Historia z czasów zamierzchłych, gdy moja mama - jeszcze wówczas niepełnoletnia - zaczynała podejmować pierwsze obowiązki zawodowe.
Na początku wspomnieć należy, że mama od zawsze, i z przyczyn niewiadomych, panicznie boi się wariatów.
Ponieważ lata bywają gorące, bohaterka naszej historii miała w zwyczaju zdejmować czasem okulary - żeby jej się ze spoconego noska nie zsuwały, a trochę też pewnie coby zadać szyku w środku masowego transportu miasta wojewódzkiego;)
A że okularki jakieś tam dioptrie jednak miały, to chociaż nie całkiem ślepa, do sokolego wzroku rodzicielce było daleko.
Tak też i uczyniła w pewne lipcowe popołudnie, po czym skasowała bilet i zajęła miejsce stojące, trzymając się rurki od kasownika.
Niestety, tej samej rurki chwycił się również pan w średnim wieku, wyróżniający się dość dziwnym zachowaniem. Wyczulona na wszelkie objawy szaleństwa moja przyszła rodzicielka od razu zarejestrowała jakieś dziwne, nieskoordynowane ruchy, parskania, zerkanie na nią kątem oka, wygibasy - no, jednym słowem - świr! Zaniepokojona postanowiła wziąć się w garść i rzucała jedynie podejrzanemu indywiduum karcące spojrzenia.
Podróż trwa, a sytuacja coraz gorsza. Co zakręt, to chłop czyni jakieś wygibasy, ni to przysiady, ni to skłony. Co się na moją mamę spojrzy, to parska, głupie miny strzela.
Mamę panika wmurowała w miejsce, z jednej strony przerażona, z drugiej wściekła,że akurat ją to musiało spotkać.
Do tego w autobusie atmosfera gęsta, wszyscy w nią wpatrzeni, ale nikt nie reaguje.
Nareszcie autobus zbliża się do właściwego przystanku, i matka postanawia założyć okulary,żeby rzucić świrowi ostatnie potępiające spojrzenie (no i żeby się nie zabić na schodkach przy wysiadaniu:) Prawda, którą odkryły jej wzmocnione narzędziem optycznym oczy była porażająca.
Otóż chłopina wiózł sobie zakupione właśnie (bądź zdobyte inną drogą) dość długie i grube rurki aluminiowe. I to właśnie tych rurek, a nie rurki od kasownika, trzymała się mama.Panu najwidoczniej głupio było zwrócić panience uwagę, więc przez całą drogę balansował i zapierał się o podłoże, próbując utrzymać rurki w pionie tak, żeby się mama nie przewróciła. Sytuacja jednak nie sprzyjała powadze, więc resztki energii pożytkował na tłumienie cisnącego się homeryckiego śmiechu w stłumione parsknięcia.
W autobusie ogólna wesołość, mama spiekła buraka, przeprosiła i uciekła, słysząc na odchodnym wymianę zdań gospodyń domowych" pani, ja dwa przystanki już przegapiłam, żeby zobaczyć jak to się skończy.
Ciekawe, jak mogłaby opowiadać tę historię druga strona:
"No i wiecie, że ja się od zawsze boję wariatów. Wiozę sobie raz kulturalnie rurki aluminiowe, a tu mi jakaś pannica się moich rurek łapie zamiast kasownika, jeszcze miny stroi, patrzy na mnie z pogardą, no po prostu świruska!"
komunikacja_miejska
Aż mi się humor poprawił ;)
Odpowiedz@Nenka3113: Mi sie wizualizacja wlaczyla tej scenki;) Pasazerowie musieli miec ubaw:D
OdpowiedzHistoria śmieszna, w rzeczy samej ale nie widze tu nic piekielnego.
OdpowiedzBardzo wesoła historia, poprawiła mi trochę humor w ten potwornie brzydki dzień. :D
Odpowiedztakie tam urban legend - powtarzane zawsze przez jakiegoś wujka - wydarzyło się chyba tylko w formie dowcipu a nie w rzeczywistości
Odpowiedz@Szn: A jednak:)
Odpowiedz@Szn: A mnie się przytrafiło kiedyś w autobusie przyjąć wygodną pozycję boczno-skuloną do spania (trasa długa) i podłożyć sobie rękę pod głowę trzymając tęże (rękę)na oparciu między 2 siedzeniami. Jak już się wyspałam, to zauważyłam, że rękę trzymam nie tylko na owym oparciu lecz także na kolanie faceta siedzącego na siedzeniu za mną... Miałam 16 lat i myślałam, że umrę ze wstydu...
Odpowiedz@Szn: też już kilkakrotnie słyszałam tę historię...
OdpowiedzMam dziwne wrażenie, że już tą historię czytałem...
Odpowiedz@bloodcarver: Masz słuszne wrażenie, historyjka stara jak świat, co nie zmienia faktu, że mogła się zdarzyć. Podobnie popularne są opowieści o zakupie niedźwiadka zamiast psa albo poszukiwaniu plaży w Szczecinie. Uśmiałam się, leci plus.
Odpowiedz@bloodcarver: http://piekielni.pl/15019 w lekko zmienionej wersji...
Odpowiedz@Akacja: A nie ma plaży w szczecinie? W końcu zalew tam jest, port jest, stocznia jeszcze chyba też jest. To i plaża może być.
Odpowiedz@archeoziele: no cóż, Szczecin nad zalewem szczecinskim leży tak samo jak nad morzem. Plażę można znaleźć co najwyżej nad którymś z jezior.
Odpowiedz@Akacja: ja znam jeszcze o psie w walizce ;) ale ludzie rozni, pomyslowi, wiec pewnie nie jest to jednorazowe...
OdpowiedzA tak BTW - spotkałem bardzo dużo kobiet, które przejawiają paniczny lęk przed wariatami i każde, odbiegające trochę od normy zachowanie czy wygląd wzbudza u nich przekonanie, że dany osobnik jest wariatem / szaleńcem / psychopatą.
OdpowiedzStara legenda miejska. Słyszałem ją w trochę zmienionej wersji jakieś 25 lat temu. Pani autorko, kliknij sobie tu: http://atrapa.net/legendy/rura-w-tramwaju.htm
OdpowiedzMoże to i jest urban legend, ale ja takie coś widziałam na własne oczy. Moi znajomi swego czasu bawili się w rycerzy, a w związku z tym uczyli się jady konnej oraz walki na miecze i pałki. Pałka to długi, prosty kij - jak w Robin Hoodzie z Costnerem. Chłopaki najczęściej mieli te pałki lakierowane na czarno lub ciemny brąz (zależy z czego pałka została ucięta). A były one akurat takiej długości, że w starym poczciwym Ikarusie można było je ustawić na sztorc od podłogi do sufitu. Nie macie pojęcia ile razy ludzie chwytali się tej dodatkowej poręczy i ile razy mieli pretensje, że młodzież demoluje autobus wyrywając poręcze i zabierając je ze sobą przy wysiadaniu... I to nie jest żadna miejska legenda. :-)
Odpowiedz@Shotgun78: podbijam historie :D. bedac w zhp, mielismy proporzec druzyny, dlugi drewniany kij z choragwia na gorze (na czas transportu zwijana w pokrowiec). ulubionym zajeciem naszego chorazego, kiedy podrozowal autobiusem z proporcem bylo wyciagnie go daleko od siebie tak zeby udawal rurke i potem smianie sie z tych co sie dali nabrac i sie zlapali. a wiec rzeczywiscie jest to blad latwy do popelnienia i takich historii pewnie sie zdarzylo duzo. zas co do okularow i pokolenia naszych rodzicow, to moi takze mieli zwyczaj zdejmowania ich dla poprawy urody (oboje). przez co mieli problem, zeby poznac sie na pierwszej randce, bo wczesniej widzieli sie tylko raz na dyskotece, po ciemku i zadne z nich nie mialo wtedy okularow.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 17 czerwca 2014 o 15:58
Śmieszna opowieść jednak mnie zdziwiła postawa mamy autorki, która ściągnęła okulary pomimo, że bez nich niewiele widziała. No rozumiem kwestia wyglądu, ale nie w sytuacji, że prawie nic ostro nie widzi. Co by zrobiła w sytuacji awaryjnego hamowania? Co by zrobiła gdyby w autobusie coś się stało? Była bezbronna i nawet nie mogłaby nic zrobić.
Odpowiedz@Draco: jak napisalam wyzej, w tamtych latach okularnicy czesto tak robili, pewnie dlatego, ze wybor oprawek byl niewielki i czesto byly po prostu brzydkie. glupie? no glupie, ale teraz mlodziez tez robi rozne glupie rzeczy, zeby lepiej wygladac wiec jakos nie bardzo mnie to dziwi.
Odpowiedz@butelka: Ja to rozumiem, rozumiem, że to robiły osoby z małymi wadami wzroku które coś widziały, ale w historii mamy inny przypadek. Mamy tu dziewczynę widzącą tylko rozmazane postacie i nawet kolorów poprawnie chyba nie ogarniającą bo rurki aluminiowe są "srebrne" i raczej się różnią od pomalowanych poręczy nawet w dotyku.
Odpowiedz@Draco: a rurki w autobusie w jakim sa kolorze? albo moze raczej w jakim byly te 20 czy 30 lat temu. nie no ja tylko mowie, ze az takie dziwne to nie jest. moi rodzice mieli w tamtym czasie ok. 3 dioptrii, z opisu w historii mama autorki tez pewnie tyle miala. to jest taka wada, ze da sie zyc, a bohaterka historii myslala, ze da rade bez okularow, ale sie pomylila.
Odpowiedz@butelka: Rurki mogą być różnych kolorów, ale prawie zawsze są pomalowane lub polakierowane. Bo aluminium to taki "paskudny" materiał który się utlenia i rurki mają po pewnym czasie taki nieprzyjemny w dotyku nalot, a po dłuższym czasie wystawienia na czynniki atmosferyczne w rurkach mogą powstawać otwory. Zresztą to nawet spora różnica w dotyku, czy się trzyma pomalowaną/polakierowaną poręcz czy rurkę z surowego aluminium.
OdpowiedzCzytałam gdzieś podobną historię tylko ze stelażami od plecaka(takiego starego typu).
OdpowiedzŁadnie napisane, szkoda że prawie na pewno wyssane z palca (albo z urban legend).
OdpowiedzMiło, że jest jakaś sprawiedliwość losu i mama okazała się "wariatką" w tej historii. Jednak warto było czytać dla takiego finału.
OdpowiedzMam nadzieje, że mój Luby za świruskę mnie nie weźmie, bo się śmieje do telefonu jak ten pan od rurek! :))
Odpowiedz