W ramach pracy często chodzę po miejscach, do których ludzie zaglądają dość okazjonalnie, np. strychy, piwnice, garaże itd. Miejsca te są zwykle niewiarygodnie brudne i zagracone, co mi utrudnia robotę z jednej strony, ale z drugiej we wszystkim trzeba szukać jakiś pozytywów. Jak życie daje same cytryny to trzeba zrobić lemoniadę znaczy się.
W ramach mojej serii wycieczek po (osranych przez gołębie) strychach (na których ludzie wieszają pranie- łojesu...) zaobserwowałam: 2 maszyny Singera, stół rozkładany, szafę, szafkę, miedzianą formę do ciasta i rower z gatunku przedpotopowych. Pytam się więc uprzejmie Pana z administracji, czy nie spyta się właścicieli o możliwość odstąpienia owych przedmiotów za cenę do negocjacji. To jest bowiem moja lemoniada.
Administracji w to graj, bo oni regularnie dostają pisma od strażaków z upomnieniami za zagracanie strychów i co jakiś czas są zmuszani do robienia "dołowania" znajdujących się tam skarbów. Po uprzednim ostrzeżeniu właścicieli oczywiście.
Pan z administracji był miły i się spytał.
1) Stół, szafa, szafka - leżą od 10ciu lat, nikomu niepotrzebne. Właścicielka po zgodzie w pierwszym odruchu w drugim obwieszcza, że wywiezie skarby na działkę. Trochę szkoda, bo wszystko przedwojenne, ale po próbach negocjacji dochodzi do wniosku, że chcę ją okraść.
2) Maszyna Singera pierwsza - na strychu od lat 90tych. "To nie są tanie rzeczy, wie Pani. 1000 zł". Na Allegro chodzą od 30tu jak dobrze poszukać, a normalnie to stówa ale bajka. Przy próbnie negocjacji pan się obraża.
3) Rower. Na oko lata 50te. Pan będzie jeździł. No dobra. Nie było mnie przy rozmowie.
4) Foremka do ciasta, miedziana 30cm. Facet rzuca 400 zł. Taaa, jasne. "No to możemy się dogadać" i ciamka zapuszczając żurawia.
5) Maszyna Sinegra (druga). Nie było mnie przy rozmowie. Pan lat 90, bez nogi, na zapytanie się oblizuje, wykonuje jednoznaczne gesty, na szczęście Pan z Administracji jest twardy. Mówi, że w naturze się nie da. Stanęło na butelce wódki. Jackpot!!!
A tak z ciekawości: jaka praca wymaga chodzenia po takich miejscach? Nic mi nie przychodzi do głowy, a ciekawam :)
Odpowiedz@kasiunda: Praca architekta. Tu chodziło o inwentaryzacje więźby dachowej przed remontem :)
Odpowiedz@takatamtala: nie wiedziałem, że architekci handlują starymi gratami aby dorobić.. zawsze myślałem, że to dobrze płatny zawód.
Odpowiedz@Farmer: Jakby nie wolno było mieć hobby :)
Odpowiedz@takatamtala: tak myślałam :) cholera - obowiązek udostępnienia ciąży na osobie, dla której inwentaryzacje się wykonuje. a to, że nie da się przejść, a co dopiero wymierzyć - to nic. "przecież pani weszła, to udostępniłem" :D
Odpowiedz@kasiunda: Ja obstawiałam "kominiarz płci żeńskiej", strażak jw. albo złomiarz ;)
OdpowiedzPowiem Ci, że plastyczny opis 2 ostatnich panów - w połączeniu z moją chorą wyobraźnią - zafundował mi dreszcz obrzydzenia na cały dzień. Błe.
OdpowiedzJako właściciele tych przedmiotów mają prawo zażądać dowolnej ceny lub nie zdecydować się na sprzedaż. Fakt, że tobie te warunki nie odpowiadają nie czyni z nich piekielnych. Inna sprawa, oczywiście, jest z zagracaniem przejść pożarowych, ale mogą je udrożnić w inny sposób niż poprzez sprzedaż.
Odpowiedz@Jorn: Może nie, ale drażni mnie podejście pt. "pies ogrodnika" i "szukanie jelenia". Natomiast namawianie mnie do nierządu uważam za piekielne :) Zagracanie strychów to nie jest blokowanie przejść pożarowych tylko stwarzanie możliwości pożaru- więźba dachowa jest impregnowana a te wszystkie meble i ubrania w worach nie, wiec kiedy temperatura sięga 50 st (a bywa...) może się zdarzyć. Generalnie w przypadku śmierci właściciela często rzeczy ze strychów nie są zabierane przez spadkobierców i potem się je dołuje. A szkoda. PS. jeśli Administracja sprząta strych to nie sprzedaje rzeczy, które się tam znajdują tylko albo pali w specjalnym dole(czyli dołuje) albo wywozi na śmietnisko.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 28 maja 2014 o 11:47
@Jorn: Owszem, ale sam podzielam troszkę pasję twórcy tej historii i sam często mam do czynienia z właścicielami antyków. W lwiej części są tu ludzie, którzy nie mają absolutnie żadnego pojęcia o tym, jaka jest wartość tego przedmiotu, a często nie wiedzą nawet, jak to nazwać. Oferowanie ceny, która kilkunastokrotnie przewyższa nawet te najbardziej absurdalne wartości przedmiotów, jest po prostu dzika. Obrażanie się przy zwracaniu im uwagi na to, że wartość jest o wiele, wiele niższa, jest właśnie piekielne. Piekielne jest też zachowywanie się, jak pies ogrodnika, na zasadzie "wprawdzie u mnie leży, gnije i za kilka lat samo się rozpadnie, ale Tobie nie dam, dziadu!". Sam w toku swojej pasji spotkałem się z mnogością takich piekielnych zachowań i niejedną historię mógłbym o tym napisać. A Szanownej Autorce historii życzę samych fajnych fantów za dobre pieniądze! :)
Odpowiedz@kominek: Na tym polega handel. Oferujesz swoją cenę a jak sie nie znajdzie kupiec to obniżasz, aż znajdziesz chętnych na zakup. Oczernianie kogoś za jego wymagania cenowe jest śmieszne. Natomiast jak trafiła "Jackpota", co wg. mnie jest wyłudzeniem mienia od osoby starszej, za jakąś śmieszną flaszkę to wszystko gra. Lecą brawa i gratulacje. Dziadek pewnie nie wiedział, ile jest warta ta maszyna bo obstawiam, że należała do jego żony i wątpię, żeby znał sie na maszynach do szycia. Winszuję toku myślenia.
Odpowiedz@Farmer: Jeśli w Twojej ocenie proponowanie absurdalnej ceny jest okej, to winszuję toku myślenia. Handel polega na tym, że oferujesz realną cenę, adekwatną do pracy/przedmiotu/usługi/etc. Nie rozumiesz też chyba sensu tej historii. To nie są kolekcjonerzy, jak ja, którzy mają wiele unikatów. Mam w swoich kolekcjach kilka perełek, za które niektórzy "zbieracze" byliby gotowi mnie zachlastać, więc mam prawo żądania odpowiedniej kwoty. Tu mówimy o rzeczach nieużywanych, które zalegają. Co innego żądać horrendalnej kwoty za rzecz użytkową, albo którą w pełni świadomie cenimy, a co innego, jeśli rzucamy cenę "z dupy", bo znalazł się ktoś, kto chce z nią zrobić coś więcej...
Odpowiedz@Farmer: Handel polega na oferowaniu rozsądnej ceny za towar, a nie ceny z kosmosu. To tak jakby w sklepie cenę na chleb czy jabłka wywiesili po 20zł. Każdy pomyśli: co za idioci i pójdzie gdzie indziej. Jeżeli nie wiedzą jaka jest wartość towaru to niech najpierw się zorientują a później można rozmawiać
Odpowiedz@Farmer: Jak już napisałam: chodzą od 30 tu i za tyle kupię flaszkę :)
Odpowiedz@krogulec: @kominek: towar jest warty tyle, ile ktoś jest w stanie za niego zapłacić. Takie jest podstawowe prawo handlu. Tylko potwierdzasz moją tezę, piszac że nikt nie zapłaci za chleb 20zł, tylko pójdzie tam gdzie taniej. Byli u mnie ostatnio tacy kolekcjonerzy antyków, bo mamy przedwojenną chaupę z wyposażeniem. Brali by wszystko, najlepiej za darmo albo za 50zł, byle szybko aby nie było czasu do zastanowienia. Tworzac presję czasu, naciskali na sprzedaż i ciągle tylko "a to złe, a tamto niekompletne" ale jak człowiek odmawiał to się nagle okazywało, że moja cena nie jest taka zła.. tacy ludzie głównie żerują na nieświadomości ludzkiej bo mają większe doświadczenie i wiedzę, do tego zero skrupułów. Podziękowałem tym oszustom.
Odpowiedz@Farmer: Nazywanie ich oszustami jest krzywdzące, a ponadto kłóci się z Twoim zdaniem, że "towar jest warty....". Nie raz miałem sytuację, w której ktoś za zakup przedmiotu oferował mi cenę kilku, bądź kilkunastokrotnie niższą, niż wynosiła jego wartość. Chcesz mi powiedzieć, że powinienem rzec "no, w sumie, to to jest warte 10.000 zł, a nie 10 zł, jak Pan mówi, więc może dam 9 tysięcy, żeby Pana nie skrzywdzić?". Owszem, kolekcjonerzy często kombinują, dlatego wielu z nich (w tym ja), nigdy nie proponujemy cen, jako pierwsi. Jeśli właściciel nie zażąda żadnej ceny, to jeśli nam bardzo zależy, próbujemy ustalić cenę realną i wtedy owszem, za przedmiot 10.000 zł zaproponujemy odpowiednio wysoką stawkę. Jeśli jednak analogicznie ktoś za tak drogi przedmiot chce 10 zł, to wybacz, ale ja nie będę go wyprowadzał z błędu.
Odpowiedz@Jorn: ale czy to powod aby zadac absurdalnej ceny? Nie.
OdpowiedzCzyli że tak: chodzisz ludziom po strychach i piwnicach, gdzie cię nie prosili ale muszą wpuścić, próbujesz kupić rzeczy których nie planowali sprzedać, a jak ci się cena nie podoba, to obsmarowujesz w Internetach? Stary, co z tobą?!
Odpowiedz@bloodcarver: to kobieta jest, chyba że trafił na kamienicę pełną starych gejów :P Dodam jeszcze, że "oskubanie" 90 letniego dziadka z Singerki za flaszkę, było mało uczciwe..
Odpowiedz@Farmer: No co do tych seksualnych gestów to jest w punkcie piątym adnotacja "Nie było mnie przy rozmowie". Nie wiem czy była jak pisałeś swój komentarz. Zresztą i tak sensu czy adekwatności mojej wypowiedzi płeć autora nijak nie zmienia.
Odpowiedz@bloodcarver: Ależ ja jestem proszona o to chodzenie po piwnicach i strychach, nawet mi za to płacą. A obsmarowuje ludzi po internetach bo zachowują się piekielnie a o to chodzi w tym portalu.
Odpowiedz@takatamtala: Proszona jesteś przez administrację itp, nie przez tych ludzi. A jeśli uważasz że to fair, to może ja ci się przejdę po mieszkaniu, powiem co i za ile masz mi sprzedać, a jak odmówisz, obsmaruję jako piekielną hipokrytkę. Pasuje?
Odpowiedz@bloodcarver: Dawaj :) Ci ludzie zatrudniają swoją administrację a ona mnie. Ja mówię od razu, że cena jest do negocjacji. Zdajecie się zapominać, ze te rzeczy są w strasznym stanie technicznym i muszę je w większości wypadków odrobaczyć a potem zakonserwować.
OdpowiedzByłem kilka lat temu w Niemczech w antykwariacie i maszyna Singera kosztowała tam 100 euro.
Odpowiedz@plokijuty: który model? Bo przedwojenne, wypieszczone cacuszko w idealnym stanie może tyle kosztować, ale rupiel z lat 80 czy 70 jest tyle wart co ówczesne Łuczniki. Czyli jakieś 50 zł... o ile jest w pełni sprawny.
Odpowiedz@grupaorkow: Z 1923 roku i ciągle na chodzie.
OdpowiedzWitam Miałem podobną sytuację-chciałem kupić od pana boratynkę z podwójnym biciem.Pan zawołał 500 PLN,bo to ma 400 lat ....(boratynka to szeląg Jana Kazimierza z lat 1660-1666. Wybili ich jakieś 3 miliardy plus 2 fałszywek.Wartość-do 10 PLN)
Odpowiedzano, bo rzeczy lezace na strychu to smiecie az do czasku kiedy ktos sie nimi zainteresuje. moj tata przegladal rzeczy po swoich dziadkach i wybral sobie stare skrzypce i lampe naftowa, nie bylo to w dobrym stanie, watpie zeby ktos za to dal 20 zl, ale moj ojciec lubi takie rzeczy. oczywiscie rodzina stwierdzila, ze to na pewno sa jakies skarby i moj ojciec chcial ich oszukac i ze powinien im za to zaplacic przynajmniej kilka stowek. a epilog jest taki, ze te skrzypce przelezaly w schowku z 15 lat a teraz wzial je sobie moj maz, ktory tez lubi kolekcjonowac smieci i tak kombinuje jak by sie tu ich pozbyc, zeby nie zauwazyl, bo sa w naprawde koszmarnym stanie.
Odpowiedz