Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Pojawiają się tu historie o rodzicach święcie przekonanych, że przekarmianie swoich dzieci…

Pojawiają się tu historie o rodzicach święcie przekonanych, że przekarmianie swoich dzieci jest dla nich zdrowe, więc się dorzucę ;).
Moja historia będzie nie tyle jednak o rodzicach, co dziadkach.

Znacie ten typ, który jak coś sobie umyśli, to tak musi być? Otóż, to cali moi dziadkowie.
Będzie to długie i nieprawdopodobne. Ostrzegłam.

Kiedy byłam pacholęciem w wieku przedszkolnym, z racji tego, że moi rodzice pracowali, za upilnowanie mnie odpowiadali dziadkowie. Co robiła mała Olo, jak wracała z przedszkola? Jadła. A w każdym razie powinna, bo jak to tak, że dziecko po trzech posiłkach nie jest głodne. Rośnie przecież!
No to sadzano do stołu i podawano danie.

Przytoczę mój ranking najbardziej jaskrawych przykładów "dbania o zdrowie" wnuczki:

5) Dwie nogi kurczaka z ziemniakami i tartą marchewką z cukrem. Cała porcja ledwo mieściła się na talerzu.
4) Cztery laski wiejskiej kiełbasy. Informacja, przekazana przez łzy, że nawet tego nie lubię, nie została odebrana przez centralę.
3) Paczka pierogów z mięsem (cała, bodajże 30 sztuk).
2) Miska (nie żartuję) makaronu na maśle z serem i cukrem.
1) Mój absolutny faworyt, który miał miejsce, kiedy chorowałam na grypę żołądkową. Mianowicie, cały talerz gotowanej marchewki, stos kromek z masłem również na osobnym talerzu i 6 (słownie sześć) dokładek zupy... kapuśniak, coby dziecięciu żołądka nie obciążać czymś ciężkostrawnym (?!!). Rzygałam i s*** na zmianę,

Co robić, kiedy dziecko nie chce jeść? Proste. Siedzi przy stole póki wszystko nie zniknie z talerza. Rekord ustanowiłam ślęcząc i rycząc nad posiłkiem przez prawie cztery godziny.
Może wystarczyłoby po prostu powiedzieć twardo, że nie będę tyle jadła, a to co zostanie odnieść do kuchni i olać krzyki? A czy ktoś z was dostał kiedyś talerzem/drewnianą warzechą/łyżką lanie przez łeb, albo po rękach?

Jak to czasami bywa, gdy człowiek się przeje, to wymiotuje. Moja babcia postanowiła znaleźć na to sposób. Pewnego razu zebrała te wymiociny, które jeszcze nie zdążyły przykleić się do dywanu na talerz i oświadczyła bez jakichkolwiek oznak spokoju, że mam to teraz zjeść. Sposób okazał się średnio skuteczny. Tylko na to patrząc zwróciłam jeszcze raz, powiększając objętość śmierdzącej brei z kłaczkami dywanu gratis.

Zakaz zabawy na dworze, biegania, ruszania się gdziekolwiek bez naręcza kanapek i termosu herbaty. No przecież dziecko nie może się przemęczać.

Jestem pierworodna, co z pewnością przyniosło rodzicom szczęście, ale jako młodzi i niedoświadczeni rodzice, zawierzyli bardziej doświadczonym osobom. Mój tata do dziś zarzeka się, że myślał, że tak trzeba karmić małe dzieci. Uprzedzając pytania, rodzice widzieli, że wyglądam jak młode słonia, zwracali mi uwagę, że to nie zdrowe tak się objadać, namawiali mnie, żebym chodziła na rower, zapisywali na różnorakie zajęcia ruchowe. Tylko co z tego, skoro pracowali popołudniami, więc się rozmijaliśmy. A babcia, po każdej sesji ruchowej sadzała mnie przy stole, a w końcu z dziadkiem wykoncypowali, że na żadne zajęcia nie będą mnie zabierać, bo się dziecko przemęcza, a ja zapytana mam zmyślić, co ewentualnie mogłabym robić.
Tak się to ciągnęło, Olo wyglądała jak kulka i systematycznie dobijała dodatkowe kilogramy. Doszło do tego, że doszłam do czterdziestu kilo nadwagi. Momentalnie się męczyłam, wszyscy wokół rechotali na mój widok, a nauczycielka cmokała zniesmaczona, kiedy sapałam jak lokomotywa po lekkim truchciku i komentowała, kiedy rozpakowywałam drugie śniadanie (swoją drogą gabarytu pikniku).

Nie protestowałam, wizja drewnianej warzechy wisiała nade mną i skutecznie przymykała jadaczkę. Jednak po naprawdę mocnych szturchańcach w szkole coś pękło. Wróciłam spłakana do domu, postawiony przede mną obiad zrzuciłam na ziemie, wrzeszczałam, że mam tego dosyć. Odbyła się awantura, dostałam lanie, ale posiłku nie zjadłam. Próbowałam zostawiać drugie śniadanie w domu, ale dziadek przynosił mi je do szkoły, więc zaczęłam je po prostu wyrzucać.
Zaczęłam naciskać na spacery, na rower. W końcu przełamałam się i pogadałam z mamą, że ja wbrew zapewnieniom babci, wcale nie chcę tyle jeść.


Konfrontację pomiędzy moimi rodzicami a dziadkami można porównać tylko do apokalipsy. Nie pamiętam, jakie słowa padły, natomiast lepiej zapadło mi w pamięć walenie pięściami w ściany przez dziadka, czy tłuczone w złości talerze przez babcię, jak również wiązanki, którymi rzucał mój ojciec i płacz mojej mamy. Ostatecznie stanęło na tym, że mama zmieniła pracę, żeby móc mi gotować i dopilnować, żebym poszła na rower a potem karate.

Dzisiaj utrzymuję wagę 60 kg, przy 1,65 cm, więc nie jest najgorzej, choć chyba już zawsze, kiedy popatrzę w lustro moją pierwszą myślą będzie "powinnam schudnąć".
Moja babcia waży obecnie prawie 100 kg, a jest ode mnie niższa 15 cm. Nazywa mnie anorektyczką i życzy pobytu w szpitalu za każdym razem, kiedy odnoszę do kuchni talerzyk ciastek, który mi wręcza.

Ktoś już to mówił, ale nikt nie zabroni mi powtórzyć, że nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu.

gastronomia domowa :)

by olo667
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar kalulumpa
67 67

Wymiękłam. Szczerze współczuję, bo mnie do szału doprowadza, gdy przy odwiedzinach u dziadków zachowuję się jakbym miała syndrom Touretta - "No byłam ostatnio u koleżanki NIE CHCĘ, poszłyśmy razem do BABCIU NIE MAM OCHOTY knajpy, no i dowiedziałam się BABCIU NIE JESTEM GŁODNA...". Ale przy tym co musiałaś przejść to pikuś... Naprawdę można w ten sposób zniszczyć dziecku życie.

Odpowiedz
avatar Byczek1995
33 35

@kalulumpa: To jeszcze nic. Moja babcia robiła na odwrót. Kupowała mi mało, ale drogo, i jeszcze kilka dni później potrafiła mi wypomnieć wszystko co mi kupiła. Dostałem od niej ciastko, a parę dni później musiałem cały dzień słuchać jaka to ona biedna, ciastka mi musi kupować a ja jej pieniędzy za to nie oddaję. Kupiła mi zapiekankę to musiałem słuchać jak to nie jadam nic oprócz zapiekanek i musi majątek na jedzenie dla mnie wydawać. I za nic nie docierało do niej jak mówiłem że ma przestać kupować takie drogie rzeczy, bo alimentów mam 500zł, nie 5000 i nie dam rady jej oddawać kasy za każdym razem jak jej mały móżdżek nakupi mi odrobinę jedzenia w cenie takiej że można by pluton wojska wykarmić. A to wszystko na trzeźwo, nie będę mówił co było jak pijana była.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 3 lipca 2014 o 16:36

avatar ruda
41 41

Jak ja nie chciałam jeść, matka wysyłała mnie do łazienki i kazała jeść na pralce. Teraz się z tego śmieję, ale jak mój dzieciak nie ma apetytu, to po prostu nie je. I nikt nie robi z tego problemu.

Odpowiedz
avatar bazienka
6 10

@ruda: mi kazali na sedesie albo zamykali w ciemnej łazience- oczywiście wychowawczo

Odpowiedz
avatar Yennefer_
30 30

Przez pierwszy semestr na studiach mieszkałam z babcią. Babcia jednak stwierdziła, że jak nie przytyje u niej, to oznacza, że nie dba o mnie i w domu pomyślą, że głodzi wnuczkę. Tak samo było, gdy przyjeżdżałam na wakacje. Mama przez telefon prosiła babcię, żeby nie przekarmiać, nie zmuszać, że mnie i rodzeństwo uczyli, by poprosić o jedzenie/ później samemu sobie zrobić, ale nie wciskać siłą.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 3 lipca 2014 o 12:14

avatar Azheal
12 16

@Yennefer_: Bo jedzenie to ma byc przyjemnosc a nie kara.. u mnie w domu na szczescie byl spokoj nie chciales jesc?spoko zostaw moze zjesz pozniej ale jak obiadu calego nie zjadles to zadnych slodkosci poki nie dokoncysz:] I w sumie sposob ten sprawdzil sie bardzo dobrze bo w calej rodzinie mam tylko 1 gruba osobe

Odpowiedz
avatar MyCha
47 47

Nigdy chyba nie zrozumiem idei zmuszania dziecka do jedzenia. Nie chce to niech nie je, jak zgłodnieje to zje albo będzie głodne do następnego posiłku. Gdzie tu problem? Co najwyżej pomarudzi ale za to się nauczy, że jak mama przygotowała obiad to trzeba go zjeść bo będzie się jadło zimny albo czekało do kolacji. Dzieci też potrafią myśleć i wyciągać wnioski. Doskonale też wiedzą ile jedzenia w danej chwili potrzebują. O ile nie mamy do czynienia z jakimś patologicznym przypadkiem totalnego niejadka, który najchętniej by się zagłodził na śmierć to chyba jest to najrozsądniejsze rozwiązanie. A autorce szczerze współczuję. Sama nienawidzę uczucia przejedzenia w żołądku i zawsze ostro protestuję jak wciska mi na talerz coś kiedy czuję, że już na więcej nie mam zwyczajnie ochoty. Nawet pewną ciotkę dla której jedynym hobby jest obżeranie się, około 150kg żywej wagi, nauczyłam, że jak mówię, że zjem jeden kotlet plus cztery kawałki kartofli plus ogórek kiszony to każda dodatkowa rzecz na talerzu się zmarnuje. Tylko, że taki system wprowadziłam dopiero jak poszłam na studia. Dziecko niestety nie ma takiej siły przebicia dlatego dobrze, że rodzice, choć późno, ale jednak zareagowali. Swoją drogą jak można nie zauważyć albo zbagatelizować fakt, że własne dziecko jest otyłe? 40kg nadwagi chyba nie da się nie zauważyć?

Odpowiedz
avatar wredzioszka
31 33

Niestety, ale wiem, co czujesz i jak musiało to wpłynąć na twoją psychikę. Miałam w dzieciństwie podobny problem, moi dziadkowie jako "deser" potrafili dawać mi kostki cukru (!!!), a ja jako mały szczyl byłam łasa na słodkie. Kwiatków było więcej, ale skończyło się, kiedy mama zauważyła, że coś jest nie tak - też pracowała i głównie to babcia była odpowiedzialna za spędzane ze mną popołudnia. Ech, ciężka mentalność.

Odpowiedz
avatar nighty
13 17

@wredzioszka: A jak określisz dawanie 6 latce herbaty z 4 (!!) łyżkami cukru? Bo herbata musi być słodka - moja mama NADAL tak pije i babcię to uszczęśliwia natomiast ja nie słodzę napojów w ogóle bo na samą myśl o słodkiej herbacie mam mdłości i to już babcia uważa za objaw chorobowy (i próbuje mi po kryjomu słodzić herbatę).

Odpowiedz
avatar VAGINEER
6 6

@nighty: Cztery to jeszcze nic. Korwin - Mikke słodzi dziesięć ;)

Odpowiedz
avatar nighty
3 3

@VAGINEER: 10 na małą szklankę czy duży kubek? :P

Odpowiedz
avatar krolJulian
29 29

Ja w czasach zupełnego dzieciństwa miałam bliską koleżankę. Taką w zasadzie od czasów głębokiego wózka. Koleżanka miała mamę nadopiekuńczą jakich mało. Wielokrotnie zdarzało się, że moja babcia zabierała mnie i koleżankę na spaceru do zoo, do parku, na plac zabaw. Niegdy nie udało nam się dojść do pierwszego zakrętu, zaraz z torby wychylały się kanapki, naleśniki, slodycze, wszystko co możliwe. Kolezanka ubrana w ciepły dzień w kurtkę, sweterek, bezrękawnik, ja w krótkim rękawie. Efekt był taki, że ja chodziłam zdrowa przez większość roku, chuda co prawda (18kg w pierwszej klasie podstawówki), koleżanka wiecej czasu spędzała w łóżku chorując. I byla przy tym chyba 3 razy większa ode mnie. Teraz się wszystko wyrównało, ale wiem, że z wagi ponad 100kg zjechała do 50. I dobrze to też nie wygląda. A z tamtego okresu najlepiej pamiętam sadzanie mnie przez jej mamę na kolanach i wmuszanie racuchów. Przynajmniej babcię miałam rozsądna.

Odpowiedz
avatar Cynamonka
49 49

O ile jestem w stanie zrozumiec troske o prawidlowe zywienie dziecka, o tyle nigdy nie zrozumiem zamiatania wymiocin na talerz. TO JEST CHORE. I nie ma na to usprawiedliwienia. Jak mozna nie rozumiec, ze skoro dziecko nie ma ochoty na zwykle jedzenie, to takiego doprawionego sokami zoladkowymi na pewno nie ruszy? Skad w ogole taki pomysl... nie moge tego pojac. Bardzo Ci wspolczuje piekla, przez ktore przeszlas.

Odpowiedz
avatar ccheerriee
26 26

Szczerze współczuję. Dzieckiem najchudszym nie byłam, jak się później okazało - chora tarczyca.. Ale moja babcia robiła to samo. W pewnym momencie przestałam jeździć do niej na wakacje, bo ciężko było jeść niechciane dokładki i słuchać tego, że wyglądam jak stado słoni mając kilkanaście lat. Później na szczęście schudłam i przy wzroście 156cm ważę 56kg, ale dla babci tak źle i tak niedobrze :) ah ta rodzina, no..

Odpowiedz
avatar Przemek77
28 28

Cóż, wiadomo, że babcie lubią przekarmiać wnuki, ale to co jest tu opisane to jakaś straszna patologia. Współczuję.

Odpowiedz
avatar Pomcia
30 30

Z dziećmi często jest ten problem, który tutaj też widać, że często nie chcą się skarżyć rodzicom, bo wierzą, że inni dorośli mają rację, a rodzice tylko to potwierdzą. Współczuję Ci bardzo, mnie dziadkowie też chcieli karmić na siłę (rzeczywiście byłam chudziutkim dzieckiem, ale zdrowym i pełnym sił), na szczęście rodzice zabronili dziadkom zmuszania mnie do jedzenia (przedszkolankom zresztą też).

Odpowiedz
avatar konto usunięte
21 21

@Pomcia: To nie z dziećmi jest problem, a z dorosłymi, którzy nadużywają swojego autorytetu.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
24 24

Eh, babcie. Razem z bratem byliśmy z pierwszej tury wnuków i do dziś pamiętam wielkie naleśniki z twarogiem, koniecznie trzy, suche tak, że co kęs trzeba było popijać, drugie dania były tak samo wielkie jak dla dziadka a zupa zawsze wystawała ponad talerz. O ile pobyty u dziadków wspominam dobrze, to posiłki kończyły się płaczem. Przy ostatnim wnuczku babcia zmieniła poglądy i uznała, że dziecko powinno jeść tyle, ile chce. Na uwagę, że nas karmiła według "nieco" innej zasady, zamilkła urażona...

Odpowiedz
avatar Sine
17 17

Moja mama ma niemal identyczne wspomnienia w związku z prababcią... Do dziś kobieta na sam zapach kogla-mogla ma mdłości, bo kiedy tylko przychodziła ze szkoły, babcia wmuszała w nią dwa kubły tego, a potem obiad... Na szczęście moja babcia i mama nie powtórzyły tego terroru jedzeniowego w kolejnym pokoleniu. Uff!

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 3 lipca 2014 o 15:10

avatar kalulumpa
29 31

@Sine: ja tak mam na widok jabłek. W wakacje u babci maltretowali mnie "chcesz ułożyć puzzle zjedz jabłko", "chcesz wyjść na pole zjedz jabłko", "chcesz zadzwonić do mamy zjedz jabłko"... Kiedyś mój nieświadomy luby zrobił mięso w sosie jabłkowym - jak poczułam zapach to wylądowałam przytulona do porcelany - a tak się chłopak starał... ;)

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 3 lipca 2014 o 15:25

avatar nighty
12 12

@kalulumpa: No bo każda aktywność fizyczna, nawet ułożenie puzzli, spala niewiarygodną ilość kalorii. Dlatego u mojej babuni "zasadą" było jedzenie przed zabawą/wyjściem do sklepu/wyjściem na podwórko/odrobieniem lekcji/ etc. i jedzenie PO aktywności żeby kalorie nadrobić...

Odpowiedz
avatar Noob
3 5

O to to. Ja już do końca życia nie spojrzę na przeciery z owoców. Oprócz tego choćby sam zapach pomidorów wywołuje u mnie ciarki. I tak najgorszym koszmarem pozostanie "rosół z kluskami lanymi" (tak to przynajmniej babcia nazywała, nie jest to prawidłowa nazwa). Jest to rosół z jakąś niemożebnie śmierdzącą pływającą pianką na wierzchu, chyba zrobioną z ubitych jajek. Do tej pory wyobrażając sobie to danie, odrobinę zbiera mnie na mdłości. Meh, jednak wmuszanie jedzenia powoduje jakieś traumy u dzieci. Zgodnie z zasadą "nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło" w późniejszym okresie łatwiej jest nie przybrać na wagę / schudnąć (z powodu przez lata "pielęgnowanego" wstrętu do jedzenia). No cóż, to i tak za małe wynagrodzenie za te lata męki :0

Odpowiedz
avatar bazienka
3 5

@kalulumpa: pół biedy, że nie ciastak, tylko coś względnie zdrowego... ale nie do przesytu...

Odpowiedz
avatar deminisia103
3 3

@Sine: Ja tak zostałam wegetarianką, nie mogę ruszyć mięsa bo mnie mdli. Jak byłam młodsza to babcia wszędzie mi dokładała mięsa, wszędzie, a jak na obiad zjadłam już warzywa i część mięsa i nie mogłam więcej, to musiałam siedzieć parę godzin nad nim i dokańczać. Skończyło się tak że mniej więcej od 13 roku życia nie jem żadnego mięsa. Nie jestem z tego powodu szczęśliwa, próbowałam się przelamać dla zdrowia, ale nie szło. Zawsze kończyło się na nudnościach.

Odpowiedz
avatar remzibi69
18 18

Ja miałem podobnie. Z tym że rodzice i dziadkowie uważali tak samo przekarmiając mnie i dopóki sam sobie nie pomogłem (5 lat walki z każdym posiłkiem w domu) to nic z tego nie było. W sumie nazbierało się 50kg więcej niż obecnie :-) Teraz mam 190cm i 90kg także bardzo źle nie jest.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
22 22

Ja mam taką ciotkę i wujka. Jedno przed drugim woła: A poczęstuj się!, Odchudzasz się?! A z czego?, Co ty dietę masz?!, Nie smakuje Ci?, Nie lubisz, a nie próbowałaś nawet. Jakoś do nich nie dociera, że goście nie muszą tyle jeść... Ale poza tym są naprawdę fajnymi ludźmi, tylko z jedzeniem im się klepki poprzestawiały. Współczuje Ci, ale widać, że jesteś silna i tak trzymaj :)

Odpowiedz
avatar kalulumpa
15 15

@powidla: Ostatnio na imprezie rodzinnej babcia stwierdziła, że się odchudzam bo nie wzięłam kromki chleba do wielkiego, tłustego kawałka karkówki ;)

Odpowiedz
avatar archeoziele
19 19

@powidla: Taka kultura. Relikt czasów, w których jedzenia było niewiele a mięso to był luksus. Za to postawienie przed gościem michy wypełnionej po brzegi to była oznaka gościnności i szacunku.

Odpowiedz
avatar Yennefer_
28 28

@archeoziele: Aż mi się nieśmiertelny tekst przypomniał: "Jak już nie możesz, to chociaż mięsko zjedz, a ziemniaki zostaw".

Odpowiedz
avatar Chevelle
28 28

@Yennefer_: Moja babcia stosuje taktykę na poczucie winy. "Nie jesz już? Nie smakuje ci pewnie. No ja wiem, stara babka już nie umie tak gotować żeby młodym smakowało, wy to teraz macie takie wynalazki, ja nie znam, skąd mam znać, tych waszych internetów to nie umiem." Dodatkowo stara babka nie ma na nic siły, a jak słoik z rosołem zakręci to dorosły chłop nie ma siły otworzyć.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 3 lipca 2014 o 23:28

avatar Yennefer_
15 15

@Chevelle: Moja babcia naprawdę nie umiała gotować :D Potwierdza to moja mama, która wspomina, że w dzieciństwie płakali nad talerzami :) Wiecie jaki widok zapadł mi w pamięć? Babcia odgrzewająca kotlety. Jak? Brrr... Każdego kotleta smarowała grubą warstwą smalcu (tak jak się kromkę masłem smaruje) i układała na blaszy... i do piekarnika. Nie mogła zrozumieć, czemu nie jestem głodna :)

Odpowiedz
avatar Chevelle
11 11

@Yennefer_: A to nie, moja babcia gotuje dobrze (chociaż rzeczywiście wpisuje się w tendencję, że bardzo tłusto). Tylko jej wyobrażenie tego ile człowiek powinien zjeść troszkę się z rzeczywistością rozmija.

Odpowiedz
avatar Nydiss
17 17

Powiem szczerze, że ta historia zmusiła mnie do założenia konta. Niestety perypetie z jedzeniem są chyba znane przez większość ludzi, którym dane było obcować z dziadkami. Moja babcia też była nadopiekuńcza, co chwila jakieś słodkie, do tego chora tarczyca i co? Dopiero teraz zrzuciłam 10kg nadwagi, które musiałam nosić na swoich biednych nogach. Długo zajęło mi nauczenie babci, że będę jadła tyle, ile chcę. Współczuję :<

Odpowiedz
avatar ananonda
5 5

@Nydiss: u mnie podobnie- chora tarczyca i mimo leczenia i ćwiczeń nie mogę się pozbyć paru nadprogramowych kg, do tego łatwo puchnę. Od babci już nie raz i nie dwa słyszałam, że się robię okrąglutka, ale zawsze starała się nałożyć mi na talerz jak najwięcej jedzenia. To dobra kobieta, ale myślałam, że szlag mnie trafi, jak stawiała przede mną talerz i mówiła, że powinnam zacząć ćwiczyć. Do dzisiaj nie wiem- śmiać się czy płakać ;)

Odpowiedz
avatar porcelanowalalka
20 20

Czuję się jakby ta historia była o mnie. Ja miałam takie szczęście, że rodzice utuczyli tylko dwójkę mojego rodzeństwa, a przy mnie (po pewnym czasie) się zreflektowali. Do tej pory patrzę ze strachem na mikrofalówkę (ustawiano mi limit czasowy na jedzenie), a na pewne dania z czasów dzieciństwa patrzę z obrzydzeniem. Kiedy wypominam to rodzicom, robią się czerwoni ze wstydu. Chociaż tyle.

Odpowiedz
avatar karrola
16 16

Też miałam ten problem, wmuszanie jedzenia. Wymusiłam na rodzicach wykupienie obiadów w szkole, by mieć wymówkę, że ja już po obiedzie i nie jeść mega porcji, bo na stołówce jak nie mogłam zjeść to po prostu oddawałam talerz z tym co zostawiłam i nikt na mnie nie krzyczał. Po tym rodzice interweniowali u babci, ale nic to nie dało. Wszelkie ferie, wakacje czy dni wolne kiedy byłam u babci kończyły się nakładaniem i wmuszaniem stosów jedzenia. Do tego pamiętam, że przy ładnej pogodzie po posiłku chodziłam z babcią na spacery "dla zdrowia" - spacery do najbliższej cukierni/pizzerii/lodziarni. Z ulgą powitałam czasy, kiedy rodzice uznali, że mogę zostawać sama w domu.

Odpowiedz
avatar Austenityzacja
19 19

Czegoś tu nie rozumiem... Twoi rodzice nie zauważyli, że ważysz i objętościowo zajmujesz tyle co trzech twoich rówieśników? Dopiero rozmowa z mamą otworzyła im oczy?

Odpowiedz
avatar Lokasenna
20 22

Kiedy to przeczytałam, momentalnie zrobiło mi się niedobrze... I to nie dlatego, że wyobraziłam sobie te stosy niechcianego jedzenia ale dlatego, że gdy zobaczyłam dziecko które jest w ten sposób traktowane, wmuszane jest w nie jedzenie, ono nie chce, płacze, ale musi to zjeść... To chora sytuacja... Napisanie, że Ci współczuję mija się z prawdą - to zbyt delikatne określenie na to, jak bardzo żal mi, że wyrządzono Ci taką krzywdę, jak bardzo nie rozumiem jak można zrobić coś takiego własnej wnuczce... Całe szczęście, u jednej babci jedzenia nigdy nie tykałam (nie rozumiała, że nie lubię tego, co mi podaje, kazała jeść, grała na uczuciach, ale ja się nie złamałam więc dawała spokój), druga, pomimo, że lubi jak jem po, w najgorszym przypadku, trzykrotnym powtórzeniu, że "Nie babciu, dziękuję, już nie jestem głodna, może potem" daje spokój.

Odpowiedz
avatar nuclear82
17 17

Ja miałem babcię która też mnie tuczyła ale w umiarkowany sposób, nie wmuszała siłą. Z tym że potrawy dla 4-5 latka specjalnie zdrowe nie były - hurtowe ilości słodyczy, chrupków, chipsów co tylko się nadarzyło. Najwięcej ważyłem niecałe 90 kg przy 175 cm (wiek ok 14 lat) potem już odmawiałem jedzenia sam i zjechałem do normalnej wagi ok. 72 przy 180 wzrostu. Teraz znowu ważę 85 ale to dlatego że więcej ćwiczę, nawet 6-pak na bruchu zrobiłem. Mimo że nadwaga nie była duża, w najgorszym wypadku ok. 20 kg - to i tak niewielkie rozstępy zostały. Parę lat temu pracowałem z jedną dziewczyną co zaczynała z pułapu koło 120 kg, wzięła się za intensywne odchudzanie i po roku ubyło jej 55.

Odpowiedz
avatar nighty
9 11

@nuclear82: Twoje przynajmniej słodycze uznawała :P Moja babcia z ogromną niechęcią patrzyła nawet na jogurty a na czekoladki/cukierki/lody etc. to już w ogóle, "słodycze psują dzieciom apetyt". Dziadek co jakiś czas dawał mi "Lentilky" albo lody albo czekoladę, ale tylko wtedy jak babcia nie patrzyła bo inaczej dostawał burę od babci za dawanie dziecku takich rzeczy, "słodyczami się dziecko nie naje". Za to jajecznicą z boczkiem tak!

Odpowiedz
avatar aniucha0711
14 16

Sporo musiałaś się napracować, aby uzyskać taką wagę. Gratulacje! Nie wiem dlaczego dziadkowie wpychają jedzenie na się. Nigdy nie miałam dziadków. Umarli zanim się urodziłam. Zjadłabym taki domowy babciny obiad :)Gdy chodziłam do przedszkola mama próbowała wciskać we mnie obiad na siłę. Siadałyśmy przy stole i nie odeszliśmy zanim nie zjadłam. Po paru dniach była zupa grzybowa, też wciskana na siłę. Zwymiotowałam na dywan. Mama już nigdy mnie dokarmiała :D gdy byłam głodna, to porostu mówiłam. Dzisiaj mam 23 lata, 1.60 wzrostu i 58 kg. Ciesze się, że sama dbam o to co jem, bez wciskania przez rodziców czy nieposiadanych dziadków :)

Odpowiedz
avatar Pytajnik
13 13

@aniucha0711: Wlasciwie sobie odpowiedzialas w wiadomosci nizej - wpychaja, bo uwazaja duzo jedzenia za oznake dobrobytu. Im wiecej sie komus wciska = tym bardziej sie o kogos dba. Moi dziadkowie tez umarli bardzo szybko i nie do konca rozumiem ta mentalnosc, ale mysle ze to mniej wiecej tak dziala. Inne czasy wychowania, oni zyli w czasach kiedy naprawde ciezko bylo zdobyc dobre jedzenie...

Odpowiedz
avatar bazienka
-1 3

@Pytajnik: taaa kochanie przez gotowanie...

Odpowiedz
avatar InYourFace
2 2

@bazienka: Przez żołądek do serca :)

Odpowiedz
avatar aniucha0711
21 21

Niedawno byłam z koleżanką u jej babci na wsi. Babcia chciała nam wcisnąć obiad, a my odparliśmy zgodnie z prawdą, że jesteśmy już po obiedzie. Popłakała się, że "gardzimy jej jedzeniem i chociaż jest biedna to chociaż obiad może nam zaproponować". Dziadek uspokajał ją ponad godzinę. Było nam strasznie głupio.

Odpowiedz
avatar Zona_Informatyka
20 20

Moja babcia podobnie traktowała moją starszą siostrę i... nasze dwa kundelki. Do tej pory szkoda mi tych psiaków. Prawie szurały na swoich krótkich nóżkach brzuchami po ziemi. A jak pies nie chciał jeść, to wlewała mu żarcie do gardła [sic!]! Patologia normalnie. Na szczęście mnie już nie miała siły tresować...

Odpowiedz
avatar Rammsteinowa
12 12

U mnie babcia tylko marudziła, że mało jem, żem chuda i co to ze mnie wyrośnie, więc okej. Gorzej z mamą w niektórych przypadkach. "Od stołu nie odejdziesz, zjedz tę kapustę!!!", "Jeszcze mięsko, mięsko jeszcze! Siedź!" Po godzinie płaczu, ryku i odruchów wymiotnych(nie porzygałam się na szczęście nigdy)ustępowała oczywiście, ale uraz do niektórych rzeczy mam dalej, albo dopiero teraz powolutku po latach się do nich przekonuje. A i tak czasami "Nie spróbowałaś, a mówisz, że niedobre!"...:D

Odpowiedz
avatar tomdomus
8 8

Moja Żona była typowym niejadkiem, mnie niestety wciskano jedzenie, może nie na zasadzie dokładek ale "co na talerzu to ma być zjedzone" Rozumiem twoje cierpienia, ale pocieszające jest to że nie ma tego złego coby na dobre nie wyszło. Mając w pamięci takie przeżycia z własnego dzieciństwa, lepiej zadbasz o własne dzieci. Ani ja ani moja Żona nie skazujemy dzieci na takie przeżycia. Jedzą wszystko co podam, ale w ilościach przez nich akceptowalnych. Nakładam na talerze tyle by się najedli (zawsze można poprosić o dokładkę) i staram się gotować (staramy) różnorodnie, czyli często i kolorowo.

Odpowiedz
avatar nighty
12 12

Czy my nie mamy czasem wspólnej babci? Moje wspomnienia są identyczne - siedź przy stole tak długo aż wszystko nie zniknie z talerza. Nie ważne że 8 latka nie chce jeść ziemniaków ze skwarkami czy smażonego boczku, ma wszystko być zjedzone. Gdy babcia mieszkała na wsi, to marzyła o takich rarytasach i w życiu by jej nie przyszło tak grymasić przy stole! Poza tym, babcia do dziś wychodzi z założenia że tłuste dziecko to szczęśliwe dziecko a chude dziecko to biedne i nieszczęśliwe. Przy każdej imprezie rodzinnej, babcia pilnie obserwuje ile ja sobie nakładam na talerz i odpowiednio to jeszcze komentuje. Ostatnio babcia chciała mnie wysłać do szpitala bo mam "zaawansowaną" anoreksję. Dlaczego? Babcia ostatnio widziała program w telewizji o anorektyczkach. Dziewczyna nie jadła, nie jadła aż zmarła! Odratować jej nie mogli bo za chuda była! Dziewczyna miała 168 cm wzrostu i ważyła 35 kg. Ja mam 155 cm i ważę 43 kg. Babcia różnicy nie widzi.

Odpowiedz
avatar krawieck
9 9

Ja też miałem babcię która dokarmiała nas (bo mam jeszcze 2 braci) a mnie jako najmłodszego dokarmiała najbardziej, bo przecież "muszę rosnąć", a ja jakoś się nie sprzeciwiałem. Pewnego dnia, kiedy przyjechaliśmy do dziadków miarka się przebrała i pośpiechu udałem się do łazienki gdzie to wszystko z siebie wymiotłem. Po tym wydarzeniu babcia zawsze najpierw mnie pyta, czy jestem głodny, czy nie. Warto zaznaczyć, że ja tego za bardzo nie pamiętam, ale większość mi mówili rodzice.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
7 7

Ja jakimś szczególnym niejadkiem nie byłam, ale niektóre potrawy mi nie podchodziły. Wówczas moja matka stosowała metodę "nie odejdziesz od stołu, dopóki nie zjesz" - rekord to było 8h nad śledziami w cebuli... Do dzisiaj nawet widmo śmierci głodowej nie jest w stanie zmusić mnie do tknięcia śledzi, surowej cebuli, smażonej wątróbki czy surówki z selera...

Odpowiedz
avatar mjodzjo
5 5

Huhu, u mnie wyglądało to nieco inaczej, z trójki rodzeństwa jako jedyna nie byłam `niejadkiem` i moim rodzicom i dziadkom się to spodobało i przegięli w drugą stronę - dając mi to co w siebie wepchę gdy moje rodzeństwo jadało sporo mniej. Oni zawsze szczupli a ja w 1 klasie podstawówki obóz odchudzający żeby otyłość nie przekształciłą się w coś groźniejszego... ;x

Odpowiedz
avatar lashandviagra
7 7

Ojejku, to zdanie "nie odejdziesz od stołu póki nie zjesz" zapamiętam do końca życia... Z tym, że mnie męczyli z jedzeniem, bo byłam potwornie chuda i nie miałam apetytu. Poza wmuszaniem jedzenia męczyli mnie też podawaniem ohydnego syropku na apetyt. I nic to nie pomogło, bo okazało się, że mam celiakię i nawet gdyby wepchnęli we mnie tonę jedzenia to bym nie przytyła. Więc przynajmniej dobrze, że nie wyszłam z tego jako grubasek :D

Odpowiedz
avatar Matys909
5 5

Taką teściową to bym chyba udusił moimi rękami.

Odpowiedz
avatar bazienka
6 10

szczerze współczuję serio, takie rzeczy się zdarzają moi rodzice mieli równie cudowną metodę- bicie pasem lub smyczą po plecach przez dziurę pomiędzy siedzeniem a oparciem krzesła... bo oczywiście dziecko, które jest niejadkiem (w przedszkolu miałam układ albo po pół porcji każdego dania, albo tylko zupa czy tylko drugie), po zjedzeniu śniadania, obiadu i podwieczorku w przedszkolu ma tyyyyyle miejsca w swoim kilkuletnim brzuszku, że 3daniowy obiad MUSI się tam zmieścić babcia genialnie łyżkami karmiła mnie śmietaną, do porzygu nosem, bo usta mi zatykała, bym nie wypluwała do dziś nie tkne twarogu pod żadną postacią, sernik może nie istnieć, żółty ser tylko rozpuszczony np. na pizzy... dziękuję, kochana rodzinko

Odpowiedz
avatar konto usunięte
8 10

Moja Babcia też chyba uważa, że dopóki człowiek jest w stanie zapiąć spodnie, to się nie najadł. Po każdej wizycie u niej na obiedzie nie mogę się praktycznie ruszać, a to i tak nic w porównaniu z imieninami, kiedy to prawie płaczem zmusza wszystkich do jedzenia, "bo po co ona się tak napracowała?" Najbardziej rozśmiesza mnie, jak mówi, że dzisiaj obiad będzie dietetyczny, bo bez ziemniaków. Ale że każdy dostaje kawał schabu, udko z kurczaka, kopiastą łyżkę kapusty, a potem na deser dwie jagodzianki i lody, w międzyczasie przegryzane czekoladkami i wafelkami, to nie ma znaczenia, obiad był niskokaloryczny! A jak czegoś się nie zje, to pakuje na wynos, "bo ona sama, ona tego nie zje." I nie rozumie, że chciałabym utrzymać wagę, bo schudnąć było mi ciężko, a przytyć to żaden problem. "A z czego ty się odchudzasz?" Moja mama niedawno nie wytrzymała i po prostu na nią nakrzyczała, żeby się opanowała.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
8 8

Historia straszna, ale komentarze przerażające - bo uświadamiają skalę problemu! Okazuje się, że takie traktowanie dzieci to była/jest sytuacja nagminna! Dziękuję Bogu, że nikt we mnie jedzenia nie wmuszał. Namawiał, podsuwał, ale kończyło się na co najwyżej na kilku łyżeczkach więcej, a jak mówiłam stanowcze NIE to znaczyło to, że więcej niet. Grozili brakiem deseru ale tej kary nigdy nie wdrożyli w życie ;-)

Odpowiedz
avatar anulla89
1 3

@JablkoAntonuffka: Mam nadzieję, że nie wyrosłaś na wrednego, rozpuszczonego bachora, bo stosujemy taki system u naszej córy, i czasem się trochę martwię, że źle robimy, że jej trochę bardziej nie ciśniemy... :)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
5 5

Mnie też zmuszali ale nie tak radykalnie. Jak byłam mała to byłam strasznym niejadkiem. Nic nie pomagało to mama się wkurzyła i stwierdziła, że jak się sama nie upomnę to mi nie da. Przez prawie 3 dni widziała tylko, że piję wodę z kranu. Czy coś podjadałam, nie wiem. O jedzenie się nie upomniałam, mama wymiękła i mnie nakarmiła.

Odpowiedz
avatar Yuki_
4 4

Co za patologia i nie dotyczy tylko dziadków.Rozumiem,że twoi rodzice byli zajęci pracą,ale powinni znaleźć trochę czasu dla dziecka.Dziwne,że nie zauważyli,że coś się dzieje.Starszym odbija i trzeba zwrócić na to uwagę.

Odpowiedz
avatar cindirella
5 5

Oj, doskonale to rozumiem...Nigdy, odkąd pamiętam nie potrafiłam jeść rano zbyt wiele, kiedy zaczęłam chodzić do szkoły, moja mama była akurat w ciąży z moją siostrą, więc jak nie chciałam to nie jadłam. Kiedy ojciec był w domu (pracował na różne zmiany) to 'dla zasady' wmuszał we mnie pół kromki chleba z wędliną, cobym głodna nie szła do szkoły. Z różnych przyczyn musiałam na jakiś czas (dwa lata) zamieszkać u dziadków kilka ulic dalej, i to się zaczęło. Babcia budziła mnie godzinę wcześniej, żebym zdążyła zjeść śniadanie (mój dziadziuś i ojciec razem jadali mniej niż ja) do szkoły zabierałam tyle jedzenia, że pół klasy obdarowywałam. Na obiad dostawałam całego (dosłownie) kurczaka... mając OSIEM lat. dziwnym trafem nie byłam jakoś strasznie gruba, pływałam, bo tego chciałam, im byłam starsza tym częściej. Dochodziło do tego, że 5 razy w tyg. po 2, 3 godz. Mając 16 lat uciekłam z domu, do pracy, do sportu. Jednak wciąż ważę jakieś 10 kilo za dużo, staram sie zrzucić, a dziadków... odwiedzam już tylko na cmentarzu i wspominam z sentymentem. Pozdrawiam.

Odpowiedz
avatar WiecznieNiezadowolona
6 6

Współczuję Wam. Jeśli chodzi o te sprawy to ja akurat miałam wyjątkowo dobrze - w domu nigdy nie byłam zmuszana do jedzenia (nie chcesz to nie jedz, odgrzejesz za pół godziny jak zgłodniejesz), nie było też obowiązku jedzenia o stałej porze wszystkich razem. Każdy jadł kiedy był głodny, mama często robiła zupę i ktoś jadł od razu, a ktoś pół godziny później. U babci też ok - co prawda mimo że byłam napchana zawsze musiałam zjeść ten kolejny talerz zupy czy dokładkę drugiego ;) Ale... właściwie kto tak nie miał? A babunia gotuje naprawdę świetnie, teraz na stare lata chce się dokształcać, ostatnio sushi zrobiła! Także mi to właściwie tylko pozazdrościć, ale Wam, powtórzę - bardzo współczuję wspomnień żywieniowych. Niezła trauma.

Odpowiedz
avatar obserwator
0 0

Na szczęście czasy się zmieniły i policja dziś by wywaliła drzwi i na dołek zatargała... Dzięki jednemu autografowi pana Gajowego.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 18 lipca 2014 o 17:39

avatar Jasiek5
1 1

Jakiś czas temu gdy byłem w sanatorium dyrektor tego ośrodka miał dla kuracjuszy pogadankę na temat odchudzania. Gdy przyszło do pytań spytałem go jaka jego zdaniem jest optymalna waga przy moim wzroście 166 cm. Odpowiedział że 60 kg.

Odpowiedz
avatar Aranelka
5 5

U mojej babci było podobnie. Dalej pamiętam, jak na śniadanie, jako 4-latka dostałam grubą kiełbasę i dwie kromki chleba. Całe moje dzieciństwo byłam przekarmiana, jak u nich byłam i na dodatek przywozili same słodycze, jak przyjeżdżali w odwiedziny. A jak nie chciałam jeść? Wpędzali w poczucie winy (babcia pół miasta przeszła, żeby to kupić, potem tak długo gotowała a ty zjeść nie chcesz?) i szantażowali (jak nie zjesz, to ci nie kupię/nie dostaniesz/brak telewizora/nie wyjdziesz - hitem było to, że "jak nie będziesz słuchać, to dziadek przepisze mieszkanie i odda wszystko pierwszej lepszej spotkanej sierotce). Jako, że w domu nie mieliśmy wszystkiego, to jadłam, żeby coś dostać, żeby mi coś kupili itd. Później nagle babcia zauważyła, że jestem "gorsza" (czyt. grubsza) niż inne dzieci i obwiniała o to moją matkę, zabierała mnie do szpitala na odchudzanie, a potem zabierała do domu i wciskała słodycze i tuczące, ociekające tłuszczem jedzenie. Efekt? Jojo od gimnazjum, do teraz, aktualnie 60 kg nadwagi... niektórych dziadków powinno się trzymać z dala od wnuków (szczególnie jak od nich się wraca z wbitym do głowy: "mama woli cię dać tutaj niż się tobą zajmować, więc mów do babci 'mama' ").

Odpowiedz
avatar ewcia1912
0 0

A ja mam takie pytanko - jak sobie poradziłaś z tą warstwą skóry naciągniętej, która zostaje po tak dużym odchudzaniu? :)

Odpowiedz
Udostępnij