Zajmuję się wykonywaniem tłumaczeń - głównie medycznych i technicznych. Reguły współpracy oraz cennik opisane są na stronie internetowej.
Piątkowy wieczór, dzwoni klient - ma do przetłumaczenia CV na angielski, jak twierdził z dużą ilością zagadnień technicznych i chce je mieć na niedzielę. Nie powiem - lubię takie zlecenia, bo za pracę w weekend pobieram podwójną stawkę. Strona rozliczeniowa liczy 1800 znaków. Zlecenie przyjęłam. Pominę fakt że w całym moim życiu nie widziałam tak fatalnie napisanego CV - było niechlujne i zawierało błędy ortograficzne, z trudem się je czytało. Ale nie mnie oceniać - jak ktoś sobie życzy takie mieć... Wyszło 4 strony rozliczeniowe (ale "wizualnie" 2) czyli płacić trzeba za 8. W sobotni wieczór wysyłam do Pana wiadomość, że gotowe, wyszło tyle i tyle (dołączyłam link do podstrony z cennikiem), numer konta. Pan dziękuje, obiecuje uregulować i wysłać potwierdzenie. Do tego momentu wszystko grało. Potem Pan nie był już taki wyrozumiały - otrzymał dokument i dzwoni. Zdziwiony, że musiał tyle zapłacić za dwie stroniczki. Pytam czy czytał zasady współpracy i zapoznał się z cennikiem. Czytał, zapoznał się. Ale i tak za drogo. On to zgłosi.
OK, niech zgłasza. Nie za bardzo wiem gdzie, ale czekam z niecierpliwością :)
Hahahaha, a przetłumaczyłaś wiernie, tzn. tam gdzie były błędy w języku oryginału, dałaś równoważne w tłumaczeniu? q-:
Odpowiedz@MadDog: Nie dałam rady zmusić się do tego :) Ale uwierz mi, jak zobaczyłam "akwariuw" to zrobiło mi się słabo...
Odpowiedz@metaxa: Spokojnie, po pewnym czasie człowiek się uodparnia i słabo się robi dopiero przy "akwariumuw" :)
Odpowiedz@Poison_Ivy: dobrze, ze nie akwariumuf... :P
Odpowiedz@nisza: Zdecydowanie. A przecież może być jeszcze "akfarjómuf". Doprawdy, metaxa powinna się cieszyć z tych "akwariuw", toż to niemal wzorowa forma :)
Odpowiedz@Poison_Ivy: już parę lat w tym zawodzie siedzę i jeszcze do takich kwiatków nie przywykłam... Ale może faktycznie powinnam być wyrozumiała:)
OdpowiedzNa takich nie ma mocnych :) Miałam kiedyś klienta, który dawał do tłumaczenia tekst pisany mikroskopijną czcionką, bez interlinii i marginesów, byle upchać jak najwięcej na jednej stronie. Za każdym razem wyjaśniałam, co to jest strona przeliczeniowa, ale nie pomagało - zawsze był tak samo zdziwiony, że liczę za dziesięć stron, a przecież on dał do tłumaczenia tylko dwie :)
OdpowiedzPowinien się cieszyć że mu nie doliczyłaś jeszcze ekstra za dyskomfort czytania [-:
OdpowiedzAle odebrał i zapłacił czy Cię zostawił z tymi dokumentami? Jak kiedyś szukałam tłumacza przysięgłego to każdy, z którym rozmawiałam zaraz na początku rozmowy wyjaśniał, że strona ma właśnie mniej znaków i podawał cenę normalną i za ekspres. Przynajmniej przy płaceniu nie było nieporozumień. Trochę nie na temat, ale pozwolę sobie zadać Ci pytanie jako tłumaczowi. :) Czy to jest naprawdę normalne, że w tłumaczeniu oddawanym klientowi są literówki a nawet błędy merytoryczne? Po odebraniu mojego tłumaczenia dyplomu i suplementu, od razu zawiozłam go do ambasady więc nie miałam czasu go porządnie przejrzeć. Ambasada przyklepała a ja dopiero potem jak dokładnie przeczytałam to tłumaczenie to złapałam się za głowę. Babka w biurze tłumaczeń wmawiala mi, że takie błędy to norma i że niepotrzebnie przeżywam...
Odpowiedz@chiacchierona: zapłacił - dokumenty wysłałam mu po otrzymaniu potwierdzenia wykonania przelewu. Literówki i błędy merytoryczne nie są normalne. Ale jesteśmy tylko ludźmi i mogą się zdarzyć. Ja zawsze poprawiam wszelkie błędy (jeśli takowe wystąpią)w cenie usługi.
Odpowiedz@chiacchierona: zgodzę się z metaxą, tłumacze też ludzie i mogą robić błędy. Ale gdyby mi klient jakieś znalazł w tłumaczeniu, to natychmiast bym przeprosiła, a nie mowiła, że klient wydziwia czy przeżywa... Biura mało się przejmują, chcą tylko swoją marżę i tanich tłumaczy, więc w efekcie płaci się więcej za czasem gorszą usługę...
Odpowiedz@metaxa: @kalaallit: To że tłumacz też ma prawo do pomyłki, jak najbardziej rozumiem. Tylko właśnie tego tłumaczenia, że to normalne i że "jak bardzo bardzo i koniecznie chcę" to oni mi poprawią już nie rozumiałam. Że nie wspomnę o tym, że mnie z oddaniem tłumaczenia przetrzymali dwa dni i zamiast ja odebrać w biurze na spokojnie, oni mi przywieźli na dworzec 10 minut przed odjazdem mojego pociągu do Stolicy... Czyli, mimo że bardzo bardzo chciałam tych poprawek, nie mogłam czekać dwóch dni na nie tak jak zaproponowali.
Odpowiedz@chiacchierona: uważam, że ich podejście jest bezczelne, ale już niestety za późno, żeby coś zrobić, poza antyreklamą w internecie na stronach typu opineo, globtra itp - chociaż już chyba nie ma sensu tracić na nich czasu. I w przyszłości wynajmować tłumaczy bezpośrednio, biura naprawdę się skargami nie przejmują...
Odpowiedz@chiacchierona: Przypuszczam, że jest gdzieś w Polskiej Normie zapisane, ile tłumacz może "zrobić błędów". Tak jest, z tego co pamiętam, w przypadku korektorów - ilość przeoczonych literówek etc. Pomijam to, że każdy tłumaczony tekst powinien przejść porządną redakcję i korektę. Ale an to nigdy nie ma pieniędzy, czasu, środków...
Odpowiedz@mailme3: nie ma takiego zapisu w Polskiej Normie. Przyjmuje się że błędów nie powinno być, oraz że przekład nie musi być 100% wierny, jeśli zachowany jest sens oryginału i zawiera wszystkie szczegóły. Kwestia korekty ewentualnych błędów przez tłumacza to już etyka zawodowa.
OdpowiedzNa Twoim miejscu doliczyłabym jeszcze opłatę za korektę w języku polskim... ewentualnie za straty moralne spowodowane czytaniem takich ortografów.
Odpowiedz@szalonytroll: Zgadza się. Poziom językowy tekstów oddawanych obecnie do tłumaczenia jest tak zatrważająco niski, że tłumacze powinni doliczać sobie za redakcję tekstu oryginalnego, żeby w ogóle zrozumieć, o co chodzi.
OdpowiedzW angielskim robisz takie same i tyle samo błędów, co w polskim?
Odpowiedz@Bydle: Of course - robię błędy ortograficzne, składniowe, interpunkcyjne i merytoryczne. Deliberately.
OdpowiedzNo jak to gdzie zgłosi? do twojego szefa to zgłosi! a potem do rydzyka i papieża i do wszystkich babuni w tym osiedlu by mogły się oplotkować ty niedobry człowieku ty.
Odpowiedz@Kecaw: Hehe, szefem jestem ja :D Chyba mogę spać spokojnie ;)
Odpowiedz@Kecaw: Papież to pikuś - Krzysztof Jarzyna ze Szczecina załatwi wszystko.
OdpowiedzBo... bo... bo powiem pani!
OdpowiedzNigdy nie miałam do czynienia z tłumaczeniem, więc proszę o wyjaśnienie: dlaczego rozliczeniowe 4 wyglądające jak 2 to 8? O_o
Odpowiedz@rinnel: Ja to zrozumiałem tak (jak się mylę, proszę o naprostowanie): "Wizualnie 2" - czyli pewnie mniejsza czcionka, węższe marginesy i co tam jeszcze, żeby więcej tekstu na stronę zmieścić "rozliczeniowe 4" - według ilości znaków w tekście - około 3600 "do zapłacenia za 8" - podwójna stawka za pracę w weekend
Odpowiedz@rinnel: strona rozliczeniowa to u mnie 1800 znaków ze spacjami (przy tłumaczeniach przysięgłych 1125) - czyli rozliczasz za ilość znaków, a nie tego co widzisz objętościowo. 1800 znaków to mniej więcej 3/4 strony czcionką 12. Oczywiście jeśli zastosujesz czcionkę 8 to wejdzie nawet 5000 znaków na jednym arkuszu, ale i tak liczone jest jako 3 strony. A za pracę w weekend pobiera się plus 100% wynagrodzenia.
Odpowiedz