Niecały miesiąc temu moja córka miała I Komunię Świętą.
Pomimo tego, że to przede wszystkim przeżycie duchowe, wypadało by jakoś przyjąć gości uczestniczących w tym wydarzeniu. W moim przypadku było to łącznie 6 osób i padł wybór na restauracje bo w mieszkaniu nie bardzo było jak.
Tutaj przyda się małe wyjaśnienie: w moim bloku mieszka sąsiadka[S] która wprost uwielbia alkohol. I nie wiem czemu ale lubi też mnie. Ma córkę w podobnym wieku do mojej ale nie bawią się razem. I ja częściowo na to nie pozwalam, a i one nie za bardzo się lubią. Za to jej mamuśka pomimo moich wiecznych odmów lubi zapukać do mnie przynajmniej raz na tydzień i prosić o kasę na winko. Zawsze odmawiam.
Tak więc, był dzień komunii, już po mszy, robimy sobie zdjęcia przed kościołem. Nagle wyrasta przede mną [S] z córką. Myślałam że przyszła do kogoś, a nas zauważyła i przyszła się przywitać. Ale nie... Zaczęło się niewinnie czy to komunia córki (no wcale nie było tego widać, stoi obok córka ubrana w białą sukienkę ale ok). I kluczowe pytanie gdzie idziemy? Udałam że nie usłyszałam pytania i poszłam do gości, bo zaczęłam się domyślać o co chodzi.
Jako że czas przybycia do restauracji był jeszcze odległy, poszliśmy na spacer do parku. [S] była cały czas za nami. Najpierw to ignorowałam ale po pół godzinie gdzie już powoli zbliżaliśmy się do celu, wkurzyłam się. Przeprosiłam gości i podeszłam do niej:
[Ja]: Po co za nami chodzisz?
[S]: Nie chodzę za Wami, poszłam z córką na spacer.
[Ja]: I dziwnym trafem chodzisz tymi samymi ścieżkami co my?
[S]: No bo chyba nas zaprosisz na imprezkę do córki? W końcu sąsiadki jesteśmy?
[Ja]: Po pierwsze: nie imprezkę tylko obiad, który jest zarezerwowany dla ograniczonej ilości osób. Po drugie: nie jesteś dla mnie rodziną. Po trzecie: tam nie będzie alkoholu. Po czwarte: wypad!
Nie mam pewności który argument przemówił do niej (aczkolwiek w 99% ten trzeci) ale sobie poszła.
Już mi nie mówi "cześć", jakoś to przeżyje :)
Zawsze jest szansa że dzięki tej okazji wredna sąsiadka przestanie Cię wreszcie nachodzić. :-)
Odpowiedz@Jasiek5: Niestety, 2 dni temu znowu szukała "sponsora" na winko :(
OdpowiedzI tak jej powiedziałaś "wypad" - przy jej córce? Może i jest namolna, może i jest pijaczką, ale zawsze byłam przeciwna upokarzaniu rodziców w obecności ich dzieci.
Odpowiedz@Armagedon: Jej córka nieświadoma niczego bawiła się kilka metrów dalej więc niczego nie słyszała. Aczkolwiek jak by bardzo napierała przy córce powiedziała bym to samo aczkolwiek w łagodniejszych słowach. Dlaczego? Nie ja jestem odpowiedzialna za jej dziecko i jej zachowanie. Tym bardziej że nie raz wysyłała swoje dziecko do mnie po papierosy, pieniądze. To że była z dzieckiem miało oznaczać że jej zasponsoruje obiadek? Dziecko dzieckiem, ale samemu tez trzeba się potrafić zachować. Czy to, że odmówie jej mamusi "pieniążka" na wino będzie oznaczać że ją upokarzam bo dziecko wróci z niczym? I to dziecko usłyszy kilka przykrych słów to moja wina? Kocham dzieci ale nie dam się tak omotać. I tak, jej mała już była w domu dziecka, wróciła do mamy ale nadal jest to samo. Ja osobiście nie donoszę na nią bo przynajmniej tata bardzo dobrze się nią zajmuje, widać że jest pomiędzy nimi duża więź. Chroni dziecko kiedy są wizyty kuratorki, wtedy siłą wręcz trzyma żonę dzień przed aby nie piła (to słychać na klatce, naprawdę). Nie będe się wpierniczać bo to nie moja sprawa a po za tym drugiego takiego taty nie znajdzie. Tylko jeszcze on musi się opamiętać i w końcu albo pozbyć pasożyta albo coś zrobić z żoną bo ich mała na to wszystko patrzy. I proszę mi nie zarzucać że nic nie robię. Tata naprawdę się stara, to on ja ubiera, karmi. Matka nie bije ale córka musi patrzeć na to jak nie raz leży na klatce. Jak by potrzebował zeznań: prosze bardzo, ja chętnie pomogę i on o tym wie.
Odpowiedz@Atrea: Jakoś tak nie umiem sobie wyobrazić, jak można iść za kimś i jednocześnie bawić się obok, ale mniejsza o to. Powyciągałaś różne, przedziwne wnioski z jednego, krótkiego zdania. A ja zapytałam tylko, czy powiedziałaś do kobiety "wypad" w obecności jej córki? Ale skoro już podjęłaś temat, ja go też rozwinę. Nie wydaje mi się, żebyś miała prawo przepędzać sąsiadkę z parku. Park to miejsce publiczne i miała ona takie samo prawo spacerować po nim, jak ty. Gdyby poszła za tobą do samej restauracji - też byś nie miała tego prawa, nawet gdyby do niej weszła - ponieważ z restauracji też mają prawo korzystać wszyscy. Jeśliby to była impreza zamknięta - to owszem. Ale nie sądzę, żebyś dla sześciu osób rezerwowała całą restaurację. (A jeżeli tak zrobiłaś - to jesteś zdrowo kopnięta.) Niemniej, mogłabyś ją wyprosić OD STOLIKA, dopiero wówczas, gdyby próbowała przy nim usiąść. A teraz reszta twoich wywodów. Niestety, ale odnoszę wrażenie, że jej dziecko również uważasz za kogoś gorszego, bo ma matkę pijaczkę. W którym miejscu napisałam, że jesteś odpowiedzialna za córę sąsiadki? W którym miejscu napisałam, że miałaś obowiązek sponsorować im obiadek? W jakim celu udzielasz mi informacji, że mała była w domu dziecka? Wnosi to coś do historii? Czy ja pytałam o ojca? "Nie będe się wpierniczać bo to nie moja sprawa..." No to się nie wpierniczaj! "...drugiego takiego taty nie znajdzie." A po co miałaby szukać??? I gdzie, w domu dziecka??? "Tylko jeszcze on musi się opamiętać i w końcu albo pozbyć pasożyta albo coś zrobić z żoną..." A to już NA PEWNO nie jest twoja sprawa. Poza tym ON nic nie MUSI. Gdyby mu na tym naprawdę zależało - pewnie by już coś zrobił. Się zastanawiam, czy tatuś też nie lubi zamoczyć dzioba, tylko rzadziej i mniej widowiskowo? Bo skąd niby ten dom dziecka? "I proszę mi nie zarzucać że nic nie robię." A napisałam coś takiego?
Odpowiedzpoprostu rozwinęła temat ;) Nie ma co sie pieklić
Odpowiedz@Atrea: taki przykładny ojczulek to co dziecko w domu dziecka robiło? Czemu nie odizoluje dzieciak od matki?
Odpowiedz6 osób i nie ma miejsca w mieszkaniu? Jakoś nie chce mi się wierzyć.
OdpowiedzNie chcesz mieszkać w bloku :)
Odpowiedz@Gorn221: Nie chcę być upierdliwy, ale w kawalerce zmieści się 6 osób bez ścisku...
Odpowiedz@dodsab: Przy stole zmieści się max 4 osoby. Tak aby się o siebie nie obijały. Wybacz, ale nie będe podawała obiadu 4-em osobą w kuchni a reszte zaproszę do pokoju. W którym defakto zmieściły by się cztery skulone na sofie a jedzonko było by podane na stole w wymiarach 70-70 cm. To nie imprezka tylko oficjalny obiad gdzie ja chcę zadbać o komfort gości. Za kilka rodzajów przystawek, danie główne, deser, napoje (kuchnia gruździńska) zapłaciłam 450zł. I było warto. Niestety nie stać mnie na większe mieszkanie.
Odpowiedz