Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Dorabiałem swego czasu w sklepie z winami, ale takimi wiecie, z wyższej…

Dorabiałem swego czasu w sklepie z winami, ale takimi wiecie, z wyższej półki. Klienci też ludzie wyższych sfer, bardzo rzadko jacyś piekielni. Zapamiętałem jednego.

Wpada do sklepu młody facet, dobrze ubrany, z drogim neseserem, zegarkiem wartości dziesięciu moich wypłat. Bez dzień dobry, bez niczego tylko od razu: "reklamację bym chciał". Pytam o powód i facet stawia przede mną cieknącą butelkę wina i mówi, że korek się ukruszył. Biorę, patrzę, akcyza nieruszona, cieknie, no jak nic ukruszony. Polityka tego sklepu była taka, że mnie w przypadku reklamacji wolno było jedynie spisać papier, wziąć podpis klienta, odesłać towar z dokumentami do siedziby i oni wydawali decyzję końcową. Więc wydrukowałem dokumenty, wypełniłem, klient paragon miał, wszystko przebiega bez problemu. W czasie gdy ja wypisywałem dokumenty on przechadzał się po sklepie. Gdy poprosiłem go o złożenie podpisu on wziął jedną z butelek i podszedł do lady. Podpisał wszystko, jeszcze informacje końcowe, i tu się zaczęło:
(j)a, (K)lient:

J: Dobrze, wszystko gotowe, oto dowód złożenia reklamacji dla pana, decyzja zapadnie w ciągu następnego tygodnia, za tydzień spokojnie może pan przyjść z tym druczkiem jako dowodem. Czy jeszcze w czymś pomóc?
K: dobrze, dobrze, tak, biorę to wino. Tamto kosztowało 79 złotych, to kosztuje 85, tu dopłacam sześć złotych, wszystko się zgadza, prawda?
J: Przykro mi, decyzja o tym czy zwrócimy panu kwotę, czy wymienimy towar zapadnie w ciągu tygodnia, dziś musi pan za nowe wino zapłacić.
K: Jak to zapłacić, mówiłeś (dop: "Pan" już się skończyło), że przyjmujesz reklamację więc sprzedaj mi to wino, tu jest sześć złotych.
J: Przykro mi, procedury mi zabrania...
K: Ty wiesz kim ja jestem? Ja jestem RADCĄ PRAWNYM, ja mogę POZWAĆ ten sklep!
J: Doskonale pana rozumiem, jednakże mamy wewnętrzne przepisy dotyczące reklamacji...
K: Łącz mnie z kierownikiem.

Okej, wybrałem numer do managera sklepu, wyjaśniam sytuację, oddaję telefon wielkiemu radcy:

K: Proszę pana, pański pracownik pomimo przyjęcia reklamacji nie chce mi sprzedać kolejnego wina z dopłatą do ceny reklamowanego... jakie procedury? ... Proszę pana, ja jestem RADCĄ PRAWNYM ja... w takim razie do widzenia.

K(do mnie): Dobra, sprzedaj mi to nowe wino normalnie, ale na to zareklamowane chcę mieć paragon żeby mieć na was jakiś dowód.
J: Niestety paragon został dołączony do reklamacji (nie, ksera nie mieliśmy na sklepie), otrzymał pan już dowód z potwierdzeniem przyjęcia reklamacji.
K: Świetnie. Ładny bajzel tu macie. Przyjeżdżam za tydzień i moja reklamacja ma być załatwiona, jeśli nie to was POZWĘ i MARNIE SKOŃCZYCIE!

I trzasnął mi drzwiami. Reklamację oczywiście uznano, klient dostał zwrot pieniędzy. Tylko po co było pokazywać swoją wyższość, jako rzekomy radca prawny powinien rozumieć że przepisów nie przeskoczę.

by konto usunięte
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Drill_Sergeant
27 41

Żeby było śmiesznie to tak naprawdę na winach zna się garstka ludzi co to siedzą w tych rocznikach i potrafią rozróżnić w jakim rejonie Toskanii winogronka rosły, jaki to szczep, z której strony zbocza i jaki bukiet zawiera. Cała reszta czyli jakieś 99,9% bydła nie ma czasu na sommelierstwo, kupuje drogie wina tylko dlatego, że są drogie i fajnie się nimi szpanuje przed kolegami z rady nadzorczej i jakbym nalał do butelki komandosa za 3,50 albo wino co ze szwagrem w garażu robimy to by dalej się zachwycali i mlaskali z zadowolenia jakie to dobre i jakie fantastyczne nuty smakowe posiada. Tak jak w tej baśni że król jest nagi, wszyscy wrzeszczeli że ma piękne szaty bo tak wypada.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 5 sierpnia 2014 o 22:12

avatar MadDog
0 18

@Drill_Sergeant: ja jeszcze dodam że pewnie wcale im nie smakuje to hiperdrogie [jakie wytrawne? kwaśne, wstrętne, fuj!], tylko tak gadają, o tych bukietach i posmakach, żeby nie wyjść na takich co się nie znają. Przy bełciku czy naleweczce może nawet nie musieliby tak udawać? (-;

Odpowiedz
avatar Drill_Sergeant
7 19

@MadDog: Znając życie przed zakupem wina łapną kilka fachowych pojęć z portali winiarskich żeby zaimponować panu Zdziśkowi zastępcy prezesa. A i tak kończy się tym że posnobują się winem pół godziny a potem dawaj walić żubrówę albo żołądkową gorzką.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
15 19

@Drill_Sergeant: Ja na przeszkoleniu musiałem znać tylko że merlot jest czerwony, pinot grigio biały, że nowy świat, stary świat, że chile z reguły słodsze niż francuskie itp. I w większości klienci mieli podobną wiedzę, ale tak jak piszesz, próbowali się zgrywać. A już najśmieszniejsza pomyłka to fakt, że wielu "znafcuf" uznaje "wytrawne" za synonim słowa "wykwintne, drogie, pyszne". I tak raz babeczka przyszła kupować wino na prezent i pytam, czy półsłodkie uniwersalne może, a ona zabójczym wzrokiem i tekst: "za kogo pan mnie masz? ja nie jestem plebs, wytrawne pijam!". Innym razem padła sugestia, że mamy podrabiane wina wytrawne, bo to niemożliwe żeby WYTRAWNE wino było za 50 złotych. Znawcy...

Odpowiedz
avatar gorzkimem
-2 18

@Drill_Sergeant: Problem tylko w tym, ze wino za 85 PLN to NIE JEST drogie wino...

Odpowiedz
avatar konto usunięte
9 15

@gorzkimem: dobre wino nie może kosztować 3,60 za butelkę :) ale całkiem przyzwoite za 25zł a dobre za 50 zł to normalne ceny. Tylko wina tzw "kolekcjonerskie" i dla smakoszy kosztują więcej

Odpowiedz
avatar Skull_Kid
9 9

@Drill_Sergeant: Komandos kosztował 5zł, to był jabol z górnej półki.

Odpowiedz
avatar Vege
2 6

@Drill_Sergeant: "Sperma Szatana" na radzie nadzorczej to już pewne faux pas ;)

Odpowiedz
avatar Mroovkoyad
1 3

@Drill_Sergeant: @Drill_Sergeant: Racja. W Anglii niedawno przeprowadzono eksperyment, w którym duża grupa osób piła różne wina bez oznaczeń i miała je uszeregować wg smaku od najlepszego do najgorszego. Okazało się, że uszeregowanie wg smaku wcale nie było wprost proporcjonalne do ceny czy kraju pochodzenia. Wysoka cena czy "prestiżowy" kraj pochodzenia wywołuje silny efekt placebo. "Kupiłem drogie francuskie wino, więc jeżeli powiem, że mi nie smakuje, to uznają mnie za prostaka".

Odpowiedz
avatar Nihil
-4 10

Pewnie taki z niego radca prawny jak z koziej dupy trąbka, ot tak narysował sobie w paincie dyplom. Jakby był prawdziwym to był delikwenta nagrał i wysłał skargę do rady/komisji czy innego papieża od radców prawnych, bo cham co nie miara...

Odpowiedz
avatar reiko
5 5

@Nihil: Ja jestem skłonna wierzyć, że to był radca prawny. niestety po latach pracy wśród prawników (sędziów, adwokatów, radców prawnych i prokuratorów) stwierdzam, że prawnicy to największy bufony na świecie, najwięksi cwaniacy i krętacze. kłamią patrząc w oczy, totalnie bez wstydu. nie patrząc nawet na obserwacje z mojego miejsca pracy, kilka razy w życiu zdarzyło mi się, że ktoś chciał mnie oszukać na kasę, wykorzystać finansowo i zawsze to byli prawnicy (to adwokat, to pani prokurator, czy małżeństwo - nie praktykujący prawnik i pani adwokat).

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-2 26

Dla mnie najbardziej piekielny jest tutaj sklep z winami, ze swoimi absurdalnymi przepisami. Kto to słyszał, aby przy reklamacji flaszki wina spisywać jakieś protokoły i kazać klientowi wrócić za tydzień po jakieś śmieszne werdykty. Sklep niby ma asortyment z wyższej półki, ale zasady zaściankowo-peerelowe. W cywilizowanym kraju wymieniam butelkę na butelkę i sobie idę, a nie każą mi spisywać jakieś protokoły, jakbym co najmniej samochód reklamował.

Odpowiedz
avatar imhotep
8 16

@Karbulot: może i właściciel sklepu mógłby tak zrobić, ale pracownika pewnie jakieś procedury obowiązują. Poza tym flaszka, nie flaszka, ale 80zł warta. Jak to dla Ciebie nic, to wstań, wyjdź przed budynek i daj tyle pierwszej napotkanej osobie. Poza tym złożenie reklamacji nie równa się jej uznaniu za zasadną w trybie natychmiastowym :) Rozumiem, że Ty byś tak robił, oddając klientowi z własnej pracowniczej kieszeni licząc, że reklamacja zostanie uznana?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
7 9

@Karbulot: No nie wiem czy to takie zaściankowo-peerelowe, w CCC gdy reklamujesz buty oni najpierw też wysyłają je do rzeczoznawcy żeby określił czy reklamacja się należy czy nie. Jest to powszechna procedura która ma zapobiegać sytuacjom gdy pracownik reklamację uznaje a szef przychodzi i mówi "ej, głupio zrobiłeś, mogłeś nie przyjmować". Od tego są osobni ludzie :)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-5 15

@imhotep: Uwierz mi, nie takie rzeczy zwracałem do sklepu i nigdy nie wydziwiano z jakimiś protokołami. Polska niby ciągnie do tej Europy, ale coś im z tym nie wychodzi. Oczywiście nie potępiam tutaj Kudlika, to nie jego wina. Sam byłem świadkiem, jak w Polsce nie mogłem kiedyś oddać rolki tapety która mi została, słysząc jakieś bajdurzenie: "Kasa fiskalna nie oddaje pieniędzy". Miesiąc temu byłem w Polsce w Leroy Merlin. Na stoisku BOK-u, ludzie zwracali co im zostało. Dywanik, nie ten, została paczka paneli podłogowych... I przyjmowali bez żadnego marudzenia. Niestety nie wszystkie polskie sklepy jak widać ewoluowały w ten sposób. Sklep ma takie narzuty i takie obroty, że takie sprawy załatwiać winien od ręki, a uszkodzoną flaszkę bierze w koszta. Szczególnie że to niby sklep z drogimi winami, gdzie bogata klientela raczej nie kombinuje. Co innego sklepik, gdzie pijaczki kombinują jak by tu wyrwać jabolka na krechę.

Odpowiedz
avatar gorzkimem
7 9

@Karbulot: To co proponujesz, to nie są zasady "normalnych " sklepów, tylko stosowane w supermarketach, które zarabiają na dużym obrocie tanimi towarami i które mogą sobie pozwolić na poniesienie kosztów wymiany wadliwego towaru. W sklepach branżowych i zarabiających na wyższej marży stosuje się normalne procedury reklamacji, której koszty ponosi producent/dostawca.

Odpowiedz
avatar Litterka
0 2

@Karbulot: "Szczególnie że to niby sklep z drogimi winami, gdzie bogata klientela raczej nie kombinuje." - oj, zdziwiłbyś się... Ileż to tutaj było historii na ten temat...

Odpowiedz
avatar sqby
2 4

@Karbulot: europejczyk sie kurna trafił tapeta w zależności od numeru partii rużni się odcieniem, zwracasz rolkę i co sklep ma z nią zrobić? market rzuci na półkę i ma to w dupie może ktoś nie zwruci uwagi?, piszesz, że nie takie rzeczy zwracałeś np. używane skarpetki po roku? Handlowałem winami głównie z chille i klienci potrafili strzykawką przez korek wyciągać wino a wlewać kwiat jabłoni. poza tym ważne są temperatura przechowywania, butelka ma leżeć nie stać i.t.p. kilka godzin w rozgrzanym babażniku zepsuje wino. roztopi lak na korku i.t.p. wino jest zepsute, ceknie przez zaniedbanie klienta a sklepikarz ma za to płacić?

Odpowiedz
avatar skara
-3 5

@Karbulot: Popieram w całej rozciągłości. Nie jest to wina sprzedawcy, ale polityka sklepu mnie osobiście by zniechęciła do zakupu. To nie laptop czy samochód a głupia butelka wina.

Odpowiedz
avatar Paolcia2486
-1 1

@Kudlik: są sytuacje kiedy ciężko jest stwierdzić, czy dany przedmiot nie mógł zostać uszkodzony z winy klienta i te zazwyczaj rozpatrywane są przez odpowiednie osoby, jednakże są sytuacje nad którymi zastanawiać się nie trzeba, wtedy od ręki wymieniam klientowi wadliwy towar na nowy, a szefowa sama potem sobie reklamuje towar u producenta, a w dużych sklepach idzie na ''straty''. Czasami niektóre rzeczy po prostu przychodzą na sklep już w naruszonym stanie i nawet nie trafiają na półki, więc podmianka takiej rzeczy nie jest niczym problematycznym.

Odpowiedz
avatar Karl
2 4

a ja pamiętam jak jakieś wino z kartonika litrowego (Cawalier?) my żłopali na Cmętarzu Osobowickim we Wrocku i smaczyło... jakbym miał wtedy 80 złociszy, to bym se kieszeń na dysk Optimusa kupił i jeszcze by zostało, a nie jakieś drogie wińsko, nie rozumiem skąd te ceny za sfermentowany soczek z winogron...

Odpowiedz
avatar Bkish
-4 4

Bez przesady...80zl to nie jest drogie wino. Takie to na zachodzie mozna kupic w supermarkecie. Drogie wino to jakis dobry rocznik sauternes czy jakis riesling. Tutaj w supermarketach maja nawet butelki po 300 euro. O tym ile kosztuje alkohol w sklepach specjalizujacych sie w winach wole nie mowic...

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-3 5

Na miejscu menagera wkurzyłbym się, gdyby pracownik odsyłał do mnie takich buców. Czemu go nie spławiłeś?

Odpowiedz
avatar butterice
1 3

@mietekforce: Może właśnie dlatego nie jesteś MANAGEREM?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-3 3

@butterice: Nie wiesz, kim jestem, ale masz rację - managerem nie jestem. Ale gdybym tylko lubił tracić czas na idiotów, na pewno bym nim został. Zostawiałbym poważne sprawy i poważnych ludzi, rzucał wszystko bo jakiś śmieszny facecik ma problem z butelką wina i własną kulturą. Bardzo to sensowne. Dzięki za dobrą radę jak się wybić. A tak serio - nie wiem kim Ty jesteś, ale chyba też nie managerką - w przeciwnym razie nie pisałabyś takich głupot.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 20 sierpnia 2014 o 21:30

avatar butterice
1 3

@mietekforce: No tak, najlepiej jest być managerem, który nic nie robi, tylko ustala planową gospodarkę na 5 lat. ;) A trudni klienci i ich problemy? Dobry manager jest właśnie od tego by opanować relacje na linii klient-sprzedawca, rozwiązywać konflikty itp. Wkurzyłbyś się, gdyby do ciebie odsyłano buców? No tak, twoja praca ma być lekka, łatwa i przyjemna a najgorszą robotę mają odwalać co na pierwszym froncie, za najniższą kasę. Manager jest od wyższych celów i robienia tabelek w spokojnym zaciszu... :D

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-2 2

Generalnie za dużo czasu straciłem na dyskusję z Tobą, aczkolwiek zdradzę tylko że nie czytasz w moich myślach. Pozdro 600.

Odpowiedz
avatar malyrudzielec
0 0

cóż ludziom się od tytułów w głowach przewraca... ja swoim się nie chwalę a w pracy mam podobnie, dzwonią, żądają niemożliwego i jeszcze uważają, że tylko oni mają rację i nie wiem jakie są zasady w mojej firmie (przecież klient wie lepiej....

Odpowiedz
Udostępnij