Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Jako czynny belfer lubię wiedzieć, co mi JE Minister Edukacji szykuje w…

Jako czynny belfer lubię wiedzieć, co mi JE Minister Edukacji szykuje w najbliższej przyszłości. A że młodszy we wrześniu idzie do pierwszej klasy, tym pilniej studiuję zagmatwaną sytuację z podręcznikami.

Te od języka obcego też mają być za darmo, głosi projekt rozporządzenia. Cymes, cud, miód i orzeszki.

A piekielność?

Ano w terminach. Do 15 września gminy mają czas na przesłanie zapotrzebowania do MEN na dotację w kwocie 24 zł z groszami na jedno dziecko. MEN ma czas do 15 października na wysłanie kasy. A potem już z górki? No nie tak łatwo, gminę mianowicie obowiązuje ustawa o zamówieniach publicznych, szkołę zresztą również. Tak, tak, ogłoszenie przetargu, powołanie komisji, wybór ofert, dostarczenie i redystrybucja podręczników na szkoły i w samych szkołach - dzieciom. Ciekawe czy się wyrobią przed Bożym Narodzeniem.

W tym roku poobserwuję sobie ten proces jako rodzic, na dwóch podręcznikach do pierwszej klasy. W przyszłym gmina ma zapewnić darmowe książki w klasie czwartej. Ciekawe, do kiedy da sobie MEN termin na przesłanie pieniędzy. Do połowy listopada na przykład, bo w sumie, czemu nie, im wolno. Wszystko. By żyło się lepiej. Wszystkim.

Ministerstwo Edukacji Narodowej

by Taczer
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Drill_Sergeant
12 30

Ku*rwa i jak to jest? Ja miałem jeden podręcznik, tego samego używał mój młodszy brat, jeszcze młodszy brat, potem książkę użytkował kuzyn i jeszcze parę dzieciaków, a było to za głębokiej komuny. I wszyscy żyli, podręcznik był dobry, każdy zadowolony a jeszcze w pingponga dało się nim pograć bo okładka twarda. A teraz co dzieciak to muszę mu inną książkę kupować a one są tak sprytnie pomyślane, że nie dasz młodszemu bo w środku są rubryki i jakieś pierdoły trza tam wypełniać więc jak już to zmarasisz to nie ma bata, kupuj nową. Albo zmienią trzy zdania i już nowa edycja i kupuj człowieku zamiast po bożemu na piwo wydać. W ogóle najbardziej cwane są nauczycielki bo jak zamówią, to mają gratis a to toster, a to sokowirówkę a to wczasy na Majorce i jedna z drugą taka pinda potrafi całkiem dobrze się ustawić na tych wydawnictwach.

Odpowiedz
avatar Taczer
20 24

@Drill_Sergeant: Nie toster, tylko najnowszy model Volvo i nie Majorka a podróż na Marsa. Poza tym - wszystko się zgadza. Do opisu podręczników dodaj jeszcze płyty, których żaden uczeń nie przesłuchuje, wyklejanki nawet w książkach do klasy szóstej i wyobraź sobie ćwiczenia drukowane w kolorze, byle można było skroić większą kasę z rodzica. Cały przemysł nastawiony na wyciąganie kasy pójdzie z dymem. Od lat lali benzynę i machali wkoło pochodniami, więc niespecjalnie płaczę nad wydawcami. Tylko tego Volvo żal, co mi je pewnie CBA bladym świtem zabierze...

Odpowiedz
avatar Drill_Sergeant
2 20

@Taczer: Ironią losu jest to, że najwięcej ludzkość umiała jak była do dyspozycji tylko tabliczka i rylec, każdy wykuł na blachę wszystko bo wyjścia nie było, a teraz obkupisz pierdół za które mógłbyś mieć piwa i panienek w bród i raz że połowy podręcznika nigdy nie wykorzystasz (nikt nigdy nie dojechał z historii do współczesności, za to piramidy egipskie każdy pół roku wałkuje) a dwa że się nic nie nauczysz z tego. Weź se na przykład książkę do angielskiego: zamiast jechać żółtego Siudę jak Bóg przykazał, to mają jakieś cudactwa z ilustracjami na 3/4 strony i zero konkretu. Tak samo z religii, zamiast porządnych przedsoborowych katechizmów pisanych na wzór Summy Teologicznej św. Tomasza z Akwinu pytaniami i odpowiedziami w duchu scholastyki, pojawiły się książeczki dla imbecyli w których koloruje się Arkę Noego.

Odpowiedz
avatar Taczer
6 6

@Drill_Sergeant: Jedno mi tylko uświadom: jakie jest zastosowanie piwa i panienek w szkole podstawowej? Nie te czasy kiedy można się było tam znęcać nad uczniem do osiemnastki.

Odpowiedz
avatar Drill_Sergeant
7 17

@Taczer: A czy ja mówię że piwo i panienki są dla dzieciaka? Chociaż w sumie w erze gry w słoneczko nic mnie już nie zdziwi. I tak podręczniki są kupowane za kasę rodziców, więc po kiego grzyba pół wypłaty ma iść się kochać bo jakaś tępa rura zażyczyła sobie że ten podręcznik jest cacy bo ma bajery i trzeba go mieć a drugi jest już be.

Odpowiedz
avatar Shi
1 1

@Drill_Sergeant: w tym sens, że nie zawsze nauczyciel sobie wymyśli, że co roku ma być inny podręcznik, ale po prostu znowu się zmieni podstawa programowa. Ja się jeszcze załapałam na możliwość odkupywania podręczników od innych lub wykorzystanie tych po siostrze. Lecz wiem, że nawet nauczyciele marudzą (szczególnie z tych małych szkół), że co roku trzeba nowy podręcznik kupić, zaplanować do nowego podręcznika system oceniania i wymagania, ogólnie masa papierologii. Nie raz słyszę od rodziców "poszłam/em do szkoły by uczyć, a nie tonąć w papierach!". Nie mówiąc, że porządny nauczyciel to czasem i całe miesiące spędzi na poszukiwaniu odpowiedniego podręcznika.

Odpowiedz
avatar mijanou
1 3

@Drill_Sergeant: bzdura, Drill. Co najwyżej dostanie gratis książkę, zeszyt ćwiczeń, książkę nauczyciela i kupony ze zniżką 10% dla swoich uczniów na zakup podręczników. Gdyby każdemu nauczycielowi wydawnictwo fundowało wczasy na Bali, to raczej im by się nie opłacało. Chyba raczej ktoś inny wyciąga niezłą kasę z tych ciągłych zmian, bo do każdej zmiany obowiązują nowe podręczniki, ostatnio z napisem: "zgodny z nową podstawą programową". Z reguły to są te same treści, tylko nieco odświeżone i z innymi obrazkami. Jeśli są jakieś przekręty to raczej "na górze".

Odpowiedz
avatar konto usunięte
11 11

Gminy chyba wiedzą, ile dzieci w danym roczniku trafi do szkół, i podręczniki, razem z komisjami i przetargami mogą zorganizować odpowiednio wcześniej? Dla samorządu zakup kilkuset książek nie powinien być wydatkiem nie do przeskoczenia. Dzieciaki będą miały z czego się uczyć już we wrześniu, a MEN może sobie rozwlekać w czasie procedury i dofinansowanie. Sierżant ma rację, wydawnictwa zarabiają krocie na bezradnych rodzicach.

Odpowiedz
avatar calodniowysen
11 13

@Akacja: Mój kuzyn jest tegorocznym pierwszoklasistą (poszedł do szkoły jak 6 latek, ale to nie ważne). Teraz jest zadowolony i szczęśliwy, jednak na początku roku tak fajnie nie było. Około lipca/sierpnia rodzice dostali ze szkoły wykaz podręczników i ćwiczeń dla pierwszaków. Cena - około 300 zł za wszystko (same książki, a jeszcze długopisy, piórnik, ołówki, jakieś bloki, plasteliny itp...). Żeby było chociaż trochę taniej niż w księgarni to kilku znających się rodziców skrzyknęło się i zamówili takie zestawy książek w internecie. Wyszło jakieś 25/50 zł mniej, co nie jest bez znaczenia. Jednak z powodu wielu zamówień książki miały dotrzeć na około 15 września, więc dzieciaki (jakaś 5, 6 z klasy) podręczników nie miała. Pani nauczycielka po dwóch, trzech dniach "tolerowania" takiego stanu rzeczy zaczęła się na dzieci wydzierać, że jak to tak, że nieprzygotowane do szkoły przychodzą, że ona ma taki materiał do zrobienia, a wszystko się przez nich opóźnia. Kuzyn przychodził z płaczem ze szkoły, prosił, żeby mu te książki kupić, bo on nie chce sprawiać problemów. Ciocia była na rozmowie w szkole, to pani nagle zwrot o 180 stopni. Miła, uśmiechnięta, nic nie szkodzi, poczekają. A następnego dnia od nowa... Aż przyszły podręczniki. Dlatego większość rodziców woli kupować książki w księgarniach i samemu dając zarobić...

Odpowiedz
avatar enron
11 11

@calodniowysen: Więc należało zdmuchnąć "pani nauczycielce" ten uśmiech i przypomnieć kto dla kogo świadczy usługę.

Odpowiedz
avatar sajko
5 7

@calodniowysen: To i tak nic strasznego się nie stało. U mnie w liceum było dużo nieprzyjemniej. Każdy wie, że książki, szczególnie na przedmioty rozszerzone są masakrycznie drogie, więc nauczyciele i uczniowie postanowili coś na to zaradzić. Zamówili więc podręczniki z różnych przedmiotów prosto z wydawnictwa dla kilku klas z różnych roczników , można się domyślać, że było tego całkiem sporo. Co za tym idzie było o wiele taniej, bo cześć książek byłą gratis, a szkoła dostała rzutniki, jakieś plansze czy inne materiały. Oczywiście sielanka nie mogła trwać długo, bo do akcji włączyły się księgarnie z mojego miasta. Nasłali na nauczycieli Urząd Skarbowy! Że niby mieli z tego jakieś pieniądze... Dzięki pazerności ,,przedsiębiorczym" księgarniom nauczycielom odechciało się jakichkolwiek akcji tego typu. A uczniom tez przestało się to opłacać, bo było taniej tylko wtedy, gdy książki zamawiało się jako szkoła, a nie osoba prywatna. Teraz może się coś zmieniło.

Odpowiedz
avatar Taczer
2 2

@Akacja: To jest dopiero projekt rozporządzenia, nie akt obowiązujący. Przechodzi właśnie konsultacje społeczne, musi jeszcze przejść przez Radę Ministrów z jego ministrem finansów, biuro legislacyjne rządu, zostać podpisane i opublikowane. Gmina nie może organizować przetargu na bazie projektu, musi mieć obowiązujący akt prawny. W 2013/14 w mojej gminie do pierwszej klasy poszło 3,5 tyś. dzieci. W tym pójdzie odpowiednio więcej, bo wchodzi półtora rocznika a nie jeden, więc mówimy o coś koło 9 tyś woluminów w sumie. O ile sama idea bardzo mi się podoba, to sposób realizacji zdecydowanie mniej. To wszystko należało z głową rozłożyć w czasie tak, żeby 1 września na dziecko czekały podpisane książki i nauczyciele, którzy te podręczniki choć przez chwilę trzymali w rękach. @sajko: Nie chodziło o chęci. Dostaliśmy zakaz od nadzoru - wprost i jednoznacznie zabroniono nam hurtowych zakupów książek dla uczniów. Wiem, bo też dostałam po uszach za próbę zaoszczędzenia 25-33% ceny księgarnianej.

Odpowiedz
avatar sajko
3 3

@Taczer: Nauczyciele w moim liceum nie dostali żadnej nagany czy zakazu z ,,góry", ale to chyba nie jest tajemnica, ze kontrole z US potrafią skutecznie napsuć krwi.

Odpowiedz
avatar m_szarlotka
5 5

Gmina może złożyć wcześniej wniosek o dotację. Zazwyczaj już w czerwcu wiadomo ile dzieci rozpocznie naukę w nowym roku szkolnym w danej klasie. Także całą akcję można rozpocząć dużo wcześniej. Oczywiście mogą się znaleźć osoby, które zmienią szkołę w terminie późniejszym. I tutaj rzeczywiście może być problem z terminami zakupu podręczników. Ale wtedy (chyba - nie za bardzo się orientuję) można zastosować zwykłą procedurę zakupu - bez przetargów.

Odpowiedz
avatar mitzeh
5 5

Mnie najbardziej uderzyła w oczy cena - co prawda chodziłam do podstawówki za czasów, kiedy języków w klasach 1-3 nawet nie było, ale... 24 zł za podręcznik? Czy to jest w jakikolwiek sposób prawdopodobne, czy po prostu MEN wyceniło to według sobie tylko znanej taryfy? :)

Odpowiedz
avatar mskps
8 8

@mitzeh: 24 złote za podręcznik do języka to... tanio. Siostra jest teraz w drugiej klasie podstawówki i za podręcznik do angielskiego w tym roku było 77 złotych.

Odpowiedz
avatar Taczer
5 5

@mitzeh: Oczywiście że to jest do zrobienia. Podręcznik ma być wielorazowego użytku - jeśli usuniesz, zwłaszcza w klasach młodszych wszystkie płyty, wklejki oraz ćwiczenia do wypełnienia typu: połącz obrazek ze słowem, napisz po śladzie, to zostanie z 10 obrazków na całą stronę, kilka prościutkich zdań i słowniczek obrazkowy. Wzięłam ostatnio jeden ze zużytych już mocno podręczników do klasy 6 i wykreśliłam z niego ćwiczenia do wypełnienia. Zostały po dwa dialogi, dwa teksty, cztery prezentacje gramatyki i dwie listy pytań do tekstów na rozdział. Jakieś 20 do 30% zawartości

Odpowiedz
avatar mitzeh
5 5

@Taczer: Ok, dzięki za wyjaśnienie. :) Ja ceny podręczników do języków kojarzę bardziej z liceum - a komplet (podręcznik + ćwiczenia) potrafił kosztować ponad 100 (słownie: sto) złotych. Na szczęście w moich czasach (a może po prostu w moim liceum) nauczyciele nie robili problemów, jeżeli ktoś zwyczajnie skserował książki - przy trzech obowiązkowych językach wykupienie wszystkich kompletów dałoby dość wysoką kwotę... Zawsze zastanawiało mnie, dlaczego podręczniki do języków obcych są takie drogie - w końcu książka do, dajmy na to, historii potrafi być równie kolorowa, dwa razy grubsza, a kosztować 1/3 takiego językowego zestawu, więc w pewnym momencie człowiek zaczyna po prostu podejrzewać, że z jakiegoś powodu ceny akurat tych podręczników są cokolwiek rozdmuchane. Dlatego te 24 zł mnie zdziwiły :)

Odpowiedz
avatar cher
6 8

Wiecie co? Tyle podręczników już zostało wydrukowanych, wymalowanych, zaprojektowanych, że najprościej byłoby chyba, jakby nauczyciel ogarnął sobie temat zgodnie z programem MEN i wybrał po kawałku do skserowania - bo nie ma podręcznika, w którym wszystko jest zrobione super, a tak dzieciaki miałyby segregator z kserówkami merytorycznie wartościowymi, po których można kreślić do woli. Przechodziłam przez wszystkie praktyki nauczycielskie i z każdym podręcznikiem, który trafiał mi w ręce, było gorzej, mnóstwo obrazków, kolorów jak nas**ał, papier kredowy, ciężkie tomy, a w środku na całej stronie A4 jedna formułka, np. definicja metafory. Kolorowy obrazek w tle przedstawia metaforę metafory -.-' Ja wiem, że wydawnictwa by zaraz podniosły lament o kradzieży wartości intelektualnej itp., ale tak Bogiem a prawdą - kiedy w ogóle były w szkole potrzebne podręczniki? U mnie z podręczników uczyliśmy się czasem jakichś regułek, jakąś czytankę się przeczytało, reszta była w zeszycie i to obowiązywało do sprawdzianów itp. - z każdego przedmiotu bez wyjątku. Ćwiczenia zapisywało się w zeszycie, podobnie treść zadania domowego. Pod koniec podstawówki już nawet nauczyciela nie obchodziło, czy mamy podręczniki, czy nie, potrzebny był tylko zbiór zadań z matmy, fizyki i chemii, a te są na tyle niezmienne, że taki z lat 90. spokojnie da radę do dziś. W LO w ogóle była wolność, mieliśmy każdy po jakimś podręczniku odziedziczonym po starszych rocznikach, w razie potrzeby robiło się ksero fragmentu z podręczników zalegających w czytelni.

Odpowiedz
avatar Taczer
-2 2

@cher: Żadnego lamentu, kopiowanie fragmentów do wykorzystania na zajęciach mieści się w definicji dozwolonego użytku w ustawie o prawach autorskich. Ale, wybacz, jak na kogoś po nauczycielstwie masz dość powierzchowne spojrzenie na kwestię podręcznika w pracy nauczyciela. Darujmy sobie na moment technikalia i wydajność oraz jakość szkolnej kserokopiarki czy tam czas potrzebny na samo kopiowanie. Podręcznik językowy jest budowany od słów prostych, powtarzanych w kolejnych rozdziałach, po struktury bardziej skomplikowane. Teksty są sztucznie budowane tak, by w kolejnych występowało po kilka, ale nie nazbyt dużo, nowych słówek a konkretna struktura językowa utrwalana. Nie osiągniesz tego efektu gromadząc zadania z różnych zbiorów. Nieprzypadkowo trzeba dwóch do trzech lat na zrobienie przyzwoitego podręcznika. Oczekujesz że każdy jeden nauczyciel będzie indywidualnie tworzył czy kompilował na bieżąco książki dla każdej swojej klasy wykonując dodatkowo pełnoetatową pracę korektora, recenzenta czy drukarza. Trochę przeholowałaś z oceną możliwości przeciętnego blefra.

Odpowiedz
avatar cher
3 3

@Taczer: Kopiowanie fragmentów jest dozwolone, ale coraz więcej podręczników ma notkę o zakazie jakiegokolwiek powielania i w kilku punktach ksero spotkałam się z tym, że nie kserują takich rzeczy i już. Ba, nawet pan w czytelni zdjęcia zrobić nie pozwolił. Podręczniki językowe rządzą się nieco innymi prawami, bo rzeczywiście konstrukcja podręcznika do j. obcego musi być (i zwykle jest) dopracowana - ale na pewno nie ma potrzeby co roku kupować nowych. Zauważ też, że na danym poziomie w danym zagadnieniu (np. podróże, szkoła, list oficjalny) zwykle powtarzają się te same sformułowania i pojęcia, nie jest więc tak, że nie można korzystać z różnych źródeł - choć zawsze najprościej z jednego. Mi zajęcia z języków obcych do dziś kojarzą się ze stertą kserówek, którymi wyklejałam zeszyty, żeby nie pogubić. Co do możliwości belfra - możliwości są, tym bardziej, że nauczyciel nie przygotowuje materiałów dla każdej klasy osobno i co roku od nowa, większość treści się powiela. W podstawówce 1-3 to może nie zdać egzaminu, bo materiał do przyswojenia jest zbyt podstawowy, żeby można było kombinować, a i dzieciaki nauczone skupiania uwagi na rzeczach bajerancko kolorowych nie skupią się na kserówkach - choć sądzę, że i tak byłoby to lepsze od tego nieszczęsnego ministerialnego "darmowego" podręcznika. Od 4 klasy spokojnie dałoby się zastąpić większość podręczników materiałami wybranymi przez nauczycieli, bo najważniejsze są kompetencje prowadzącego lekcję. Zresztą (może jestem wyjątkiem?) miałam nauczycieli w ten sposób działających i ich lekcje były angażujące i ułatwiające zapamiętanie omawianych zagadnień.

Odpowiedz
avatar reinevan
7 7

A ja powiem tak. Pomysł z podręcznikami uważam, jako jedyne z tego co zrodziło się w MEN od co najmniej lat kilkunastu, za ze wszech miar słuszny i potrzebny. Bardzo się cieszę, że ta banda złodziei i naciągaczy, zwana potocznie wydawnictwami pójdzie wreszcie z torbami. A dlaczego? Ano dlatego, że jakiś czas temu wpadły mi w ręce wyniki badań dotyczących cen podręczników szkolnych. Co się okazało? Przeciętna marża, nałożona na podręcznik, wynosiła pomiędzy 90 a 130%. Rekord pobił podręcznik do biologii w II klasie gimnazjum, na którym marża wynosiła blisko 230%.

Odpowiedz
avatar mijanou
4 4

@reinevan: rekordy biją podręczniki do języków obcych (printed in China, proszę sprawdzić), drukowane w tychże Chinach za cenę 2-3 dolarów za komplet a tu sprzedawane za ok 80-100 zł:)

Odpowiedz
avatar Timothy
0 2

@reinevan: "banda złodziei i naciągaczy, zwana potocznie wydawnictwami" Czytam książki z różnych dziedzin i nie odważyłbym się tak nazwać wydawców, bo wiem ile roboty stoi za ich plecami. Ten akurat mechanizm ciągłych zmian (notabene identyczny mamy w technologiach - nowy komputer, ciuszek, telefon, etc trzeba natychmiast mieć i wymienić, bo stary jest już ... passe). Wiec uspokój trochę swoje nerwy. PS. Wydawcy próbują chronić swoją pozycję m.in. przygotowując projekt ustawy o książce i cenie stałej.

Odpowiedz
avatar reinevan
0 0

@Timothy: Późno bo późno, ale może przeczytasz. 1. Wyobraź sobie, że również czytam książki w ilościach hurtowych. 2. Pracuję w systemie szkolnictwa, więc cyrk z podręcznikami znam od podszewki. 3. Zdecydowana większość firm związanych z podręcznikami to wydawnictwa specjalistyczne, nie zajmujące się niczym więcej. 4. Najpopularniejsze triki stosowane przez w/w wydawnictwa, w celu zmuszenia rodziców do zakupu z roku na rok nowych podręczników i mające na celu uniemożliwienie wykorzystywania tych samych książek przez kilka lat: a) zmiana układu podręcznika (przestawienie tekstów, ćwiczeń, zadań) b) zmiana układu podręcznika wpływająca na zawartość poszczególnych stron. c) sprzedaż ćwiczeń jedynie w pakiecie z podręcznikiem. Żadna z tych zmian nie ma najmniejszego wpływu na zawartość merytoryczną książki, skutecznie jednak uniemożliwia korzystanie z tego samego podręcznika (wydanego w różnych latach) w jednej klasie. Jeśli nadal nie rozumiesz mojej wrogości do wydawców podręczników proponuję zajrzeć do słownika i sprawdzić znaczenie słowa: "marża".

Odpowiedz
avatar smokk
8 10

Mnie tam w tym wszystkim zaciekawiło jedno. Ile będzie kosztował rodzica ten "bezpłatny" podręcznik?

Odpowiedz
avatar m_szarlotka
1 1

@smokk: Rodzic nie może dopłacić (nawet gdyby chciał) do podręczników do przedmiotów obowiązkowych. Do dodatkowych przedmiotów musi kupić sam.

Odpowiedz
avatar smokk
5 5

@m_szarlotka: Ech... miałem na myśli ile zapłaci rodzic ze swoich danin na rzecz państwa za ten podręcznik.

Odpowiedz
avatar Zmora
6 8

@smokk: Mnie bardziej interesuje ile zapłaci osoba, która rodzicem nie jest ze swoich danin na rzecz państwa na ten podręcznik.

Odpowiedz
avatar mijanou
-1 1

@smokk: a mnie interesuje, jaka będzie JAKOŚĆ tego darmowego podręcznika. Nie jestem rodzicem, ale może, kiedyś...

Odpowiedz
avatar komentator555
3 7

Dam głowę, że już to gdzieś czytałem - tu albo na innym kwejku czy sadisticu

Odpowiedz
avatar kalaallit
3 3

@komentator555: to bylo tutaj - zauwaz, ze komentarze sa sprzed 2 tygodni.

Odpowiedz
avatar komentator555
0 0

O faktycznie, przepraszam, myślałem, że to poczekalnia, mój błąd

Odpowiedz
avatar Katka_43
0 0

@kalaallit: Ano właśnie,a ja już myślałam,że zdurniałam:))Ufff..

Odpowiedz
avatar Taczer
1 1

@Katka_43: Mnie też zaskoczył widok tekstu. Prawdopodobnie błąd Matrixa, gdzieś wcięło notki z 11-24 czerwca i wyświetla starsze. A przy okazji. Wiecie ile kosztuje komplet podręczników do 4 klasy? Właśnie skończyłam podliczać i jestem w lekkim szoku. Nie, w ciężkim. Wydawnictwa chyba szykują się na ostatnie żniwa, inaczej nie potrafię sobie wyjaśnić takich cen.

Odpowiedz
avatar Katka_43
1 1

@Taczer: Moja córka idzie do liceum,już się boję:(

Odpowiedz
avatar Vister
1 1

@Katka_43: Ja właśnie kończę I klasę w LO. U nas było o tyle dobrze, że dyrekcja zakupiła podręczniki do większości przedmiotów, które mają do 2 godzin lekcyjnych w tygodniu(takie jak historia, biologia, geografia itd.)My musieliśmy zakupić książki do języków obcych, polskiego, matematyki.Niestety, cena którą zapłaciłem za książki i tak była podobna do cen wszystkich książek mojego młodszego brata, który poszedł do 1 gimnazjum...

Odpowiedz
avatar timo
0 2

Z tego, co mi wiadomo, to do równowartości bodajże 14 000 euro nie musi być przetargu, można zrobić postępowanie bezprzetargowe. Jeśli szkoła jest tak wielka, ze przekracza ten limit, to niech zrobi osobne postępowanie na podręcznik do każdego przedmiotu. Zakładając, w uproszczeniu, że koszt podręcznika nie przekracza 14 €, czyli nieco ponad 60 zł, to szkoła musiałaby mieć ponad 1000 uczniów w roczniku, żeby nie móc pójść tą drogą.

Odpowiedz
avatar 7sins
0 0

@timo: Dokładnie. A poza tym - skoro dotacja jest pewna/ustawowa, to nic nie stoi na przeszkodzie, by samorząd sięgnął do rezerwy, ogłosił postępowanie i kupił podręczniki. A potem pokryje to z dotacji, która faktycznie może pojawić się w IV kwartale. Gdzie jest problem?

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 24 czerwca 2014 o 20:56

avatar timo
0 0

@7sins: tak niestety nie można (albo i na szczęście). Samorząd nie jest uprawniony do wydatkowania pieniędzy publicznych "na kredyt". Jedyny przypadek to promesa, której w tym przypadku ministerstwo nie wystawi, bo nie może.

Odpowiedz
avatar 7sins
0 0

@timo: Pracujesz w samorządzie? Bo ja tak i nie takie rozwiązania już widziałam. To nie wydatkowanie pieniędzy "na kredyt", ale rozsądne sięgnięcie do rezerwy budżetowej. Porządny księgowy jest w stanie to potem spokojnie rozliczyć. Samorząd ma obowiązek zapewnić darmowe podręczniki - zatem nawet jak nie będzie terminowo dotacji z MEN to podręczniki mają być. I nie będzie to pierwszy przypadek, gdy gminy dopłacą do szkolnictwa za administrację rządową. Można jeszcze zrobić postępowanie przetargowe z prawem opcji - choć jak słusznie wyliczyłeś postępowanie przetargowe nie będzie raczej potrzebne.

Odpowiedz
avatar timo
0 0

@7sins: Ty piszesz z punktu widzenia praktyka, ja z punktu widzenia prawnika ;) samorządowe machlojki i "kreatywna księgowość" to inna sprawa - zgodnie z literą prawa nie ma możliwości wydatkowania środków budżetowych w taki sposób. A jak wygląda w praktyce, to wszyscy wiemy - i dlatego mamy w tym kraju taki burdel na kółkach.

Odpowiedz
avatar 7sins
0 0

@timo: Ale prawnika praktyka samorządowego? To nie machlojki i nie kreatywna księgowość. Chyba zresztą nie masz pojęcia, co to jest kreatywna księgowość, skoro używasz tego pojęcia w tym kontekście. Jeszcze się nie spotkałam, by kontrole to zakwestionowały. Uwierz, gdyby samorząd czekał za każdym razem na przelanie dotacji na konta i dopiero ruszał z wykonaniem zadania to żadne zadanie zlecone nie zostałoby zrealizowane.

Odpowiedz
avatar bidford
1 3

1.Cud, miód i orzeszki. 2. Ano. 3. Co by. 4. Luby.

Odpowiedz
avatar jeery22
-2 2

Mam rozwiązanie dla ciebie. Startuj w wyborach, a gdy wygrasz to wtedy zmienisz sytaucję na taką jaka ci pasuje.

Odpowiedz
Udostępnij