Dzwoni klientka. "Wyguglała" sobie moją stronę www, a tam jest napisane że wykonuję tłumaczenia medyczne. Ważny szczegół - nie jestem lekarzem, a na stronie internetowej nigdzie nie ma informacji jakobym była. Ot, lubię medycynę, kręci mnie to, a i przekłady wychodzą dobrze.
(K)lientka - Czy mogłaby mi pani przetłumaczyć na angielski wyniki badań?
Ja - Mogłabym, oczywiście. Chodzi o epikryzę?
K - Eeee, nie. Takie zwykłe badania z laboratorium.
Tu się trochę zawiesiłam - wartości liczbowych się nie tłumaczy, a skróty oznaczające konkretne badanie są międzynarodowe. Ale skoro klientka chce...
Ja - oczywiście, nie ma problemu. Proszę się zapoznać z obowiązującymi stawkami, terminami wykonania i zasadami współpracy.
K - Już to zrobiłam. To mogę do pani podjechać?
Ja - Ale po co? Wystarczy mail.
K - To mi pani od razu powie czy wyniki są dobre.
Ja - Niestety nie mogę się podjąć interpretacji. Nie jestem lekarzem.
K - Niee? To dlaczego pani robi tłumaczenia medyczne?
Nie potrafiłam pani odpowiedzieć na takie pytanie...
Pani oczekiwała że skoro robisz tłumaczenia - to jej wytłumaczysz (-:
OdpowiedzMoże "wizyta" u ciebie jest tańsza niż u lekarza ;)
Odpowiedz@orzechywloskie: mogłoby się zdarzyć że tak :) ale jeśli wyszłoby więcej niż 3 strony to jednak taniej udać się do medyka :)
OdpowiedzMnie aż rozbawił jej podstęp, że niby nagle, na teraz potrzebowała te wyniki w innym języku, niż właśnie cyfry i skróty, haha :) No tak, bardzo, bardzo dobry plan....:)
Odpowiedz" ... booo jestem tłumaczem?"
OdpowiedzCo w tym piekielnego?
Odpowiedzpomyliła pojęcia z czytanie wyników :P
Odpowiedz