszą sobie zapracować zachowaniem/konkursami/świadectwem. To jest bardziej pedagogiczne, wychowawcze? Na pewno daje równiejsze szanse, nikt nie zauważy różnego traktowania? Przecież druga nauczycielka nie chciała ich opędzlować na bazarze ani oddać wnukom. Jest zła, bo zastanawia się, JAK je dać dzieciom? To jest różnica, czy prezenty dostaje się od wychowawczyni bo tak, czy w nagrodę albo w bardziej niezależnej zbiórce np. świątecznej.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 28 sierpnia 2014 o 18:53
@cija: A biedne dzieci nie mogą już się bawić zabawkami czy jeść cukierków? Niech od małego znają swoje miejsce w szeregu, nie dla nich takie luksusy!
Odpowiedz@Pirania: A tu cię zaskoczę: między patologicznym "znajcie swoje miejsce w szeregu" a równie patologicznym "wiadro słodyczy niektórym, za frajer" jest cała masa opcji. A histeryczne "dzieciom żałujesz" co ma na celu? Myślenie o skutkach/metodach różnych działań to hańba, gdy mówimy o dobroczynności? Róbmy wszystko na hurra, przecież pomocy nie da się zepsuć...
Odpowiedz@cija: Średnio rozumiem twoje mieszane uczucia, ale postaram się rozwiać wątpliwości. "trochę nie fair wobec innych dzieciaków, które na ekstrasy od pani nauczycielki muszą sobie zapracować zachowaniem/konkursami/świadectwem. To jest bardziej pedagogiczne, wychowawcze? Na pewno daje równiejsze szanse, nikt nie zauważy różnego traktowania?" Fanty nie zostały rozdane publicznie przy całej klasie, ale po cichu i w dodatku nie dzieciom, a ich rodzicom. Dodam od razu, że mama starała się wybrać rodziców, których zwyczajnie nie stać na zakup różnych rzeczy (bo na przykład 5 dzieciaków w domu), a nie patoli, którzy niczego nie uszanują, bo za darmo było. "Przecież druga nauczycielka nie chciała ich opędzlować na bazarze ani oddać wnukom. Jest zła, bo zastanawia się, JAK je dać dzieciom?" Tylko, że niestety w konkursach wygrywają dzieci najzdolniejsze, a zazwyczaj są to dzieci z rodzin nie potrzebujących wsparcia (to nie jest moje zdanie, tylko statystyki. Sukces dziecka zależy od wkładu pracy rodzica - nie ma się co oszukiwać). Jak dla mnie takie "korzystanie z okazji" zaprezentowane w historii, to kolejna forma złodziejstwa.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 28 sierpnia 2014 o 20:13
@cija: Tyle że pozostałym dzieciom zabawki i cukierki mają możliwość zapewnić rodzice; dla tych z biedniejszych rodzin takie datki mogą być jedyną szansą na drobne przyjemności.
Odpowiedz@MademoiselleInconnue: nie najgorzej rozumiesz moje mieszane uczucia ;) po prostu sama historia nie wystarczyła, bym podzieliła twoje zdanie. Dobrze, jeśli prezenty zostały rozdane po sprawdzeniu, komu brakuje i bez szumu. Że konkursy wygrywają dzieci ze specyficznego środowiska, nie trzeba nikomu tłumaczyć. Ale uwierz, nie tylko to się liczy, zwłaszcza w podstawówce... Chyba trochę olałaś, ze pisałam też np. o zachowaniu. Jak sama zauważyłaś, problemy finansowe nie muszą iść w parze z patolą i brakiem wychowania. Ktoś nie chce wykorzystać tych przedmiotów jako nagrody, choćby za najdrobniejsze rzeczy? Szkoda okazji, by zachęcać i doceniać postępy tych dzieciaków, które mają bardziej pod górkę. Małe pójście na łatwiznę, bo jednak środowisko szkolne _trochę_ ma do powiedzenia w kwestii rozwoju. I wieeelkie zakłamanie - niby taka troska o maluchy. A z góry ustalono, które biedne dzieci są godniejsze - i "patola, co niczego nie uszanuje" została skreślona. No, dla nich pomoc jak cholera, uczciwa szansa, dziękuję za zainteresowanie... I sorry, ale dalej nie widzę, gdzie tu jest złodziejstwo. Bo będzie więcej książek na nagrody, ew. rodzice będą mogli się mniej zrzucić? Jedyne "korzystanie z okazji" tutaj to w ogóle przyjęcie rzeczy od nowożeńców, zamiast samodzielnego organizowania zbiórki. Następnych nikomu się nie chce tworzyć. Ale widać za gupia jestem, wytłumacz mi.
Odpowiedz@Pirania: chodziło mi o to, że: - biedniejsze dzieci dostaną kolorowe książki w szkole na początku roku - inne być może dostaną tak samo kolorowe książki w szkole, jak będą cały rok mówić dzień dobry woźnej, robić ćwiczenia i odrabiać lekcje. Ot, wszystko. Ty robisz, mi się należy.
OdpowiedzZmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 28 sierpnia 2014 o 22:10
@cija: Te książeczki i inne rzeczy zostały przekazane konkretnej, zaufanej, osobie, z konkretnym przeznaczeniem. Zatrzymanie ich i użycie w celu innym niż zamierzony przez ofiarodawcę byłoby oszustwem/niedopełnieniem [dobrowolnie przyjętego] zobowiązania/nadużyciem. Gdyby osoba poproszona o rozdysponowanie ich przez ofiarodawcę uważała że należy je rozdać w sposób inny niż zamierzony, powinna o tym poinformować i, jeśli zaszłaby taka konieczność, zrzec się wykonania tej prośby. Czego tu nie rozumiesz? Jaki w ogóle masz problem, że się tak przyczepiłaś tych nieszczęśliwych dzieci, które tak strasznie będą musiały się starać i wysilać, że och jej? Weźże wyluzuj...
Odpowiedz@cija: Spójrz na to z innej perspektywy: może któryś dzieciak z biednej rodziny, po przeczytaniu tych pięknych bajek, rozwinie w sobie wyobraźnię i zacznie lepiej pisać opowiadania w szkole? Może ktoś, kto otrzyma wóz strażacki, zapragnie zostać strażakiem w przyszłości? Zabawki i książki rozwijają dzieci często niemniej, niż lekcje. Żyjemy w cywilizowanym kraju, dzieciom należy się od życia coś więcej, niż miska zupy i zeszyt do robienia notatek. Ponadto, przy takich podstawowych problemach, pomoc raczej można znaleźć w szkole i mieście, a nie u pary młodej. Chcieli sprawić radość dzieciakom i sprawili.
Odpowiedz@cija: Złodziejstwo jest w miejscu, w którym osoba nieuprawniona chciała sobie książki zagarnąć. Skoro zostały ofiarowane, żeby je ROZDAĆ biedniejszym dzieciom, to tak się powinno stać. A nie, że jakaś baba sobie umyśliła, że każe na te książki ZAPRACOWAĆ! Nie jej własność i nie ona powinna rozporządzać komu i w jaki sposób zostaną przekazane.
OdpowiedzTakie coś popieram w stu %, ale niestety coraz częściej spotykam się z 'prośbą o datki do skarbonki' ludzie.. dokąd to zmierza? Smutne i przykre
OdpowiedzWielkie brawa dla Twojej mamy!
Odpowiedz