Byłam wczoraj na spacerze z moją niespełna roczną siostrzenicą. Jako że uwielbia energiczny marsz, szybko zasnęła. A ja, umęczona pędem i upałem, postanowiłam to wykorzystać i kupić w pobliskim markecie wodę.
Nie przewidziałam jednak dwóch rzeczy - że do jedynej otwartej kasy będzie potężna kolejka i że Mysię zaniepokoi ten przymusowy postój. Obudziła się, gdy byłam około 8. w kolejce.
Początkowo rozglądała się sennie. Po chwili zaczęła marudzić. Jej też chciało się pić... Mysia dostała swój soczek, a ja opierdziel, że:
1. Gdzie ona ma czapkę i cieplejsze spodnie? Przecież przeciwsłoneczny kapelusz, body i skarpetki przy temperaturze 27 stopni to za mało!
2. Dlaczego dostaje pić w sklepie? To obrzydliwe! (?!)
3. Dlaczego stoję w kolejce z normalnymi ludźmi? (Sądzę, że pani na myśli miała kasę uprzywilejowaną, a nie to, że jestem ‘nienormalna’, ale wypowiedź była dwuznaczna...)
Odpowiedziałam uprzejmie, acz krótko i rzeczowo, w tym czasie mała zaczęła kwilić (oho, znak, że zbiera jej się na płacz) a kolejka przesunęła się o kilka osób i byłam już 4. Spoglądający na scenkę pan stojący jako drugi zaproponował, że mnie przepuści i prosi państwa za nim, by zrobili miejsce dla wózka. I ci państwo problemu nie mieli, znalazła go pani stojąca za mną i pouczająca mnie w kwestii dziecka.
Nie zgodziła się na przepuszczenie mnie, bo to ‘kolejka dla normalnych’ (ponownie - mam nadzieję, że chodziło o to, że to nie jest kasa uprzywilejowana) i nikt przepuszczać mnie nie będzie. Uniosła się przy tym straszliwie i spurpurowiała, ja ją zignorowałam i podziękowałam kolejkowiczom za chęci, ale jestem niedaleko kasy, więc nie ma problemu żebym zaczekała. Wzięłam małą na ręce, co ją uszczęśliwiło na tyle, że zapomniała, że miała marudzić.
Zarówno kasjerka, jak i życzliwy pan zapytali raz jeszcze, czy na pewno chcę czekać. Zaczekałam. Oczywiście w towarzystwie starszej pani i jej westchnień, że gówniarze teraz tacy niewychowani, w kolejkę się przed nią wpychają, dzieci robią a potem zaniedbują...
Jakie to typowe... Zawsze oburza się ten, kto nie ma o co. Przecież kobieta tak czy siak była piąta, więc co za różnica, czy za Tobą czy za kim innym? Taki to problem? Rozumiem, jeśli sytuacja byłaby taka: Ty czwarta, pani trzecia, pan drugi i chce Cię przepuścić. Nooo, tu mogłaby się nie zgodzić- obowiązuje zasada, że albo wszyscy przed Tobą się zgadzają na przepuszczenie (co dla mnie jest oczywiste nie tylko ze względu na małe dziecko, ale i tak śmiesznie duże zakupy) albo pan, który złożył propozycję, zamienia się z Tobą i sam ląduje na końcu. I nie wiem, w jakim wieku była opisywana przez Ciebie kobieta, ale nasuwa mi się pewien wniosek- niemal każda osoba starsza, około 65+, zawsze ubrana jest grubo. Zawsze. Czy to na zakupach, czy w kościele, czy na ławce przed blokiem- zawsze swetrzysko i skarpety. Może za 40 lat zrozumiem ten fenomen.
Odpowiedz@Niemoralnie: Jako wnuczka dwóch babć i kilku cioć stwierdzam, że starszym osobom prawie zawsze jest zimno. Krążenie nie te, metabolizm wolniejszy... 30 stopni na dworze, bezwietrzna pogoda, a stopy i ręce zimne. Sama jestem zmarźlakiem i wiem że mieć zimne kończyny to nic nieprzyjemnego, ale przy 30 stopniach w cieniu? Ciężko w to uwierzyć, nawet trzymając babcię za zimną rękę, kiedy sama siedzę w stroju kąpielowym i ocieram pot z czoła.
Odpowiedz@natalia: często na pediatrii lądują dzieci, które są przez dziadków dość mocno krzywdzone - nieraz zdarzają się odwodnione dzieciaki z hipertermią, bo babcia która miała się brzdącem opiekować trzymała je w ośmiu warstwach koca, sweterku, i innych ciepłych ubrankach, i jeszcze zimą to obowiązkowo koło kaloryfera, zeby przypadkiem się nie zaziębiło. A dać pić to już się zapomina. :)
Odpowiedz@12345: No bo przecież jak im jest zimno, to wszystkim innym na pewno też. A dzieci to w ogóle istoty zmiennocieplne, najlepiej trzymać na kaloryferze. A dziecko dobrze ubrane to takie, które już nie da rady się ruszyć. Sama pamiętam ferie u babci, kiedy nie mogłam wyjść z domu bez dwóch kurtek i szalika na oczach. Lepienie bałwana w takim kaftanie jest niemożliwe ;) Jeszcze ferie pół biedy, bo często bywało rzeczywiście zimno, ale najgorsze były te okresy przejściowe zimowo-wiosenne i jesienno-zimowe, kiedy ni to mróz, ni upał, temperatura na poziomie 5-10, a babcia nie wypuszcza w domu bez kombinezonu odpowiedniego na poniżej -15...
Odpowiedz@12345: taaa a potem dziecko ma zerowa odpornosc i przez byle wiaterek laduje w szpitalu z zapaleniem pluc... patrz moje kuzynostwo...
OdpowiedzZnam tą panią i to bardzo dobrze - to moja teściowa. Jej NIGDY nic się podoba. Cokolwiek zrobię i tak będzie źle. Jestem leniwy, krnąbrny, biedny (lub czasem bogactwo mnie zepsuło ) Źle wychowuję dzieci. Jestem nieczuły i skąpy. Tego słuchałem przez kilkanaście lat, a teraz tylko ja się nią opiekuję, zmieniam pieluchy i gotuję zupki. Nagle stałem się dobry.
Odpowiedz@smal: oooo clzowieku, moe jestem wredna, ale ode mnie by sie nie doczekala nicego poa erwaniem kontaktow. definitywnym kiedys traktowalam ludiz dobrze, teraz- z wzajemnoscia
OdpowiedzSzkoda, że nie zakończyłaś swojej historyjki znanym pytaniem: "I nie wiem, kto tu był piekielny?", bo odpowiedziałbym, że twoja siostra powierzająca swoje dziecko opiece nieodpowiedzialnej małolacie, która zamiast spacerować, włóczy się z nim po marketach. Oczywiście wody nie można kupić w sklepiku osiedlowym, kiosku ruchu, czy choćby budzie z kebabem, tylko trzeba się pchać do marketu w kilkunastoosobową kolejkę...
Odpowiedz@gorzkimem: Wziąłeś wszytkie leki na przedwczesne przekwitanie?
Odpowiedz@gorzkimem: "włóczy się z nim po marketach" A to dobre. Człowieku, kupowała wodę i sok dla małej, bo upał, a market blisko. Kurczę... znaleźlibyście wspólny język z tym babskiem z kolejki :D
Odpowiedz@gorzkimem: Zastanawiam się, czy żyjemy w tym samym kraju. U nas w mieście (ok 10k mieszkańców, są chyba 2 sklepiki osiedlowe, w których w zasadzie jest głównie alkohol. Oblegane są przez menelnie, obsługa jest jaka jest, a ceny są po prostu niebotyczne. Natomiast marketów mamy 11, słownie JEDENAŚCIE. Z czego najmniejszy to biedronka (jedna z dwóch). I też czasami chodzę do marketu z półtora rocznym kuzynem. Teraz zadaj mi to samo pytanie co cynthiane.
Odpowiedz@kinkaid: @sapphire101: @kranczips: Karmicie trolla.
Odpowiedz@kinkaid: To się nazywa andropauza. Poza tym, skąd przypuszczenie, że przedwczesna?
Odpowiedz@Armagedon: Znam termin medyczny, ale moja romantyczna natura użyła kwiecistego synonimu. Poza tym myślę, że przy takim poziomie zgorzkniałości, jaki demonstruje nam często @gorzkimem, trzeba cierpieć na coś przedwczesnego ;)
Odpowiedz@kinkaid: Masz rację, że cierpi na coś przedwczesnego. Przedwczesny wytrysk. Stąd taki poziom sfrustrowania.
OdpowiedzKult czapy wśród starszych pokoleń... jak idę z dwu i półrocznym chrześniakiem na spacer to jest to samo - babki się drą że bez czapki i się zaziębi.
Odpowiedz@Kudlik: W upały ja bym się raczej obawiała czy udaru słonecznego maluch nie dostanie. Tak mi przynajmniej tłumaczono konieczność zakładania czapeczek latem. W słoneczny dzień, w miejscu bez cienia typu plaża, park itp. ma to sens. Za to na przykład podczas spaceru w lesie już nie. Przypomina mi to mit o niekąpaniu się podczas grypy, przeziębienia.
Odpowiedz@MyCha: Ale czapka czapce nierówna - co innego ciepła czapeczka z zakrytymi uszami na chłód, a co innego lekki kapelusik lub czapka z daszkiem na słońce. Z historii wynika że mała miała kapelusz przeciwsłoneczny, zapewne właśnie dla ochrony przez udarem...
Odpowiedz@Marteczka: Wiem, że autorka odpowiednio ubrała dziecko. Ja zwracam raczej uwagę na co powinny zwrócić uwagę takie babska jak to to opisane w historii.
Odpowiedz@Kudlik: na to odpowiadam, ze to moje dziecko, jego ewentualna choroba i absolutnie nie pani sprawa
Odpowiedz„ w tym czasie mała zaczęła kwilić (oho, znak, że zbiera jej się na płacz)” kwilić 1. «o dzieciach: płakać cicho i żałośnie»
Odpowiedz@Bydle: Czyli wszystko się zgadza: zaczęła płakać cicho i żałośnie i to był znak, że zbiera jej się na płacz typowy dla małych dzieci - czyli głośny, przeraźliwy, wkurzający wszystkich dokoła płacz.
Odpowiedz@madleine89: racja :) A Bydlę szuka zawady, jak zwykle zresztą.
Odpowiedz@madleine89: Ona już płakała. Kwilenie, to płacz. Nie mogłą zacząć płakać po tym, gdy już się rozpłakała. Oczywiście możesz postawić się językowi polskiemu i słownikom. Prawo nie zabrania używania słów, znaczenia których się nie rozumie, ale człowiek wtedy wychodzi na głupka. Fakt - tylko w oczach ludzi wykształconych, ale i tak wstyd...
Odpowiedz@Bydle: Żebyś jeszcze sam posługiwał się całkowicie poprawną polszczyzną (zwłaszcza interpunkcją)...
Odpowiedz@Bydle: Słabisz mnie czasami tymi twoimi komentarzami o_O I o co cała spina? Bo według ciebie kwilenie to już jest płacz a nie wstęp do niego? Serio musisz się pod każdą historią doszukiwać sensacji żeby ludziom udowadniać jakieś swoje bzdurne racje i czepiać się pierdół jak mucha lepu? Myślę że akurat w tym wypadku kwestia czy dziecko piszczało czy kwiliło nie robi różnicy, zbierało mu się na płacz i to konkretny, jak to dziecku. Sens został zachowany.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 13 sierpnia 2014 o 11:57
@Bydle: czyli jeśli napiszę, że "zaczęła cicho chichotać i pewnie za chwilę wybuchnie głośnym śmiechem" to niepoprawne, bo chichotanie to śmianie się?
Odpowiedz@panikasy: „jeśli napiszę, że "zaczęła cicho chichotać i pewnie za chwilę wybuchnie głośnym śmiechem" to niepoprawne” Nie. To właśnie będzie poprawne. Tak samo, gdyby napisać, że najpierw kwiliła, a potem rozryczała się na całe gardło, czy rozpłakała się na dobre, bądź zaczęła płakać głośno. Numer (niuans) tkwi w przymiotniku, bez którego takie konstrukcje są złe. Popatrz: Szeptała, a potem mówiła. Chichotała, a potem się śmiała. Zerkała, a potem patrzyła. vs Szeptała, a potem mówiła już pełnym głosem. Chichotała, a potem się śmiała na całe gardło. Zerkała, a potem patrzyła obcesowo. Oczywiście głupki będą się upierać, że część definicji jest całą definicją i nie zadadzą sobie ani trudu pomyślenia, ani tym bardziej ryzyka zrozumienia. I tak spocili się solidnie, używając słownika...
Odpowiedzja takim babsztylom proponuje zwykle by zajely sie swoim zyciem, a ja jestem dorosla i rad nie potrzebuje nie bedzie mnie OBCA stara baba w sklepie cyz na ulicy pouczac, co powinnam robic, a czego nie
Odpowiedz