Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Moja koleżanka ma 9-letniego syna, który chodzi do podstawówki. Jak to w…

Moja koleżanka ma 9-letniego syna, który chodzi do podstawówki. Jak to w każdej szkole bywa, dzieci są gorsze i lepsze i nie chodzi mi o naukę, a o zachowanie i ogólne nastawienie do świata.
Opowiedziała mi historię która wydarzyła się w tej szkole kilka dni przed zakończeniem roku.
W klasie mają chłopca, nazwijmy go Tomek. Jest dzieckiem złośliwym, niegrzecznym i ogólnie inni rówieśnicy go nie lubią, unikają jak tylko mogą. Wiele razy był ganiony za bójki, jednak ani rodzice, ani dzieciak jakoś specjalnie się tym nie przejmowali.
Pewnego dnia Tomek pokłócił się z kolegą i w przypływie gniewu wywrócił go na ziemię i ugryzł w krocze!, przegryzając przez ubranie członka i jądra, uszkadzając je na tyle, że potrzebne było natychmiastowe szycie w szpitalu!

Pomijam fakt, że zaatakowany chłopczyk może mieć problemy w przyszłym dorosłym życiu, chociaż mam nadzieję, że wszystko skończy się jak najlepiej. Na szczególną jednak uwagę zasługuje reakcja szkoły.

Ten wyczyn zasłużył na uwagę do dzienniczka.

Szkoła dzieci

by Geralcigatka
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar chiacchierona
59 59

A rodzice poszkodowanego będą się domagać odszkodowania? Dobrze by było jakby beknęli za to i rodzice gówniarza i szkoła, może wtedy odechciało by się im bagatelizować takie zachowania...

Odpowiedz
avatar wonsik
20 20

Dobrze rozumiem, chłopak dostał tylko uwagę do dzienniczka?

Odpowiedz
avatar Geralcigatka
11 13

@wonsik: Tak. Chociaż sprawa jest dosyć świeża, może zrobią coś jeszcze. Na dzień dzisiejszy się na to niestety nie zapowiada.

Odpowiedz
avatar Geralcigatka
11 13

@Geralcigatka: A i jeszcze coś do wyjaśnienia, bo jak jeszcze raz przeczytałam, to mogę kogoś wprowadzić w błąd. Syn koleżanki chodzi do szkoły z agresorem i zaatakowanym chłopcem.

Odpowiedz
avatar Drill_Sergeant
54 64

Znając polskich nauczycieli i ich zadziwiającą zdolność do niewidzenia przemocy w szkole to i tak dobrze że uwagi nie dostała ofiara, na przykład w takim stylu: "Uczeń epatuje swoimi narządami płciowymi, agresywnie i nachalnie eksponując wybrzuszenie w spodniach, przez co prowokuje bójki. Na przerwie zaatakował penisem buzię kolegi, niefrasobliwie narażając zdrowie swoje i Tomka"

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 1 lipca 2014 o 13:08

avatar Przemek77
12 22

@Drill_Sergeant: no niestety. Za tej parszywej "komuny" jedno było dobre - taki "twardziel" na bank wyleciałby ze szkoły i to z wielkim hukiem, dodatkowo milicja, być może jakiś kurator itp. Dziś się wszystko bagatelizuje, a już prawdziwe "diabelstwo" ukazują rodzice takich zwyrodniałych smarkaczy - "Mój Mironek (zadziwiające, że im większa patologia, tym głupsze imię) nigdy by nikomu nic nie zrobił, to takie miłe dziecko, a kto ośmieli się go oskarżyć spotka się ze mną w sądzie".

Odpowiedz
avatar luska
15 15

@Przemek77: a to jest w tej chwili niestety zasada; moje dziecko nigdy by...i szukanie winnych wszędzie tylko nie u siebie na podwórku.

Odpowiedz
avatar Przemek77
3 3

@luska: Właśnie nie czaję podejścia rodziców - zero samokrytyki, zero chociażby PRÓB wyjaśnienia takich sytuacji - tylko z miejsca postawa na "NIE" i ślepe bronienie swojego dziecka. Taki gówniarz obserwuje to wszystko i tylko umacnia się w poczuciu własnej bezkarności. Sam mam dziecko w przedszkolu, nieraz były jakieś spięcia - i zawsze starałem się stanąć po tej sprawiedliwej stronie, nawet jeśli wiązało się to z ukaraniem dziecka bo faktycznie coś nabroiło. Nie wiem, nie pojmuję takich rzeczy.

Odpowiedz
avatar luska
3 3

@Przemek77: bo widzisz, dziś pokolenie, i to nie tylko dwudziestoparolatków, ale i moje ,czyli okolice 40 i więcej to ludzie wpatrzeni w TV i reklamę; a tam sami piękni, szczupli, młodzi i mający cudowne, niebieskookie, blondwłose aniołki; reklama piękna i sukcesu; zresztą te durnowate seriale wcale nie lepsze; zewsząd natłok informacji, że masz taki być, bo inaczej jesteś nikim; więc stąd pęd owczy do tego nienormalnego ideału; brak samokrytycyzmu wobec siebie, swojego postępowania i wobec swojego dziecka, bo w ten sposób przecież udowodnię, że jestem zerem; pogoń za pracą, karierą i brak zainteresowania dzieckiem (i nie rozumiem tu oczywiście takiego zainteresowania, typu: korki, basen, balet, szkoła muzyczna, klub żaglowy, karate, konie i inne... wpisz jakie); brak rozmowy, chęci wniknięcia w problemy dziecka, bo ono od początku daje sygnały, że jest coś nie tak; tylko, że dziecko bardzo szybko się uczy, że jest dla rodzica przezroczyste; często w domu aniołek, w szkole zmienia się w piekielnika; pisałam tutaj wcześniej o przypadku 4-latka, który agresją reagował na wszystko; gdy wreszcie dotarło do niego, że ktoś go chwali np. za sprawne posprzątanie zabawek, dzieciak robił się fantastyczny; fakt, tylko na kilkanaście minut, bo nawyki wyniesione z domu były za mocne, ale to była widoczna zmiana w zachowaniu dziecka; gdyby jeszcze rodzice zechcieli kontynuować to w domu, to po kilku latach ta agresja dałaby się zlikwidować; a tak ma szansę rozwinąć się do strasznych rozmiarów w okresie dojrzewania; oby nie;

Odpowiedz
avatar paula85
18 18

Uwaga w dzienniczku?Jaja sobie robisz?Oj nie to by nie przeszło u mnie.Mam nadzieję że rodzice się odpowiednio zajmą tą sprawą.A może się chętnie kuratorium zainteresuje albo sąd rodzinny i policja?Działajcie bo potem może być za późno.

Odpowiedz
avatar Geralcigatka
24 24

@paula85: Z tego co wiem, to Ci chłopcy nadal będą chodzić do jednej klasy. Ogólnie wszystko została zbagatelizowane, chociaż z drugiej strony sprawa jest dosyć świeża więc nie wiem jak to się dalej potoczy. Najbardziej dziwi mnie postawa rodziców. Gdyby ktoś zrobił coś takiego mojemu dziecku(jeszcze go nie mam, ale jakby:)), to chyba bym rodziców tego agresywnego dzieciaka postawiła do pionu. Jak coś więcej będę wiedziała, to napiszę. Wiem,że z poszkodowanym chłopcem jest na razie ok, jego siostra żartuje, że zszywali mu jajka:)

Odpowiedz
avatar tuxowyznawca
6 6

@paula85: Nie robi sobie jaj - bohater historii je sobie robił :-)

Odpowiedz
avatar Moby04
2 2

@Geralcigatka: A moim zdaniem rodzice poszkodowanego powinni iść do są z powództwa cywilnego. Niemal pewne, że rodzice tego Tomka by beknęli ostro.

Odpowiedz
avatar bloodcarver
10 18

Chapanie dzidy extreme. A ofiara (w jej imieniu rodzice) powinna domagać się solidnego odszkodowania i sądowego zakazu zbliżania się napastnika do ofiary (Art. 41a. kodeksu karnego), jej miejsca zamieszkania oraz szkoły. Wówczas dzieciak musiałby zmienić szkołę, a całkiem możliwe, że i przeprowadzić się, co jego rodzicom dałoby do myślenia - bo albo przeniósłby się np do dziadków, albo rodzice musieliby sprzedać mieszkanie i kupić inne, w innej dzielnicy, i ogólnie byłoby dla nich niemiło.

Odpowiedz
avatar Taczer
6 8

@bloodcarver: Najpierw przeczytaj art.10 KK a potem się zastanów. Tutaj może mieć zastosowanie jedynie ustawa o postępowaniu w sprawach nieletnich, nie Kodeks Karny. Odszkodowanie jak już, to od szkoły (organu prowadzącego, precyzyjniej mówiąc) , której dodatkowo trzeba będzie udowodnić zaniedbanie opieki np. nieobecność nauczyciela w klasie lub na dyżurze.

Odpowiedz
avatar bloodcarver
3 5

@Taczer: OK, przeczytałem, i jest tam Art 4. § 2. Każdy, dowiedziawszy się o popełnieniu czynu karalnego przez nieletniego, ma społeczny obowiązek zawiadomić o tym sąd rodzinny lub Policję. Czyli jeśli szkoła nie wzywa Policji do przypadków pobicia, a tym bardziej pogryzienia, to mamy udowodnione zaniedbanie z jej strony. A swoją drogą to jest z naszym prawem coś nie tak, że nie można napastnikowi kazać się trzymać z daleka od ofiary tylko dlatego, że napastnik jest za młody. Ech, jeśli naprawdę nie ma legalnych środków na pozbycie się gnojka z okolicy jego ofiar, to pozostałe dzieci powinny mieć po prostu ochroniarza. Choćby jednego na wszystkie. Na szczęście licencjonowany ochroniarz nie ma limitów, może chronionych bronić przed napastnikami niezależnie od tychże napastników wieku. Ew pozostałe dzieciaki z tego samego rocznika powinny małego bandytę sprać tak, żeby jak już wyjdzie ze szpitala sam odmawiał chodzenia do szkoły. Przecież w tym wieku to legalne, nie? Sądy wymyślono po to, by nie było samosądów - więc jeśli dla tych dzieci to nie działa, to rodzice powinni zadbać, by dzieciaki nie bały się z tej samej dziury korzystać, by się bronić.

Odpowiedz
avatar Vampi
15 17

Stwierdzenie "Jaja sobie robisz?" chyba bedzie nie na miejscu. Ale tak serio serio zadnych konsekwencji nie wyciagnieto od malolata??

Odpowiedz
avatar paula85
5 5

@Vampi: Sorki nie pomyślałam tak odruchowo napisałam.Ale to nie jest normalne.U nas w klasie za akcje z bójkami czy wymuszeniami sprawa trafiła do sądu rodzinnego.Ciąg dalszy od września bo na razie mamy wakacje.Małemu grozi wydalenie ze szkoły a jest dopiero w PIERWSZEJ klasie.

Odpowiedz
avatar Taczer
8 8

@paula85: Jeśli rejonówka, to mu najwyżej grozi spełnianie obowiązku szkolnego w domu przez jakiś czas. Opcji wydalenia nie ma, tak po prostu.

Odpowiedz
avatar Farmer
10 14

Są szkoły których ta sytuacja przerasta.. Mojemu siostrzeńcowi podobny mały bandyta "pojechał" z kolana w głowę gdy ten siedział pod ścianą na przerwie..ot tak po prostu.. Przednie zęby "wyruszane" ale gnojek chociaż wyleciał ze szkoły..

Odpowiedz
avatar luska
-5 15

khm...a co niby dyrekcja może zrobić 9-latkowi? Zawiesić w prawach ucznia? Tylko wpis do dzienniczka i telefon do rodziców z prośbą o kontakt. Jeśli w szkole jest pedagog to ewentualna rozmowa dziecka ze specjalistą. Nie myślisz chyba, że będzie miał zachowanie naganne, bo takowego 9-latki nie mają. Mają ocenę opisową i tyle. Jak powinna brzmieć? Np. :"dziecko przejawia zachowania agresywne" lub:"dziecko nie zawsze przestrzega norm społecznych". Nie wiem o jakiej reakcji myślałaś, ale chyba nie o karze cielesnej dla chłopaka?!? Jeśli rodzice nie zareagują prawidłowo, a tak chyba do tej pory robili wnioskując po twoim opisie, to dyrekcja sobie może. Może sobie pogadać, popisać w dzienniczku, "potelefonować". Może udzielić nagany słownej wobec społeczności szkolnej na apelu. Jeśli takie akcje będą się powtarzać może wystosować wniosek o objęcie rodziny nadzorem przez odpowiednie instytucje ze względu na niewydolność wychowawczą, ale takie działanie to już dotyczy praktycznie patologii lub uchylania się notorycznego od obowiązków szkolnych; To jest 9-latek a nie gimnazjalista, który może być pociągnięty do odpowiedzialności karnej. Smark jest albo nadpobudliwy, może ma jakieś zaburzenia związane z zespołem Aspergera, albo w domu ma rygor gestapowski (siedź najlepiej w swoim pokoju i nie przeszkadzaj, nie wychodź, nie odzywaj się, bo mamusia, tatuś po ciężkiej pracy wrócili) i gdzieś się musi wyładować albo zwyczajnie wychowywany bezstresowo, więc nie umie kontrolować swoich emocji. I nie widzi takiej potrzeby.

Odpowiedz
avatar Geralcigatka
5 7

@luska: Po prostu jestem w szoku, jak w takiej sytuacji niewiele można zrobić. Rozumiem, że to jeszcze dziecko, ale rodzice powinni poczuć się do odpowiedzialności a nie totalnie olać całą sytuacje. A może myślą, że przez wakacje wszyscy o tym zapomną? Gdy usłyszałam co się stało, byłam w niemałym szoku. Zrobił krzywdę drugiemu chłopcu. Jeżeli teraz takie rzeczy uchodzą mu na sucho, to ciekawa jestem co będzie później. Najgorsze jest to, że już wcześniej był agresywny itd. a nikt nic z tym nie zrobił. Nie winię szkoły, ona nie wychowuje dzieci ale je edukuje i wprowadza w społeczność. Mam za złe jego rodzicom, że podjęli decyzje o posiadaniu dziecka w ogóle się do tego nie nadając.

Odpowiedz
avatar bloodcarver
5 15

@luska: przede wszystkim powinni natychmiast przenieść napastnika do innej klasy, żeby jego ofiara nie musiała go oglądać, i wszcząć procedurę karnego przeniesienia go do innej szkoły (z tego samego powodu). Co więcej, jeśli staje się niebezpieczny dla innych uczniów, można domagać się interwencji policji - jak rodzice kolejny tydzień dzień w dzień będą odbierali małego z pogotowia opiekuńczego, to w końcu zajarzą, że coś się musi zmienić. I tak powinno było się stać, jak tylko zaczął się awanturować, a zanim ugryzł. Nie jako kara. Jako sposób chronienia niewinnych uczniów. A że pogotowie najmilsze nie jest, zwłaszcza dla awanturujących się i agresywnych dzieciaków, to już tylko dodatkowy bonus.

Odpowiedz
avatar chiacchierona
2 8

@bloodcarver: Wydaje mi się, że mało którego dyrektora stać ta taką konsekwencję i wytrwałość. Większość woli przepychać smarkacza z klasy do klasy żeby się go wreszcie pozbyć i komu innemu podrzucić zgniłe jajo. Nie bez winy są tu też sami rodzice. I nie mam na myśli rodziców agresora bo czegóż spodziewać się po kimś kto najprawdopodobniej dzieciaka chowa zamiast wychowywać przez x lat. Chodzi mi o rodziców innych dzieci, w tym także ofiar. Ile osób machnie ręką na zasadzie "Oj tam, oj tam, no pobiły się dzieci i już."? Ilu odpuści bo nie będzie miało ochoty chodzić, skarżyć, zgłaszać itd? A ilu uzna, że lepiej siedzieć cicho bo jeszcze tamtym dzieciaka zabiorą a oni sami przyczynią się do "wielkiej rodzinnej tragedii"? A później rośnie taki młodociany przestępca i im dłużej to trwa, tym dzieciak ma mniejsze szanse na normalne życie...

Odpowiedz
avatar luska
-2 8

@bloodcarver: to jest 9-latek nie gimnazjalista i jeśli ma zdiagnozowane jakieś zaburzenie (a o tym fakcie wie tylko szkoła i rodzice, bo to są tajne informacje, tak jak historia choroby u lekarza, której ten nie może pokazać nawet najbliższym chorego, że o pracodawcy nie wspomnę)to żadne paragrafy i sprawy sądowe tego nie zmienią. Dziecka nie można wydalić ze szkoły tylko dlatego, że sprawia problemy wychowawcze. Należy współpracować na linii Poradnia Psych-Pedag.- szkoła- rodzice. Jeśli rodzice nie chcą lub nie potrafią zareagować wtedy uruchamiana jest procedura uznania opiekunów za niewydolnych wychowawczo, ustanawiany jest kurator i rusza cała machina urzędnicza. Jeśli zaś zachowanie dziecka jest wynikiem zaburzeń, to wtedy nie ma "pomiłuj". Jedynym ratunkiem jest zatrudnienie w szkole osoby, która będzie pilnować to dziecko, pomagać mu. Coś jak asystent nauczyciela. Ale żeby nie było tak optymistycznie. Już widzę jakiegoś burmistrza lub wójta jak z radosnym kwikiem zatrudnia takiego asystenta. A tak jeszcze dopytam. Do której klasy przenieść? Programowo wyższej, czy programowo niższej? I na jakiej podstawie prawnej? Bo co, jeśli w tej szkole nie ma oddziału równoległego? I jeszcze jedno, bo ktoś tu wcześniej napisał. Jakim cudem udało się Wam przenieść pierwszoklasistę do innej szkoły? Chyba mieliście szczęście trafić na "niekumatych" rodziców albo z jakiejś patologicznej rodziny, że się nie połapali i nie wnieśli protestu. Znam kobietę, która zrobiła aferę przedszkolance za to, że miała czelność przy nazwisku jej dziecka zaznaczyć smutnym słoneczkiem, że było tego dnia niegrzeczne. Nie miało znaczenia to, że dzieciak uderzył nauczycielkę, bo musiał za karę siedzieć przy stoliku. Znalazła przepis, że nie wolno upubliczniać danych osobowych. I miała rację z prawnego punktu widzenia. I jeszcze jedno jak już tak się rozpisałam. Na jakiej podstawie policja ma zabrać dziecko ze szkoły? Bo rozrabia, jest agresywne!?! Pod żadnym pozorem zrobić tego nie mają prawa chyba, że chcą stracić robotę i to dyscyplinarnie. I żaden nauczyciel nie ma prawa dziecka wydać policji!!! Wzywa się rodziców. Nawet przesłuchać dziecka nie może policja bez obecności opiekuna prawnego. A do pogotowia opiekuńczego trafiają dzieci z rodzin patologicznych lub tam gdzie jest przemoc wobec nich, a nie źle wychowane, czy nie daj Boże, z zaburzeniami rozwojowymi.

Odpowiedz
avatar Taczer
4 4

@luska: Bez asystenta, tylko na bazie dyżurów i art. 42 mamy już dwóch takich, nad którymi sprawujemy opiekę w czasie każdej minuty pobytu w szkole. Od września będzie kolejna dwójka, NI uprzedzają, że dalej niż metr nie należy się oddalać, bo zdolni do wszystkiego. Orzeczenia od pierwszej klasy, paru nauczycieli posiniaczonych, pogryzionych i skopanych. Uczniowie jak dotąd bez uszczerbku.

Odpowiedz
avatar luska
1 1

@Taczer: to wiem, bo też mamy takiego jednego ale w czasie lekcji nauczyciel jest zdany tylko na siebie; pół biedy jeśli, tak jak u nas, jest to klasa 10-osobowa. Co, jeśli jest ich koło trzydziestki i to maluchów, do których trzeba podejść, popatrzeć, pomóc; wypadałoby takiego rozrabiakę trzymać za rękę i ciągnąć po całej klasie; ten nasz piątoklasista tylko czeka na moment, by nauczyciel coś pisał na tablicy i już pokazuje gesty uznawane za obsceniczne w kierunku koleżanek; głowa boli od ciągłego gwałtownego odwracania się, ale to jest klasa starsza, bardziej samodzielna; jeśli zaś w klasie młodszej i do tego licznej jest dzieciak agresywny, to jedyny ratunek w asystencie

Odpowiedz
avatar Taczer
3 3

@luska: Obaj w integracyjnej są, więc o tyle będzie prościej. Ale problem będzie narastał z roku na rok, dzięki odebraniu szkole wszelkich narzędzi dyscyplinujących przede wszystkim. Dziecka w wieku 6-8 lat nie można dyscyplinować rozmową z rodzicami po paru godzinach od zdarzenia. Problemem nie będą dzieci z rodzin głęboko patologicznych, ale małe kochane diabełki zupełnie zwyczajnych i porządnych rodziców. Na patologię masz kuratora, sąd, orzeczenia i przyznane godziny z psychologiem. A co z dziećmi, które zwyczajnie nie czują żadnego respektu przed nauczycielem, zaś w domu nie przekraczają wyznaczonych norm? Rodzice też nie rozumieją, dlaczego mają karać posłuszne w domu dzieci, wręcz nie wierzą początkowo, że takie zdarzenia maja miejsce. I takie karanie oraz rozmowy o kant można rozbić. W tym wieku konsekwencje powinno się ponosić od razu, nie po wielu godzinach.

Odpowiedz
avatar luska
0 0

@Taczer: no tak, integracyjne; póki co, jeszcze istnieją, ale w moim powiatowym miasteczku właśnie burmistrz likwiduje takie klasy (może bardziej chce, bo na razie toczy batalię z rodzicami, którym nie w smak wożenie ich pociech do specjalnego ośrodka ponad 20 km dalej, zwłaszcza, że jest to ośrodek dla osób upośledzonych umysłowo w stopniu umiarkowanym i głębokim włącznie z osobami dorosłymi, którymi nie chcą lub nie mogą opiekować się najbliżsi); szkoda, bo mimo utrudnień z pracą na lekcji tym dzieciaczkom z problemami lepiej się integrowało z "normalnymi" dziećmi a te "normalne" uczyły się tolerancji. A co do reakcji na przewinienie. Jak pisałam w jednym z postów pod tą historią, dopóki w naszym kraju nie będzie choć częściowo podobnych regulacji prawnych jak np. w Szwecji, gdzie rodzic ma się w miarę możliwości natychmiast stawić w szkole, to jako nauczyciele jesteśmy bezbronni przy takim podejściu rodziców do swoich obowiązków. Tam rodzic jest zagrożony odebraniem dzieci i dość wysokiego socjalu. Jak na jednych nie podziała strata ukochanego dziecka, to na pewno na niektórych utrata pieniędzy.

Odpowiedz
avatar Poecilotheria
1 1

@luska: No dobrze, szkoła ma związane ręce. Ale załóżmy taką sytuację: Przyjeżdżam do dowolnej podstawówki samochodem, załatwić jakąś sprawę. W czasie, kiedy ja siedzę w sekretariacie, jeden z uczniów podnosi sobie powiedzmy gwoździa z ziemi i rysuje mi auto (nauczyciel dzieci pilnuje, ale albo akurat patrzy w drugą stronę, albo nie zdążył dzieciaka powstrzymać). Jak wiadomo, od dziecka odszkodowania domagać się nie mogę, ale z tego co się orientuję, za jego czyny prawnie odpowiadają rodzice. Mogę się od nich domagać zwrotu kosztów naprawy? A jeśli tak,, to czy rodzice ofiary z historii mogą dochodzić sądownie (w procesie cywilnym) przykładowo zwrotu kosztów leczenia, czy za np. kolonie, jeśli młodemu przepadły, czy inne straty moralne. Średnio się znam, ale wydaje mi się, że taka możliwość powinna być, a nic tak nie otrzeźwia ludzi, jak trzepnięcie po kieszeni. Swoją drogą, jak tak pomyślę... A co, gdyby zabił kolegę? Przykładowo wbił ołówek w oko albo popchnął pod autobus. Też by nie było sposobu na wyciągnięcie jakichkolwiek konsekwencji?

Odpowiedz
avatar Taczer
2 2

@Poecilotheria: Jeśli belfer jest na miejscu, pozostaje autocasco. Od rodziców nie masz jak, dziecko w tym czasie znajdowało się pod opieką i nadzorem szkoły, nie rodzica. Prawna odpowiedzialność za czyny innej osoby występuje jedynie wtedy, gdy dowiedziesz, że opiekun zaniedbał obowiązku bezpośredniego nadzoru. Oraz przy alimentach, bywa że dziadkowie płacą, ale to ewenement jest. Gdyby zabił kolegę, spalił żłobek pełen dzieci, skonstruował bombę albo okradł bank i miał mniej niż 13 lat - karnie nie odpowiada. Niewątpliwie będzie śledztwo, ale po ustaleniu sprawcy sprawa kierowana jest do sądu rodzinnego, który podejmuje decyzje wychowawcze w stosunku do dziecka.

Odpowiedz
avatar luska
0 0

@Taczer: właśnie odpowiedziałaś

Odpowiedz
avatar czesiuwisniak
17 19

Teraz gówniarz ugryzł w jądra. Za rok albo dwa weźmie scyzoryk i wykastruje innego ucznia... i będą uwagi i inne interwencje pytać jak to się stało, że nikt nie zauważył. Ludzie, przecież tu już jest agresja seksualna. Skąd mu do głowy przyszło takie zachowanie. Też byłem uczniem, też biliśmy się na przerwach, ale było niepisane prawo, że nikogo w jajca nie kopiemy ani nie robimy nic żeby uszkodzić, w ogóle miejsce od pępka w dół do krocza było tabu.

Odpowiedz
avatar luska
-2 10

@czesiuwisniak: człowieku nie przesadzaj, bo wychodzą Ci takie cuda jak jak w "Hameryce" gdzie przedszkolak za pocałowanie koleżanki w rękę został zawieszony w prawach ucznia za molestowanie seksualne. Smark po prostu ugryzł tam, gdzie udało mu się zębami złapać. Niewłaściwa ale jednak to agresja fizyczna. Nie róbmy z tego agresji seksualnej, bo do tego na prawdę bardzo daleko. Musiałby co najmniej obnażać kolegę i/lub wyśmiewać penisa, że o próbie dokonania gwałtu nie wspomnę, bo to już patologia. Moją koleżankę ugryzł w nogę 4-latek za to, że został wykluczony z zabawy za popychanie kolegi. Czy to oznacza, że jest sadystycznym psychopatą? Nie, po prostu dla małego to była jedna ze znanych mu form protestu przeciw dyscyplinie. Druga i ostatnia to wycie, płacz i tarzanie się po podłodze z pluciem. Najłatwiej przenieść takiego do innej grupy albo wywalić z przedszkola, czyż nie? A ten mały potrzebował jasnych informacji co jest dobre, co złe i jak należy rozładować swoje emocje. W domu miał pijanego, wulgarnego i agresywnego ojca (na szczęście, choć dziwnie to zabrzmi, bijącego tylko matkę dziecka). Nazywanie syna głupim fisiem, debilem, poczwarą itp. było na porządku dziennym. Zasób podstawowego słownictwa ograniczał się głównie do wulgaryzmów, bo matka, choć nie pijąca i dbająca o dzieci, też łacinę kuchenną opanowała dobrze. To dziecko nauczyło się tylko walczyć o siebie. Po pół roku pracy z psychologiem i odpowiednim postępowaniem na zajęciach zmiana w zachowaniu dzieciaka była już widoczna, choć daleka od ideału. Nauczyło się, jakie zachowanie jest akceptowane społecznie, ze można być nagrodzonym i docenionym a to bardzo mobilizuje i wychowuje. Najłatwiej byłoby dziecko przenieść, bo część rodziców już zaczynała zgłaszać pretensje, ale takie zmiany tylko pogłębiałyby poczucie odrzucenia a nie o to chodzi w wychowaniu.

Odpowiedz
avatar Katka_43
3 5

@luska: Super to wszystko opisałaś,wynika z tego jedno.Jesteśmy kompletnie bezradni wobec takiego parszywego gnoja.Wszyscy więc czekamy,aż wsadzi komuś cyrkiel w oko?I ja się pytam,dlaczego teraz takie wyrzutki rządzą całą klasą?Dlaczego rodzice normalnych dzieci nie zrobią pospolitego ruszenia?U syna w klasie był taki mały skur..iel.Kilku tatusiów (bez fizycznej przemocy)odbyło z nim niemiłą pogawędkę na osobności i zapanował spokój.

Odpowiedz
avatar luska
-1 1

@Katka_43: bo to w tej chwili chyba jedyna metoda. Wszyscy znają swoje prawa, o obowiązkach nikt nawet nie chce słyszeć, poczynając od dzieci a kończąc na rodzicach. A najbardziej winni są w tym rodzice, bo dzieci pokazują tylko to, czego matka lub ojciec nauczyli (czyli na co mu pozwolili). Zazdroszczę postawy tych tatusiów. Nie wolno mi oficjalnie takich rzeczy popierać, ale to jest jedyna chyba w tej chwili metoda na hodowane a nie wychowywane dzieci.

Odpowiedz
avatar Katka_43
4 4

@luska: Mnie przeraża ta kompletna bezradność w tej sytuacji..Posyłąjąc dziecko do szkoły na wiele godzin,rodzic powinien mieć poczucie,ze dzieciak jest bezpieczny.Mnie ten problem już nie dotyczy,bo syn na studiach,a córka zaczyna liceum,ale pewnie kiedyś jakieś wnuki będę miała.I mam tylko nadzieję,że nie odwali mi jak niektórym rodzicom czy dziadkom i nie będę prezentowała postawy "Moja wnusia?A w życiu,to pański dzieciak zaczął,a że wbiła mu cyrkiel w oko?Oj oj tam,celowała w krocze,tylko się nachylił".

Odpowiedz
avatar Przemek77
4 10

Ja się modlę, żeby moich dzieci w szkole takie przypadki nie spotykały. Naprawdę. Znam siebie i wiem, że w takim przypadku prawdopodobnie bym nie wytrzymał i taki gnojek jeździłby na wózku do końca swego parszywego życia...

Odpowiedz
avatar luska
-2 4

@Przemek77: znasz powiedzenie: "zabijesz świnię, pójdziesz siedzieć za człowieka"? Chłopak byłby do końca życia na wózku a ty co najmniej przez 25 lat w pierdlu. Dopóki w naszej Polsce nie zmieni się system ingerencji państwa w wychowywanie przez rodzinę (choć z drugiej strony absolutnie jestem przeciwniczką takiego czegoś), tak jak jest to w krajach zachodnich czy skandynawskich, to patologie będą się coraz szybciej rozwijać. Jeszcze z 10, może 20 lat i dzieci zaczną masowo podawać swoich rodziców do sądu za to, że nie dają im odpowiednio wysokiego kieszonkowego, nie chcą kupić laptopa lub komórki najnowszej generacji, każą sprzątać, wracać do domu przed 10 w nocy. To ostatnie to już chyba przeżytek, patrząc co, o jakiej godzinie i w jakim stanie chodzi po ulicach, albo dokładniej mówiąc, leży na ławkach i skwerach. Jednak część takiej kontroli na wzór zachodni jednak by zmusiła niektórych rodziców do reakcji na zachowanie dzieci. Siostra mojej bratowej opowiadała o przypadku z Dani gdzie mieszka. Jej koleżanka ma dwie bliźniaczki, obie chodzą do tej samej klasy. Obowiązkiem rodzica jest przygotowanie do szkoły drugiego śniadania. Jedna z dziewczynek nie przepada za wędliną, woli kanapki z serem i warzywami. Z tego powodu obie bliźniaczki miały inny skład kanapek. I oto pewnego dnia matka dostaje telefon ze szkoły z prośbą zgłoszenia się z klauzulą natychmiastowej wykonalności. Zasada jest tam taka, że nie ma możliwości zignorowania takiego telefonu. Należy zwolnić się z pracy lub podeprzeć aktualnym zwolnieniem lekarskim. Inaczej mówiąc, tak jak u nas w sądzie- należy uzasadnić niemożność przybycia w danym terminie i stawić się w najbliższym możliwym. Kobieta pojechała i od razu na dywanik do dyrektora. Oskarżona została o to, że traktuje gorzej jedną z córek, bo dała dziecku kanapkę bez wędliny. Tłumaczenie zostało przyjęte ale po wcześniejszym skonsultowaniu tego z dzieckiem w obecności psychologa. Jak dla mnie akurat ten przykład tragikomiczny, ale tam rodzic musi reagować na informację ze szkoły. Jeśli jest problem wychowawczy, uruchamiana zostaje cała machina psycho- i pedagogiczna. U nas rodzic musi wyrazić zgodę na badanie dziecka w poradni. To już jest sukces, bo najczęściej żaden rodzic nie stosuje się potem do zaleceń poradni i nie pracuje z dzieckiem, nie mówiąc o współpracy ze szkołą. Gdyby taka sytuacja miała miejsce choćby w Niemczech, dzieci od razu zostałyby zabrane przez odpowiednik naszego Pogotowia Opiekuńczego. Tam rodzice boją się skutków prawnych i można reagować bez używania drastycznych środków tak jak w Twojej historii. Chyba jednak długo poczekamy na takie roziwązania.

Odpowiedz
avatar Taczer
1 1

@luska: No weź, przestań. Owszem, porąbani rodzice bywają, ale bez przesady. Znakomita większość do poradni idzie, opinie dostarcza szkole i wychowuje dzieci najlepiej jak potrafi. Dania to jest inny świat, jesli idzie o relacje pracodawca-pracownik i organizację szkolnictwa. Tam nie podręczniki są finansowane centralnie, ale cała wyprawka idzie z kasy publicznej. Są bardzo pro-socjalni. Obciążenie nauczyciela obowiązkami administracyjnymi przyzerowe. Już widzę duńskiego belfra drukującego świadectwa szkolne... Moja kochana gmina (brawo p. Adamowicz!) właśnie drastycznie obcięła pomoc terapeutyczną, została około 1/3 godzin i nakazała szkołom połączyć wszystkie grupy językowe czy informatyczne, jeśli dzieci jest poniżej 25 na klasę. Cała grupa z opinią o niedostosowaniu społecznym (czyli takie właśnie wybuchowe gryzonie) mają się prostować same, albo ześwirować do tego stopnia, żeby dostały orzeczenie z Aspergerem, Tourettem lub inną równie groźną przypadłością. Usunąć ze szkoły nie można, godzin terapeutycznych nie ma a rodzice mają słuszne prawo żądać, by ich potomstwo nie było ofiarami. Tyle że nie można obcinać komuś nóg a potem mieć pretensje, że jest mały. Odbijaniem piłeczki w "złych rodziców" też sprawy nie załatwisz.

Odpowiedz
avatar luska
0 0

@Taczer: akurat posiliłam się przykładem mojej szkoły w tej ocenie współpracy rodziców. Mam nadzieję, że może to jakiś wyjątek jeden na sto? Chociaż w sąsiedniej gminie akurat jest też szkoła gdzie współpracy raczej trudno poszukiwać. Zwłaszcza współpracy z rodzicami "trudnych" dzieci, bo jeśli chodzi o inne działania to tamci rodzice są godni naśladowania (pracowałam tam rok i mam obraz tego co się działo). Wracam do mojej szkoły. Klasa 5, jak wspominałam, liczy osób 10 w tym od początku dwoje z orzeczeniem. Współpraca? Mama jednego zgodziła się na badanie w PP i dostarczyła papiery do szkoły. Tyle. Wzywana do szkoły, czasem się pojawi, pokiwa głową, zmiany nie widać. Syn zakwalifikowany na dodatkowe zajęcia z psychologiem pojawił się kilka razy, w większości dlatego, że go wychowawczyni przypadkiem złapała na przemykaniu pod ścianami w kierunku szatni. Tatuś zajęty "trunkowaniem". Mama drugiego, samotna, alkoholiczka, pod nadzorem kuratora. Jak trzeźwa to nawet się zainteresuje nauką i zachowaniem syna. Potem zaczyna ją suszyć i dziecko schodzi na drugi a nawet trzeci plan, bo po drodze są jeszcze jacyś panowie do towarzystwa. I w końcu po półroczu pojawia się w tej klasie trzeci z orzeczeniem na wniosek matki. Matka i ojciec niepijący ale rodzicielka nieraz obrywa po uszach od synków za to, że nie chce dać pieniędzy na doładowanie telefonu. Nie będę przytaczać uzasadnienia, bo nie mogę, ale też nie chcę wytykać błędów PP. To nie moja rola. Ogólnie, bo wiem, że zrozumiesz o co mi chodzi, dzieciak miał wcześniej opinię i ta została zamieniona na orzeczenie, choć podstawy się nie zmieniły, czyli uczeń dalej miał te same zaległości i trudności wynikające z braków w wiedzy a nie jakichś zaburzeń rozwojowych. I to jest chyba najlepszy przykład, jak rodzice traktują swoje obowiązki wychowawcze. Po dostarczeniu orzeczenia do szkoły mama jasno wyraziła swoje zdanie na temat współpracy. Syn ma być od teraz tak samo traktowany jak ten XY. Jak to rozumiała? Syn nie musi pisać, czytać, opowiadać, liczyć, malować, nic nie musi. Za to musi być przepuszczony do następnej klasy, bo ktoś tam jej powiedział, że dziecko z orzeczeniem nie może powtarzać klasy nawet jak nic nie robi, ma jedynki (sorry, jedynek takiemu nie wolno wstawiać!) i w szkole jest od wielkiego dzwonu. Kobieta nie wiedziała lub nie chciała przyjąć do wiadomości, że ten wymieniony przez nią XY też musi się uczyć na miarę swoich możliwości i dzieciak stara się z tego wywiązywać. A dzieciak jest "nałogowym alkoholikiem" od poczęcia, bo takich miał rodziców, którzy pili cały czas. Szkoda chłopaka, bo nie ze swojej winy życie ma przekreślone. To są ogromne zmiany w mózgu dziecka, nie do wyćwiczenia czy rehabilitacji. To są przypadki z jednej klasy. Z pozostałych, na palcach jednej ręki mogę wyliczyć rodziców odpowiedzialnych. A tak na marginesie, współczuję takich wójtów, burmistrzów, którzy szukają oszczędności nie tam gdzie trzeba, np. w gminnej administracji. Osobiście znam takiego, który będąc wójtem 15-tysięcznej gminy zatrudnia na pełnym etacie 5 osób (np. księgowa, bo powinna być), kilka na część etatu (np. sprzątaczka emerytka) i posiłkuje się stażystami. Znam też kilku wójtów, którzy mają 5-6 tysięczne gminy i 30-35 pracowników na pełnym etacie, np. stanowisko asystenta sekretarki wójta też jest potrzebne, a co?

Odpowiedz
avatar Taczer
0 0

@luska: Hmmm..., 8+6+2+4+3+2+3. 28 opinii i orzeczeń w tym roku, nieco ponad przeciętną, zwykle to jest 1/5 ogółu uczonych. Dwa przypadki odmowy dostarczenia papierów z PPP lub udawanie, że się w ogóle tam było. Więcej niż połowa z nich jest przez rodziców dobrze prowadzona, dopilnowana, chodzą na dodatkowe zajęcia itp. Opcja "nic nie musi robić, bo ma papiery" u dwóch osób. W jednym wypadku konsekwentnie jedynki, aż dotarło, że albo zmieni zdanie, albo młody powtarza klasę; w drugim kieruję na ponowne przebadanie, bo poradnia dała ciała nie dając orzeczenia o upośledzeniu umysłowym. Tyle że u nas funkcjonuje cały system współpracy z rodzicami, już od pierwszej klasy. Niechętnego rodzica czeka spotkanie z wychowawcą, pedagogiem, psychologiem szkolnym a jak nie pomaga - to na poziomie 4 klasy bardzo konsekwentna ocena prac ucznia plus wyjaśnienie, że bez opinii z PPP nauczyciel nie może dostosować wymagań i oceniania.

Odpowiedz
avatar luska
0 0

@Taczer: a co zrobisz jak niechętny rodzic konsekwentnie odmawia przyjścia do szkoły mimo wezwań telefonicznych i nawet listowych? Może nie tyle odmawia co się po prostu nie pojawia. Dziecko zagrożone pozostaniem w tej samej klasie, bo ma dwie jedynki, potrzebny wniosek o egzamin poprawkowy a mamusia jest łapana za rękę na korytarzu przez wychowawcę, kiedy postanawia cichcem przyjść do biblioteki szkolnej po podręczniki dla syna. Brzmi to komicznie, ale rzeczywiście wychowawca musiał kobietę złapać za rękę i przytrzymać, bo konsekwentnie odwracała się tyłem do niego, próbując wcisnąć się między innych rodziców i wyjść ze szkoły. I tak miał szczęście, że nie oskarżyła go o przemoc fizyczną. Uprzedzając Twoje dalsze uwagi. Udało się wreszcie dotrzeć do mamusi poprzez zastraszenie, czyli rozmowę przy dyrektorce, która zagroziła uruchomieniem całej procedury ograniczenia opieki i ustanowienia kuratora. Pomogło. Ale chyba nie na tym ma polegać współpraca?

Odpowiedz
avatar Taczer
1 1

@luska: A czy ja mówię, że wszyscy są idealni? Cytując siebie: porąbani też są, ale to margines. Jeżeli rodzic konsekwentnie odmawia współpracy, pozostaje sąd rodzinny. Jak lata uczę, miałam tylko jeden taki przypadek i muszę przyznać, że choć kobieta pluje nadal na mój widok, odkąd rodzina ma kuratora, skończyły się numery z gorączkowym poszukiwaniem rodziców pod koniec roku (to już jej młodsze dzieci). Do zagrożeń nie dochodzi, bo wychowawcy są w stanie podsunąć zgodę na zajęcia wyrównawcze itp. rzeczy. Ale to jest niechlubny wyjątek, nie reguła. Regułą jest rodzic zagoniony do granic i marzący, żeby mu głowy nie zawracać czymkolwiek ale jeśli trzeba, współpracujący.

Odpowiedz
avatar komentator555
11 13

Uszkodzenie ciała - na policję, pokazać papiery ze szpitala i do sądu. Zgłosić także kuratorium, że jest dziecko, najpewniej niedorozwinięte psychicznie/nadpobudliwe, które stwarza zagrożenie a szkoła nad nim nie panuje i bagatelizuje problem. Ale jeśli rodzicom wystarczy uwaga do dzienniczka to ok, ich wola. Najwyżej jeszcze jeden taki atak i mogą zapomnieć o wnukach

Odpowiedz
avatar tuxowyznawca
-5 5

A to co, nie umiał się chłopaczek obronić? Co jak co, ale dostać się zębami do genitaliów nie jest tak łatwo. Chłopcy w tym wieku powinni uczyć się bić, a nie dawać sobie coś odgryzać. Jak dorośnie to ma się umieć obronić. Dopadnie go jakiś chuligan i co? Nie umie się bić, bo przecież jest grzeczny!

Odpowiedz
avatar luska
1 1

@tuxowyznawca: jakby ktoś cię ugryzł w klejnoty, to wątpię czy miałbyś siły na oddanie. Z historii zrozumiałam, że mały został przewrócony i dopiero ugryziony, nie sądzę więc,że miał czas wdać się w bójkę. To, że się przewrócił musiało być spowodowane działaniem z zaskoczenia, może podstawieniem nogi. Jedyna rozsądna reakcja teraz to oddanie agresorowi, może nie zasadą "oko za oko", bo faktycznie wyjdzie jakaś agresja seksualna, jak ktoś już wspomniał, ale od czego wyobraźnia kilkulatka? Wujek nauczył mojego brata jak należy odpowiadać złemu koledze, a braciszek chodził wtedy do sześciolatków i był dosyć malutkim i chudziutkim szkrabem. Gdy w przedszkolu kolega po raz kolejny zaczął go przezywać i popychać, braciszek walnął go prawym prostym bezpośrednio w nos. Był ryk, polała się nieco krew, obaj trafili do kąta na klęczenie na ziarnach gryki i od tamtej pory są najserdeczniejszymi kumplami. Brat był nawet świadkiem na ślubie kolegi. Był problem, było rozwiązanie problemu, była wspólna kara, jest przyjaźń. Fakt, że dziś za postawienie ucznia do kąta zebrałaby nauczycielka od rodziców i w efekcie co najmniej naganę od dyrektora, bo to się kwalifikuje jako poniżanie godności ucznia, ale na szczęście to było 30 lat temu.

Odpowiedz
avatar tuxowyznawca
-2 2

@luska: Kara w przedstawionej przez Ciebie historii była wspólna dla obu chłopców, bo obaj zrobili coś, co nie mieści się w pewnych normach (nadmierna agresja czasem nie pozawala dostosować się do reszty społeczeństwa). Chodziło o to, żeby im pokazać, że nie wybrali najlepszego sposobu do rozwiązania konfliktu i trzeba umieć wybierać takie, które nie powodują uszczerbku na zdrowiu. Jeśli sytuacja z ugryzieniem nie nauczyła chłopca, że może się bronić, to rodzice powinni mu wytłumaczyć, że nie można się biernie przyglądać agresji kolegi. OK, mógł zostać zaskoczony, ale niech z tego wyjdzie jakaś nauka również dla niego. Rodzice - jak znam życie - wytłumaczą mu, że kolega postąpił bardzo źle i on ma tak nie robić i że wszelkie bicie jest złe. Jeśli tak, to w dorosłym życiu może się nie umieć obronić. Tak, agresja czasem służy obronie. Jeśli kogoś napada jakiś bandzior, to nie patrzy on czy można kogoś kopać, czy używać wielkiej metalowej pałki, tylko komuś przypieprzy, zabierze telefon i ucieknie. I ja mam patrzeć, żeby mu nic nie zrobić? Jak ucieknę, to mnie zapamięta i następnym razem napadnie z jeszcze większą agresją. A jak będzie miał chociaż rozwalony nos, to może sobie zapamięta, że nie jest najsilniejszy i musi czuć respekt. I na nic mi wtedy, że bicie jest złe. A ile kobiet jest co roku gwałconych, bo nie umieją się obronić, bo bicie jest złe?

Odpowiedz
avatar luska
1 1

@tuxowyznawca: ależ ja nie neguję odpowiedzi agresywnej, bo to czasem jedyny argument, który przemówi do rozumu agresorowi; kurczę, nie wolno mi tak, to niewychowawcze; tyle, że z własnej szkolnej młodości pamiętam jak się rozwiązywało takie sprawy; kolega włożył rękę pod spódnicę i próbuje dalej mimo, że dostał z liścia? To się na przerwie z koleżankami przypilnowało delikwenta jak wszedł do ubikacji, wpadało się całą grupą; jedna na czatach i trzyma drzwi wejściowe a reszta ściąga chłopakowi spodnie i majtki. Pomogło. Odstraszyło też innych. Drastyczne? Tak, ale skuteczne. Nikt nie wciągał do takich konfliktów nauczycieli a tym bardziej rodziców.

Odpowiedz
avatar pawel35678
1 1

Nie mogę uwierzyć, że istnieją tacy ludzie nie chodzi jedynie o agresora, ale nie mogę sobie wyobrazić, iż policja nie była powiadomiona.

Odpowiedz
avatar nighty
1 1

Moja mamuśka też miała podobnego gagatka - wredne dziecko z bardzo "bogatym" słownictwem które lubiło się bawić "w psa". Czyli chowa się pod ławkę albo siada na dywanie albo gdziekolwiek i kto do niego podejdzie, zostanie ugryziony. Ponieważ uwagi na niego szybko przestały działać, nauczyciele wysyłali go do pedagoga szkolnego. "Ale jak pani zamknie te drzwi, to oskarżę panią o molestowanie seksualne i pracy w zawodzie już pani nie znajdzie!". Mamusia nie miała pojęcia ani skąd wzięło mu się takie słownictwo ani pomysł na gryzienie kolegów (Suarez jeszcze wtedy chyba nie grał) ani tym bardziej wiedza na temat molestowania seksualnego...

Odpowiedz
avatar anyanka
0 0

Nie sądzę aby skończyło się to tylko uwagą w dzienniku, co szkoła może zrobić: napisać pismo do sądu o wgląd w sytuację rodzinną tego dzieciara, czy też o demoralizację itp. No tu już może być nadzór kuratora i tego 9 latka.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-1 1

Hahaha ciekawe jaka treść uwagi :D

Odpowiedz
Udostępnij