Kiedyś obiło mi się o uszy pojęcie śmierci łóżeczkowej u noworodków. Gdy okazało się, że jestem w ciąży pierwszym moim zakupem nie było łóżeczko, czy buciki dla potomka lecz monitor oddechu. Małe urządzonko, które pomaga sprawować pieczę nad bezpiecznym snem maleństwa.
Córka urodziła się zdrowa.
Monitor włączaliśmy o ile o tym pamiętaliśmy.
2 tygodnie po porodzie, mała nakarmiona, wykąpana o 20 idzie spać. Godzinę później wyszłam do drugiego pokoju rozwiesić pranie. Po chwili słyszę alarm pochodzący z monitora. W pierwszej chwili, nie wiedziałam co tak piszczy. Jednak zaraz zorientowałam się o co chodzi. Pomyślałam jednak, że mała się obudziła i mąż wyjął ją z łóżeczka nie wyłączając urządzenia (już się tak zdarzyło). W tym momencie usłyszałam klikanie myszką lubego z trzeciego pokoju i zamarłam. Mała była w łóżeczku a alarm dzwoni! Nogi mi się ugięły, przed oczami czarno ale w porę się opanowałam i biegiem do córki. Wpadam do pokoju, dziecko z łóżeczka przerzuciłam na kanapę i próbuję ją obudzić. Nic z tego! Dziecko nie oddycha! Wstyd się przyznać ale w panice nawet nie wiedziałam jak udzielić pierwszej pomocy własnemu dziecku. Moje krzyki szybko zwabiły męża. Przejął małą w obroty a ja w tym czasie zadzwoniłam po pogotowie. Dosłownie po po paru sekundach już słyszałam R-kę. W tym momencie mąż wpadł na genialny pomysł i pobiegł z dzieckiem do kuchni, odkręcił zimą wodę po czym chlusnął dziecko tą lodowatą wodą po całym ciałku, łącznie z twarzą! Poskutkowało. Mała się spięła i zaczęła płakać. Ufff... Będzie dobrze...
Sanitariusze chwilę później wpadli do domu w gotowości do akcji. Wyjaśniłam, że jest ok, mała złapała oddech. Odetchnęli z ulgą. Zabrali mnie i córę na SOR w celu sprawdzenia co było przyczyną.
Badania, wyniki, skierowania do specjalistów nic wykazały. Dziecko zdrowe jak ryba. Ja się cieszę i to bardzo!
Tylko po co te docinki lekarzy typu:
"A kto Pani kazał kupować to urządzenie?!"
"A po co?!"
"A dlaczego?!"
"A czy to ma atesty? licencje? Bo jeśli nie to nic nie warte jest!"
"Dziecko na pewno głęboko spało, a pani to panikara!"
Po pierwsze: Nikt mi nie kazał, sama chciałam ;)
Po drugie i trzecie: Właśnie w razie takich wypadków!
Po czwarte: Niem wiem czy ma atesty i nie obchodzi mnie to! Uratowało moje dziecko!
Po piąte: Nie wiozłam dziecka do szpitala tylko dlatego że jakieś urządzonko wszczęło alarm! Zrobiłam to dlatego, że widziałam co się z nią dzieje, a monitor mnie jedynie "zawołał" na miejsce.
Żadnego z lekarzy nie interesowały potencjale przyczyny bezdechu tj. poród po terminie, zielone wody, niedotlenienie, masa antybiotyków jakie mi podawano w czasie porodu oraz straszliwy upał jaki wtedy panował. Najważniejsze było czy monitor ma atest.
A najśmieszniejsze było to, że po tych wszystkich wywodach, poproszono mnie aby ten monitor przywieść na oddział dziecięcy i monitorować małą ponieważ oni nie posiadają takiego "specjalistycznego" sprzętu!
Poza tą cała sytuacją dodam, że warto zainwestować w takiego "aniołka". Rzadko się zdarza aby się na coś przydał ale jeśli już to ratuje życie! Fałszywe alarmy, owszem, także się zdarzają, lecz mi to nie przeszkadza. Wolę się zerwać z łóżka te 3 razy w roku niepotrzebnie, niż spać spokojnie do rana i zastać przykrą niespodziankę...
słuzba_zdrowia
Jeju ale musieliście sie najeść strachu!!! Współczuje i dobrze ze wszystko sie ulozylo
OdpowiedzWarto też przeszkolić się w udzielaniu pierwszej pomocy. Zresztą koordynatorka mogła i wręcz powinna podać podstawy przez telefon. Dzieciom przydarzają się różne ciekawe historie, dobre przeszkolenie da Ci pewność siebie i pomoże opanować panikę.
Odpowiedz@Taczer: Przeszkolenie przeszkoleniem,ale nieraz to nic nie da jak w panice, szczególnie jeśli chodzi o bliską osobę się po prostu zapomina co robić
Odpowiedz@Fahren: dlatego napisałam nieraz,bo są osoby,które potrafią zachować zimną krew i dadzą radę a niektóre po prostu panikują i to jest silniejsze od nich
Odpowiedz@adela845: O wiele łatwiej jest opanować panikę, kiedy wcześniej przećwiczysz pewne zachowania. Jeśli od czasu do czasu pomyślisz 'co bym zrobiła, jeśli...'. Można też, jak w przypadku numerów alarmowych, powiesić sobie instrukcję, kilka prostych obrazków. A poważnie dziwi mnie brak instrukcji postępowania od osoby spod numeru alarmowego, ona ma nie tylko przysłać piorunem karetkę.
Odpowiedz@Taczer: Być może koordynatorka udzieliłaby mi porad co robić lecz ja po prostu po zaalarmowaniu rozłączyłam się. Ciężko w takiej sytuacji zachować trzeźwe myślenie. Po całym wydarzeniu przeszkoliliśmy się z udzielenia pierwszej pomocy, szkoda tylko, że dopiero po wypadku.
OdpowiedzSama przez pierwsze miesiące życia córki budziłam się kilka razy i sprawdzałam, czy oddycha. Naczytałam się za dużo wypowiedzi na forach i wpadłam w obsesję. Z perspektywy czasu nie żałuję przesadnej troski o moje dziecko, szkoda mi tylko straconych nerwów podsycanych przez takie jak te podobne historie. Mamy pamiętajcie- producenci tych urządzeń zarabiają na nich krocie i zrobią wiele, żeby Was przekonać, że są one niezbędne. Najważniejsza jest odpowiedzialna opieka i zdrowy rozsądek. Taka dygresja ;)
Odpowiedz@kszksz: Z powodu śmierci łóżeczkowej umiera w Polsce średnio 160 dzieci rocznie. Nie wydaje mi się, że dbanie o to, by nie było to moje dziecko, jest przesadną troską. A zdrowym rozsądkiem niestety nie zapobiegniesz śmierci łóżeczkowej.
Odpowiedz@kasiunda: A rodzi się kilkaset tysięcy rocznie, więc śmierć łóżeczkowa jest na poziomie błędu statystycznego.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 22 sierpnia 2014 o 22:45
@kszksz: przesada czy nie, nie wiem... Monitor włączaliśmy w sumie okazjonalnie głównie przez zapominalstwo. W tym dniu akurat włączyłam, gdyby nie to, to albo w porę bym zauważyła, że coś się dzieje albo nie. Pranie z pewnością rozwiesiłabym do końca...
Odpowiedz@kropla: A nie, to faktycznie nie ma co się przejmować. Co za różnica ile to jest dzieci? Co za różnica jakie są statystyki? Wolę kupić tańszy wózek, łóżeczko, używane ubranka a uchronić dziecko od śmierci. Bo w razie czego nie wytłumaczę sobie, że to w granicach błędu statystycznego...
OdpowiedzJa zastałam rano taką przykrą niespodziankę. Miałam wtedy 17 lat - dzień moich urodzin. Dlatego swojej córce kupiłam monitor oddechu, chociaż wszyscy uważali, że to zdrowemu dziecku absolutnie zbędne. A ja miałam to w nosie i cieszyłam się z wszystkich fałszywych alarmów.
Odpowiedz@Vella: Moja siostra cioteczna rok temu znalazła swoją 6 miesięczną córeczkę martwą w łóżeczku, to okropne...
Odpowiedz@Vella: Do ciebie i do autorki. Przykrą niespodzianką można nazwać kupę na pościeli, albo brak ciepłej wody w kranie przed zaplanowaną kąpielą. Martwy noworodek w łóżeczku to jest szok, dramat i koniec świata. Plus obarczanie winą siebie i ciężkie wyrzuty sumienia. Vella, nie do końca zrozumiałam twój komentarz. Urodziłaś dziecko mając 16 lat i zmarło ono nagle, dokładnie w dzień twoich siedemnastych urodzin?
OdpowiedzMyślę że raczej chodziło o młodsze rodzeństwo...
Odpowiedz@Vella: Naprawdę nazwałaś martwe dziecko "przykrą niespodzianką"? Błagam, powiedz, że miałaś na myśli coś innego.
Odpowiedz@Vella: A możesz napisać coś więcej co miałaś namyśli?
Odpowiedz@Armagedon i kolejni Taki dobór słów pozwala zachować dystans emocjonalny do czegoś, co nadal jest szokiem, dramatem i końcem świata. Nie oceniaj pochopnie.
Odpowiedzautorka w swojej historii nazwała to "przykrą niespodzianą"
Odpowiedz@Wszyscy: Vella użyła takiego sformułowania o "przykrej niespodziance", bo to bezpośrednia odpowiedź do historii, a w historii autorka własnie takiego sformułowania użyła...
OdpowiedzHmm... W szpitalu nie posiadają tak elementarnego wyposażenia jak pulsykometry do pomiaru saturacji? I proszą o "przywodzenie" (od "przywieść") swoich urządzeń? Witaj Malinowa!
Odpowiedz@zendra: mój syn około czterech lat temu przechodził zabieg łyżeczkowania mięczaków. Musiałam z tej okazji zakupić gazy, opatrunki, krem znieczulający, a nawet jodynę. Wydaje mi się, że skoro w szpitalach nie ma takich podstawowych rzeczy to wszystko jest możliwe. Choć faktycznie brzmi to absurdalnie nie zakładałabym z góry, że taka sytuacja nie miała miejsca.
Odpowiedz@zendra: Możliwe u nas w miejskim szpitalu nawet specjalnych inkubatorów dla wcześniaków nie ma :(.Więc brak pusloksymetru to naprawdę możliwe.
Odpowiedz@paula85: Moja córka też miała bezdechy, leżałam z nią w szpitgalu bielańskim, kazali by ktoś dowiózł monitorek, bo niestety nie mają. Są z reguły na noworodkach, na inne oddziały nie zakupują, a nie zawsze jest możliwość pożyczenia.
OdpowiedzJeśli ktoś nazywa przykrą niespodzianką śmierć dziecka to albo jest trollem, albo zdesperowanym sprzedawcą tego monitoringu, który nie przeszedł należytego szkolenia.
Odpowiedz@100krotka: Owszem, brzmi to bardzo dziwnie w kontekście śmierci dziecka, ale równie dobrze historii mogła się niefortunnie wyrazić. Lub, starając się mimo niewątpliwego szoku opowiedzieć historię w jak najspokojniejszy sposób bez przesadyzmu i histerii dość częstej u młodych bądź świeżo upieczonych matek, które mają dopiero pierwsze dziecko.
Odpowiedz@Niamh: Możliwe, ale w historii od początku spotykamy się z reklamą (zakup monitoringu oddechu poprzedzony najistotniejszymi zakupami, dom i dramatyczna akcja ratowania życia, potem szpital). I wniosek: Cóż jest wart ten wydatek na monitoring oddechu, jeśli zyskujecie spokój i oszczędzacie sobie przykrych niespodzianek, a potem jeszcze z tego wynalazku w szpitalu korzystają. Może i kolejne dziecko uratują? Moj wniosek jest prosty. Ściema.
Odpowiedz@100krotka: użycie takiego sformułowania pozwala zachować dystans do ciężkich spraw i pozwala na przykład nie poryczeć się podczas pisania komentarza
Odpowiedz@Niamh: Nic dodać nic ująć. Sytuacja miała miejsce już ponad rok temu, staram się podchodzić do tego z dystansem. Nie raz wspomnienie tej akcji wywołuje we mnie bardzo silne nie do opanowania emocje. @100krotka: Monitor kupiłam używany, producent akurat na mnie nie zarobił. Co dziwnego w tym, że zachwalam urządzenie które pomogło mi w uratowaniu dziecka?
OdpowiedzZaraz mnie zminusują, ale - jesteś panikarą.
Odpowiedz@Armagedon: excuse le mot, gówno wiesz co się czuje znajdując martwe niemowlę w łóżeczku. Jakkolwiek to nazwiesz i tak nie zapomnisz. A najwięcej do powiedzenia mają ci, którzy nic o tym nie wiedzą. Niewiele rozumiesz, ale kalulumpa już ci wyjaśniła.
Odpowiedz@Vella: wg, tego co napisałaś, czuje się przykrą niespodziankę.. czemu rzucasz gównem w ludzi którzy Ci zarzucili sprowadzenie takiej tragedii, jak strata dziecka do "przykrej niespodzianki"? ale oczywiście Tobie wolno tak to orkeslić bo jesteś po rpzejsciach i na pewno nikt inny nie doznał takiej "niespodzianki" jak Ty.
OdpowiedzNie dziwi mnie, że komentarze wspominające o ryzyku śmierci łóżeczkowej są minusowane a plusowane te krytyczne. Kiedy kupowałam monitor też wszędzie czytałam i słyszałam, że to zbędny wydatek, że daję się naciągnąć. Nie widziałam nigdzie lobby reklamującego monitory, za to wszyscy wiedzą lepiej, że to zło wcielone, lub w najlepszym wypadku głupi gadżet. Mój nigdy się nie przydał, wszystkie alarmy okazały się fałszywe, i bardzo bardzo się z tego cieszę. I nie uważam tego zakupu za zbędny wydatek. Drugi raz takiej pobudki jak kiedyś przeżywać bym nie chciała.
Odpowiedz@Vella: Niepotrzebnie się ciskasz. Nikt ci nie zarzuca zbędnego zakupu, przynajmniej pod tą historią. A minusy dostałaś za użycie sformułowania "przykra niespodzianka". Rozumiem, że bezmyślnie powtórzyłaś tylko ten zwrot po autorce (i do niej był, przede wszystkim, mój zarzut), ale jednak zrobiłaś to, więc się nie dziw minusom i nie "odwracaj kota ogonem". Śmierci siostry (brata?) każdy ci współczuje, ale tego też nie napisałaś jasno. MOŻNA było pomyśleć, że chodziło o TWOJE dziecko. "...gówno wiesz co się czuje..." Mylisz się. Moją siostrę zamordował zwyrodnialec, gdy była nastolatką. Bardzo brutalnie. WIEM doskonale, co się wtedy czuje.
OdpowiedzMamy Aniołka, czuwa nad snem drugiego dziecka i może się jeszcze przyda. Działa bez przerwy od kilku lat, bo kiedy przestał monitorować oddech, używaliśmy go jako niani, a teraz znów monitoruje. Te kilka stówek to nie jest wysoka cena za spokój psychiczny :-) Współczuję tej akcji, ale ważne, że wszystko dobrze.
OdpowiedzKaretka zakrzywiająca czasoprzestrzeń i reanimacja w postaci polewania zimną wodą całego dziecka włącznie z twarzą bije resztę historii na głowę. Zdecyduj się autorko - lekarze zlecili mnóstwo badań czy nie interesowały ich potencjalne przyczyny NZK? Oj, zapachniało malinami...
OdpowiedzZmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 22 sierpnia 2014 o 9:07
Historia to chyba reklama tego urządzenia. Za dużo w niej niedorzeczności o których pisali już inni. Ale mam pytanie, czy ktoś spotkał się z tym, że dziecko przestało nagle oddychać? Czy ktoś kto kupił takie urządzenie miał prawdziwy alarm? Bo z tego co wiem, to jest to sprawa towarzysząca ludzkości od tysięcy lat. W tradycji żydowskiej za śmierć niemowląt obarczano winą Lilith pierwszą żonę Adama, która stałą się demonem. Tylko, że spotkałem się z opiniami, że jest to temat który wykorzystują producenci różnych urządzeń by wywołać panikę i zwiększyć sprzedaż. Z tego co pamiętam, to przyczyną duszenia się były najczęściej różne kocyki i pierdółki umieszczane w łóżeczku, to, że dziecko lekko zwymiotowało i leżąc na pleckach się tym udusiło, lub, że miało nieprawidłową budowę dróg oddechowych.
Odpowiedz@Draco: Miałam. Włożyłam dziecko do łóżeczka, piszczy, dziecko nie oddycha. Wybudzam, jest ok, za chwilę młoda zasypia i znów. Wio do pediatry, skierowanie na oddział. Szpital bielański, badania, prośba o przyniesienie monitorka, bo oni nie mają. Pierwsza noc spokój, drugiej wstałam żeby zrobić młodej butlę, wracam z kuchni i panika, koło łóżeczka młodej zestaw lekarz plus pielęgniarki. Monitorek zapikał, sąsiadka zadzwoniła po pielęgniarkę, nie mogli młodej wybudzić od razu. Kolejna noc podłączona już do szpitalnej aparatury monitorującej serce, oddech, dziecko całe okablowane. I znów bezdech, znów nie chce sama. I więcej już się nie pojawiły. Nikt nie wie czemu, młoda poza tym jest okazem zdrowego, szczęśliwego dzieciaka.
Odpowiedz@Draco: Badania nad przyczynami śmierci łóżeczkowej ciągną się od lat i nadal nic z nich nie wynika. Brak korelacji z pozycją ciała - nie ma znaczenia czy dziecko leży na wznak, czy na brzuchu; brak jakichkolwiek sensownych powodów śmierci, owszem, zdarzają się zgony z powodu zadławienia czy wad wrodzonych, ale nie klasyfikuje się ich jako śmierć łóżeczkową. Dziecko po prostu, bez widocznych czy mierzalnych przyczyn, przestaje oddychać. Tak jakby zawieszał się system kontrolujący oddychanie. Ale nieprawidłowości neurologicznych też się nie wykrywa w sekcji, więc generalnie na razie przyczyna jest nieznana.
Odpowiedz@Draco: Tak ja miałam takie urządzenie i ono na prawdę monitoruje oddech dziecka. Dwa razy zadziałało i małą rzeczywiście nie oddychała. Używałam monitora przez rok czasu i nigdy nie zdarzyło się aby zapiszczał bez powodu.
Odpowiedz@Draco: Nie weryfikowalam tego dogłębnie, ale ok rok temu w jakimś naukowym programie pali do informacji, że znaleziono przyczynę tzw. "śmierci lozeczkowej". Podobno u niektórych dzieci w mózgu nie kształtuje się taka "opcja" która przywraca oddech po kaszleniu, ziewaniu, itp. Zdrowa osoba np. kaszlac siłą rzeczy wstrzymuje oddech żeby się nie zachłysnąć, a następnie organizm automatycznie go przywraca. Nie wiem ile w tym prawdy, ale z tego, co pamiętam to było na jakimś naukowym programie typu discovery. Do tego czasu każda śmierć noworodka, która nie miała wyjaśnienia choćby podczas autopsji zapisywania była jako śmierć lozeczkowa.
Odpowiedz@Draco: Zapewne producenci podgrzewają temat by zwiększyć sprzedaż, ale jak kiedyś czytałam - z powodu śmierci łóżeczkowej umiera rocznie ok. 160 dzieci w Polsce. Nie wydaje mi się panikarstwem minimalizowanie tego czynnika ryzyka...
Odpowiedz@Taczer: Jest teoria łącząca SDIS z zaburzeniami regulacji serotoniny: http://sciencenetlinks.com/science-news/science-updates/sids-serotonin/ Bezdechy to co innego. Czasem noworodki po prostu "zapominają" oddychać. Jest to spowodowane niedojrzałością układu nerwowego i zdarza się głównie u wcześniaków. Niestety przechodziłam to na własnej skórze ze swoim synkiem. Przez 5 tygodni w szpitalu był podpięty pod monitory akcji serca i saturacji. Nikomu nie życzę obserwowania, jak dziecko w czasie snu nagle robi się sine. Na szczęście wystarczyło lekkie wybudzenie i wszystko wracało do normy. Do domu kupiliśmy monitor oddechu i... nie włączyliśmy go ani razu :P Najpierw mały spał na mnie, później ze mną w łóżku a później krytyczny okres minął i nie było powodu uruchamiać monitora. Niania dalej się sprawdza szczególnie na kilka godzin wieczornych, gdy synek już śpi a ja z mężem jeszcze nie.
OdpowiedzCzyli te urządzonka działają. A ciekawi mnie jeszcze, czy wszystkie mają co chwila fałszywe alarmy jak ten z historii.
Odpowiedz@Draco: Fałszywe alarmy zdarzają się rzadko, jeśli alarm piszczy to raczej dlatego, że zapomni się go wyłączyć przed wzięciem dziecka z łóżeczka.
Odpowiedz@Taczer: Tylko jedno małe sprostowanie istnieje wyraźna korelacja między pozycją spania dziecka a SIDS mianowicie najczęściej do tragedii dochodzi gdy dziecko śpi na brzuchu dlatego nie zaleca się układania w tej pozycji noworodków i niemowląt do snu.
Odpowiedz@kasiunda: celowo użyłam sformułowania z tekstu historii, mój błąd, że bez cudzysłowu. Własnych określeń nie dodawałam, cokolwiek bym napisała byłoby za mało. A w tak osobiste szczegóły publicznie zagłębiać się nie chcę.
OdpowiedzNie rozumiem co miał upały panujące w czasie porodu do stanu dziecka i jego późniejszego bezdechu?
OdpowiedzA jaką masz pewność, że małej faktycznie coś się stało, a nie że sprzęt szwankował? Może to tak jak mieć popsuty termometr, który non stop wskazuje 42stopnie? Lekarz wie co mówi, jak się pyta o atesty. Jakoś nie wierzę, że zostałaś poproszona o przywiezienie tego sprzętu do szpitala. Dziwne jest dla mnie też to, że po dowiedzeniu się o ciąży kupiłaś od razu to, a nie coś innego, jak np. wózek, czy buciki o których sama wspomniałaś.
Odpowiedz@Marteczka: nie podczas porodu a podczas całego zdarzenia. Było bardzo duszno. @klara: Na to to jest już odpowiedź w opisie historii. Nie wezwałam pomocy z powodu alarmu lecz po uprzednim sprawdzeniu dlaczego alarm wyje. Po sprawdzeniu stanu dziecka byłam pewna, że nie oddycha.
OdpowiedzJa również polecam monitor oddechu. Ja jako dziecko kilkanaście razy zapadałam na takie bezdechy, niestety 30 lat temu nie wiedziano co to jest i jak mi pomóc. Ja gdy urodziłam córeczkę od razu zakupiłam takiego aniołka , który włączył się nam dwa razy i mała rzeczywiście nie oddychała :( na szczęście po mocniejszym potrząśnięciu(że się tak wyrażę) mała się budziła i wszystko wracało do normy :) na takie takie bezdechy są podobno narażone częściej dzieci osób, które jako maluchy też cierpiały na "śmierć łóżeczkową" a ja nie chciałam ryzykować. I mimo sporego kosztu takiego monitora oddechu uważam ,że powinno być na wyposażeniu każdego domu w którym jest dziecko poniżej 1 roku życia.
Odpowiedz@m_m_m_m: wybacz, ale jeśli ktoś jako dziecko "cierpiał na śmierć łóżeczkową", to teraz na bank nie ma możliwości kupić czegokolwiek, nie mówiąc o posiadaniu dzieci. Jak można mieszać tak perfidnie pojęcie bezdechu i śmierci łóżeczkowej?
Odpowiedzz tego co wiem, to krótkotrwałe okresy bezdechu są całkiem normalne u niemowlaków. Nie kupiłam monitora, bo uważam, że to bezsensowny wydatek. Historia zajeżdża mi reklamą aż miło. :D
Odpowiedz@marisza: Noworodki mają bardzo nieregularny oddech, lekarze też mi tłumaczyli, że to normalne. Będąc jeszcze w ciąży byłam na takim szybkim, ogólnym szkoleniu dotyczącym pierwszej pomocy noworodkom i niemowlętom w zakresie bezdechu i zadławienia, inaczej nie wiedziałabym co robić; pierwszym krokiem, gdy dziecko zatrzymuje oddech jest po prostu dmuchnięcie mu w twarz, co stosowałam kilkakrotnie (po sygnale monitora). Dopiero, gdy dziecko nie podejmuje oddechu (a prawie zawsze wtedy podejmuje) należy zastosować inne środki.
OdpowiedzKieyds nie bylo takich urzadzen i jakos dzieci zyly. jak dla mnie zwykly marketingowy chwyt by sprzedac produkt. A wiadomo, ze jak is epostraszy rodzica ze mu ukochane dziecko moze umrzec to kupi cokolwiek...
Odpowiedz@TakaFrancuska: Współcześnie, w krajach afrykańskich śmiertelność dzieci poniżej 5 roku życia sięgała 30%. Powinieneś też prześledzić raporty dotyczące Polski, od lat 70' spadek bodaj 60% w tej grupie wiekowej. Monitory oddechu przyczyniły się do tego tak samo, jak wszystkie inne urządzenia i leki.
Odpowiedz@TakaFrancuska: jedne żyły, inne nie żyły. Tak samo można powiedzieć, że kiedyś kobiety rodziły w domu i dzieci żyły, jeszcze dawniej nie robiono cesarki i dzieci żyły. Ludzkość jakoś przetrwała, ale ile dzieci umarło? Inna sprawa, że producent takiego urządzenia wmówi Ci, że jak go nie kupisz, to jesteś złym rodzicem. Podobnie jest z dylematem czy pobierać krew pępowinową.
Odpowiedz@TakaFrancuska: kiedyś nie było antybiotyków, szczepień, USG, badań krwi, ba! większość ludzi nie miało żadnego dostępu do opieki medycznej, a medycy mieli więcej wspólnego z magikami niż z dzisiejszymi lekarzami, a ludzie żyli! Tylko dorosłości dożywało co piąte dziecko a średnia wieku wynosiła 45 lat. Ale żyli.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 22 sierpnia 2014 o 17:01
@TakaFrancuska: Zgadzam się z przedmówcami. Kiedyś 1/4 dzieci nie dożywała 1 roku życia, a połowa piątego. Było to całkowicie naturalne dla każdego, gdy kobieta miała 10 dzieci, to oczywiste było, że 5 jej umrze, nikt z tego powodu specjalnie nie dramatyzował.
Odpowiedzjuż od jakiś 20 lat w pogotowiu nie ma sanitariuszy, można by się było w końcu nauczyć
OdpowiedzBardzo mi przykro, ale brzmi jak kryptoreklama sprzętu do monitorowania, na którą najbardziej nadaje się właśnie temat dzieci.
Odpowiedz@marisza: Alarm nie włącza się od razu lecz po upływie ok 20 sekund. @Michail: Przykro mi, że tak to brzmi ;/ Ne to bylo moim zmierzeniem
OdpowiedzUwierzę w niezaopatrzony szpital i nawet w karetkę w kilka sekund, ale nie uwierzę, że cały personel szpitalny tak bardzo się dziwił, że posiadasz sprzęt do monitorowania oddechu i jeszcze uważali to za Twoje widzimisię. Mi sprzęt polecano już w szkole rodzenia, polecała mi koleżanka, której dziecku zycie uratował, polecano mi w szpitalu, polecała mi położna gdy martwiłam się że sie może to stać więc albo kreujesz sie na super hiper zajebista matkę, a personel szpitalny to durni ignoranci, albo po prostu reklamujesz sprzęt....
Odpowiedzhistoria prawdziwa czy nie - ja jakoś sobie nie wyobrażam, żeby przy wyciu alarmu stać i rozważać czemu ten alarm sobie wyje. Ani ja bym nie czekała, ani mój mąż. Także wasza reakcja, jako rodziców, jest trochę zastanawiająca dla mnie :)
Odpowiedz@elda24: Też zadziwia mnie, że żadne z dwojga nie zareagowało natychmiastowo na alarm... Dobrze, że w ogóle.
Odpowiedzjeśli ta historia to kryptoreklama, to czy kupując takie urządzenie w Biedronce (czy innym Lidu. Nie pamiętam gdzie widziałem) zagram na nosie lobby producentów tu kryptoreklamujących? No bo nie wydam już pieniędzy na Anielskiego Włosa czy też Czarciego Ogona ;)
OdpowiedzAbstrachując od tego czy historia jest reklamą czy nie. Też używam monitora oddechu a do tego elektronicznej niani z kamerką. Wiele osób się dziwi, że po co mi to, że oni wychowali dzieci bez tego i żyją, że bez sensu włączam to co noc. A po to mi to, że mnie stać, chciałam, to kupiłam i wolę "bez sensu wydać kasę" niż być w tym procencie rodziców którym umarło dziecko i żałować. No kurde, kogo obchodzi co kupuję i po co? Autorko, jeżeli nie jesteś kiepskim pijarowcem firmy AC czy innej, to choćbyś miała elektroniczne urządzenie do badania poziomu gili w nosie dziecka, nikomu nic do tego.
Odpowiedz@Mon: o ile jeszcze kupowanie monitora oddechu rozumiem, szczególnie przy wcześniakach, to już tych elektronicznych niani z kamerami, wifi i innymi bajerami nie ogarniam. Rozumiem, że masz dom o powierzchni co najmniej 200 metrów kwadratowych, pokój dziecka jest na strychu a ty masz sypialnię w piwnicy. Inaczej nie ogarniam tych urządzonek, jak dziecko się obudzi, to w zwykłym mieszkaniu jego płacz będzie słychać tak czy siak. I w momencie, gdy jest jakiś problem i dziecko nie wydaje przy nim żadnych dźwięków to i tak tego nie usłyszysz, więc po co?
Odpowiedz@elda24: O tym właśnie był mój komentarz. Odpowiadając na Twoje pytanie: a co Cię to interesuje? Widocznie potrzebuję takich bajerów, a Tobie chyba niczego nie ubędzie z tego powodu? Strasznie wścibska ta społeczność piekielnych, a do tego w komentarzach widać, że niektórzy czują się w obowiązku mówić innym jak żyć.
Odpowiedz@Mon: a interesuje mnie czemu ludzie kupują coś, co jest w sumie do niczego nie potrzebne, tylko dlatego, że jest teraz super wow modne. Przydało ci się to kiedyś tak na prawdę? Gapiłaś się pół nocy w ten monitorek? Pewnie nie. Dlatego mnie to zastanawia i tyle.
Odpowiedz@elda24: Cóż, niania z kamerką jest bez sensu, ale moi rodzice używali takiej zwykłej, taniej niani. Choć płacz dziecka było słychać w całym domu, to w rodzinie mojego ojca wszyscy śpią jak zabici (takie geny najwyraźniej), a mama też nie ma jakoś specjalnie lekkiego snu, więc niania pomagała im w nocy się dobudzić, kiedy dzieci płakały, bo jednak niania z głośniczkiem sprawia, że jest trochę głośniej. :)
Odpowiedz@elda24: Taka niania nam się bardzo przydaje podczas wyjazdów. na przykład ostatnio synek grzecznie spał w domku letniskowym a my mogliśmy spokojnie ze znajomymi posiedzieć przy ognisku. Poza tym wieczorem, jak położymy synka chcemy sobie obejrzeć film czy pograć na komputerze. Mamy dobrze izolowane mieszkanie i przez dwie pary zamkniętych drzwi nie słychać ani dźwięków z naszego pokoju ani czy dziecko się obudziło. Wtedy niania okazuje się przydatna.
OdpowiedzJak kogoś stać to niech sobie nawet zatrudni kogoś do wycierania tyłka - nic mi do tego. Wkurza mnie jedynie jak ktoś stara się przekonać wszystkich wokół, że dany wydatek to konieczność. Mimo posiadania łóżeczka ja i tak brałam dzieciaka do swojego łóżka - wygodniejsze przy kilkukrotnym w ciągu nocy karmieniu, a i spokojniejsza byłam, bo w razie sapnięcia czy innego ruchu od razu mogłam spojrzeć - ale to też niektórym się w głowie nie mieści - ot, nie da rady dogodzić wszystkim :) Ostatecznie laktator to też fanaberia, bo przecież można odciągać pokarm ręcznie :)
OdpowiedzDziękuję za tą historię. Sami z mężem zastanawialiśmy się nad zakupem czegoś takiego. Teraz tym bardziej kupimy.
OdpowiedzSzkoda ze ci to je**ne dziecko nie umarło
OdpowiedzA mi kiedyś, zdaje się, że położna podpowiedziała inny sposób, tyle że poniekąd kontrowersyjny- smoczek. A teoria była taka: Jak się dziecko przyzwyczai do smoczka na początku to potem nie chce spać bez niego (a nawet żyć), jako że mięśnie w nocy się rozluźniają, smoczek wypada, a jak wypadnie to dziecko się budzi, bo chce smoka. Budzi się częściej przez co zimniejsza się ryzyko bezdechu. Tyle, że i rodzic mniej śpi...
Odpowiedzpolanie dziecka lodowatą wodą najlepszą metodą BLS <3 boże, widzisz i nie grzmisz
Odpowiedz